niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 19 - Poradzę sobie

Hej, cześć i czołem. Na samym wstępie chciałabym przeprosić za dosyć długą nieobecność zarówno u siebie, jak i na innych blogach. Było to spowodowane kilkoma sprawami. Przede wszystkim słoneczko i wiadomo, że wtedy nikomu nic się nie chce. Ale oczywiście teraz wszyscy ci nawalą najwięcej roboty. No a leń plus masa roboty nie wróży nic dobrego. Do tego ostatnio stuknął mi kolejny roczek więc musiałam przyjąć kilku gości, nie zawsze chcianych. Ale na szczęście kolejne takie zbiegowisko będzie dopiero na moim weselu, a na to się nie będzie szybko zbierało.
Narobiłam sobie sporo zaległości i na pewno w najbliższym czasie ich nie nadrobię. Cudem udało mi się znaleźć wolną chwilę, bo na jutro nie mam nic do robienie bo jadę sobie w Pieniny. I na reszcie sobie odpocznę.
Tak więc to chyba tyle z mojej przemowy i od razu uprzedzam, że w najbliższy weekend nie będzie rozdziału, ponieważ nie wyrobię.
Także pozdrawiam was gorąco i życzę miłej lektury.



    Siedziała wygodnie opierając się plecami o podłokietnik na miękkiej, czarnej kanapie, delektując się wszechobecną ciszą panującą wokół niej. A było to rzadkie zjawisko. Mimo iż Biblioteka to miejsce ogromne w swoich rozmiarach, i tak naprawdę nikt nie wie jak duża ona jest, to nikt nigdy nie jest sam. Dlatego tą chwilę samotności Lily chciała wykorzystać jak najlepiej. Delikatnie przerzucała stare i pożółkłe kartki bestiariusza, aby tylko nie zniszczyć żadnej ze stron tak cennego dzieła. Skupiała się nad każdą następną informacją. Bestiariusze, których na całym świecie zostało zaledwie trzy egzemplarze, opisują średniowieczny punkt widzenia na istoty nadnaturalne. Ale również rośliny czy też przedmioty magiczne takie jak kamienie. A z racji tego, że w okresie średniowiecza magia była karana śmiercią, to jeszcze bardziej ludzie do niej ciągnęli i dlatego właśnie był to okres największych odkryć.
Zatrzymała swoją uwagę głównie na pegazie, którego bajkowe, wierszowane opisy oraz kolorowe ilustracje znajdowały się na kilku kartkach i urzekały swoim pięknem.
Jednak jej spokój trwał dużo krócej niż się tego mogła spodziewać. Już słyszała jak zza drzwiami stąpają po podłodze ciężkie buty Kastiela. Tych donośnych, aż ogłuszających dźwięków nie da się pomylić z żadnymi innymi. Po chwili lekkie skrzypnięcie klamki i chłopak już znajdował się na tej samej kanapie co Lily.
- Cześć. - powiedział z lekkim zalotem w głosie. I mimo że dziewczyna nie widziała jego twarzy, gdyż chwilę wcześniej uniosła książkę tak, aby zakrywała jej twarz, wiedziała, że teraz szczerzy się jak małpa co dostała banana. Pochyliła górną część książki lekko do przodu, pokazując swoje oczy. Zilustrowała go od włosów do połowy klatki piersiowej i powróciła do lektury. Spojrzała na jego oczy tylko raz, ale to wystarczyło aby jej żołądek zaczął się skręcać z nie wiadomo jakiej przyczyny. Niby oczy takie jak u każdego, ale było w nich coś fascynującego. Ta dzika natura dawała mu uroku.
- Hej. - odpowiedziała zimno, aby tylko nie zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak
- A ciebie co z samego rana ugryzło? - położył rękę na jej kolanie przez co serce zabiło jej jak szalone. Czuła przez spodnie jego palące ciepło. Było to zarazem bardzo dziwne uczucie, jak i bardzo przyjemne. Dziwne bo nigdy nie spotkała kogoś tak ciepłego. Była ciekawa czy jest to spowodowane faktem bycia wilkołakiem, czy czai się za tym jakiś inny powód. Chłopak czekał na odpowiedź a ona musiała natychmiast się pozbierać. Wiedziała, że usłyszał jak nagle jej tętno podskoczyło dlatego musiała opanować uczucia i nie dać mu satysfakcji.
- Jest południe. Jeżeli to dla ciebie jest ranek, to nie chcę wiedzieć o której zaczynasz noc.
- A ja myślę, że bardzo byś chciała. - zniżył głos przyprawiając ją o dreszcze. Dziękowała sama sobie, że ma przy sobie książkę, bo mogła ukryć swoje rumieńce jakie powstały na skutek działań czerwonowłosego. Na jej szczęście klamka od drzwi ponownie opadła w dół i weszła przez nią jak zawsze plująca albo jadem, albo cukierkową słodyczą Debra. I chyba był to pierwszy raz kiedy Lily była szczęśliwa z jej obecności. Kastiel zabrał rękę z ciała dziewczyny i spojrzał jakby zniechęcony na szatynkę. Blondynka nie dziwiła mu się. Widocznie za ciasne spodnie opinające jej pupę, bluzka do ramion z głębokim dekoltem, który może i podkreślał jej walory, ale jednocześnie w żaden sposób nie współgrał z warunkami w jakich się znajdowała. No bo komu się tu miała niby przypodobać?
- Och Kastielku! Tutaj jesteś. - zaczęła wysokim głosikiem – Nigdzie nie mogłam cię znaleźć. - usiadła obok niebo na kanapie i wtuliła się z jego przedramię. Chłopak wzdychnął ukradkiem i pokierował wzrok na Lily, która odłożyła książkę na stoliczek obok kiedy tylko jej twarz doszła do normalnego stanu. Jednak ta nie mogła nic zrobić, więc wzruszyła bezradnie ramiona szepcząc
- Widziały gały co brały.
- Ej ty! - nagle Debra się uniosła i zalała pokój nienawiścią – Co ty tu jeszcze robisz? Nie widzisz, że spędzam czas ze swoim chłopakiem.
- I w tym momencie potwierdza się teza, że im większe zero, tym bardziej nadęte. - odparła beznamiętnie i wstając zabrała ze sobą lekturę. Kastiel uśmiechnął się niezauważalnie a szatynka chyba nawet nie zrozumiała aluzji, gdyż siedziała ze skrzywioną i zdezorientowaną miną. Lily pokierowała się z stronę schodów, ale otwierające się, tym razem ukryte drzwi zatrzymały jej wędrówkę. Już od jakiegoś czasu słyszała donośną kłótnię, ale nie umiała rozpoznać do kogo należą głosy. Teraz już wiedziała. Do Gabriela i Nataniela, a od czasu do czasu wtrącał się jeszcze Armin.
- Jak tak można? To jest nieludzkie! - krzyczał blondyn
- Powiedziałem, że dostaniecie karę? Powiedziałem. Było nie robić takim wygłupów.
- Ale to nie była moja wina. To wszystko przez tego psa. - wskazał palcem na Kastiela
- Ty aniołek! Ja cię do niczego nie zmuszałem. A gdybyś nie był jednym, wielkim kłębkiem nerwów, to wszystko potoczyłoby się lepiej.
- A to może jeszcze moja wina, że tobie zachciało się przechadzek!
- Głuchy jesteś czy głuchego udajesz? Jakbyś nie zaczął panikować, że tatuś się o wszystkim dowie to ten Minotaur by nas nie usłyszał.
- Ale jakby nie patrzeć to przez twoją nieuwagę on się obudził. Trzeba było patrzeć pod nogi. - wtrącił się Armin przez co rozpętała się prawdziwa burza. Kastiel wstał z miejsca odtrącając Debre i podszedł do reszty chłopaków i gdyby nie obecność Gabriela w ruch poszłyby ich magiczne zdolności. Sam mężczyzna oparł się o ścianę i spojrzał błagalnym wzrokiem na twarz Lily, przy której nie wiadomo kiedy pojawiła się Kim. Ta jedynie podniosła obronnie ręce.
- Nie mój cyrk, nie moje małpy.
- Mordy w kubeł! - rozdarła się ciemnoskóra na cały głos przekrzykując rozkrzyczaną trójcę. Kiedy nastała cisza kontynuowała – Ustalmy, że była to wina każdego z was. I kropka. Wszyscy zawiniliście.
- Ale gdyby nie my, to nie dowiedzielibyście się o tym morderstwie. - zaczął dumnie Kas
- Było już wcześniej kilka takich przypadków. - odparł spokojnie Gabriel a oczy wszystkich skierowały się na jego osobę z widocznym zdziwieniem
- I nic nam nie powiedziałeś? - zapytał Nataniel
- Byłeś mocno zdziwiony kiedy zobaczyłeś zdjęcie. - zawtórował Armin
- Informacje przyszły ze wschodniego wybrzeża. Więc zdziwiłem się, że tak szybko przyszło to do nas.
- Czego nam jeszcze nie powiedziałeś? - zapytała się lekko podirytowana Lily krzyżując ręce na piersi
- Jest pewna sprawa, o której musimy porozmawiać, ale chce aby wszyscy to słyszeli. Dlatego spotykamy się za piętnaście minut w informatycznej. I poinformujcie tych, których nie ma. Armin. Ty idziesz ze mną.
- A tak właściwie, to jaką karę dostaliście? - zapytała ciekawsko Kim kierując swój wzrok ku Natanielowi. Ten jednak nie odpowiedział, tylko z lekka się skulił i zmrużył oczy
- Mają wysprzątać całą stajnię Augiasza wraz z końmi w antycznych, greckich strojach. - odparł uradowany Gabriel stojąc na czubku schodów
- To one naprawdę istnieją?
- Zapamiętaj jedną rzecz Lily. Każde fantasy ma w sobie cząstkę z rzeczywistości. - i tyle go widziano. Dziewczyny patrzyły na chłopaków, to na jednego, to na drugiego i nie wiedziały co powiedzieć. W końcu spojrzały na siebie nawzajem i wybuchły głośnym śmiechem łapiąc się za brzuchy
- Z czego niby tak rżycie? - burknął wściekle czerwonowłosy
- Wyobraziłam sobie was z sukienkach. - wydusiła z siebie na ostatkach powietrza Kim bo Lily już leżała na ziemi zwijając się do pozycji embrionalnej łapiąc upragniony tlen
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
- No. Bardzo. - Kim otarła rogiem koszulki łzy spływające z twarzy, ale gdy tylko raz jeszcze spojrzała na Nataniela wszystko zaczęło się od nowa.
- Chodź koteczku. Nie będziemy patrzeć jak te dwie pokraki zniżają się do takiego poziomu. - Debra chwyciła za rękaw chłopaka, ale ten wyrwał się jej gwałtownie i z gniewem wymalowanym na twarzy oraz poczerwieniałymi policzkami, wyszedł z pokoju, a za jakiś czas uczynił to samo blondyn. Jednak on zamiast złości emanował wstydem i upokorzeniem.
- Kim? - zaczęła przez łzy kiedy już nabrała tchu
- Co mała?
- Chyba powinnyśmy już iść.
- Jeszcze mamy duuużo czasu.
- Powinnyście się wstydzić. - przed nimi stanęła Debra z rękami położonymi na biodrach i czuło się jakby zaraz miała zacząć kąsać – Kasi się tak poświęcił a wy co?
- Przypominam ci, że było ich tam trzech. To po pierwsze. - zaczęła Lily
- A po drugie ktoś taki jak ty nie będzie nam mówił co nam wolno, a co nie. A i radziłabym ci zmienić dostawcę ubrań bo na sklepy na przedszkolaków to ty chyba już za duża jesteś. Twoja wielka dupa raczej nie zniesie długo takiego ucisku i jak strzeli to będzie niezłe widowisko. - dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale jej wściekłe spojrzenie i zaciśnięte pięści mówiły same za siebie – Uważaj, bo zaraz sobie tipsiki połamiesz. - po tym ruszyła wściekłym krokiem stawiając obcas zaledwie dwa centymetry od głowy Lily.
- Ta cholera jeszcze tego pożałuje. - wymruczała szatynka pod nosem stając na pierwszym stopniu. Jednak nie było jej dane długo kroczyć po równym gruncie. Z jakiegoś powodu, dywan w jednej chwili gwałtownie się wyprostował sprawiając, że dziewczyna padła jak długa na podłogę z jękiem bolącego karku. Ale kiedy spostrzegła, że obcas w jej nowym bucie uległ nieodwracalnym zniszczeniom, rzuciła się z płaczem do wyjścia i tyle ją widziano.
- Dzięki Alexy! - krzyknęły równo wciąż leżąc na podłodze a chłopak pojawił się jakby z mgły w uśmiechem od ucha do ucha
- Nie ma za co.

***

- Widzę, że już wszyscy są. - Gabriel rozejrzał się po sali utwierdzając się w tym przekonaniu. Każdy był obecny. Lily wraz z Kim usiadły na środku stołu naprzeciwko ekranu, Lysander oraz Violetta na końcu, tuż przy drzwiach, Kastiel obok nich, Kentin i Nataniel usiedli po obu stronach Gabriela a Alexy naprzeciwko dziewczyn. Debra starała się zająć miejsce jak najbliżej czerwonowłosego, ale fakt, że sam nie wyrażał na to zgody mocno jej to utrudniało zadanie. Armin siedział przy komputerze przy ścianie intensywnie wpisując różne dane na klawiaturze. Każdy był w innym humorze. U Kastiela na twarzy wciąż tliła się złość sprzed ostatnich kilku minut, Lysander jak zawsze opanowany i poważny a dziewczyna obok wydawała się wręcz przestraszona. Lily wraz z Kim wciąż z wielkim trudem powstrzymywały się od ponownego wybuchu śmiechem, zwłaszcza gdy widziały każdego z osobna. Debra, z kapryśnym wyrazem siedziała cicho na nikogo się nie patrząc. Nataniel przeglądał coś na tablecie nie ujawniając swoich emocji a Kentin błądził gdzieś myślami. I dopiero gdy Gabriel ponownie zabrał głos powrócił na ziemię. - Wczoraj dostałem od Rady informacje, że ktoś ma informacje na temat miejsca, gdzie ukryte jest lustro. - jedno słowo wystarczyło, aby każda głowa uniosła się z zaciekawieniem do góry – Armin. - po wstukaniu kilku klawiszy na ekranie na ścianie pojawiło się zdjęcie mężczyzny. Na oko dwadzieścia pięć lat. Pierwsze na co Lily zwróciła szczególną uwagę były wielkie, brązowe oczy otoczone wachlarzem czarnych rzęs. Gładka, lekko ciemnawa cera. Nos szeroki ale małe nozdrza redukowały dysproporcje. Dobrze zarysowane usta a pod nimi żuchwa lekko zaokrąglona po bokach, a tuż pod ustami delikatnie się ścinała. Na twarzy lekki, ciemny zarost. Mężczyzna bardzo przystojny, który pewnie jedynie swoim spojrzeniem nie jedną dziewczynę zaciągnął do łóżka. - To Pablo Vargas. Nowy właściciel kasyna Bellagio w Las Vegas.
- Nie za młody przypadkiem? - zaciekawił się Kentin
- Jego ojciec jest kolumbijskim mafiozo więc wtyki ma wszędzie. Ale przyjdźmy do sedna. Jego rodzina ma w genach krew wilkołaków jak i stróży.
- Jak to możliwe? - zdziwiła się blondynka
- Nie każdemu zależało na czystości gatunkowej. A jeżeli kilkukrotnie się to powtarzało, to powstały takie mieszańce.
- A co stało się z poprzednim właścicielem. Jackiem prawda? - odezwał się Kastiel
- Jakimś dziwnym trafem wyszedł na słońce miesiąc temu. A z racji bycia wampirem. No cóż.
- Ale co on ma niby wspólnego z lustrem?
- Nasza informatorka zbliżyła się do niego na tyle blisko, że usłyszała jak raz rozmawiał z jakimś szejkiem z Arabii Saudyjskiej właśnie o lustrze i miejscu gdzie ono się znajduje. Tylko teraz, właśnie nam zostało powierzone zadanie, aby dopowiedzieć się czegoś więcej.
- A co się stało z tą informatorką? Ona dalej po prostu nie może zbierać informacji? - zapytał Kentin. Cisza. Głucha cisza nastała w pomieszczeniu. Każdy wbił głodne odpowiedzi spojrzenia w stronę mężczyzny, który błądził oczami po suficie.
- Nie żyje. Zabił ją. - wydusił w końcu z siebie
- Łoł. - ciszy jęk wydobył się z kilku gardeł
- Przypomnij, w którym kasynie jest właścicielem. - dopytał Lysander co wzbudziło zainteresowanie pozostałych
- W Bellagio.
- To raczej trudno będzie wysłać kogoś od nas.
- Dlaczego?
- Wszystko interwencje jakie mieliśmy w kasynach zawsze dotyczyły właśnie tego. Każdy z nas kto może chodzić na akcje już tam był. I się przy tym zdemaskował. - Gabriel padł na krzesło za nim, po czym położył łokcie na blacie stołu a jego mina wskazywała, że ta informacja nie wróży nic dobrego
- Muszą wysłać kogoś z innej Biblioteki. Stąd nikt nie pójdzie. - uruchomił się Nataniel
- Ja pójdę. - Lily uniosła wysoko brodę spoglądając na twarze pozostałych osób w pokoju oczekiwała na reakcję. Oczy każdego, dosłownie każdego, otworzyły się w nienaturalny sposób. Po kilku sekundach zaczęło się piekło.
- Nie! Jak to?
- Ona nie może iść!
- Nie poradzi sobie!
- To zbyt niebezpieczne! - każdy przekrzykiwał się emocjonalnie gestykulując, a blondynka siedziała pośrodku tego całego zamieszania czując jakby miała nad sobą chmurę gradową.
- Uciszcie się! - Kim po raz kolejny tego dnia wykazała się świetnym głosem – Ja się zgadzam. W końcu po to tyle harowała, aby teraz pokazała co umie.
- To nie jest zadanie dla kobiety. - Lily spojrzała wściekle na Kastiela piorunując go potężnym wzrokiem, jednak ten się nie ugiął i wciąż tkwił w swoim przekonaniu
- Cicho bądź ty męska szowinistyczna świnio.
- Lily. - przemówił poważnie Gabriel – Chodź na zewnątrz. Musimy porozmawiać w cztery oczy. - mężczyzna wstał i podszedł do drzwi a zaraz za nim ruszyła blondynka wpatrując się w jego plecy. Czuła na sobie wzrok pozostałych ludzi, których zostawia za sobą. Wzrok pełen ciekawości. Wspólnie, w ciszy, przeszli na drugą część korytarza, gdyż Gabriel chciał mieć pewność, że nikt inny ich nie usłyszy
- Gabriel. Proszę. Poradzę sobie.
- Wiem. - odparł pewnie
- Więc w czym jest problem?
- Wiem, że jesteś gotowa pod kątem fizycznym, ale nie wiem czy także pod psychicznym. Tutaj będzie potrzebny spryt, umiejętność wyciąganie niezauważenie informacji, trzeba się idealnie maskować.
- Umiem takie rzeczy. Wiesz ile razy już przekabaciłam chłopaków, aby coś za mnie zrobili.
- To nie to samo.
- To co ja mam niby zrobić, abyś mi zaufał? - przeszedł kilka kroków ocierając palcami o brodę mając myślicielską minę
- Dowiedź się od Lysandra gdzie Kastiel wychodzi praktycznie codziennie wieczorem. - dziewczyna prychnęła śmiechem
- A zadanie, które da się wykonać?
- Dowiesz się, to pozwolę ci iść.
- Ale to jest niewykonalne. Ja od kiedy tutaj jestem nie zamieniłam z nim nawet dwóch zdań. Do nikogo się nie odzywa.
- Więc będziesz miała idealne pole do popisu. Tylko się pośpiesz. Muszę jak najszybciej dać odpowiedź zwrotną do Rady.





A tutaj macie zdjątko Pabla. 

środa, 4 maja 2016

Rozdział 18 - Wyznania

Smutna dziewczyna na ziemi siedziała,
tylko muzyka jej płacz zagłuszała.
Jeszcze przed chwilą uśmiech uroczy,
a teraz zaciśnięte usta i zamknięte oczy.
Znak życia tylko łzy dają,
które płyną po policzkach i nie przestają.

- Lysander. Co robisz? - zapytała zaciekawiona fioletowowłosa siadają obok chłopaka na jego łóżku
- A nic takiego. Coś tam sobie po prostu skrobie w notatniku. - szybkim ruchem zamknął oprawiony w czarną skórę, mały zeszycik i spojrzał z lekkim uśmiechem na przyjaciółkę
- Czego mi nie mówisz? - zasmuciła się widząc sztuczny uśmiech
- Nic. Wszystko jest dobrze. Nie przejmuj się, bo nie ma czym.

***

- Gabriel! Co to miało niby znaczyć? Jakim prawem ona się tak do mnie odzywa?!- zapytała poczerwieniała ze wściekłości Elvira wstając ze swojego miejsca
- Ty się pytasz jakim prawem? - zapytał jakby wstrząśnięty tymi słowami Gabriel – Ty tu nie masz nic do gadania. Było zostać Przeznaczoną, to byś sobie rządziła. Tak jej wyczekiwaliście a teraz co? Pomiatacie jak jakąś szmatą! Ona tutaj jest teraz najważniejsza i należy jej się szacunek większy niż komu innemu. I wiecie co? Ta mała ma więcej rozumu w głowie niż wy wszyscy razem! - grobowa cisza zapanowała w pokoju. Nikt nie miał odwagi chociażby na najmniejszy ruch – Nataniel. - powiedział poważnie – Idź sprawdzić co z Lily. To roztropna dziewczyna, ale takie emocje mogą każdego pozbawić logicznego myślenia. - blondyn wstał bezgłośnie i skierował się ku wyjściu, a Gabriel ponownie spojrzał na członków Rady – No to mamy kilka spraw do omówienia. - powiedział zimno i ponuro, jakby był katem, który zaraz pozbawi ich życia

***
W tym samym czasie

    Pod pokojem Lily zebrali się prawie wszyscy domownicy Biblioteki. Każdy patrzył na siebie ze zdezorientowanymi minami, nie wiedząc co robić.
- Czy tylko ja jestem przerażony po tym co usłyszałem? - zapytał nieco drżącym głosem Alexy
- Jak ona musiała wrzeszczeć, skoro słyszeliśmy ją w swoich pokojach. - odezwał się Kentin z pewnego rodzaju podziwem w głosie
- Nie wróżę im łatwego życia z nią. - stwierdziła Kim z cwanym uśmiechem na twarzy. Kiedy to kolejne drzwi otworzyły się, każdy skierował wzrok w owym kierunku. W progu ukazała się sylwetka z czerwonymi włosami, a przez przyćmione światło przybrały kolor soczystego bordo.
- Czy ktoś mi powie co się stało?
- A co to się stało? Tak grzecznie zadane pytanie? - zapytał ironicznie Armin. Jednak Kastiel, poza lekceważącym parsknięciem, zignorował całkowicie słowa bruneta
- Chyba Rada powiedziała coś, co naszej Lily się nie spodobało. Tylko że nikt nie ma chyba tyle odwagi, aby tam wejść i dowiedzieć się o co poszło. - odpowiedział spokojnie Kentin, który również nie zwrócił zbytnio uwagi za zaczepki kolegi
- Niech on idzie. - Kim skinęła głową na Kastiela
- Ale dlaczego niby ja?
- Bo jako jedyny masz ze sobą broń. - wskazała palcem na czerwoną rękojeść sztyletu, która wystawała z długiej cholewki buta. Chłopak na początku zmieszał się nie wiedząc jaką decyzję podjąć. Jednak gdyby odmówił, zostałby wzięty za słabeusza, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- Rany. Ale z was strachulce. Czego tu się niby bać? - stwierdził z pogardą w głosie. Bez ponownego patrzenia na towarzyszy, podszedł do drzwi i chwytając za klamkę, wszedł w mgnieniu oka do pomieszczenia, zamykając za sobą. Rozejrzał się uważnie po pokoju wyszukując tak dobrze już mu znanej sylwetki Lily. Dziewczyna siedziała na oparciu głębokiego fotela z rękami założonymi na karku. Miała zamknięte oczy. Chłopak wyczuwał jej gniew, który aż bił po oczach. Emanował od niej również strach. Strach, który w tej chwili najbardziej wypełniał jej serce, które i tak było teraz rozerwane na strzępki malutkich kawałeczków.
- Puka się. - odezwała się ponuro
- Mnie ta zasada nie obowiązuje. - nic nie odpowiedziała. Miał nadzieję, że wzbudzi na jej twarzy jakiś uśmiech, jak to często bywa kiedy się sprzeczają, jednak w tej chwili było to raczej trudne do wykonania – Możemy porozmawiać? - zapytał z wielką nadzieją i jeszcze większą grzecznością
- Nie. - surowy i oschły ton to były te rzeczy, które u niej nie występowały. A jednak.
- Proszę cię. - na te słowa zareagowała od razu. Proszący Kastiel to było coś, co zdarzyło jej się po raz pierwszy.
- Po co tu przyszedłeś? - otworzyła oczy, ale wciąż wpatrywała się w pustą przestrzeń na ścianie
- Martwimy się o ciebie.
- Wiem. Ale niepotrzebnie.
- Czyżby? - podszedł bliżej, ale zatrzymał się kiedy to gwałtownie wstała i odwróciła się w jego kierunku spoglądając prosto w jego szare oczy. On również wpatrywał się w jej głęboką zieleń, dostrzegając tlącą się chęć zemsty
- Oni mu nie pomogą. Zostawią go na pastę tego potwora. Już przypieczętowali jego los. Oni chcą jego śmierci. To dla nich łatwiejsze wyjście. - chłopak jakby zaniemówił. Słysząc to, co Rada chce zrobić, a właśnie to czego nie chce, z jego przyjacielem, nie wiedział co odpowiedzieć
- Ale... Dlaczego?
- Nie wiem. - potrząsnęła głową – Ale ja im na to nie pozwolę. Jeżeli on umrze, to i ja.
- Ej Lily. Nie mów tak. Będzie dobrze.
- Nie. Nie będzie dobrze.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo jestem cholerną realistką. Życie dużo razy skopało mi już dupę, zabrało mi to, co najważniejsze. Kazało zaczynać wszystko od nowa. Właśnie dlatego nie wmówisz mi, że będzie dobrze, bo wolę w to nie wierzyć dopóki nie będę mieć pewności, niż ślepo w to brnąć a później znów ryczeć ukradkiem, że to straciłam.
- Lily. Ostatnio Lysander powiedział mi bardzo mądre słowa. Deszcz pada, ponieważ chmury nie wytrzymują nadmiaru wody. Łzy lecą z oczu, ponieważ serce nie jest w stanie dłużej znieść ukrytego bólu. Zawsze widzę cię uśmiechniętą, zawsze taka zdeterminowana i pewna siebie. Za każdym razem chcesz sobie radzić sama. Lecz to nie prawda. Cierpisz. Wewnętrznie. Ukrywasz to, lecz właśnie przez to musiałaś w końcu wybuchnąć. A to co powiedziała Rada było tylko zapalnikiem. - Lily patrzyła na niego obojętnym wzrokiem nie wierząc, że to faktycznie on wypowiada takie słowa. Jednak nie zmieniało to faktu, że była to prawda. Skrzywiła się czując napływające do oczu łzy. W jednej sekundzie jej oczy zrobiły się szkliste. Widząc to, chłopak zjawił się momentalnie u jej boku łapiąc na rękę. Trzymał ją tak mocno, jakby miała zaraz uciec. Wpatrywał się w nią tak intensywnie jakby widział ją po raz pierwszy. Ale to w żaden sposób nie pomogło w zahamowaniu strumienia łez, który już spływał po jej policzkach. Palcami złapała za końcówki włosów, urywając tym samym przed Kastielem swoje zapłakane oblicze. Tak jak mówił. Wybuchła. Emocjonalnie. Mając zaciśnięte oczy poczuła jak wokół jej ciała zaplatają się silne ramiona w mocnym uścisku. Rękami przyciągnął jej głowę do siebie tak, że teraz spoczywała ona na jego ramieniu. Czując na sobie jego ciało, miała wrażenie, że przez chwilę, która dla niej trwała całą wieczność, ma wszystko. - Ciii. Już, uspokój się. Zobaczysz. Ułoży się. Uratujemy Basha. Wszystkim nam na tym zależy. To też w pewnym sensie nasza rodzina, więc równie mocno jak ty chcemy, aby już nie cierpiał. Tylko zrozum, że nie jest to takie proste zadanie. - jego koszulka w miejscu, gdzie leżała głowa blondynki była już całkowicie mokra, ale ani jednemu, ani drugiemu to nie przeszkadzało. Stali nieruchomo mocno się obejmując. Dla nich jakby świat się zatrzymał.
- CO?! Puściliście go do niej samego? Zgłupieliście? Przecież on jest nieobliczalny! - oboje usłyszeli krzyki Nataniela dochodzące zza drzwi. Lily odsunęła się od chłopaka, mając jednak cały czas ręce na jego klatce piersiowej
- Nie przesadzaj. Przecież umie się kontrolować. A zresztą jeszcze nie czas. - tym razem rozbrzmiał głos Alexego, który starał się go uspokoić.
- Co z tego! Miesiąc temu też to nie był czas.
- Nataniel! - krzyknęła Kim odchodząc od ściany, o którą była wcześniej oparta – Uspokój się. Nic jej nie zrobi. A miesiąc temu nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby czyjemuś życiu. - skrzyżowali się sobą poważne spojrzenia, po których blondyn momentalnie ustąpił
- O co im chodzi? - Lily spojrzała w zmartwioną twarz Kastiela a jej źrenice rozszerzyły się nienaturalnie
- O nic ważnego. Ten dureń jak zawsze wyolbrzymia każdą sprawę. Nie przejmuj się. - zgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i uśmiechnął się złośliwie – Chodź. Opowiesz mu jaki to ja jestem zły i niedobry.
- Nie. - samoistnie również na jej usta wkradł się mały uśmieszek – Chcę jeszcze chwilkę zostać sama. Muszę sobie poukładać w głowie kilka spraw.
- Jak chcesz skarbie. Tylko wyjdź za trochę, bo te cykory wznów mnie do ciebie wyślą.
- Chyba nie byłbyś z tego powodu smutny, prawda? - uniosła brwi do góry mrużąc oczy. Chłopak poczochrał jej włosy i wyszedł nic nie odpowiadając. Przekraczając miejsce łączenia się jej pokoju z korytarzem napotkał wlepione w niego pary wielu oczu. Zwrócił uwagę głównie na Nataniela, któremu ledwo co udawało się usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Patrząc cały czas w jego pobladłą twarz, z wielkim, charakterystycznym dla niego, cwanym uśmieszkiem ruszył z wyjaśnieniami.
- Powiedziała, że musi zostać jeszcze chwilę sama. Już się uspokoiła, ale chce sobie poukładać kilka spraw.
- Ale powiedziała ci dlaczego tak się zdenerwowała? - zapytał zniecierpliwiony Armin
- Rada nie wyraziły zgody na uratowanie Basha. - wyprzedził czerwonowłosego z odpowiedzią Nataniel. Każdy wbił wzrok w jego oblicze nie dowierzając w to, co właśnie usłyszeli.
- Kasiu! Ach, tutaj jesteś. - za ich plecami rozniósł się cieniutki głos Debry, który aż palił w uszy – Przecież miałeś mi coś zagrać na gitarze. A ciebie nie ma i nie ma. Obiecałeś. - otworzyła szeroko oczy spoglądając na towarzystwo – A co tu się dzieje?
- Nic co by ciebie interesowało. - warknęła pod nosem Kim surowo
- Chodź Debra. Ja już swoje zrobiłem. - Kastiel objął dziewczynę ramieniem, jednak zrobił to z niechętną miną, i odszedł w kierunku swojego pokoju
Lily siedziała skulona opierając się o łóżko, a róg kołdry robił za poduszkę. Patrzyła się na mały obraz przestawiający czarno-białą postać kobieta, z czerwoną maską zakrywającą połowę twarzy. Czuła się jakby to była ona. Jakby część jej, była gdzieś ukryta. Schowana. Tylko że nie mogła się w żaden sposób do niej dokopać. Coś nagle podkusiło ją, aby spojrzeć w górę, na sufit. Właśnie w tamtym momencie, nie wiadomo skąd, spadło jedno malutkie źdźbło trawy, a za nim kolejne, i jeszcze jedno, aż w końcu ułożyły się one tworząc napis „TRZYMAJ SIĘ”.
- Nie wiem kim jesteś, albo czym, ale dziękuję. - powiedziała w pustkę przestrzeni. Energicznie wstała z miejsca i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je jednym ruchem i ku jej zdziwieniu ujrzała swoich przyjaciół siedzących na podłodze opierając się albo o ramiona kogoś obok, albo o ścianę. Kiedy tylko ujrzeli dziewczynę w drzwiach unieśli się do pozycji stojącej. - Co wy tutaj robicie? - zapytała zdziwiona ich obecnością
- Martwiliśmy się o ciebie. - zaczął Alexy
- Nie wiedzieliśmy co się stało, więc przyszliśmy pod twój pokój i... - kontynuowała Kim
- I wysłaliście Kastiela na zwiady? - uśmiechnęła się patrząc na ich przestraszone miny
- Od razu mówiłem, że to zły pomysł. - stwierdził Nataniel podchodząc bliżej
- Chłopaki. Czy moglibyście nas zostawić na trochę. Chciałabym porozmawiać z Kim na osobności. - zerknęła na płeć męską widocznie niezadowoloną, jednak nie mieli wiele do gadania. Po dodatkowym upewnieniu się, że na pewno wszystko jest w porządku wszyscy się rozeszli, a dziewczyny weszły po pokoju Lily.
- Jednak nie wszystko jest w porządku. Co jest mała?
- Właśnie nie wiem. - usiadła na łóżku krzyżując nogi, a poduszkę przytuliła do swojego brzucha – Mam w sobie jakąś wewnętrzną blokadę. I nie wiem jak się jej pozbyć.
- Nie wiem czy będę mogła ci pomóc. - usiadła obok niej z zatroskanym wzrokiem – Wiesz co, mam pomysł. Opowiedz o sobie. O swoim życiu. Może wtedy dojdziemy gdzie leży problem.
- Ehh. Do szóstego roku życia żyłam wraz z moimi biologicznymi rodzicami w małym mieszkanku na wsi. Nie było tam żadnych luksusów. W swoim pokoju miałam tylko łóżeczko i małą szafeczkę z lampką. Ale nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy siebie i to wystarczało. Do tej pory pamiętam ich głosy. Kiedy ich słyszałam czułam się bezpieczna. Biegałam sobie po polach pomiędzy rosnącym zbożem, ojciec nosił mnie na barana wieczorami a ja próbowałam złapać gwiazdki na niebie. Mama każdego dnia śpiewała mi tą samą kołysankę, która teraz okazuje się być wielką przepowiednią. I nagle wszystko się skończyło. Tak z dnia na dzień. Siedliśmy wszyscy w samochód i pojechaliśmy do miasta. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam Sebastiana. Ukrywał się za spódnicą swojej mamy. A jak się później okazało także i mojej. Zostawili mnie. Tak po prostu. Oboje pocałowali w czoło i wyszli. A ja dostałam nowy dom. Długo nie mogłam zrozumieć dlaczego nie ma tutaj mamy ani taty. Dlaczego już mnie nie tulą do snu. Ale z dnia na dzień ich brak coraz mniej mi doskwierał. Zaczęłam się godzić z tym, że już nie wrócą, że to jest moja rodzina. Jeździliśmy z miasta do miasta. Co roku zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Szczerze mówiąc idzie się do tego przyzwyczaić. Na początku było trudno. Sam fakt, że twoim jedynym przyjacielem jest brat, nie ułatwiał zadania. Ale jakoś to szło. I nagle znowu trzask. Życie postanowiło ponownie zrobić mnie w balona. Siedzę sobie spokojnie na lekcjach, a tu przychodzi policja i zabiera mnie do Sebastiana. I co? Znów nie mam rodziców. Jesteśmy zdani jedynie na siebie. I właśnie wtedy się zaczęło. Przeszłam coś w rodzaju załamania nerwowego. Praktycznie przestałam się odżywiać. Godzinami siedziałam w swoim pokoju i niszczyłam wszystko co się tam znajdowało. Kiedy ktoś przychodził to zachowywałam się jak dzikie zwierze. Nienawidziłam świata, ludzi. Nienawidziłam siebie. Wszystko to doprowadziło do tego, że... że chciałam się zabić. - Kim otworzyła szerzej oczy słysząc te słowa. Chciała objąć przyjaciółkę, przytulić jak najmocniej, jednak coś jej mówiło, aby dać jej skończyć opowiadać – Chciałam z tym skończyć raz na zawsze. Już miałam w ręku żyletkę, już zetknęła się z moją skórą, gdy pojawił się Albus i Wonka. Nie pamiętam tego, co działo się później. Obudziłam się rano w łóżku, myśląc, że był to tylko sen. Mój stan emocjonalny drastycznie się zmienił. Powróciłam do normalnej siebie. Kiedy Bash skończył osiemnaście lat wszystko było jak dawniej. Przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. I wtedy też pojawiły się pierwsze bóle głowy. Już wtedy wiedział co to oznacza. Jednak zamiast powiedzieć mi prawdę szprycował mnie tabletkami. - jej głos stał się całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji – I tak to leciało, aż do dnia, w którym się tu znalazłam. - zapadła cisza. Patrzyły sobie w oczy w milczeniu. Kim wiedziała, że teraz jej kolej na zabranie głosu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Może tak właśnie musiało być. - zaczęła niepewnie
- Hmm?
- Może te wszystkie nieszczęścia musiały się zdarzyć, abyś się tutaj znalazła.
- Może. - spuściła wzrok spoglądając na wzroki na kocu
- Hej. Nie przejmuj się. Nasz wokół siebie ludzi, którzy się o ciebie troszczą. Kochają. Stałaś się nieodłączną częścią tej pokręconej rodzinki.
- Dzięki. Może właśnie tego mi brakowało.
- A tak właściwie to sorki, że wysłaliśmy właśnie Kastiela.
- Nic nie szkodzi. Nie jest taki zły na jakiego się maluje.
- Tak wiem, ale jak coś to lepiej trzymaj się Nataniela.
- Nie mam z nim nic wspólnego.
- Zdaje mi się, że on chciałby mieć z tobą dużo wspólnego.

***

    Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni. Emocje Lily opadły, a ona sama wróciła do normalnego toku pracy. Coraz lepiej radziła sobie ze swoim darem. Teraz już żadne kłamstwo nie uszło jej uwadze. Ludzie wokoło nawet nie mieli co próbować ją oszukać. Od Gabriela oczywiście dostała burę za swoje zachowanie, ale w głębi serca, zarówno ona jak i on, wiedzieli, że to co zrobiła było jak najbardziej słuszne. Lily po tym kilkukrotnie męczyła mężczyznę, aby jak najszybciej sprowadzić jej brata w bezpieczne miejsce. Jednak odpowiedź za każdym razem była ta sama: Jeszcze nie. Jednym z głównych powodów, dla których było to niemożliwe był fakt, że nikt nie wiedział gdzie dokładnie znajduje się kryjówka Mirochny. Może to brzmi śmiesznie. Panuje nad całym nadnaturalnym światem, a i tak się ukrywa. Dziewczyna niechętnie pogodziła się z tym faktem, ale co jakiś czas obmyślała przedziwne, często nietrzymające się całości, plany.
    Dzisiaj, ku jej zdziwieniu, nie spotkała praktycznie nikogo w Bibliotece. Gdzieś tam jedynie plątał się Lysander, raz zamieniła dwa zdania z Kim i tyle. Szła więc samotnie, przemierzając długi korytarz, czując zapach starych murów. Weszła do sali głównej. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem to miejsce wygląda jakby inaczej. Piękniej.
    Kiedy spostrzegła siedzącego na kanapie Alexego od razu do niego zbiegła po długich schodach.
- Hejka. - zaczytany w kolorowej gazecie nawet nie zauważył jej osoby. Uniosła rękę i pstryknęła mu palcami tuż przed jego jasnymi oczami. Od razu pomogło.
- Oj. Sorki. Zaczytałem się.
- Gdzie się wszyscy podziali? - usiadła obok niego wygodnie opierając się o poduszki. Na jej pytanie na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek
- Pamiętasz jak Gabriel zabronił nam wychodzić na zewnątrz? - potaknęła potwierdzająco – Nie posłuchali.
- Kto?
- Kastiel, Armin i Nataniel.
- Nataniel i Kastiel? Ale jak?
- Na początku mocno się opierał, ale jak czerwony zaczął wyskakiwać mu od słabeuszy to zgodził się iść z nimi.
- Ale że nie przeszkodziłeś Arminowi?
- A co to ja jego niańka jestem? Jest prawie dorosły, więc niech sam sobie radzi. - idealnie kiedy to postawił niewidzialną kropkę po swojej wypowiedzi, drzwi otworzyły się z wielkim rumorem. Na początku szła trójka. W środku Gabriel, a po bokach Kastiel i Nataniel. Jednak trudno tu mówić o tym, że robili to z własnej woli. Mężczyzna trzymał jednego i drugie mocno za uszy ciągnąc do przodu. Za nimi, z opadniętą głową kroczył ciężko Armin.
- Auł, auł.
- Auł, auł. - dudniło w pokoju od ich jęczenia z bólu jaki wywoływał im mężczyzna. Przypominało to skomlenie małego pieska. Kiedy dotarli do miejsca gdzie namalowana jest róża wiatrów, pchnął ich do przodu puszczając gwałtownie za uszy, a Arminowi surowym ruchem ręki rozkazał dołączyć do reszty. Dopiero wtedy Lily zauważyła ich niecodzienny strój. Każdy ubrany był tak samo, jednak było kilka szczegółów, które się różniły. Dopasowane, czarne, skórzane kurtki z kapturem, do której przymocowano wiele uchwytów na broń. Spodnie zrobione z elastycznego materiału. Na nogach czarne, mocne buty wojskowe zakrywające kostki. Jednak u Kastiela na plecach dodatkowo umocowane były dwie pochwy na miecze, które odwrócone były do góry nogami, dzięki czemu łatwo można było je wyjmować i ponownie wkładać. Nataniel natomiast na swoich plecach miał zawieszony łuk sportowy oraz kołczan do połowy opróżniony. Armin poprzypinane miał mnóstwo elektroniki. Od małych ekraników zaczynając, przez bombki dymne i granaty, na laptopie kończąc.
- Czy wy jesteście jacyś niedorozwinięci? Czego nie zrozumieliście gdy mówiłem o kategorycznym zakazie wychodzenia. - huknął niskim głosem, przez który Lily aż dostała gęsiej skórki. Nic. Żadnej reakcji. - Co? Języka wam zabrakło?
- Bo... - zaczął niepewnie Kastiel – No bo ileż można patrzeć się ciągle na te same ściany? - dokończył już normalnym tonem
- Zasady są po to, aby ich przestrzegać.
- Ale przecież nic się nie stało. - stwierdził Armin
- Nic? - zapytał zdziwiony mężczyzna unosząc brwi – Ty to nazywasz niczym? - wskazał na obciętą głowę Minotaura, z której jeszcze ciekła krew, znajdującą się w szponach Albusa
- Ale nas było trzech a on jeden. Poradzilibyśmy sobie. - Nataniel wstał masując bolące ucho
- Nie wątpię w to. Ale wiesz co by było gdyby któremuś z was stała się krzywda? Odpowiadam za was. A za ciebie szczególnie. - spojrzał troskliwie na swojego syna a potem za pozostałą trójkę – Nie róbcie tak więcej.
- Ale odkryliśmy pewną rzecz. - odparł dumnie Kastiel wyciągając telefon z bocznej kieszeni kurtki. Kilkukrotnie przejechał po dotykowym ekranie i podał go Gabrielowi
- Dobry Boże. - wyszeptał mężczyzna – Nigdy wcześniej nie widziałem tak zmasakrowanego ciała. Czy to był człowiek?
- Tak. - zaczął blondyn wyprzedzając resztę – Już tydzień temu dostałem informacje od elfów z zachodniej granicy o podobnych morderstwach.
- I nic mi nie powiedziałeś?
- No... Tak jakoś wyszło.

- Dobrze. Trzeba ustalić kto, albo co za tym stoi. - odwrócił się kierując w stronę schodów – Ale to nie oznacza, że nie minie was kara. Odczujecie ją dobitnie. - i odszedł pozostawiając towarzystwo samo sobie.

niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 17 - Nic nie wiecie

    Ciepła kołdra wypchana pierzem, pokryta siwym kocem z czerwonymi wzorami, otulała jej całe ciało od szyi po stopy. Głowa spoczywała na dwóch piętrach poduszek w zielonej poszewce. Leżąc ze skulonymi kolanami, zaciskała palce na rogu kołdry, całą sobą opierając się nieubłaganej chwili, kiedy trzeba będzie wstać. Powieki w żaden sposób nie chciały się podnieść.
    Przekręcając się na plecy, wyciągnęła swoje kończyny na cztery strony, powodując tym samym wyraźnie słyszalne strzykanie w długo znieruchomiałych kościach. Wypuszczając głośno powietrze z płuc ponownie rozłożyła się na materacu, delektując się słodką ciszą otoczenia.
    Właśnie. Cisza. Było cicho. Za cicho. Mając gdzieś w głowie tą myśl, niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej przecierając przy tym wierzchem dłoni zaspane, nieco podpuchnięte oczy.
- Czy to Londyn, czy Los Angeles, problemy ze wstawaniem mam zawsze takie same. - powiedziała do siebie. Jednak mimo wypowiedzianych słów, ona nie usłyszała żadnego. Zmarszczyła zdziwiona brwi i czoło spoglądając na poranione od mieczy i walki wręcz dłonie. - Ale o co chodzi? - znów nic. Głucha cisza krążyła wokół niej. Ani swojego głosu, szelestu kołdry, stukania paznokciem w drewnianą obręcz łóżka. Po przełknięciu zalegającej w ustach śliny położyła z obawą dłonie na swoich skroniach. Bała się. Jeszcze nigdy nie zdejmowała zatyczek bez obecności Gabriela. Poczuła jak jej żołądek skręca się w kokardę z mocnym supłem. Jednak po kilku wdechach i wydechach, chwyciła za zatyczki i szybko wyciągnęła je z uszu, zastygając w bezruchu i zaciskając mocno oczy a tym samym też większość mięśni naprężyły się jak struna.
    Cisza. Głośna cisza. Ani śladu bólu, który za każdym razem rozrywał jej uszy na małe kawałeczki. Słyszała otaczający ją świat, ale jakby go nie było. Spojrzała w górny róg ściany. Mały owad wił się krętą drogą ku dołowi. Słyszała jego lekko poruszające się skrzydełka, ale gdy już jej uwaga zwróciła się w przeciwnym kierunku ,dźwięk ucichł, ale sama świadomość, że on w każdej chwili może powrócić, sprawiała, że gdzieś z tyłu jej głowy tlił się delikatny szum skrzydełek. Jakby wszystko było normalnie, tak jak kiedyś, jednak wyraźniejsze. Wszystko było poukładane. Nic się nie mieszało. To ona decydowała co w danej chwili słyszy, ale słyszała wszystko. To dziwne uczucie dawało tylko jeden wniosek. Opanowała swój dar.
    Przepełniona euforią spowodowaną faktem dokonanym, zerwała się z łóżka, prawie potykając się przez zaplątany róg kołdry wokół jej kostki, i w biegu ruszyła w stronę sali głównej, aby podzielić się tą informacją z jej mentorem od tej dziedziny magicznego świata. Z Gabrielem.


***
W tym samym czasie
- A Alexy to gdzie się podział? - Gabriel rozejrzał się po sali głównej, kiedy to drzwi zamknęły się za postacią Kastiela. Wtedy przed jego twarzą zaczęła lewitować filiżanka wypełniona w połowie zieloną herbatą, a spodeczek tuż obok niej. - Al! Zostaw moją herbatę. Pokaż się. - jego spokojny ton głosu nie zdradzał nawet grama irytacji bądź też złości. Szczerze mówiąc przelewała się tam radość. Niebieskowłosy siedział wesoły na biurku z podkulonymi nogami bawiąc się ołówkiem. Na ten widok mężczyzna tylko wzdychnął bezradnie, a robiąc machający ruch dłonią pokazał swój brak zainteresowania. - No to jak idzie naszej Lily szkolenie?
- Echh. Taka z niej wojowniczka, jak ze mnie syrena. - prychnął czerwonowłosy padając wygodnie na kanapę
- No to musisz być niezłą syrenką. - zaśmiała się Kim opierająca się o jedną z kolumn – A wolisz pływać delfinkiem czy może grzbietem. - warknięcie jakie wydobyło się z jego ust było tak groźne, że mroziło krew, ale świadomość dziewczyny, że jest w pełni bezpieczna przed jego humorkami, dawała jej wielkie pole do popisu. Kiedy Kim zauważyła zdezorientowaną minę Gabriela ruszyła z wyjaśnieniami – Widziałam jak ostatnio daje mu niezły łomot. Nie mógł się podnieść przez jakieś pięć minut. Jak widać walka wręcz całkiem nieźle jej idzie. - zachichotała widząc coraz większą złość na twarzy chłopaka objawiającej się zaczerwienieniem policzków
- A jej prawy sierpowy. U la la. Tylko pozazdrościć. - zagwizdał pod nosem Armin dając upust swojemu podziwowi, który w rzeczywistości był skierowany w ego Kastiela. Rozbawiony do małej łezki Gabriel, postanowił dalej nie męczyć chłopaka i przeszedł do kolejnych etapów
- A jak korzystanie z broni? - skierował twarz w stronę Kentina
- Bardzo dobrze. Są pewne problemy jeśli chodzi o broń palną i wszelkie topory, ale miecze i łuki opanowała wręcz do perfekcji.
- Świetnie. Od razu wiedziałem, że jest to osoba, która łatwo się nie poddaje. A u ciebie Nat? Czy z tego typu nauką też tak dobrze jej idzie?
- No z tym to już jest nieco gorzej. - przeczesał dłonią blond włosy, które od sztucznego światła wydawały się wręcz złote
- Jaki nauczyciel, takie rezultaty. - mruknął pod nosem Kastiel z pogardliwym tonem głosu
- Odezwał się ten, którego dziewczyna bije.
- Ej! Spokój. - lekkie zdenerwowanie wkradało się do umysłu Kentina, więc chciał jak najszybciej zakończyć temat
- Ale wszystko idzie do przodu. I z tego trzeba się cieszyć.
- Wszystko? A więc opanowywanie daru też jakoś idzie? - zapytał zainteresowany Alexy
- Ech. - wzdychnął ciężko Gabriel opierając się o biurko – Nie wiem co robimy źle. Wszystko powinno się już ustabilizować, a czasami mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. - w tamtej chwili złota klamka zamocowana na potężnych drzwiach opadła w dół i ponownie uniosła się w górę powodując, że ogromna przestrzeń ukazała się oczom Lily. Oddychając ciężko, ale mając jeszcze całe zapasy energii, pognała ku Gabrielowi. Jej bose stopy odbijały się od dywanu na schodach. Radość i euforia samoistnie ją niosły. Objęła swoimi ramionami ciało mężczyzny w mocnym uścisku. Jako że jego wzrost znacznie przewyższał jej, głową sięgała jej zaledwie do jego torsu. Zdziwiony zachowaniem dziewczyny Gabriel, rozłożył ręce na boki a na twarzy malowała się jakby obawa, szok. Również pozostali, którzy przebywali w pomieszczeniu nie wiedzieli jak się zachować. Wszystko było takie niespodziewane, działo się tak szybko, że jedyne na co mogli sobie w tej chwili pozwolić, to przeskakiwanie wzrokiem na każdego z osobna. Mężczyzna, po odejściu fali zaskoczenia, przełknął ślinę i postanowił nareszcie wytłumaczyć całą sytuację – Eee. Lily? Co się stało?
- Udało się. - szczęście aż tryskało z jej głosu
- Ale co się udało? - pytał spokojnie, jakby chciał opanować jej zapał
- Dar. Opanowałam go. - puściła mężczyznę oddalając się o krok i spojrzała w jego piwne oczy, które zawsze były przepełnione spokojem i roztropnością, ale od pewnego czasu nie dało się nie zauważył troski jaka przez nie przebijała. Na słowa Lily źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Koncentrując się wyłącznie na jego osobie, słyszała doskonale jego przyspieszone tętno i jak uderza paznokciem o paznokieć. Jednakże inne dźwięki nie były wyizolowane. Słyszała każdego z osobna, jednak za każdym razem był to inny rodzaj dźwięku. W żaden sposób ze sobą nie kolidowały. A wręcz spalały się w jedną, logiczną całość.
- Ale jak? Kiedy? - głos Nataniela rozbrzmiał w pokoju
- Dzisiaj jak się obudziłam to nic nie słyszałam. Więc zdjęłam zatyczki i wszystko było tak, jak przed uwolnieniem daru, tylko że jakoś tak, nie wiem. Bardziej wyraźnie. Takie czyste, spokojne.
- No to świetnie. Najważniejszą część masz już za sobą. - powiedziała radośnie Kim
- Nareszcie będzie mogła skupić się poważnych sprawach. - mruknął pod nosem Kastiel lekko bełkocząc. Lecz teraz dla Lily, nawet taka paplanina nie była w stanie przejść jej obok uszu.
- Może jeszcze na tobie? Nie dziękuję. - ignorancja i udawana obojętność aż od niej biła. Uśmiechnęła się zadziornie patrząc na czerwonowłosego unosząc jednocześnie lekko brwi, aby dodać twarzy odpowiedniego wyrazu.
- Pyskula jedna się znalazła. - każdy oczekiwał jakieś ostrej riposty w stronę chłopaka, jednak mijały sekundy a ona nie nadchodziła. Za to na twarzy Lily pojawiły się lekkie zmarszczki spowodowane zagięciem brwi w pozie myśliciela.
- Kastiel powiedz coś. - powiedziała nawet na niego nie spoglądając, tylko wlepiając wzrok w różę wiatrów na podłodze
- Ale co?
- Kentin? - zapytała
- Tak?
- Hmm. Dziwne.
- O co chodzi Lily? - zapytał zaniepokojony Gabriel
- Jak słyszę wasz głos to niby jest ten sam, ale jest tam jakaś dziwna nuta. Wcześniej jej nie wyłapałam, bo u ciebie i Nataniela jest taka sama. Dopiero jak usłyszałam Kasa. U niego się różni.
- Może przez to, że są rodziną? - zapytała Kim
- Nie. - zaprzeczyła stanowczo – U ciebie też jest taka sama. - zapadła cisza. Każdy analizował w myślach ostatnie informacje szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia – A może po prostu to zależy od gatunku. - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy
- Jest to bardzo prawdopodobne. Gdzieś już słyszałem o tym, że szczególnie wyczulone wampiry też słyszały jakieś odstępstwa od normalnych głosów.
- A więc mogę już po nich rozpoznać, do jakiego gatunku ktoś należy. - podniecenie aż ją rozpierało. Była tak zafascynowana ostatnimi wydarzeniami. A jeszcze trzy miesiące temu zrobiłaby wszystko, aby wrócić do domu i o wszystkim zapomnieć.
- Nie ekscytuj się tak. - Gabriel starał się pohamować jej zapał – Mimo że opanowałaś dar, to i tak czeka nas jeszcze dużo pracy. To jak na razie był pierwszy krok. Nie wiemy tak naprawdę ile jeszcze możesz.
    Rozmowa trwała jeszcze dłuższą chwilę. Toczyła się na wszystkie możliwe tematy. A każdy dorzucał za każdym razem swoje dwa grosze. Szczególnie Alexy i Kim aktywnie wdawali się w ostre dyskusje, między innymi kiedy zeszła ona na temat ich aktywności poza Biblioteką, a właściwie jej minimalną obecność. Jednak naprawdę zawrzało kiedy to Gabriel ogłosił kategoryczny zakał wychodzenia poza obszar chroniony magicznie. Wcześniej pełnione patrole zostały zawieszone na czas nieokreślony. Mężczyzna tłumaczył się tym, że dostał niepokojące wieści od członków zarządu w okolicy. Jednak nie zdradził żadnych szczegółów. Nikt nie był zachwycony tym faktem, a w szczególności Kastiel. Jak zawsze skomentował to tym swoim przemądrzałym tonem głosu, którym okazywał swoje poczucie wyższości, że to on tu jest panem. Jednak i tak nic tym nie wskórał. Decyzja została definitywnie podjęta i nic nie było w stanie przekonać Gabriela do choćby najmniejszych ustępstw.
    Po pewnym czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoje strony. W sali głównej została jedynie Lily, Nataniel i Kastiel. Dziewczyna siedząc skulona w fotelu, skubała koniuszek koca, którym była owinięta. Mimo letniej pory jaka panowała na zewnątrz, w środku, od głębokości na jakiej się znajdowali oraz zimnych ścian pokrytych z zewnątrz ziemią, panowała dosyć niska temperatura.
    Blondynka zerkała co chwilę to na jednego, to na drugiego. Nataniel siedząc w fotelu za biurkiem, czytał jakąś książkę oprawioną w skórę, a czerwonowłosy wylegiwał się wygodnie na kanapie wlepiając swój wzrok gdzieś w dal. Nie chcąc siedzieć tak bezczynnie, zrzuciła z ramion wełniany koc i podeszła do biurka. Zaszła do chłopaka od tyłu i szturchnęła go palcem w ramię. Brak reakcji. Więc jeszcze raz, tylko tym razem mocniej. Reakcja? Lekkie mruknięcie na odczepnego. Zrobiła obrażoną minę krzyżując ręce na piersi. Po chwili zastanowienia wskoczyła na biurko i co chwilę kopała w oparcie fotela. Jednak w chwili na chwilę ich częstotliwość coraz bardziej rosła.
- Dobra. Co chcesz? - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, który dodawał mu uroku oraz uległym wyrazie twarzy. Wypowiadając te słowa miał taki ciepły głos, że aż poczuła jakby ponownie owinęła się kocem
- Jestem tutaj od tak dawna, a ty cały czas mi nie powiedziałeś jaki jest twój dar? - przechyliła lekko głowę w bok robiąc minę małej dziewczynki. Chłopak zawiesił na niej wzrok na dłuższą chwilę, jakby nad czymś intensywnie myślał. Jakby analizował dokładnie wszystkie scenariusze jakie mogą nadejść. Tylko po co? Co on takiego ukrywa?
- No ok. Chodź. - zerwał się na równe nogi i chwycił Lily za nadgarstek, kierując się w stronę wyjścia. Przechodząc obok Kastiela, aż czuła jego parzące spojrzenie. Wyszli na korytarz a potem skierowali się w stronę, gdzie była kumulacja sypialni. Lily w większości opanowała już gdzie znajdują się poszczególne pomieszczenie i nie miała żadnych problemów, aby gdziekolwiek dojść. Zatrzymali się przed drzwiami, za którymi znajdował się pokój Nataniela. Czując cały czas uścisk na swojej ręce odczuwała dosyć dziwne emocje. Jakby brakowało jej przestrzeni. Chłopak otworzył drzwi i dopiero wtedy oswobodził ją ze swojej ręki. Wchodząc rozejrzała się po już tak dobrze znanym jej pomieszczeniu. Spędzała tu bardzo dużo czasu, głównie podczas nauki z chłopakiem, ale również kiedy chciała miło spędzić czas. Ściany zachowane w jasnobeżowych kolorach, panele również jasne. Na nich dwa grafitowe dywany z długim włosiem. Pod lewą ścianą stało łóżko z białym materacem i czarną pościelą i poduszkami. Po bokach czarne etażerki z białymi lampkami nocnymi. Na środku średniej wielkości plazma ustawiona na szklanym stoliczku. Na wprost od wejścia jasne, proste biurko oraz obrotowe, skórzane krzesło. Czarny laptop wyraźniej odznaczał się na białym tle. Nad biurkiem wisiała duża replika człowieka witruwiańskiego da Vinci, a pod prawą ścianą, na której narysowana była sylwetka Zeusa, stała biała kanapa z czarnymi poduszkami w kremową kratę. Poza tym jak zawsze na podłodze leżały stosy książek i wszelakich papierów, a pomiędzy tym jeszcze masa ołówków naostrzonych na ostry szpic. Usiadła spokojnie na łóżku jakby była u siebie.
- No to jak? Powiesz mi w końcu, czy dalej będziesz dumnie trwał w swoim milczeniu.
- Cierpliwość to raczej nie twoja mocna strona. - uśmiech nie schodził z jego delikatnej twarzy
- A to co? Dopiero teraz zauważyłeś? - położyła ręce do tyłu odsłaniając całą swoją sylwetkę. Nataniel odszedł kilka kroków i powoli zaczął rozpinać guziki od swojej zielonej koszuli w szarą kratę. - Eee? Nat? Co ty robisz? - zapytała nie wiedząc co ma zrobić
- Robię to, o co tak bardzo mnie męczysz. - po odpięciu ostatniego guzika całkowicie zdjął ubranie. Lily mogła wtedy pierwszy raz zobaczyć jego wysportowaną, wręcz atletyczną sylwetkę. Chłopak zamknął oczy, zrobił dwa głębokie wdechy a ręce powędrowały na boki. W jednej chwili szok wzrósł kilkukrotnie. Dolna szczęka opadła w dół a czerń źrenic zawładnęła jej oczami. W tym momencie ciało chłopaka było najmniej ważnym aspektem. Z jego pleców, jak na zawołanie, wyrosła para śnieżnobiałych skrzydeł. Ich biel aż jaśniała. Pióra przy samym ciele krótkie, a wraz z dalszą odległość to także ich długość się zwiększała. Długie na około półtora metra. Zaokrąglały się wysoko nad głową. Chłopak podszedł i położył swoją ciepłą dłoń na jej podbródku i podniósł do góry. - Co? Nigdy skrzydeł nie widziałaś? - machnęła głową rozwiewając dezorientację z głowy, powracając do normalnego stanu emocjonalnego i psychicznego
- Nie no jasne, że widziałam. - odparła tak jakby była to zupełna oczywistość – Wczoraj wieczorem Hermes wpadł do mnie pochwalić się nowymi trampkami ze złotymi skrzydełkami. No mówię ci boskie. - zaakcentowała ostatnie słowo. Patrzył na nią czułymi oczami penetrując całą jej duszę kawałek po kawałku. Wbrew pozorom było to niezwykle przyjemne uczucie. Zwłaszcza kiedy jego palce przejechały po jej policzku zbierając ze sobą kosmyk jej włosów, które wyplątały się z luźnego koka. Zielone spojrzenie wbijało się w jego bursztynowy blask. Nie potrzebowali żadnych słów. Wystarczała im jedynie ich własna obecność. Niestety jej spokój zaburzył odgłos kroków zza drzwi. Uśmiechnęła się radośnie i wstając odeszła kilka metrów. Zdziwiony chłopak zmarszczył brwi wodząc za nią oczami.
- Za trzy, dwa, jeden. - pukanie w ciemne drzwi rozproszyło się po całym pokoju
- A może powiesz mi jeszcze kto to?
- Hmm. Chyba Lysander. Nie słyszę bicia jego serca, więc to na pewno on. - chłopak podszedł do drzwi i przekręcając klamkę odchylił skrzydło ukazując sylwetkę białowłosego. Duma aż od niej biła na odległość – A nie mówiłam?
- Gabriel prosił, abym poinformował cię, że członkowie Rady Starszych już przybyli. Są w konferencyjnej.
- Dzięki Lys. - chłopak odszedł a drzwi ponownie się zamknęły. Jego spojrzenie znów zwróciło się w stronę dziewczyny – No cóż. Chyba na mnie już czas. A ty się lepiej ubierz.
- Yes sir. - zasalutowała żartobliwie oswabadzając tym samym gnieżdżąca się w ich ciałach falę śmiechu
    Oboje wyszli z pokoju kierując się w swoje strony. Minęła kilka pokoi napotykając na charakterystyczną nitkę, która wystawała z dywanu oznaczającą, że znajduje się przed swoją strefą prywatności. Wchodząc do środka, za każdym razem biły ją po oczach jego czarno-żółte barwy przeplatane szarością ścian i bielą dywaników i kilku elementów dekoracji. Na jednej ze ścian fototapeta rozciągająca się na całą jej długość. Dmuchawce rozwiane na wietrze. Jednak jeżeli ktoś myśli, że miała udział w jego dekorowaniu, ten jest w błędzie. Alexy nawet nie dał jej wejść do środka podczas remontu. Jedynie po nim mogła wyrazić swoje zdanie, jednak nie było ono mile widziane jeśli chodzi o niebieskowłosego. Podchodząc do dużej szafy, rozsunęła jedno ze skrzydeł i wyjęła z niej ubrania, które jako pierwsze wpadły w jej ręce. Kremowe rurki z dziurami a do tego koszula na ramiączkach w kolorze czerwonego wina z ćwiekami na kołnierzyku. Do tego czarne conversy z bordowymi sznurówkami. O fryzurę już nie musiała się martwić, robiąc sobie już wcześniej koka. Jako że nie miała dzisiaj zaplanowanych żadnych ćwiczeń, mogła sobie pozwolić na makijaż. Czarną kredką zarysowała swój dolny i górny kontur oka, a maskarą pogrubiła długi wachlarz rzęs. Omiotła lekko pędzlem pokrytym bronzerem skórę pod kościami policzkowymi, a brzoskwiniowa szminka otuliła usta.
    Wyszła z pokoju kierując się w kierunku sali głównej, gdzie kochała przesiadywać w każdej wolnej chwili. Atmosfera, która tam panowała, ta równowaga i ład samoistnie wkradały się we wnętrze człowieka. Do tego magia książek otaczających pomieszczenie dodawała całemu miejscu uroku. Był jeszcze jeden powód. Z racji, właśnie wszechpanującego porządku w obecności książek, nie było to miejsce często odwiedzane przez Debrę.
    Jednak nie dane było jej dojść do owego miejsca, ponieważ za jej plecami usłyszała szybko stawiane małe stópki.
- Dlaczego nie ma cię przed konferencyjną? - zapytał zdziwiony Wonka
- Mnie? Z jakiej racji?
- Na pewno Starszyzna będzie chciała cię poznać.
- Ja nic o tym nie wiem. Nic mi nie powiedziano.
- Idź tam na wszelki wypadek. - nie była tym faktem zachwycona, jednak w tym co mówił Wonka był sens. Z niechęcią wyrysowaną na twarzy ruszyła w stronę danej sali. Lemur został na miejscu, a po chwili nawet się oddalił. Spojrzał na orła siedzącego na górnej części otwartych drzwi.
- No i jak? Przekazałeś wiadomość?
- Tak. I na pewno niczego się nie domyśliła.
- Dobrze. Ma prawo wiedzieć. W końcu dotyczy to jej życia.

***

    Podeszła do miejsca gdzie znajdowała się sala konferencyjna. Jednak w wejściu do środka przeszkodził jej wysoki mężczyzna, około trzydziestki, a umięśniony jak Arnold Schwarzenegger za młodu. Od jego łysej głosy odbijały się promienie kamieni. Stanowcza mina aż przerażała swoją powagą, a blizna na prawym policzku dodawała mężczyźnie grozy.
- Chcę przejść. - powiedziała tak zimno jak tylko umiała
- Nie wolno. - niski, basowy głos, z już znaną jej nutą wilkołaka
- Dlaczego?
- Zgromadzenie Starszych. Tylko wybrani. - składał jedynie pojedyncze zdania, przez co już mogła stwierdzić, że jego iloraz inteligencji jego dosyć niski
- Super. Wybrani mogą, ale Przeznaczona to już nie. - powiedziała jakby do siebie, ale tak, aby osiłek usłyszał każde słowo. Ten jednak z żaden sposób nie przejął się takową informacją. Obrażona siadła na podłodze opierając się o ścianę tuż na wprost mężczyzny. Patrzyli sobie prowokująco prosto w oczy. Ale ona miała swojego asa w rękawie. Nie potrzebowała przebywać w pomieszczeniu, aby wiedzieć co się tam dzieje. Wytężyła słuch starając się rozpoznać głosy rozchodzące się za ścianą.
- Już powiedziałam jaka jest decyzja. Nie możemy wszystkiego narażać dla jednego istnienia. - powiedziała jakaś kobieta w starszym wieku
- Dlaczego? Nie rozumiem tego. - tym razem wypowiedział się Gabriel – Przecież to jeden z nas. Nie możemy zostawić go na pastwę ciemnej strony.
- Ależ możemy. Aby uratować życia całej naszej rasy możemy poświęcić jednego Stróża.
- Nie!- krzyknął Nataniel, a krzesło upadło na podłogę – Sebastian to nasz przyjaciel. Znamy się od dziecka. A w dodatku to brat Przeznaczonej. To dla was nic nie znaczy? Wiecie co będzie jak ona się o tym dowie?
- Przyrodnim bratem. - sprecyzowała chłodno kobieta – A ona nie musi nic o tym wiedzieć.
- Mamy przed nią ukrywać jego pewną śmierć i dawać cały czas nadzieję na jego powrót?
- Tak. Tak będzie lepiej dla wszystkich. - złość aż w niej buzowała. Ledwo co siedziała w jednym miejscu. Jej wzrok był ślepo wlepiony z przestrzeń przed nią. „Zostawić go? Śmierć? Żadnego ratunku?” Ręce trzęsły się jak szalone, latając na wszystkie strony. Krzyczała. Od środka. Aż wrzeszczała. Oddychała powoli i głośno. Wdech i wydech. Chciała tam wparować i powiedzieć tej kobiecie co o niej myśli. Ale było jedno ale. A mianowicie umięśniony olbrzym blokujący wejście. Czuła narastającą siłę. Energia napływała do każdej części ciała. Czuła, że może zrobić wszystko. Jednak coś przerwało jej niecne zamiary, które już kłębiły się w głowie. Szybko stąpające po dywanie łapki lemura zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu wylądowały na ciele mężczyzny. Zaczął rzucać się jak zwierze a dzięki temu drzwi okazały oczom Lily całą swoją klasę. Jak poparzona stanęła na równe nogi a drzwi za jej dotykiem otworzyły się z wielkim hukiem, przez co twarze wszystkich zgromadzonych skierowały się w stronę dziewczyny.
- Co wy sobie wyobrażacie! Jak można decydować o moim życiu za moimi plecami!? Pytam się! - krzyczała najgłośniej jak tylko mogła. Nie musiała się wysilać, gdyż jedynie negatywne emocje towarzyszyły jej w tej chwili
- Gabrielu, kto to jest? - zapytała niska, chuda kobieta o krótkich, brązowych włosach, idealnie ułożonych. Mimo widocznie starszego wieku, na jej twarzy widniało jedynie kilka płytkich zmarszczek. Lekko kwadratowa żuchwa. Makijaż tak zrobiony, jakby dopiero co wyszła z profesjonalnego gabinetu wizażystki. Dumna postawa, prosta sylwetka, bijąca pogarda. Jednak nawet to, w starciu z buzującymi nerwami Lily było jedynie kropelką w całej ulewie.
- Starszyzno. Przedstawiam wam Przeznaczoną. - każdy przybrał kamienną minę. Wpatrywali się w Lily jakby była jakimś okazem w muzeum. Nikt nie miał zamiaru zabrać głosu. Czy to przez strach? A może ogólne zaniemówienie? Czy może przez fakt, że po raz pierwszy ktoś odważył się wtargnąć na zgromadzenie.
- To jednak nie zmienia faktu, że bezprawnie się tutaj znalazłaś. - kobieta ponownie przemówiła, jednak teraz jakby spokorniała
- Uff... Przepraszam cię Elviro. Już się nią zajmuję. - wydyszał strażnik podchodząc do blondynki
- Nie! - zawołał Gabriel – Ja się tym zajmę. Ona jest niegroźna. - na wypadek, gdyby ten wilk nie posłuchał, Lily odwróciła się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. A kiedy zrobił kolejny krok w jej stronę uniosła wyniośle głowę
- Dotknij mnie, a kopnę cię w jaja i pożałujesz, że cię nie wykastrowano jak byłeś szczeniakiem.
- No dobrze. Nie brzmi na niegroźną, ale taka jest.
- A teraz przejdźmy do ważniejszej sprawy. - położyła wewnętrzną część dłoni na długim, wypolerowanym stole, wokół którego siedzieli ludzie, w różnym wieku, o innych kolorach skóry, różnej płci. - Jakim prawem decydujecie o czyimś życiu?
- Spokojnie Lily. - młoda brunetka, w podobnym wieku do blondynki, wstała i uniosła lekko rękę – Wiem jak się czujesz, ale...
- Wiesz jak się czuję? Wiesz jak to jest budzić się co noc, czując łzy pod powiekami? Słyszeć jak serce wygrywa marsz żałobny? Jak podczas czterdziestostopniowej temperatury odczuwasz wewnętrzne zimno i jak wśród miliona ludzi być samotnym? Jeśli nie wiesz to nie pierdol, że wiecz jak się czuję.
- Młoda damo. - ponownie głos zabrała starsza kobieta – Usiądź i spokojnie porozmawiamy. Niepotrzebne są te nerwy.
- Och. Oczywiście. - odrzekła z udawaną lekkością – Usiądziemy przy herbatce, a ja zrobię notatki na temat waszej opinii o mojej osobie, oraz osobie mojego brata, a potem wcisnę je tobie prosto w dupę!
- Lily. - skarcił dziewczynę Gabriel. Ton głosu był tak surowy i zimny. Jeszcze nigdy nie słyszała, aby przemówił w taki sposób
- Nie obchodzi mnie co o tym wszystkim myślisz. My tu ustalamy reguły i masz się do tego dostosować.
- Ach tak? Powiem ci jedno. Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę tam, gdzie zechcę. I nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Zwłaszcza taka wypełniona chemią poczwara. Jeśli zechcę, już jutro może mnie tu nie być. To przecież nie moja wojna, tylko wasza. Więc radźcie sobie sami! - wyszła trzaskając drzwiami tak mocno, że kieliszki na stole aż podskoczyły. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach tak, jakby ktoś uderzył ich potężnym kamieniem. Wszyscy poza jedną kobietą. Wzburzenie, że ktoś odważył się jej przeciwstawić aż ją rozrywało od środka. Jej. Najwyższej Starszej. To nie do pomyślenia. A Lily? Kroczyła w szybkim tempie ku swojemu pokojowi tak wściekła, że wyglądała jakby otaczała ją chmura gradowa.