sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 5 - Witaj.

Cześć Wam. Nareszcie skończyłam ten rozdział. Trochę go pisałam. Ale to wszystko przez brak czasu. Jednak już zaczęłam ferie więc czasu będę miała pod dostatkiem. 
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze. Naprawdę motywują do pracy. Więc proszę o jeszcze więcej :D A i jeszcze jedno. Stuknęło nam już 1000 wyświetleń za co dziękuję podwójnie. Jak to zobaczyłam to oczy prawie mi z orbit wyszły. Tak więc dziękuję nawet potrójnie. Często w komentarzach powtarzało się stwierdzenie, że jest to coś nowego. Taki właśnie miałam zamiar. Stworzyć coś czego jeszcze nie było. A że od zawsze byłam fanką fantasy to wyszło właśnie takie coś. Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom. 
Tak w ramach rekompensaty za to, że przez dłuższy czas nie było rozdziału ten jest troszkę dłuższy więc zapraszam do lektury i pozdrawiam wszystkie czytelniczki :D



  Chłopak o czekoladowych włosach zrobił krok do przodu, stanął i przez chwilę się namyślał. Po chwili zaczął już pewnym krokiem iść w stronę dziewczyny. Dziewczyny przerażonej. Ale kto mógłby się jej dziwić? Znajdujesz się z zupełnie nieznanym ci miejscu, jedyna bliska ci osoba zostaje porwana przez jakieś dziwne istoty, które równie dobrze mogłyby być wyjęte z jakiegoś filmu grozy, gonił cię wielki potwór, który tylko czekał na twoje potknięcie, a przed nim ratuje cię jakiś chłopak z ogniem na głowie. I jeszcze drugi mówi coś o jakieś cholernej Przeznaczonej. I jak tu niby patrzeć na świat tak jak dotychczas?
Kiedy szatyn zaczął się zbliżać, Lily chciała jeszcze bardziej się cofnąć, ale ceglasta ściana, do której przywarły jej plecy jej to uniemożliwiła. Przełknęła ślinę i uniosła wysoko głowę, wyczekując jak się wydarzenia potoczą. Oddech gwałtownie zwiększył swoją częstotliwość, tak samo jak bicie serce. Dostrzegł to czerwonowłosy chłopak, a właściwie dosłyszał i ruszył ku niej, jeszcze szybciej niż jego towarzysz. W mgnieniu oka znajdował się tuż przed nią i intensywnie zaczął się jej przyglądać. Jakby była jakąś rzeczą. Niezmiernie ją to wkurzyło. Nie obchodziło jej to w jakim stanie emocjonalnym się teraz znajduje, ale na takie zachowanie najchętniej jeszcze raz powaliłaby go na kolana. Już zaciskała pięści, kiedy to drugi chłopak podbiegł do nich widząc do czego zaraz może dojść.

- Już starczy! - stanął pomiędzy Lily a chłopakiem obok, kładąc rękę na jego torsie. Dopiero teraz dziewczyna uważniej przyjrzała się jego sylwetce. Przesunęła wzrokiem po bordowej bawełnie opinającej muskularny tors i szerokie ramiona, na których zarzucona była dodatkowo czarna skórzana kurtka. Po czym z powrotem spojrzała na jego twarz. Piękną twarz. W tej chwili okalał ją parszywy uśmiech. Był taki pewny siebie. Dziewczyna nie znosiła takich ludzi, którzy uważają się za lepszych od innych. No bo jak inaczej można by odczytać taki uśmieszek? Zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w jego szarych oczach, z ogromną chęcią pozbawienia tej jego ładnej buźki tego zadowolenia – Hej. Wiem, że pewnie jesteś mocno zakłopotana tym co się tutaj dzieje, ale uwierz mi, że dla własnego dobra, najlepiej będzie jak pójdziesz z nami. - szatyn zwrócił się do Lily ciepłym, spokojnym tonem. Sprawiał wrażenie osoby godnej zaufania, jednak zostawało jedno ale
- Nigdzie nie pójdę. - odpowiedziała stanowczo – Zwłaszcza z tym perfidnym czymś. - wskazała na chłopaka obok. Na jej słowa jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył pokazując białe zęby, które lekko błyszczały pod wpływem światła
- Mówiłem, że będą z nią problemy. Ale jak się chce to każdego można przekonać do swoich racji. - zrobił krok do przodu, ale ręka która leżała na jego ciele natychmiast zrobiła gwałtowny ruch, przez co cofnął się o metr. Nie był tym faktem zadowolony. Warknął pod nosem i spojrzał na towarzysza wzrokiem mówiącym „Ty był twój błąd”. Ten jednak zdawał się nic z tego sobie nie robić.
- Jak się nie uspokoisz, to obiecuję, że założę ci kaganiec i przywiążę do słupa. Więc opanuj swój wilczy temperament. Dobrze ci radzę.
- Hej! - zawołała już mocno zirytowana Lily – Nie wiem o co wam chodzi, ale proszę uspokójcie się. Ja chcę tylko odnaleźć brata i wrócić z nim do domu. Nic więcej. - na słowa o bracie głos jej się załamał, przypominając sobie jednocześnie moment, gdy ostatni raz go widziała
- Pomożemy ci go znaleźć. Obiecuję. Ale nie zrobimy tego tutaj. Jest jedno takie miejsce gdzie teraz się udamy i tam wszystko omówimy. Proszę. Chodź. - jego głos zmienił się diametralnie. Z oschłego i nieprzyjemnego, jaki kierował w stronę czerwonowłosego, na spokojny i opanowany, pełnego współczucia, ale też szczerej chęci pomocy. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Ostrożnie. Aby nie pomyślała, że jest do czegoś zmuszana i czekał na jej reakcje.
- Dlaczego miałabym ci ufać? - lekko przechyliła głowę podnosząc jedną brew
- Bo gdyby nie ja, to już dawno zostałyby z ciebie same kosteczki. - wyrzucił ironicznie chłopak, który jak dobrze zrozumiała miał na imię Kastiel
- Do ciebie się odzywam? Nie? Więc się łaskawie zamknij. - oburzyła się i przeszyła go wściekłym wzrokiem. „Co on sobie myśli? Wielkie panisko się znalazło” pomyślała
- Nie przeginaj skarbie. Bo nawet on ci nie pomoże. - wskazał na chłopaka obok
- A mam ci przypomnieć jak boli uderzenie w kolano? Och. Jaki to był piękny widok jak leżałeś na ziemi i syczałeś z bólu. Byłeś przynajmniej wtedy na odpowiednim dla ciebie miejscu.
- Co w was wstąpiło? Zachowujecie się jak małe dzieci. - szatyn wyrzucił ręce do góry, a jego mina była co najmniej niepochlebna – Kastiel wynocha mi stąd! Znajdź Wonke. Zapytaj czy coś widział.
- Dlaczego niby mam wykonywać twoje polecenia? Kim ty jesteś, aby mi je wydawać? - Lily zauważyła jak pod wpływem emocji, jego paznokcie robią się coraz dłuższe, tak samo jak kły. Łopatki dziewczyny jakby przykleiły się do muru za nią. Głośno przełknęła ślinę i obserwowała ich ze strachem w oczach, ale było w tym wszystkim też coś fascynującego, przez co nie mogła od tego wszystkiego oderwać oczu.
- Jestem osobą, która w każdej chwili może powiedzieć Gabrielowi gdzie trzymasz marychę. Już wiesz dlaczego masz się mnie słuchać? - spokojnym tonem słowa wychodziły z ust szatyna, przez co jeszcze bardziej nabierały na sile. W jednej chwili pazury i kły czerwonowłosego wróciły do normalnego stanu, a on sam zacisnął szczękę, odwrócił się pięcie i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie, niszcząc przy okazji kilka starych kubłów na śmiecie. Chłopak obok Lily przewrócił jedynie oczami – Jak mi się udało z nim jeszcze przeżyć pod jednym dachem? Zagadka wszechświata. - powiedział do siebie, po czym cała jego uwaga z powrotem skoncentrowała się wyłącznie na dziewczynie – Przepraszam cię za niego. Jest dosyć... Jak to powiedzieć...
- Arogancki? Przemądrzały? Polemiczny? Bezczelny? Chamski? Pyskaty? Obcesowy? Jest w czym wybierać.
- Tak. Nie mogę się z tobą nie zgodzić. Ale jak się go lepiej pozna... Nie, jednak nie. Taki właśnie jest. Ale jednak takiego trzeba go zaakceptować. - skrzywił się lekko, jakby w geście zrezygnowania – A tak właściwie to jestem Kentin. A tamten osobnik to Kastiel.
- Lily. - uśmiechnęła się niepewnie. W głowie miała mętlik. Tyle rzeczy wydarzyło się w tak krótkim czasie, że logiczne myślenie nawet wydawało się teraz nie na miejscu
- Lily. Bardzo ładnie. - obdarzył ją szczerym uśmiechem przez co jego szczupła, delikatna twarz nabrała wesołego wyrazu - No to jak będzie. Pójdziesz z nami?
- Stwierdzam po liczbie, że będzie tam też ta wścieknięta małpa.
- No tak. Ale spokojnie. Przyzwyczaisz się. Jak się wie o pewnych rzeczach to można z niego zrobić całkiem przytulną małpkę.
- Widzę, że doszedłeś w tym zakresie do poziomu zaawansowanego. - podniosła lewy kącik ust wraz z prawą brwią co wywołało u chłopaka ponowne rozbawienie. Jednak po chwili wyraz jej twarzy stał się bardziej poważny a jej głowa rozpatrywała wszystkie za i przeciw pójścia wraz z nieznanymi jej osobami, gdzieś nie wiadomo gdzie, nic nie wiedząc. - Możesz mi odpowiedzieć na kilka pytań? - spojrzała w jego szmaragdowe tęczówki, na które zachodziły proste, czekoladowe włosy.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Obiecuję ci, że postaramy się odpowiedzieć na wszystkie jakie tylko chodzą ci po głowie. To co? Idziemy? - jego oczy zrobiły się większe. Były przesycone nadzieją, a jego delikatny uśmiech jeszcze bardziej to potęgował.
- Dobrze. - z jego płuc momentalnie uszło powietrze a wąskie ramiona delikatnie opadły okazując to, jak bardzo mu zależało na takiej odpowiedzi – Ale dopiero jak odpowiesz mi na jedno pytanie. - słysząc to, skrzywił się kapryśnie podnosząc brwi, co było niezwykle urocze. Skinął głową aby kontynuowała. - Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - szczęście znów zagościło na jego obliczu a oczy zaświeciły optymizmem
- W Los Angeles. Witaj w mieście aniołów.

***
Po przejściu kilku uliczek, Lily wraz z Kentinem stanęli przed starymi, obdrapanymi drzwiami osadzonymi w betonowej ścianie. W miejscu gdzie standardowo powinna znajdować się klamka, była jedynie pusta dziura. Na zawiasach osadzona była gruba warstwa rdzy, a framuga drzwi była pozalepiana licznymi pajęczynami.

- Zapraszam. - Kentin subtelnym ruchem ręki wskazał na stare drzwi, mając w zamiarze zachęcenie towarzyszki do pójścia dalej
- Ale niby gdzie? Przecież jak tylko ich dotknę to rozlecą się na drobne kawałki.

Spojrzała na niego jak na wariata. „Co jak co, ale niektóre sprawy jednak podlegają jakimś prawom natury” pomyślała. Nie wiedziała jak mocno można się mylić nawet w takich, wydawałoby się oczywistych rzeczach. Chłopak podszedł do drzwi, położył jedynie opuszki palców na ich powierzchni i pchnął je po przodu. Kiedy odsłoniły wnętrze jakie za sobą skrywały oczy dziewczyny przybrały wielkość monet a szczęka poleciała jej w dół. Nawet nie była tego świadoma jak śmiesznie teraz wygląda. W środku, wbrew temu czego spodziewała się Lily, znajdowało się niewielkie, kwadratowe, szklane pomieszczenie od góry oświetlone intensywnym, jasnym światłem. Po jednej stronie umocowana była niewielkiej wielkości, metalowa płytka z przyciskami jarzącymi się czerwonym blaskiem. Dookoła nie było nic poza murem. Wszędzie poza dołem. Tam panowała czerń pustej przestrzeni ciągnącej się głęboko w spód.
Kentin łagodnym uśmiechem oraz równie spokojnym ruchem ręki starał się zachęcić Lily do wejścia do środka. Poczuła jak w gardle staje jej wielka gula, a rozum szepcze cichutko „Co ty robisz? Dlaczego mu ufasz?”. A mam inny wybór? Odpowiedziała sama sobie. W zasadzie niby był. Wyjść na ulicę zatłoczonego, nieznanego miasta w samej piżamie, pójść na policję, opowiedzieć jak to dzięki tafli przetransportowała się z Londynu do Los Angeles, jak to jej brat został porwany, a on sam i porywacze rozpłynęli się bez śladu w ciemności, jak goniło ją cuchnące monstrum, przed którym obronił ją chłopak-wilkołak. Tak. Szybciej dostałaby bilet w jedną stronę do psychiatryka. Tak więc była tylko jedna opcja. Musiała mu zaufać.
Niepewnym krokiem weszła do szklanego pomieszczenia, uświadamiając sobie, że to gdzie się znajduje to winda. Zgrabnym ruchem chłopak wsunął się do niej za dziewczyną i spojrzał na jej zdezorientowaną twarz. Położył jej rękę na ramieniu, przez co pewność siebie, chociaż w niewielkim stopniu wróciła do jej ciała. Kentin odwrócił się do metalowej płytki i wcisnął jeden z przycisków. Drzwi już prawie się zamknęły, gdy długie, szczupłe palce im to uniemożliwiły, sprawiając, że ponownie się rozsunęły. Przed nimi stał czerwonowłosy z jego perfidnym uśmieszkiem.

- Nie mówcie, że chcieliście pojechać beze mnie? - spytał udając smutek wchodząc do winy
- A i owszem. - mruknęła Lily pod nosem, gdy ponownie ogarnęła ją złość na sam widok tego osobnika
- Nie było zbyt miłe. - udawał urażonego
- Nie miałam najmniejsze zamiaru, aby miło to zabrzmiało.
- Grzeczne dziewczynki tak się nie odzywają.
- A widzisz tu gdzieś takową? - w tym momencie Kentin przewrócił zrezygnowanie oczami
- Jeżeli macie zamiar prowadzić taką rozmowę przez cały czas to ja sobie stąd chętnie pójdę.
- Proszę bardzo.
- Nie! - dziewczyna odezwała się równo z Kastielem

Skrzyżowała ręce na piersi i już ani słowem się nie odezwała. To samo chłopaki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Kastiel przyglądał się jej z wielką uwagą. Zaczynał od głowy, schodząc coraz to niżej i z powrotem. Już miała go uderzyć, jednak się powstrzymała.
Dojechali na sam dół. Drzwi od windy otworzyły się a za nimi był korytarz. Na podłodze leżał brązowy dywan przeplatany złotą nitką. Spojrzała dalej. Zobaczyła następne drzwi. Masywne, ciemne drzwi z wygrawerowanym słowem Ara, dookoła których namalowane były liście dębu oraz żołędzie, umocowane były w okrągłej ścianie pokoju. Pokój w pokoju. Dziewczyna jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała. Weszła na korytarz, który jak zauważyła zaokrąglał się na obu końcach. Kentin wyprzedził Lily i otworzył drzwi. I kolejny raz tego dnia szczęka dziewczyny powędrowała w dół ze zdziwienia. Zrobiła jeszcze kilka kroków naprzód i stanęła nie dowierzając w to co widzi.
Znajdowała się w pomieszczeniu na planie koła. Przed sobą Lily miała długie schody okryte czerwonym dywanem, tym razem ze srebrną nitką, dzięki której wyhaftowane zostały przeróżne spirale i zawijasy po jego brzegach. Balustrada schodów zrobiona była z ciemnego drewna a tralki miały kształt pionków do szachów. Sufit wznosił się wysoko w górę. Krzyżowo-żebrowe sklepienie na którym znajdowały się przeróżne malowidła przedstawiające naturę, ludzi, zwierzęta, niebo, podtrzymywane było przez solidne, kasztanowe kolumny, które stanowiły jakby przedłużenie schodów, gdyż poręcz i owe kolumny znajdowały się w linii prostej ze sobą. Na nich również widniał motyw liści i żołędzi. Na przecięciach stropów na suficie umocowane zostały okrągłe, krótkie żyrandole z metalową ramą. Lecz zamiast żarówek, czy też zwykłych świec, spoczywały tam niewielkie żółte kamienie, dające jeszcze więcej światła niż normalne oświetlenie. Wokół ścian ustawione zostały kilkumetrowe, drewniane regały, całe wypełnione książkami. Na samym końcu przyczepiona została wielka drabina na kółkach. Wraz z końcem schodów, skończył się też dywan, odkrywając jasną, kamienną posadzkę z ciemnobrązowymi fugami. Na samym jej środku namalowana była róża wiatrów. Jednaknie była to taka jaką się teraz spotyka. Przypominała tą ze starych pirackich map. Utrzymana była szczególnie z zielonej i czerwonej kolorystyce, a grube kreski nie wskazywały jedynie czterech podstawowych kierunków świata, ale aż szesnaście. Północny koniec zwieńczony był czarną lilijką. Wokół róży ustawione były pięknie wykonane, wręcz po królewsku, meble. Czarna tapicerka z szarymi okręgami a rama drewniana, bogato zdobiona w liście. Tak wykonane były dwie kanapy i cztery fotele, które tak ustawione tworzyły okrąg, w środku którego stał niewielki, wykonany w tym samym stylu stolik. Gdzieś z brzegu umieszczony był wielki drewniany globus na długich nogach z pozłacanymi elementami. Na samym końcu pokoju, w linii prostej od drzwi, tuż przed miejscem gdzie prawdopodobnie kiedyś było okno, co można wywnioskować po obecności czerwono-zielonych zasłon, stało ciemne biurko. Szmaragdowa lampka stała na jego brzegu a na powierzchni porozrzucane były sterty papierów oraz przyrządów do pisania. Za biurkiem stał duży, szary, pikowany fotel z szerokim oparciem.
Dziewczynie zaparło dech w piersiach. Nie wiedziała co ma powiedzieć. A nawet gdyby wiedziała to byłoby to utrudnione przez zafascynowanie pięknym wystrojem. Kątem oka jednak zauważyła jak Kentin jest nieco rozbawiony jej reakcją, więc postarała się otrząsnąć. Próbując nie zwracać uwagi na wystrój spojrzała na chłopaka.

- Co to za miejsce?
- Moja droga. Witaj w naszym domu. Oto Biblioteka.

4 komentarze:

  1. Przybyłam, zobaczyłam i zabieram się do komentowania.
    Po pierwsze, serio? To naprawdę Kentin? Kurczę, czytając poprzedni rozdział spodziewałam się kogoś innego. Sama nie wiedziałam kogo, aczkolwiek na pewno nie Kentina. Do głowy przychodził mnie nawet Dimitri albo jakaś wymyślona przez Ciebie postać. A tu proszę, taka niespodzianka. Okazuje się, że to co najprostsze jest jednocześnie najmniej oczywiste.
    Widząc "Wonka" najpierw pomyślałam o tym chłopcu z króliczymi uszami, który wystąpił w odcinku wielkanocnym. Ale to chyba nie on, co? Chociaż teraz to mogę się wszystkiego spodziewać. A co do Gabriela... Ty chyba nie wcisnęłaś archanioła do opowiadania, prawda? Jeżeli tak, to świetnie. Uwielbiam tematy demonów oraz aniołów. W ogóle uwielbiam czytać o istotach nadprzyrodzonych, więc całkowicie trafiłaś w moje gusta. I czy Kastiel pali marihuanę? Cóż z niego za degenerat. (>.<)
    Ta cała Biblioteka wydaje się być odjazdowym miejsce. Chcę taki pokój w domu i to natychmiast.
    Jeju, jestem taka zaciekawiona Twoim opowiadaniem. Wprost nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Mam nadzieję, że niedługo dodasz coś nowego. A na dzień dzisiejszy pragnę życzyć Tobie samych dobroci.
    Tak na sam koniec informuję Cię o rzeczy (nie)dobrej.
    Dostąpiłaś zaszczytu bycia nominowaną przeze mnie do LBA. Wiem, że się cieszysz, któż by tego nie robił?
    Po pytania zgłoś się na mojego bloga.
    http://kaciktworczypanienkikernit.blogspot.com/
    Żegnam! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że można pomyśleć o kimś innym niż o Kentinie. Ale jednak jak patrzę na to wszystko trochę inaczej. A co do Gabriela to nie archanioł ale blisko. :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

      Usuń
  2. You've got talent! Seriously.
    A tak na poważnie, to sama byłam pod wrażeniem tego domu, wszystko sobie dokładnie wyobraziłam. Kurczę, jak dobrze byłoby w czymś takim mieszkać... Tyle miejsca i swobody. Aż zazdroszczę Lily pobytu w tym miejscu. Ja też tak chcę!
    O Matko, zachowuję się niczym rozwydrzony bachor. A nie jestem nim, tylko osobistym doradcą mej królowej, która, choć posiada ogromny pałac, to jego wnętrze nie dorównuje domu Kentina i grzecznej małpki.
    Mój dom natomiast... a, zresztą, po co ja to napisałam? Przyszłam tu skomentować rozdział, a nie użalać się nad sobą.
    A więc, jako osobisty doradca królowej stwierdzam, że jestem zachwycona wytworem twej wyobraźni, a więc i rozdziałem. Z niecierpliwością czekam na kolejne wydarzenia. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Trochę się napracowałam nad tym opisem. Ale jak widzę, że się podobało radość mnie ogarnia i to wielka. Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie dać jakiegoś bonusa. Pomyślę jeszcze nad tym :D
      Pozdrawiam i dzięki za komentarz.

      Usuń