Cześć Wam. Nareszcie skończyłam ten rozdział. Trochę go pisałam. Ale to wszystko przez brak czasu. Jednak już zaczęłam ferie więc czasu będę miała pod dostatkiem.
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze. Naprawdę motywują do pracy. Więc proszę o jeszcze więcej :D A i jeszcze jedno. Stuknęło nam już 1000 wyświetleń za co dziękuję podwójnie. Jak to zobaczyłam to oczy prawie mi z orbit wyszły. Tak więc dziękuję nawet potrójnie. Często w komentarzach powtarzało się stwierdzenie, że jest to coś nowego. Taki właśnie miałam zamiar. Stworzyć coś czego jeszcze nie było. A że od zawsze byłam fanką fantasy to wyszło właśnie takie coś. Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom.
Tak w ramach rekompensaty za to, że przez dłuższy czas nie było rozdziału ten jest troszkę dłuższy więc zapraszam do lektury i pozdrawiam wszystkie czytelniczki :D
Chłopak o czekoladowych włosach
zrobił krok do przodu, stanął i przez chwilę się namyślał. Po
chwili zaczął już pewnym krokiem iść w stronę dziewczyny.
Dziewczyny przerażonej. Ale kto mógłby się jej dziwić?
Znajdujesz się z zupełnie nieznanym ci miejscu, jedyna bliska ci
osoba zostaje porwana przez jakieś dziwne istoty, które równie
dobrze mogłyby być wyjęte z jakiegoś filmu grozy, gonił cię
wielki potwór, który tylko czekał na twoje potknięcie, a przed
nim ratuje cię jakiś chłopak z ogniem na głowie. I jeszcze drugi
mówi coś o jakieś cholernej Przeznaczonej. I jak tu niby patrzeć
na świat tak jak dotychczas?
Kiedy szatyn zaczął się zbliżać,
Lily chciała jeszcze bardziej się cofnąć, ale ceglasta ściana,
do której przywarły jej plecy jej to uniemożliwiła. Przełknęła
ślinę i uniosła wysoko głowę, wyczekując jak się wydarzenia
potoczą. Oddech gwałtownie zwiększył swoją częstotliwość, tak
samo jak bicie serce. Dostrzegł to czerwonowłosy chłopak, a
właściwie dosłyszał i ruszył ku niej, jeszcze szybciej niż jego
towarzysz. W mgnieniu oka znajdował się tuż przed nią i
intensywnie zaczął się jej przyglądać. Jakby była jakąś
rzeczą. Niezmiernie ją to wkurzyło. Nie obchodziło jej to w jakim
stanie emocjonalnym się teraz znajduje, ale na takie zachowanie
najchętniej jeszcze raz powaliłaby go na kolana. Już zaciskała
pięści, kiedy to drugi chłopak podbiegł do nich widząc do czego
zaraz może dojść.
- Już starczy! - stanął pomiędzy
Lily a chłopakiem obok, kładąc rękę na jego torsie. Dopiero
teraz dziewczyna uważniej przyjrzała się jego sylwetce. Przesunęła
wzrokiem po bordowej bawełnie opinającej muskularny tors i szerokie
ramiona, na których zarzucona była dodatkowo czarna skórzana
kurtka. Po czym z powrotem spojrzała na jego twarz. Piękną twarz.
W tej chwili okalał ją parszywy uśmiech. Był taki pewny siebie.
Dziewczyna nie znosiła takich ludzi, którzy uważają się za
lepszych od innych. No bo jak inaczej można by odczytać taki
uśmieszek? Zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w jego szarych oczach,
z ogromną chęcią pozbawienia tej jego ładnej buźki tego
zadowolenia – Hej. Wiem, że pewnie jesteś mocno zakłopotana tym
co się tutaj dzieje, ale uwierz mi, że dla własnego dobra,
najlepiej będzie jak pójdziesz z nami. - szatyn zwrócił się do
Lily ciepłym, spokojnym tonem. Sprawiał wrażenie osoby godnej
zaufania, jednak zostawało jedno ale
- Nigdzie nie pójdę. - odpowiedziała
stanowczo – Zwłaszcza z tym perfidnym czymś. - wskazała na
chłopaka obok. Na jej słowa jego uśmiech jeszcze bardziej się
rozszerzył pokazując białe zęby, które lekko błyszczały pod
wpływem światła
- Mówiłem, że będą z nią
problemy. Ale jak się chce to każdego można przekonać do swoich
racji. - zrobił krok do przodu, ale ręka która leżała na jego
ciele natychmiast zrobiła gwałtowny ruch, przez co cofnął się o
metr. Nie był tym faktem zadowolony. Warknął pod nosem i spojrzał
na towarzysza wzrokiem mówiącym „Ty był twój błąd”. Ten
jednak zdawał się nic z tego sobie nie robić.
- Jak się nie uspokoisz, to obiecuję,
że założę ci kaganiec i przywiążę do słupa. Więc opanuj swój
wilczy temperament. Dobrze ci radzę.
- Hej! - zawołała już mocno
zirytowana Lily – Nie wiem o co wam chodzi, ale proszę uspokójcie
się. Ja chcę tylko odnaleźć brata i wrócić z nim do domu. Nic
więcej. - na słowa o bracie głos jej się załamał, przypominając
sobie jednocześnie moment, gdy ostatni raz go widziała
- Pomożemy ci go znaleźć. Obiecuję.
Ale nie zrobimy tego tutaj. Jest jedno takie miejsce gdzie teraz się
udamy i tam wszystko omówimy. Proszę. Chodź. - jego głos zmienił
się diametralnie. Z oschłego i nieprzyjemnego, jaki kierował w
stronę czerwonowłosego, na spokojny i opanowany, pełnego
współczucia, ale też szczerej chęci pomocy. Wyciągnął dłoń w
stronę dziewczyny. Ostrożnie. Aby nie pomyślała, że jest do
czegoś zmuszana i czekał na jej reakcje.
- Dlaczego miałabym ci ufać? - lekko
przechyliła głowę podnosząc jedną brew
- Bo gdyby nie ja, to już dawno
zostałyby z ciebie same kosteczki. - wyrzucił ironicznie chłopak,
który jak dobrze zrozumiała miał na imię Kastiel
- Do ciebie się odzywam? Nie? Więc
się łaskawie zamknij. - oburzyła się i przeszyła go wściekłym
wzrokiem. „Co on sobie myśli? Wielkie panisko się znalazło”
pomyślała
- Nie przeginaj skarbie. Bo nawet on ci
nie pomoże. - wskazał na chłopaka obok
- A mam ci przypomnieć jak boli
uderzenie w kolano? Och. Jaki to był piękny widok jak leżałeś na
ziemi i syczałeś z bólu. Byłeś przynajmniej wtedy na odpowiednim
dla ciebie miejscu.
- Co w was wstąpiło? Zachowujecie się
jak małe dzieci. - szatyn wyrzucił ręce do góry, a jego mina była
co najmniej niepochlebna – Kastiel wynocha mi stąd! Znajdź Wonke.
Zapytaj czy coś widział.
- Dlaczego niby mam wykonywać twoje
polecenia? Kim ty jesteś, aby mi je wydawać? - Lily zauważyła jak
pod wpływem emocji, jego paznokcie robią się coraz dłuższe, tak
samo jak kły. Łopatki dziewczyny jakby przykleiły się do muru za
nią. Głośno przełknęła ślinę i obserwowała ich ze strachem w
oczach, ale było w tym wszystkim też coś fascynującego, przez co
nie mogła od tego wszystkiego oderwać oczu.
- Jestem osobą, która w każdej
chwili może powiedzieć Gabrielowi gdzie trzymasz marychę. Już
wiesz dlaczego masz się mnie słuchać? - spokojnym tonem słowa
wychodziły z ust szatyna, przez co jeszcze bardziej nabierały na
sile. W jednej chwili pazury i kły czerwonowłosego wróciły do
normalnego stanu, a on sam zacisnął szczękę, odwrócił się
pięcie i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie,
niszcząc przy okazji kilka starych kubłów na śmiecie. Chłopak
obok Lily przewrócił jedynie oczami – Jak mi się udało z nim
jeszcze przeżyć pod jednym dachem? Zagadka wszechświata. -
powiedział do siebie, po czym cała jego uwaga z powrotem
skoncentrowała się wyłącznie na dziewczynie – Przepraszam cię
za niego. Jest dosyć... Jak to powiedzieć...
- Arogancki? Przemądrzały?
Polemiczny? Bezczelny? Chamski? Pyskaty? Obcesowy? Jest w czym
wybierać.
- Tak. Nie mogę się z tobą nie
zgodzić. Ale jak się go lepiej pozna... Nie, jednak nie. Taki
właśnie jest. Ale jednak takiego trzeba go zaakceptować. -
skrzywił się lekko, jakby w geście zrezygnowania – A tak
właściwie to jestem Kentin. A tamten osobnik to Kastiel.
- Lily. - uśmiechnęła się
niepewnie. W głowie miała mętlik. Tyle rzeczy wydarzyło się w
tak krótkim czasie, że logiczne myślenie nawet wydawało się
teraz nie na miejscu
- Lily. Bardzo ładnie. - obdarzył ją
szczerym uśmiechem przez co jego szczupła, delikatna twarz nabrała
wesołego wyrazu - No to jak będzie. Pójdziesz z nami?
- Stwierdzam po liczbie, że będzie
tam też ta wścieknięta małpa.
- No tak. Ale spokojnie. Przyzwyczaisz
się. Jak się wie o pewnych rzeczach to można z niego zrobić
całkiem przytulną małpkę.
- Widzę, że doszedłeś w tym
zakresie do poziomu zaawansowanego. - podniosła lewy kącik ust wraz
z prawą brwią co wywołało u chłopaka ponowne rozbawienie. Jednak
po chwili wyraz jej twarzy stał się bardziej poważny a jej głowa
rozpatrywała wszystkie za i przeciw pójścia wraz z nieznanymi jej
osobami, gdzieś nie wiadomo gdzie, nic nie wiedząc. - Możesz mi
odpowiedzieć na kilka pytań? - spojrzała w jego szmaragdowe
tęczówki, na które zachodziły proste, czekoladowe włosy.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
Obiecuję ci, że postaramy się odpowiedzieć na wszystkie jakie
tylko chodzą ci po głowie. To co? Idziemy? - jego oczy zrobiły się
większe. Były przesycone nadzieją, a jego delikatny uśmiech
jeszcze bardziej to potęgował.
- Dobrze. - z jego płuc momentalnie
uszło powietrze a wąskie ramiona delikatnie opadły okazując to,
jak bardzo mu zależało na takiej odpowiedzi – Ale dopiero jak
odpowiesz mi na jedno pytanie. - słysząc to, skrzywił się
kapryśnie podnosząc brwi, co było niezwykle urocze. Skinął głową
aby kontynuowała. - Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - szczęście
znów zagościło na jego obliczu a oczy zaświeciły optymizmem
- W Los Angeles. Witaj w mieście
aniołów.
***
Po przejściu kilku
uliczek, Lily wraz z Kentinem stanęli przed starymi, obdrapanymi
drzwiami osadzonymi w betonowej ścianie. W miejscu gdzie standardowo
powinna znajdować się klamka, była jedynie pusta dziura. Na
zawiasach osadzona była gruba warstwa rdzy, a framuga drzwi była
pozalepiana licznymi pajęczynami.
- Zapraszam. - Kentin
subtelnym ruchem ręki wskazał na stare drzwi, mając w zamiarze
zachęcenie towarzyszki do pójścia dalej
- Ale niby gdzie? Przecież
jak tylko ich dotknę to rozlecą się na drobne kawałki.
Spojrzała na niego jak na
wariata. „Co jak co, ale niektóre sprawy jednak podlegają jakimś
prawom natury” pomyślała. Nie wiedziała jak mocno można się
mylić nawet w takich, wydawałoby się oczywistych rzeczach. Chłopak
podszedł do drzwi, położył jedynie opuszki palców na ich
powierzchni i pchnął je po przodu. Kiedy odsłoniły wnętrze jakie
za sobą skrywały oczy dziewczyny przybrały wielkość monet a
szczęka poleciała jej w dół. Nawet nie była tego świadoma jak
śmiesznie teraz wygląda. W środku, wbrew temu czego spodziewała
się Lily, znajdowało się niewielkie, kwadratowe, szklane
pomieszczenie od góry oświetlone intensywnym, jasnym światłem. Po
jednej stronie umocowana była niewielkiej wielkości, metalowa
płytka z przyciskami jarzącymi się czerwonym blaskiem. Dookoła
nie było nic poza murem. Wszędzie poza dołem. Tam panowała czerń
pustej przestrzeni ciągnącej się głęboko w spód.
Kentin łagodnym uśmiechem
oraz równie spokojnym ruchem ręki starał się zachęcić Lily do
wejścia do środka. Poczuła jak w gardle staje jej wielka gula, a
rozum szepcze cichutko „Co ty robisz? Dlaczego mu ufasz?”.
A mam inny wybór? Odpowiedziała
sama sobie. W zasadzie niby był. Wyjść na ulicę zatłoczonego,
nieznanego miasta w samej piżamie, pójść na policję, opowiedzieć
jak to dzięki tafli przetransportowała się z Londynu do Los
Angeles, jak to jej brat został porwany, a on sam i porywacze
rozpłynęli się bez śladu w ciemności, jak goniło ją cuchnące
monstrum, przed którym obronił ją chłopak-wilkołak. Tak.
Szybciej dostałaby bilet w jedną stronę do psychiatryka. Tak więc
była tylko jedna opcja. Musiała mu zaufać.
Niepewnym
krokiem weszła do szklanego pomieszczenia, uświadamiając sobie, że
to gdzie się znajduje to winda. Zgrabnym ruchem chłopak wsunął
się do niej za dziewczyną i spojrzał na jej zdezorientowaną
twarz. Położył jej rękę na ramieniu, przez co pewność siebie,
chociaż w niewielkim stopniu wróciła do jej ciała. Kentin
odwrócił się do metalowej płytki i wcisnął jeden z przycisków.
Drzwi już prawie się zamknęły, gdy długie, szczupłe palce im to
uniemożliwiły, sprawiając, że ponownie się rozsunęły. Przed
nimi stał czerwonowłosy z jego perfidnym uśmieszkiem.
-
Nie mówcie, że chcieliście pojechać beze mnie? - spytał udając
smutek wchodząc do winy
- A i owszem. - mruknęła
Lily pod nosem, gdy ponownie ogarnęła ją złość na sam widok
tego osobnika
- Nie było zbyt miłe. -
udawał urażonego
- Nie miałam najmniejsze
zamiaru, aby miło to zabrzmiało.
- Grzeczne dziewczynki tak
się nie odzywają.
- A widzisz tu gdzieś
takową? - w tym momencie Kentin przewrócił zrezygnowanie oczami
- Jeżeli macie zamiar
prowadzić taką rozmowę przez cały czas to ja sobie stąd chętnie
pójdę.
- Proszę bardzo.
- Nie! - dziewczyna odezwała
się równo z Kastielem
Skrzyżowała ręce na
piersi i już ani słowem się nie odezwała. To samo chłopaki.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Kastiel przyglądał się
jej z wielką uwagą. Zaczynał od głowy, schodząc coraz to niżej
i z powrotem. Już miała go uderzyć, jednak się powstrzymała.
Dojechali na sam dół.
Drzwi od windy otworzyły się a za nimi był korytarz. Na podłodze
leżał brązowy dywan przeplatany złotą nitką. Spojrzała dalej.
Zobaczyła następne drzwi. Masywne, ciemne drzwi z wygrawerowanym
słowem Ara, dookoła których namalowane były liście dębu oraz
żołędzie, umocowane były w okrągłej ścianie pokoju. Pokój w
pokoju. Dziewczyna jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała.
Weszła na korytarz, który jak zauważyła zaokrąglał się na obu
końcach. Kentin wyprzedził Lily i otworzył drzwi. I kolejny raz
tego dnia szczęka dziewczyny powędrowała w dół ze zdziwienia.
Zrobiła jeszcze kilka kroków naprzód i stanęła nie dowierzając
w to co widzi.
Znajdowała się w
pomieszczeniu na planie koła. Przed sobą Lily miała długie schody
okryte czerwonym dywanem, tym razem ze srebrną nitką, dzięki
której wyhaftowane zostały przeróżne spirale i zawijasy po jego
brzegach. Balustrada schodów zrobiona była z ciemnego drewna a
tralki miały kształt pionków do szachów. Sufit wznosił się
wysoko w górę. Krzyżowo-żebrowe sklepienie na którym znajdowały
się przeróżne malowidła przedstawiające naturę, ludzi,
zwierzęta, niebo, podtrzymywane było przez solidne, kasztanowe
kolumny, które stanowiły jakby przedłużenie schodów, gdyż
poręcz i owe kolumny znajdowały się w linii prostej ze sobą. Na
nich również widniał motyw liści i żołędzi. Na przecięciach
stropów na suficie umocowane zostały okrągłe, krótkie żyrandole
z metalową ramą. Lecz zamiast żarówek, czy też zwykłych świec,
spoczywały tam niewielkie żółte kamienie, dające jeszcze więcej
światła niż normalne oświetlenie. Wokół ścian ustawione
zostały kilkumetrowe, drewniane regały, całe wypełnione
książkami. Na samym końcu przyczepiona została wielka drabina na
kółkach. Wraz z końcem schodów, skończył się też dywan,
odkrywając jasną, kamienną posadzkę z ciemnobrązowymi fugami. Na
samym jej środku namalowana była róża wiatrów. Jednaknie była
to taka jaką się teraz spotyka. Przypominała tą ze starych
pirackich map. Utrzymana była szczególnie z zielonej i czerwonej
kolorystyce, a grube kreski nie wskazywały jedynie czterech
podstawowych kierunków świata, ale aż szesnaście. Północny
koniec zwieńczony był czarną lilijką. Wokół róży ustawione
były pięknie wykonane, wręcz po królewsku, meble. Czarna
tapicerka z szarymi okręgami a rama drewniana, bogato zdobiona w
liście. Tak wykonane były dwie kanapy i cztery fotele, które tak
ustawione tworzyły okrąg, w środku którego stał niewielki,
wykonany w tym samym stylu stolik. Gdzieś z brzegu umieszczony był
wielki drewniany globus na długich nogach z pozłacanymi elementami.
Na samym końcu pokoju, w linii prostej od drzwi, tuż przed miejscem
gdzie prawdopodobnie kiedyś było okno, co można wywnioskować po
obecności czerwono-zielonych zasłon, stało ciemne biurko.
Szmaragdowa lampka stała na jego brzegu a na powierzchni
porozrzucane były sterty papierów oraz przyrządów do pisania. Za
biurkiem stał duży, szary, pikowany fotel z szerokim oparciem.
Dziewczynie zaparło dech
w piersiach. Nie wiedziała co ma powiedzieć. A nawet gdyby
wiedziała to byłoby to utrudnione przez zafascynowanie pięknym
wystrojem. Kątem oka jednak zauważyła jak Kentin jest nieco
rozbawiony jej reakcją, więc postarała się otrząsnąć. Próbując
nie zwracać uwagi na wystrój spojrzała na chłopaka.
- Co to za miejsce?
- Moja droga. Witaj w naszym
domu. Oto Biblioteka.
Przybyłam, zobaczyłam i zabieram się do komentowania.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, serio? To naprawdę Kentin? Kurczę, czytając poprzedni rozdział spodziewałam się kogoś innego. Sama nie wiedziałam kogo, aczkolwiek na pewno nie Kentina. Do głowy przychodził mnie nawet Dimitri albo jakaś wymyślona przez Ciebie postać. A tu proszę, taka niespodzianka. Okazuje się, że to co najprostsze jest jednocześnie najmniej oczywiste.
Widząc "Wonka" najpierw pomyślałam o tym chłopcu z króliczymi uszami, który wystąpił w odcinku wielkanocnym. Ale to chyba nie on, co? Chociaż teraz to mogę się wszystkiego spodziewać. A co do Gabriela... Ty chyba nie wcisnęłaś archanioła do opowiadania, prawda? Jeżeli tak, to świetnie. Uwielbiam tematy demonów oraz aniołów. W ogóle uwielbiam czytać o istotach nadprzyrodzonych, więc całkowicie trafiłaś w moje gusta. I czy Kastiel pali marihuanę? Cóż z niego za degenerat. (>.<)
Ta cała Biblioteka wydaje się być odjazdowym miejsce. Chcę taki pokój w domu i to natychmiast.
Jeju, jestem taka zaciekawiona Twoim opowiadaniem. Wprost nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Mam nadzieję, że niedługo dodasz coś nowego. A na dzień dzisiejszy pragnę życzyć Tobie samych dobroci.
Tak na sam koniec informuję Cię o rzeczy (nie)dobrej.
Dostąpiłaś zaszczytu bycia nominowaną przeze mnie do LBA. Wiem, że się cieszysz, któż by tego nie robił?
Po pytania zgłoś się na mojego bloga.
http://kaciktworczypanienkikernit.blogspot.com/
Żegnam! (^.^)/
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że można pomyśleć o kimś innym niż o Kentinie. Ale jednak jak patrzę na to wszystko trochę inaczej. A co do Gabriela to nie archanioł ale blisko. :D
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam.
You've got talent! Seriously.
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to sama byłam pod wrażeniem tego domu, wszystko sobie dokładnie wyobraziłam. Kurczę, jak dobrze byłoby w czymś takim mieszkać... Tyle miejsca i swobody. Aż zazdroszczę Lily pobytu w tym miejscu. Ja też tak chcę!
O Matko, zachowuję się niczym rozwydrzony bachor. A nie jestem nim, tylko osobistym doradcą mej królowej, która, choć posiada ogromny pałac, to jego wnętrze nie dorównuje domu Kentina i grzecznej małpki.
Mój dom natomiast... a, zresztą, po co ja to napisałam? Przyszłam tu skomentować rozdział, a nie użalać się nad sobą.
A więc, jako osobisty doradca królowej stwierdzam, że jestem zachwycona wytworem twej wyobraźni, a więc i rozdziałem. Z niecierpliwością czekam na kolejne wydarzenia. Pozdrawiam:)
Dziękuję bardzo. Trochę się napracowałam nad tym opisem. Ale jak widzę, że się podobało radość mnie ogarnia i to wielka. Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie dać jakiegoś bonusa. Pomyślę jeszcze nad tym :D
UsuńPozdrawiam i dzięki za komentarz.