niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 17 - Nic nie wiecie

    Ciepła kołdra wypchana pierzem, pokryta siwym kocem z czerwonymi wzorami, otulała jej całe ciało od szyi po stopy. Głowa spoczywała na dwóch piętrach poduszek w zielonej poszewce. Leżąc ze skulonymi kolanami, zaciskała palce na rogu kołdry, całą sobą opierając się nieubłaganej chwili, kiedy trzeba będzie wstać. Powieki w żaden sposób nie chciały się podnieść.
    Przekręcając się na plecy, wyciągnęła swoje kończyny na cztery strony, powodując tym samym wyraźnie słyszalne strzykanie w długo znieruchomiałych kościach. Wypuszczając głośno powietrze z płuc ponownie rozłożyła się na materacu, delektując się słodką ciszą otoczenia.
    Właśnie. Cisza. Było cicho. Za cicho. Mając gdzieś w głowie tą myśl, niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej przecierając przy tym wierzchem dłoni zaspane, nieco podpuchnięte oczy.
- Czy to Londyn, czy Los Angeles, problemy ze wstawaniem mam zawsze takie same. - powiedziała do siebie. Jednak mimo wypowiedzianych słów, ona nie usłyszała żadnego. Zmarszczyła zdziwiona brwi i czoło spoglądając na poranione od mieczy i walki wręcz dłonie. - Ale o co chodzi? - znów nic. Głucha cisza krążyła wokół niej. Ani swojego głosu, szelestu kołdry, stukania paznokciem w drewnianą obręcz łóżka. Po przełknięciu zalegającej w ustach śliny położyła z obawą dłonie na swoich skroniach. Bała się. Jeszcze nigdy nie zdejmowała zatyczek bez obecności Gabriela. Poczuła jak jej żołądek skręca się w kokardę z mocnym supłem. Jednak po kilku wdechach i wydechach, chwyciła za zatyczki i szybko wyciągnęła je z uszu, zastygając w bezruchu i zaciskając mocno oczy a tym samym też większość mięśni naprężyły się jak struna.
    Cisza. Głośna cisza. Ani śladu bólu, który za każdym razem rozrywał jej uszy na małe kawałeczki. Słyszała otaczający ją świat, ale jakby go nie było. Spojrzała w górny róg ściany. Mały owad wił się krętą drogą ku dołowi. Słyszała jego lekko poruszające się skrzydełka, ale gdy już jej uwaga zwróciła się w przeciwnym kierunku ,dźwięk ucichł, ale sama świadomość, że on w każdej chwili może powrócić, sprawiała, że gdzieś z tyłu jej głowy tlił się delikatny szum skrzydełek. Jakby wszystko było normalnie, tak jak kiedyś, jednak wyraźniejsze. Wszystko było poukładane. Nic się nie mieszało. To ona decydowała co w danej chwili słyszy, ale słyszała wszystko. To dziwne uczucie dawało tylko jeden wniosek. Opanowała swój dar.
    Przepełniona euforią spowodowaną faktem dokonanym, zerwała się z łóżka, prawie potykając się przez zaplątany róg kołdry wokół jej kostki, i w biegu ruszyła w stronę sali głównej, aby podzielić się tą informacją z jej mentorem od tej dziedziny magicznego świata. Z Gabrielem.


***
W tym samym czasie
- A Alexy to gdzie się podział? - Gabriel rozejrzał się po sali głównej, kiedy to drzwi zamknęły się za postacią Kastiela. Wtedy przed jego twarzą zaczęła lewitować filiżanka wypełniona w połowie zieloną herbatą, a spodeczek tuż obok niej. - Al! Zostaw moją herbatę. Pokaż się. - jego spokojny ton głosu nie zdradzał nawet grama irytacji bądź też złości. Szczerze mówiąc przelewała się tam radość. Niebieskowłosy siedział wesoły na biurku z podkulonymi nogami bawiąc się ołówkiem. Na ten widok mężczyzna tylko wzdychnął bezradnie, a robiąc machający ruch dłonią pokazał swój brak zainteresowania. - No to jak idzie naszej Lily szkolenie?
- Echh. Taka z niej wojowniczka, jak ze mnie syrena. - prychnął czerwonowłosy padając wygodnie na kanapę
- No to musisz być niezłą syrenką. - zaśmiała się Kim opierająca się o jedną z kolumn – A wolisz pływać delfinkiem czy może grzbietem. - warknięcie jakie wydobyło się z jego ust było tak groźne, że mroziło krew, ale świadomość dziewczyny, że jest w pełni bezpieczna przed jego humorkami, dawała jej wielkie pole do popisu. Kiedy Kim zauważyła zdezorientowaną minę Gabriela ruszyła z wyjaśnieniami – Widziałam jak ostatnio daje mu niezły łomot. Nie mógł się podnieść przez jakieś pięć minut. Jak widać walka wręcz całkiem nieźle jej idzie. - zachichotała widząc coraz większą złość na twarzy chłopaka objawiającej się zaczerwienieniem policzków
- A jej prawy sierpowy. U la la. Tylko pozazdrościć. - zagwizdał pod nosem Armin dając upust swojemu podziwowi, który w rzeczywistości był skierowany w ego Kastiela. Rozbawiony do małej łezki Gabriel, postanowił dalej nie męczyć chłopaka i przeszedł do kolejnych etapów
- A jak korzystanie z broni? - skierował twarz w stronę Kentina
- Bardzo dobrze. Są pewne problemy jeśli chodzi o broń palną i wszelkie topory, ale miecze i łuki opanowała wręcz do perfekcji.
- Świetnie. Od razu wiedziałem, że jest to osoba, która łatwo się nie poddaje. A u ciebie Nat? Czy z tego typu nauką też tak dobrze jej idzie?
- No z tym to już jest nieco gorzej. - przeczesał dłonią blond włosy, które od sztucznego światła wydawały się wręcz złote
- Jaki nauczyciel, takie rezultaty. - mruknął pod nosem Kastiel z pogardliwym tonem głosu
- Odezwał się ten, którego dziewczyna bije.
- Ej! Spokój. - lekkie zdenerwowanie wkradało się do umysłu Kentina, więc chciał jak najszybciej zakończyć temat
- Ale wszystko idzie do przodu. I z tego trzeba się cieszyć.
- Wszystko? A więc opanowywanie daru też jakoś idzie? - zapytał zainteresowany Alexy
- Ech. - wzdychnął ciężko Gabriel opierając się o biurko – Nie wiem co robimy źle. Wszystko powinno się już ustabilizować, a czasami mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. - w tamtej chwili złota klamka zamocowana na potężnych drzwiach opadła w dół i ponownie uniosła się w górę powodując, że ogromna przestrzeń ukazała się oczom Lily. Oddychając ciężko, ale mając jeszcze całe zapasy energii, pognała ku Gabrielowi. Jej bose stopy odbijały się od dywanu na schodach. Radość i euforia samoistnie ją niosły. Objęła swoimi ramionami ciało mężczyzny w mocnym uścisku. Jako że jego wzrost znacznie przewyższał jej, głową sięgała jej zaledwie do jego torsu. Zdziwiony zachowaniem dziewczyny Gabriel, rozłożył ręce na boki a na twarzy malowała się jakby obawa, szok. Również pozostali, którzy przebywali w pomieszczeniu nie wiedzieli jak się zachować. Wszystko było takie niespodziewane, działo się tak szybko, że jedyne na co mogli sobie w tej chwili pozwolić, to przeskakiwanie wzrokiem na każdego z osobna. Mężczyzna, po odejściu fali zaskoczenia, przełknął ślinę i postanowił nareszcie wytłumaczyć całą sytuację – Eee. Lily? Co się stało?
- Udało się. - szczęście aż tryskało z jej głosu
- Ale co się udało? - pytał spokojnie, jakby chciał opanować jej zapał
- Dar. Opanowałam go. - puściła mężczyznę oddalając się o krok i spojrzała w jego piwne oczy, które zawsze były przepełnione spokojem i roztropnością, ale od pewnego czasu nie dało się nie zauważył troski jaka przez nie przebijała. Na słowa Lily źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Koncentrując się wyłącznie na jego osobie, słyszała doskonale jego przyspieszone tętno i jak uderza paznokciem o paznokieć. Jednakże inne dźwięki nie były wyizolowane. Słyszała każdego z osobna, jednak za każdym razem był to inny rodzaj dźwięku. W żaden sposób ze sobą nie kolidowały. A wręcz spalały się w jedną, logiczną całość.
- Ale jak? Kiedy? - głos Nataniela rozbrzmiał w pokoju
- Dzisiaj jak się obudziłam to nic nie słyszałam. Więc zdjęłam zatyczki i wszystko było tak, jak przed uwolnieniem daru, tylko że jakoś tak, nie wiem. Bardziej wyraźnie. Takie czyste, spokojne.
- No to świetnie. Najważniejszą część masz już za sobą. - powiedziała radośnie Kim
- Nareszcie będzie mogła skupić się poważnych sprawach. - mruknął pod nosem Kastiel lekko bełkocząc. Lecz teraz dla Lily, nawet taka paplanina nie była w stanie przejść jej obok uszu.
- Może jeszcze na tobie? Nie dziękuję. - ignorancja i udawana obojętność aż od niej biła. Uśmiechnęła się zadziornie patrząc na czerwonowłosego unosząc jednocześnie lekko brwi, aby dodać twarzy odpowiedniego wyrazu.
- Pyskula jedna się znalazła. - każdy oczekiwał jakieś ostrej riposty w stronę chłopaka, jednak mijały sekundy a ona nie nadchodziła. Za to na twarzy Lily pojawiły się lekkie zmarszczki spowodowane zagięciem brwi w pozie myśliciela.
- Kastiel powiedz coś. - powiedziała nawet na niego nie spoglądając, tylko wlepiając wzrok w różę wiatrów na podłodze
- Ale co?
- Kentin? - zapytała
- Tak?
- Hmm. Dziwne.
- O co chodzi Lily? - zapytał zaniepokojony Gabriel
- Jak słyszę wasz głos to niby jest ten sam, ale jest tam jakaś dziwna nuta. Wcześniej jej nie wyłapałam, bo u ciebie i Nataniela jest taka sama. Dopiero jak usłyszałam Kasa. U niego się różni.
- Może przez to, że są rodziną? - zapytała Kim
- Nie. - zaprzeczyła stanowczo – U ciebie też jest taka sama. - zapadła cisza. Każdy analizował w myślach ostatnie informacje szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia – A może po prostu to zależy od gatunku. - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy
- Jest to bardzo prawdopodobne. Gdzieś już słyszałem o tym, że szczególnie wyczulone wampiry też słyszały jakieś odstępstwa od normalnych głosów.
- A więc mogę już po nich rozpoznać, do jakiego gatunku ktoś należy. - podniecenie aż ją rozpierało. Była tak zafascynowana ostatnimi wydarzeniami. A jeszcze trzy miesiące temu zrobiłaby wszystko, aby wrócić do domu i o wszystkim zapomnieć.
- Nie ekscytuj się tak. - Gabriel starał się pohamować jej zapał – Mimo że opanowałaś dar, to i tak czeka nas jeszcze dużo pracy. To jak na razie był pierwszy krok. Nie wiemy tak naprawdę ile jeszcze możesz.
    Rozmowa trwała jeszcze dłuższą chwilę. Toczyła się na wszystkie możliwe tematy. A każdy dorzucał za każdym razem swoje dwa grosze. Szczególnie Alexy i Kim aktywnie wdawali się w ostre dyskusje, między innymi kiedy zeszła ona na temat ich aktywności poza Biblioteką, a właściwie jej minimalną obecność. Jednak naprawdę zawrzało kiedy to Gabriel ogłosił kategoryczny zakał wychodzenia poza obszar chroniony magicznie. Wcześniej pełnione patrole zostały zawieszone na czas nieokreślony. Mężczyzna tłumaczył się tym, że dostał niepokojące wieści od członków zarządu w okolicy. Jednak nie zdradził żadnych szczegółów. Nikt nie był zachwycony tym faktem, a w szczególności Kastiel. Jak zawsze skomentował to tym swoim przemądrzałym tonem głosu, którym okazywał swoje poczucie wyższości, że to on tu jest panem. Jednak i tak nic tym nie wskórał. Decyzja została definitywnie podjęta i nic nie było w stanie przekonać Gabriela do choćby najmniejszych ustępstw.
    Po pewnym czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoje strony. W sali głównej została jedynie Lily, Nataniel i Kastiel. Dziewczyna siedząc skulona w fotelu, skubała koniuszek koca, którym była owinięta. Mimo letniej pory jaka panowała na zewnątrz, w środku, od głębokości na jakiej się znajdowali oraz zimnych ścian pokrytych z zewnątrz ziemią, panowała dosyć niska temperatura.
    Blondynka zerkała co chwilę to na jednego, to na drugiego. Nataniel siedząc w fotelu za biurkiem, czytał jakąś książkę oprawioną w skórę, a czerwonowłosy wylegiwał się wygodnie na kanapie wlepiając swój wzrok gdzieś w dal. Nie chcąc siedzieć tak bezczynnie, zrzuciła z ramion wełniany koc i podeszła do biurka. Zaszła do chłopaka od tyłu i szturchnęła go palcem w ramię. Brak reakcji. Więc jeszcze raz, tylko tym razem mocniej. Reakcja? Lekkie mruknięcie na odczepnego. Zrobiła obrażoną minę krzyżując ręce na piersi. Po chwili zastanowienia wskoczyła na biurko i co chwilę kopała w oparcie fotela. Jednak w chwili na chwilę ich częstotliwość coraz bardziej rosła.
- Dobra. Co chcesz? - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, który dodawał mu uroku oraz uległym wyrazie twarzy. Wypowiadając te słowa miał taki ciepły głos, że aż poczuła jakby ponownie owinęła się kocem
- Jestem tutaj od tak dawna, a ty cały czas mi nie powiedziałeś jaki jest twój dar? - przechyliła lekko głowę w bok robiąc minę małej dziewczynki. Chłopak zawiesił na niej wzrok na dłuższą chwilę, jakby nad czymś intensywnie myślał. Jakby analizował dokładnie wszystkie scenariusze jakie mogą nadejść. Tylko po co? Co on takiego ukrywa?
- No ok. Chodź. - zerwał się na równe nogi i chwycił Lily za nadgarstek, kierując się w stronę wyjścia. Przechodząc obok Kastiela, aż czuła jego parzące spojrzenie. Wyszli na korytarz a potem skierowali się w stronę, gdzie była kumulacja sypialni. Lily w większości opanowała już gdzie znajdują się poszczególne pomieszczenie i nie miała żadnych problemów, aby gdziekolwiek dojść. Zatrzymali się przed drzwiami, za którymi znajdował się pokój Nataniela. Czując cały czas uścisk na swojej ręce odczuwała dosyć dziwne emocje. Jakby brakowało jej przestrzeni. Chłopak otworzył drzwi i dopiero wtedy oswobodził ją ze swojej ręki. Wchodząc rozejrzała się po już tak dobrze znanym jej pomieszczeniu. Spędzała tu bardzo dużo czasu, głównie podczas nauki z chłopakiem, ale również kiedy chciała miło spędzić czas. Ściany zachowane w jasnobeżowych kolorach, panele również jasne. Na nich dwa grafitowe dywany z długim włosiem. Pod lewą ścianą stało łóżko z białym materacem i czarną pościelą i poduszkami. Po bokach czarne etażerki z białymi lampkami nocnymi. Na środku średniej wielkości plazma ustawiona na szklanym stoliczku. Na wprost od wejścia jasne, proste biurko oraz obrotowe, skórzane krzesło. Czarny laptop wyraźniej odznaczał się na białym tle. Nad biurkiem wisiała duża replika człowieka witruwiańskiego da Vinci, a pod prawą ścianą, na której narysowana była sylwetka Zeusa, stała biała kanapa z czarnymi poduszkami w kremową kratę. Poza tym jak zawsze na podłodze leżały stosy książek i wszelakich papierów, a pomiędzy tym jeszcze masa ołówków naostrzonych na ostry szpic. Usiadła spokojnie na łóżku jakby była u siebie.
- No to jak? Powiesz mi w końcu, czy dalej będziesz dumnie trwał w swoim milczeniu.
- Cierpliwość to raczej nie twoja mocna strona. - uśmiech nie schodził z jego delikatnej twarzy
- A to co? Dopiero teraz zauważyłeś? - położyła ręce do tyłu odsłaniając całą swoją sylwetkę. Nataniel odszedł kilka kroków i powoli zaczął rozpinać guziki od swojej zielonej koszuli w szarą kratę. - Eee? Nat? Co ty robisz? - zapytała nie wiedząc co ma zrobić
- Robię to, o co tak bardzo mnie męczysz. - po odpięciu ostatniego guzika całkowicie zdjął ubranie. Lily mogła wtedy pierwszy raz zobaczyć jego wysportowaną, wręcz atletyczną sylwetkę. Chłopak zamknął oczy, zrobił dwa głębokie wdechy a ręce powędrowały na boki. W jednej chwili szok wzrósł kilkukrotnie. Dolna szczęka opadła w dół a czerń źrenic zawładnęła jej oczami. W tym momencie ciało chłopaka było najmniej ważnym aspektem. Z jego pleców, jak na zawołanie, wyrosła para śnieżnobiałych skrzydeł. Ich biel aż jaśniała. Pióra przy samym ciele krótkie, a wraz z dalszą odległość to także ich długość się zwiększała. Długie na około półtora metra. Zaokrąglały się wysoko nad głową. Chłopak podszedł i położył swoją ciepłą dłoń na jej podbródku i podniósł do góry. - Co? Nigdy skrzydeł nie widziałaś? - machnęła głową rozwiewając dezorientację z głowy, powracając do normalnego stanu emocjonalnego i psychicznego
- Nie no jasne, że widziałam. - odparła tak jakby była to zupełna oczywistość – Wczoraj wieczorem Hermes wpadł do mnie pochwalić się nowymi trampkami ze złotymi skrzydełkami. No mówię ci boskie. - zaakcentowała ostatnie słowo. Patrzył na nią czułymi oczami penetrując całą jej duszę kawałek po kawałku. Wbrew pozorom było to niezwykle przyjemne uczucie. Zwłaszcza kiedy jego palce przejechały po jej policzku zbierając ze sobą kosmyk jej włosów, które wyplątały się z luźnego koka. Zielone spojrzenie wbijało się w jego bursztynowy blask. Nie potrzebowali żadnych słów. Wystarczała im jedynie ich własna obecność. Niestety jej spokój zaburzył odgłos kroków zza drzwi. Uśmiechnęła się radośnie i wstając odeszła kilka metrów. Zdziwiony chłopak zmarszczył brwi wodząc za nią oczami.
- Za trzy, dwa, jeden. - pukanie w ciemne drzwi rozproszyło się po całym pokoju
- A może powiesz mi jeszcze kto to?
- Hmm. Chyba Lysander. Nie słyszę bicia jego serca, więc to na pewno on. - chłopak podszedł do drzwi i przekręcając klamkę odchylił skrzydło ukazując sylwetkę białowłosego. Duma aż od niej biła na odległość – A nie mówiłam?
- Gabriel prosił, abym poinformował cię, że członkowie Rady Starszych już przybyli. Są w konferencyjnej.
- Dzięki Lys. - chłopak odszedł a drzwi ponownie się zamknęły. Jego spojrzenie znów zwróciło się w stronę dziewczyny – No cóż. Chyba na mnie już czas. A ty się lepiej ubierz.
- Yes sir. - zasalutowała żartobliwie oswabadzając tym samym gnieżdżąca się w ich ciałach falę śmiechu
    Oboje wyszli z pokoju kierując się w swoje strony. Minęła kilka pokoi napotykając na charakterystyczną nitkę, która wystawała z dywanu oznaczającą, że znajduje się przed swoją strefą prywatności. Wchodząc do środka, za każdym razem biły ją po oczach jego czarno-żółte barwy przeplatane szarością ścian i bielą dywaników i kilku elementów dekoracji. Na jednej ze ścian fototapeta rozciągająca się na całą jej długość. Dmuchawce rozwiane na wietrze. Jednak jeżeli ktoś myśli, że miała udział w jego dekorowaniu, ten jest w błędzie. Alexy nawet nie dał jej wejść do środka podczas remontu. Jedynie po nim mogła wyrazić swoje zdanie, jednak nie było ono mile widziane jeśli chodzi o niebieskowłosego. Podchodząc do dużej szafy, rozsunęła jedno ze skrzydeł i wyjęła z niej ubrania, które jako pierwsze wpadły w jej ręce. Kremowe rurki z dziurami a do tego koszula na ramiączkach w kolorze czerwonego wina z ćwiekami na kołnierzyku. Do tego czarne conversy z bordowymi sznurówkami. O fryzurę już nie musiała się martwić, robiąc sobie już wcześniej koka. Jako że nie miała dzisiaj zaplanowanych żadnych ćwiczeń, mogła sobie pozwolić na makijaż. Czarną kredką zarysowała swój dolny i górny kontur oka, a maskarą pogrubiła długi wachlarz rzęs. Omiotła lekko pędzlem pokrytym bronzerem skórę pod kościami policzkowymi, a brzoskwiniowa szminka otuliła usta.
    Wyszła z pokoju kierując się w kierunku sali głównej, gdzie kochała przesiadywać w każdej wolnej chwili. Atmosfera, która tam panowała, ta równowaga i ład samoistnie wkradały się we wnętrze człowieka. Do tego magia książek otaczających pomieszczenie dodawała całemu miejscu uroku. Był jeszcze jeden powód. Z racji, właśnie wszechpanującego porządku w obecności książek, nie było to miejsce często odwiedzane przez Debrę.
    Jednak nie dane było jej dojść do owego miejsca, ponieważ za jej plecami usłyszała szybko stawiane małe stópki.
- Dlaczego nie ma cię przed konferencyjną? - zapytał zdziwiony Wonka
- Mnie? Z jakiej racji?
- Na pewno Starszyzna będzie chciała cię poznać.
- Ja nic o tym nie wiem. Nic mi nie powiedziano.
- Idź tam na wszelki wypadek. - nie była tym faktem zachwycona, jednak w tym co mówił Wonka był sens. Z niechęcią wyrysowaną na twarzy ruszyła w stronę danej sali. Lemur został na miejscu, a po chwili nawet się oddalił. Spojrzał na orła siedzącego na górnej części otwartych drzwi.
- No i jak? Przekazałeś wiadomość?
- Tak. I na pewno niczego się nie domyśliła.
- Dobrze. Ma prawo wiedzieć. W końcu dotyczy to jej życia.

***

    Podeszła do miejsca gdzie znajdowała się sala konferencyjna. Jednak w wejściu do środka przeszkodził jej wysoki mężczyzna, około trzydziestki, a umięśniony jak Arnold Schwarzenegger za młodu. Od jego łysej głosy odbijały się promienie kamieni. Stanowcza mina aż przerażała swoją powagą, a blizna na prawym policzku dodawała mężczyźnie grozy.
- Chcę przejść. - powiedziała tak zimno jak tylko umiała
- Nie wolno. - niski, basowy głos, z już znaną jej nutą wilkołaka
- Dlaczego?
- Zgromadzenie Starszych. Tylko wybrani. - składał jedynie pojedyncze zdania, przez co już mogła stwierdzić, że jego iloraz inteligencji jego dosyć niski
- Super. Wybrani mogą, ale Przeznaczona to już nie. - powiedziała jakby do siebie, ale tak, aby osiłek usłyszał każde słowo. Ten jednak z żaden sposób nie przejął się takową informacją. Obrażona siadła na podłodze opierając się o ścianę tuż na wprost mężczyzny. Patrzyli sobie prowokująco prosto w oczy. Ale ona miała swojego asa w rękawie. Nie potrzebowała przebywać w pomieszczeniu, aby wiedzieć co się tam dzieje. Wytężyła słuch starając się rozpoznać głosy rozchodzące się za ścianą.
- Już powiedziałam jaka jest decyzja. Nie możemy wszystkiego narażać dla jednego istnienia. - powiedziała jakaś kobieta w starszym wieku
- Dlaczego? Nie rozumiem tego. - tym razem wypowiedział się Gabriel – Przecież to jeden z nas. Nie możemy zostawić go na pastwę ciemnej strony.
- Ależ możemy. Aby uratować życia całej naszej rasy możemy poświęcić jednego Stróża.
- Nie!- krzyknął Nataniel, a krzesło upadło na podłogę – Sebastian to nasz przyjaciel. Znamy się od dziecka. A w dodatku to brat Przeznaczonej. To dla was nic nie znaczy? Wiecie co będzie jak ona się o tym dowie?
- Przyrodnim bratem. - sprecyzowała chłodno kobieta – A ona nie musi nic o tym wiedzieć.
- Mamy przed nią ukrywać jego pewną śmierć i dawać cały czas nadzieję na jego powrót?
- Tak. Tak będzie lepiej dla wszystkich. - złość aż w niej buzowała. Ledwo co siedziała w jednym miejscu. Jej wzrok był ślepo wlepiony z przestrzeń przed nią. „Zostawić go? Śmierć? Żadnego ratunku?” Ręce trzęsły się jak szalone, latając na wszystkie strony. Krzyczała. Od środka. Aż wrzeszczała. Oddychała powoli i głośno. Wdech i wydech. Chciała tam wparować i powiedzieć tej kobiecie co o niej myśli. Ale było jedno ale. A mianowicie umięśniony olbrzym blokujący wejście. Czuła narastającą siłę. Energia napływała do każdej części ciała. Czuła, że może zrobić wszystko. Jednak coś przerwało jej niecne zamiary, które już kłębiły się w głowie. Szybko stąpające po dywanie łapki lemura zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu wylądowały na ciele mężczyzny. Zaczął rzucać się jak zwierze a dzięki temu drzwi okazały oczom Lily całą swoją klasę. Jak poparzona stanęła na równe nogi a drzwi za jej dotykiem otworzyły się z wielkim hukiem, przez co twarze wszystkich zgromadzonych skierowały się w stronę dziewczyny.
- Co wy sobie wyobrażacie! Jak można decydować o moim życiu za moimi plecami!? Pytam się! - krzyczała najgłośniej jak tylko mogła. Nie musiała się wysilać, gdyż jedynie negatywne emocje towarzyszyły jej w tej chwili
- Gabrielu, kto to jest? - zapytała niska, chuda kobieta o krótkich, brązowych włosach, idealnie ułożonych. Mimo widocznie starszego wieku, na jej twarzy widniało jedynie kilka płytkich zmarszczek. Lekko kwadratowa żuchwa. Makijaż tak zrobiony, jakby dopiero co wyszła z profesjonalnego gabinetu wizażystki. Dumna postawa, prosta sylwetka, bijąca pogarda. Jednak nawet to, w starciu z buzującymi nerwami Lily było jedynie kropelką w całej ulewie.
- Starszyzno. Przedstawiam wam Przeznaczoną. - każdy przybrał kamienną minę. Wpatrywali się w Lily jakby była jakimś okazem w muzeum. Nikt nie miał zamiaru zabrać głosu. Czy to przez strach? A może ogólne zaniemówienie? Czy może przez fakt, że po raz pierwszy ktoś odważył się wtargnąć na zgromadzenie.
- To jednak nie zmienia faktu, że bezprawnie się tutaj znalazłaś. - kobieta ponownie przemówiła, jednak teraz jakby spokorniała
- Uff... Przepraszam cię Elviro. Już się nią zajmuję. - wydyszał strażnik podchodząc do blondynki
- Nie! - zawołał Gabriel – Ja się tym zajmę. Ona jest niegroźna. - na wypadek, gdyby ten wilk nie posłuchał, Lily odwróciła się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. A kiedy zrobił kolejny krok w jej stronę uniosła wyniośle głowę
- Dotknij mnie, a kopnę cię w jaja i pożałujesz, że cię nie wykastrowano jak byłeś szczeniakiem.
- No dobrze. Nie brzmi na niegroźną, ale taka jest.
- A teraz przejdźmy do ważniejszej sprawy. - położyła wewnętrzną część dłoni na długim, wypolerowanym stole, wokół którego siedzieli ludzie, w różnym wieku, o innych kolorach skóry, różnej płci. - Jakim prawem decydujecie o czyimś życiu?
- Spokojnie Lily. - młoda brunetka, w podobnym wieku do blondynki, wstała i uniosła lekko rękę – Wiem jak się czujesz, ale...
- Wiesz jak się czuję? Wiesz jak to jest budzić się co noc, czując łzy pod powiekami? Słyszeć jak serce wygrywa marsz żałobny? Jak podczas czterdziestostopniowej temperatury odczuwasz wewnętrzne zimno i jak wśród miliona ludzi być samotnym? Jeśli nie wiesz to nie pierdol, że wiecz jak się czuję.
- Młoda damo. - ponownie głos zabrała starsza kobieta – Usiądź i spokojnie porozmawiamy. Niepotrzebne są te nerwy.
- Och. Oczywiście. - odrzekła z udawaną lekkością – Usiądziemy przy herbatce, a ja zrobię notatki na temat waszej opinii o mojej osobie, oraz osobie mojego brata, a potem wcisnę je tobie prosto w dupę!
- Lily. - skarcił dziewczynę Gabriel. Ton głosu był tak surowy i zimny. Jeszcze nigdy nie słyszała, aby przemówił w taki sposób
- Nie obchodzi mnie co o tym wszystkim myślisz. My tu ustalamy reguły i masz się do tego dostosować.
- Ach tak? Powiem ci jedno. Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę tam, gdzie zechcę. I nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Zwłaszcza taka wypełniona chemią poczwara. Jeśli zechcę, już jutro może mnie tu nie być. To przecież nie moja wojna, tylko wasza. Więc radźcie sobie sami! - wyszła trzaskając drzwiami tak mocno, że kieliszki na stole aż podskoczyły. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach tak, jakby ktoś uderzył ich potężnym kamieniem. Wszyscy poza jedną kobietą. Wzburzenie, że ktoś odważył się jej przeciwstawić aż ją rozrywało od środka. Jej. Najwyższej Starszej. To nie do pomyślenia. A Lily? Kroczyła w szybkim tempie ku swojemu pokojowi tak wściekła, że wyglądała jakby otaczała ją chmura gradowa.   

7 komentarzy:

  1. Pierwsza ^^ Biorę się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Przepraszam cię za brak komentarzy pod wcześniejszymi rozdziałami. Tłumaczyć to mogę jedynie lenistwem. Heeh... muszę pozbyć się tej cechy.
    Brawo Lily! Opanowałaś dar!
    Swoją drogą, fajnie byłoby mieć taką umiejętność. Móc podsłuchiwać rozmowy, słyszeć, jak ktoś się skrada... ~znacząca mina, pełna niecnych zamiarów~
    Nataniel ma skrzydła?! Co? Ja też tak chcę!!! (Chyba staję się zazdrosna...) Kiedy opisywałaś przemianę, moja wyobraźnia tak to mi przedstawiła, że przestałam na chwilę czytać i się rozmarzyłam. Skrzydła... Kolejna rzecz, która by się przydała.
    Uuu, zebranie Rady. Kiepsko. Podzielam zdanie Lily. Poza tym, nie mogą tak po prostu nic nie robić. Niech spróbują... nie, niech zrobią wszystko co się da, żeby uratować Sebastiana! Ma żyć, zdążyłam go polubić...
    Coś czuję, że Lily dostanie niezłą burę od Gabriela za to zachowanie. A może się mylę?
    Rozdział świetny. Kocham rozwoje akcji;)
    Życzę ci weny i miłego weekendu majowego, a w wolnym czasie zapraszam do siebie. Pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta. Skrzydełka czasami by się przydały. Zwłaszcza jak się spieszę do szkoły :D
      Jeśli chodzi o Lily vs Gabriel to jeszcze nad tym nie myślałam. Zresztą nie ma się o co czepiać. Dziewczyna wyraziła swoje zdanie i tyle. Ameryka wolny kraj :D
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.

      Usuń
  3. W porządku. Standardowo zacznę od przeprosin z powodu braku komentarzy pod poprzednimi rozdziałami. Jednakże wszystko czytałam na bieżąco i nawet próbowałam dać jakiś znak, że żyję, ale już na początku dochodziłam do wniosku, iż nie wiem, co napisać. Lenistwo, bo niby co innego, mnie ogarnęło. Ale powróciłam do żywych i na razie planuję być obecna.
    Naprawdę wielce się raduję, że Lily nareszcie dała radę opanować dar. Tyle wysiłku, pracy oraz bólu ją to kosztowało, więc smutno by było, gdy wszystko poszło na marne. Tylko nadal nie rozumiem, o co biega z tą spadającą trawą. O ile się nie mylę, ostatnio o niej nie wspominałaś, aczkolwiek mnie ciekawość zżera. Apeluję, abyś możliwie jak najszybciej wyjaśniła tę sprawę, bo nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, a wiedzieć pragnę.
    Nie pamiętam, czy wystąpiła o tym wzmianka - ewentualnie dawno to było i w ogóle, a skleroza, jak powszechnie wiadomo, nie boli - ale chyba nie została podana rasa Nataniela. Popraw mnie, jeżeli się mylę. Po imponującej wielkości jego skrzydeł oraz kolorze śmiem wywnioskować, iż jest aniołem. I pewnie właśnie dlatego ojciec chłopaka ma na imię Gabriel, wszakże tak nazywał się jeden z Archaniołów. W każdym razie zazdroszczę blondynowi - też chcę takie fajowskie piórka wyrastające z pleców. \(*o*)/ Mogłabym sobie latać ponad blokami, dopóki nie weszłabym w kolizję z helikopterem pogotowia ratunkowego. No nic, przejdźmy dalej.
    W pełni rozumiem gniew Lily, który zresztą jest całkowicie zrozumiały. Banda nieznanych jej osób właśnie przypieczętowała los Sebastiana. Dziewczyna miała prawo wybuchnąć złością, wszakże rozchodzi się o najbliższą dla niej osobę. Sama najchętniej rozerwałabym tę starą jędzę na strzępy, a następnie chwyciłabym za poły brunetkę, która to niby zna ból wszystkich dookoła i spieszy z pocieszającymi gadkami. Sranie w banie, nikt nie jest w stanie w pełni wczuć się w sytuację drugiej osoby, choćby nie wiadomo, jak bardzo tego chciał. Oby Lily nie pozwoliła stłamsić swoich chęci uratowania brata z rąk wroga. Przecież Sebastian nie może umrzeć w tak obrzydliwych warunkach. Cała ekipa powinna się zebrać i odbić chłopaka. Taa... Ja to mam niezwykle mądre oraz całkowicie przemyślane pomysły. (-,-)
    Z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału, a także proszę, aby był on równie ekscytujący jak ten. Końcówka była tak mocno nasączona emocjami, że aż czułam je przez monitor. Pozdrawiam gorąco, przesyłam kosz dobroci i różnych łakoci. Do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz i nie mam żadnego żalu za ich brak w poprzednich rozdziałach. Każdego może złapać leń. Wiem coś o tym doskonale.
      Jest to bardzo możliwe, że nie wspomniałam o rasie Gabriela i Nataniela przez mój brak poukładania. Oni są, tak samo jak Kentin i Kim, Stróżami. Tylko że Nat skrzydła dostał jako dar. Szczerze mówiąc wcześniej nie wpadłam na imię Gabriela, że również to jest imię Archanioła. Dopiero jak w którymś z pierwszych rozdział w komentarzu też ktoś na to zwrócił uwagę to to sobie uświadomiłam. Ale nie. To nie ma nic związane z aniołem. Stróże mają jakby powiązania z aniołami, ale daleko im do nich.
      Imię dla mężczyzny przyszło mi na myśl po przeczytaniu pewnej książki, gdzie jeden z bohaterów właśnie tak miał na imię.
      Jeśli chodzi o trawę, to spokojnie jeszcze się pojawi. Ale na odpowiedzi trzeba jeszcze poczekać. Wiem. Zła i niedobra ja :D
      Cieszę się, że rozdział się podobał. Naprawdę trochę nad nim popracowałam.
      Pozdrawiam gorąco :D

      Usuń
    2. Kurczę nooo, naprawdę nie jest tym aniołem? A już mi się tak wszystko ładnie w logiczną całość ułożyło. Nawet to imię jego ojca. Całe założenie poszło w pizdu i już nigdy więcej go nie zobaczymy, chociaż będę z tego powodu ubolewać. No nic, idę wypłakać się w poduchę. (T.T) A było tak pięknie... >głośne smarknięcie dobiegające z oddali<

      Usuń
    3. Spokojnie. Na przestrzeni całego opowiadanie będzie wiele okazji do snucia teorii spiskowych XD Teraz możesz się w pełni zająć trawką :D

      Usuń