Ciepła kołdra wypchana pierzem,
pokryta siwym kocem z czerwonymi wzorami, otulała jej całe ciało
od szyi po stopy. Głowa spoczywała na dwóch piętrach poduszek w
zielonej poszewce. Leżąc ze skulonymi kolanami, zaciskała palce na
rogu kołdry, całą sobą opierając się nieubłaganej chwili,
kiedy trzeba będzie wstać. Powieki w żaden sposób nie chciały
się podnieść.
Przekręcając się na plecy,
wyciągnęła swoje kończyny na cztery strony, powodując tym samym
wyraźnie słyszalne strzykanie w długo znieruchomiałych kościach.
Wypuszczając głośno powietrze z płuc ponownie rozłożyła się
na materacu, delektując się słodką ciszą otoczenia.
Właśnie. Cisza. Było cicho. Za
cicho. Mając gdzieś w głowie tą myśl, niechętnie podniosła się
do pozycji siedzącej przecierając przy tym wierzchem dłoni
zaspane, nieco podpuchnięte oczy.
- Czy to Londyn, czy Los Angeles,
problemy ze wstawaniem mam zawsze takie same. - powiedziała do
siebie. Jednak mimo wypowiedzianych słów, ona nie usłyszała
żadnego. Zmarszczyła zdziwiona brwi i czoło spoglądając na
poranione od mieczy i walki wręcz dłonie. - Ale o co chodzi? - znów
nic. Głucha cisza krążyła wokół niej. Ani swojego głosu,
szelestu kołdry, stukania paznokciem w drewnianą obręcz łóżka.
Po przełknięciu zalegającej w ustach śliny położyła z obawą
dłonie na swoich skroniach. Bała się. Jeszcze nigdy nie zdejmowała
zatyczek bez obecności Gabriela. Poczuła jak jej żołądek skręca
się w kokardę z mocnym supłem. Jednak po kilku wdechach i
wydechach, chwyciła za zatyczki i szybko wyciągnęła je z uszu,
zastygając w bezruchu i zaciskając mocno oczy a tym samym też
większość mięśni naprężyły się jak struna.
Cisza. Głośna cisza. Ani śladu
bólu, który za każdym razem rozrywał jej uszy na małe
kawałeczki. Słyszała otaczający ją świat, ale jakby go nie
było. Spojrzała w górny róg ściany. Mały owad wił się krętą
drogą ku dołowi. Słyszała jego lekko poruszające się
skrzydełka, ale gdy już jej uwaga zwróciła się w przeciwnym
kierunku ,dźwięk ucichł, ale sama świadomość, że on w każdej
chwili może powrócić, sprawiała, że gdzieś z tyłu jej głowy
tlił się delikatny szum skrzydełek. Jakby wszystko było
normalnie, tak jak kiedyś, jednak wyraźniejsze. Wszystko było
poukładane. Nic się nie mieszało. To ona decydowała co w danej
chwili słyszy, ale słyszała wszystko. To dziwne uczucie dawało
tylko jeden wniosek. Opanowała swój dar.
Przepełniona euforią spowodowaną
faktem dokonanym, zerwała się z łóżka, prawie potykając się
przez zaplątany róg kołdry wokół jej kostki, i w biegu ruszyła
w stronę sali głównej, aby podzielić się tą informacją z jej
mentorem od tej dziedziny magicznego świata. Z Gabrielem.
***
W tym samym czasie
- A
Alexy to gdzie się podział? - Gabriel rozejrzał się po sali
głównej, kiedy to drzwi zamknęły się za postacią Kastiela.
Wtedy przed jego twarzą zaczęła lewitować filiżanka wypełniona
w połowie zieloną herbatą, a spodeczek tuż obok niej. - Al!
Zostaw moją herbatę. Pokaż się. - jego spokojny ton głosu nie
zdradzał nawet grama irytacji bądź też złości. Szczerze mówiąc
przelewała się tam radość. Niebieskowłosy siedział wesoły na
biurku z podkulonymi nogami bawiąc się ołówkiem. Na ten widok
mężczyzna tylko wzdychnął bezradnie, a robiąc machający ruch
dłonią pokazał swój brak zainteresowania. - No to jak idzie
naszej Lily szkolenie?
- Echh.
Taka z niej wojowniczka, jak ze mnie syrena. - prychnął
czerwonowłosy padając wygodnie na kanapę
- No to
musisz być niezłą syrenką. - zaśmiała się Kim opierająca się
o jedną z kolumn – A wolisz pływać delfinkiem czy może
grzbietem. - warknięcie jakie wydobyło się z jego ust było tak
groźne, że mroziło krew, ale świadomość dziewczyny, że jest w
pełni bezpieczna przed jego humorkami, dawała jej wielkie pole do
popisu. Kiedy Kim zauważyła zdezorientowaną minę Gabriela ruszyła
z wyjaśnieniami – Widziałam jak ostatnio daje mu niezły łomot.
Nie mógł się podnieść przez jakieś pięć minut. Jak widać
walka wręcz całkiem nieźle jej idzie. - zachichotała widząc
coraz większą złość na twarzy chłopaka objawiającej się
zaczerwienieniem policzków
- A jej
prawy sierpowy. U la la. Tylko pozazdrościć. - zagwizdał pod nosem
Armin dając upust swojemu podziwowi, który w rzeczywistości był
skierowany w ego Kastiela. Rozbawiony do małej łezki Gabriel,
postanowił dalej nie męczyć chłopaka i przeszedł do kolejnych
etapów
- A jak
korzystanie z broni? - skierował twarz w stronę Kentina
- Bardzo
dobrze. Są pewne problemy jeśli chodzi o broń palną i wszelkie
topory, ale miecze i łuki opanowała wręcz do perfekcji.
-
Świetnie. Od razu wiedziałem, że jest to osoba, która łatwo się
nie poddaje. A u ciebie Nat? Czy z tego typu nauką też tak dobrze
jej idzie?
- No z
tym to już jest nieco gorzej. - przeczesał dłonią blond włosy,
które od sztucznego światła wydawały się wręcz złote
- Jaki
nauczyciel, takie rezultaty. - mruknął pod nosem Kastiel z
pogardliwym tonem głosu
-
Odezwał się ten, którego dziewczyna bije.
- Ej!
Spokój. - lekkie zdenerwowanie wkradało się do umysłu Kentina,
więc chciał jak najszybciej zakończyć temat
- Ale
wszystko idzie do przodu. I z tego trzeba się cieszyć.
-
Wszystko? A więc opanowywanie daru też jakoś idzie? - zapytał
zainteresowany Alexy
- Ech. -
wzdychnął ciężko Gabriel opierając się o biurko – Nie wiem co
robimy źle. Wszystko powinno się już ustabilizować, a czasami mam
wrażenie, że jest jeszcze gorzej. - w tamtej chwili złota klamka
zamocowana na potężnych drzwiach opadła w dół i ponownie uniosła
się w górę powodując, że ogromna przestrzeń ukazała się oczom
Lily. Oddychając ciężko, ale mając jeszcze całe zapasy energii,
pognała ku Gabrielowi. Jej bose stopy odbijały się od dywanu na
schodach. Radość i euforia samoistnie ją niosły. Objęła swoimi
ramionami ciało mężczyzny w mocnym uścisku. Jako że jego wzrost
znacznie przewyższał jej, głową sięgała jej zaledwie do jego
torsu. Zdziwiony zachowaniem dziewczyny Gabriel, rozłożył ręce na
boki a na twarzy malowała się jakby obawa, szok. Również
pozostali, którzy przebywali w pomieszczeniu nie wiedzieli jak się
zachować. Wszystko było takie niespodziewane, działo się tak
szybko, że jedyne na co mogli sobie w tej chwili pozwolić, to
przeskakiwanie wzrokiem na każdego z osobna. Mężczyzna, po
odejściu fali zaskoczenia, przełknął ślinę i postanowił
nareszcie wytłumaczyć całą sytuację – Eee. Lily? Co się
stało?
- Udało
się. - szczęście aż tryskało z jej głosu
- Ale co
się udało? - pytał spokojnie, jakby chciał opanować jej zapał
- Dar.
Opanowałam go. - puściła mężczyznę oddalając się o krok i
spojrzała w jego piwne oczy, które zawsze były przepełnione
spokojem i roztropnością, ale od pewnego czasu nie dało się nie
zauważył troski jaka przez nie przebijała. Na słowa Lily źrenice
rozszerzyły się gwałtownie. Koncentrując się wyłącznie na jego
osobie, słyszała doskonale jego przyspieszone tętno i jak uderza
paznokciem o paznokieć. Jednakże inne dźwięki nie były
wyizolowane. Słyszała każdego z osobna, jednak za każdym razem
był to inny rodzaj dźwięku. W żaden sposób ze sobą nie
kolidowały. A wręcz spalały się w jedną, logiczną całość.
- Ale
jak? Kiedy? - głos Nataniela rozbrzmiał w pokoju
-
Dzisiaj jak się obudziłam to nic nie słyszałam. Więc zdjęłam
zatyczki i wszystko było tak, jak przed uwolnieniem daru, tylko że
jakoś tak, nie wiem. Bardziej wyraźnie. Takie czyste, spokojne.
- No to
świetnie. Najważniejszą część masz już za sobą. - powiedziała
radośnie Kim
-
Nareszcie będzie mogła skupić się poważnych sprawach. - mruknął
pod nosem Kastiel lekko bełkocząc. Lecz teraz dla Lily, nawet taka
paplanina nie była w stanie przejść jej obok uszu.
- Może
jeszcze na tobie? Nie dziękuję. - ignorancja i udawana obojętność
aż od niej biła. Uśmiechnęła się zadziornie patrząc na
czerwonowłosego unosząc jednocześnie lekko brwi, aby dodać twarzy
odpowiedniego wyrazu.
-
Pyskula jedna się znalazła. - każdy oczekiwał jakieś ostrej
riposty w stronę chłopaka, jednak mijały sekundy a ona nie
nadchodziła. Za to na twarzy Lily pojawiły się lekkie zmarszczki
spowodowane zagięciem brwi w pozie myśliciela.
-
Kastiel powiedz coś. - powiedziała nawet na niego nie spoglądając,
tylko wlepiając wzrok w różę wiatrów na podłodze
- Ale
co?
-
Kentin? - zapytała
- Tak?
- Hmm.
Dziwne.
- O co
chodzi Lily? - zapytał zaniepokojony Gabriel
- Jak
słyszę wasz głos to niby jest ten sam, ale jest tam jakaś dziwna
nuta. Wcześniej jej nie wyłapałam, bo u ciebie i Nataniela jest
taka sama. Dopiero jak usłyszałam Kasa. U niego się różni.
- Może
przez to, że są rodziną? - zapytała Kim
- Nie. -
zaprzeczyła stanowczo – U ciebie też jest taka sama. - zapadła
cisza. Każdy analizował w myślach ostatnie informacje szukając
jakiegoś logicznego wyjaśnienia – A może po prostu to zależy od
gatunku. - rzuciła pierwsze co przyszło jej do głowy
- Jest
to bardzo prawdopodobne. Gdzieś już słyszałem o tym, że
szczególnie wyczulone wampiry też słyszały jakieś odstępstwa od
normalnych głosów.
- A więc
mogę już po nich rozpoznać, do jakiego gatunku ktoś należy. -
podniecenie aż ją rozpierało. Była tak zafascynowana ostatnimi
wydarzeniami. A jeszcze trzy miesiące temu zrobiłaby wszystko, aby
wrócić do domu i o wszystkim zapomnieć.
- Nie
ekscytuj się tak. - Gabriel starał się pohamować jej zapał –
Mimo że opanowałaś dar, to i tak czeka nas jeszcze dużo pracy. To
jak na razie był pierwszy krok. Nie wiemy tak naprawdę ile jeszcze
możesz.
Rozmowa trwała jeszcze dłuższą chwilę. Toczyła się na
wszystkie możliwe tematy. A każdy dorzucał za każdym razem swoje
dwa grosze. Szczególnie Alexy i Kim aktywnie wdawali się w ostre
dyskusje, między innymi kiedy zeszła ona na temat ich aktywności
poza Biblioteką, a właściwie jej minimalną obecność. Jednak
naprawdę zawrzało kiedy to Gabriel ogłosił kategoryczny zakał
wychodzenia poza obszar chroniony magicznie. Wcześniej pełnione
patrole zostały zawieszone na czas nieokreślony. Mężczyzna
tłumaczył się tym, że dostał niepokojące wieści od członków
zarządu w okolicy. Jednak nie zdradził żadnych szczegółów. Nikt
nie był zachwycony tym faktem, a w szczególności Kastiel. Jak
zawsze skomentował to tym swoim przemądrzałym tonem głosu, którym
okazywał swoje poczucie wyższości, że to on tu jest panem. Jednak
i tak nic tym nie wskórał. Decyzja została definitywnie podjęta i
nic nie było w stanie przekonać Gabriela do choćby najmniejszych
ustępstw.
Po
pewnym czasie wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoje strony. W
sali głównej została jedynie Lily, Nataniel i Kastiel. Dziewczyna
siedząc skulona w fotelu, skubała koniuszek koca, którym była
owinięta. Mimo letniej pory jaka panowała na zewnątrz, w środku,
od głębokości na jakiej się znajdowali oraz zimnych ścian
pokrytych z zewnątrz ziemią, panowała dosyć niska temperatura.
Blondynka zerkała co chwilę to na jednego, to na drugiego. Nataniel
siedząc w fotelu za biurkiem, czytał jakąś książkę oprawioną
w skórę, a czerwonowłosy wylegiwał się wygodnie na kanapie
wlepiając swój wzrok gdzieś w dal. Nie chcąc siedzieć tak
bezczynnie, zrzuciła z ramion wełniany koc i podeszła do biurka.
Zaszła do chłopaka od tyłu i szturchnęła go palcem w ramię.
Brak reakcji. Więc jeszcze raz, tylko tym razem mocniej. Reakcja?
Lekkie mruknięcie na odczepnego. Zrobiła obrażoną minę krzyżując
ręce na piersi. Po chwili zastanowienia wskoczyła na biurko i co
chwilę kopała w oparcie fotela. Jednak w chwili na chwilę ich
częstotliwość coraz bardziej rosła.
- Dobra.
Co chcesz? - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, który dodawał
mu uroku oraz uległym wyrazie twarzy. Wypowiadając te słowa miał
taki ciepły głos, że aż poczuła jakby ponownie owinęła się
kocem
- Jestem
tutaj od tak dawna, a ty cały czas mi nie powiedziałeś jaki jest
twój dar? - przechyliła lekko głowę w bok robiąc minę małej
dziewczynki. Chłopak zawiesił na niej wzrok na dłuższą chwilę,
jakby nad czymś intensywnie myślał. Jakby analizował dokładnie
wszystkie scenariusze jakie mogą nadejść. Tylko po co? Co on
takiego ukrywa?
- No ok.
Chodź. - zerwał się na równe nogi i chwycił Lily za nadgarstek,
kierując się w stronę wyjścia. Przechodząc obok Kastiela, aż
czuła jego parzące spojrzenie. Wyszli na korytarz a potem
skierowali się w stronę, gdzie była kumulacja sypialni. Lily w
większości opanowała już gdzie znajdują się poszczególne
pomieszczenie i nie miała żadnych problemów, aby gdziekolwiek
dojść. Zatrzymali się przed drzwiami, za którymi znajdował się
pokój Nataniela. Czując cały czas uścisk na swojej ręce
odczuwała dosyć dziwne emocje. Jakby brakowało jej przestrzeni.
Chłopak otworzył drzwi i dopiero wtedy oswobodził ją ze swojej
ręki. Wchodząc rozejrzała się po już tak dobrze znanym jej
pomieszczeniu. Spędzała tu bardzo dużo czasu, głównie podczas
nauki z chłopakiem, ale również kiedy chciała miło spędzić
czas. Ściany zachowane w jasnobeżowych kolorach, panele również
jasne. Na nich dwa grafitowe dywany z długim włosiem. Pod lewą
ścianą stało łóżko z białym materacem i czarną pościelą i
poduszkami. Po bokach czarne etażerki z białymi lampkami nocnymi.
Na środku średniej wielkości plazma ustawiona na szklanym
stoliczku. Na wprost od wejścia jasne, proste biurko oraz obrotowe,
skórzane krzesło. Czarny laptop wyraźniej odznaczał się na
białym tle. Nad biurkiem wisiała duża replika człowieka
witruwiańskiego da Vinci, a pod prawą ścianą, na której
narysowana była sylwetka Zeusa, stała biała kanapa z czarnymi
poduszkami w kremową kratę. Poza tym jak zawsze na podłodze leżały
stosy książek i wszelakich papierów, a pomiędzy tym jeszcze masa
ołówków naostrzonych na ostry szpic. Usiadła spokojnie na łóżku
jakby była u siebie.
- No to
jak? Powiesz mi w końcu, czy dalej będziesz dumnie trwał w swoim
milczeniu.
-
Cierpliwość to raczej nie twoja mocna strona. - uśmiech nie
schodził z jego delikatnej twarzy
- A to
co? Dopiero teraz zauważyłeś? - położyła ręce do tyłu
odsłaniając całą swoją sylwetkę. Nataniel odszedł kilka kroków
i powoli zaczął rozpinać guziki od swojej zielonej koszuli w szarą
kratę. - Eee? Nat? Co ty robisz? - zapytała nie wiedząc co ma
zrobić
- Robię
to, o co tak bardzo mnie męczysz. - po odpięciu ostatniego guzika
całkowicie zdjął ubranie. Lily mogła wtedy pierwszy raz zobaczyć
jego wysportowaną, wręcz atletyczną sylwetkę. Chłopak zamknął
oczy, zrobił dwa głębokie wdechy a ręce powędrowały na boki. W
jednej chwili szok wzrósł kilkukrotnie. Dolna szczęka opadła w
dół a czerń źrenic zawładnęła jej oczami. W tym momencie ciało
chłopaka było najmniej ważnym aspektem. Z jego pleców, jak na
zawołanie, wyrosła para śnieżnobiałych skrzydeł. Ich biel aż
jaśniała. Pióra przy samym ciele krótkie, a wraz z dalszą
odległość to także ich długość się zwiększała. Długie na
około półtora metra. Zaokrąglały się wysoko nad głową.
Chłopak podszedł i położył swoją ciepłą dłoń na jej
podbródku i podniósł do góry. - Co? Nigdy skrzydeł nie
widziałaś? - machnęła głową rozwiewając dezorientację z
głowy, powracając do normalnego stanu emocjonalnego i psychicznego
- Nie no
jasne, że widziałam. - odparła tak jakby była to zupełna
oczywistość – Wczoraj wieczorem Hermes wpadł do mnie pochwalić
się nowymi trampkami ze złotymi skrzydełkami. No mówię ci
boskie. - zaakcentowała ostatnie słowo. Patrzył na nią czułymi
oczami penetrując całą jej duszę kawałek po kawałku. Wbrew
pozorom było to niezwykle przyjemne uczucie. Zwłaszcza kiedy jego
palce przejechały po jej policzku zbierając ze sobą kosmyk jej
włosów, które wyplątały się z luźnego koka. Zielone spojrzenie
wbijało się w jego bursztynowy blask. Nie potrzebowali żadnych
słów. Wystarczała im jedynie ich własna obecność. Niestety jej
spokój zaburzył odgłos kroków zza drzwi. Uśmiechnęła się
radośnie i wstając odeszła kilka metrów. Zdziwiony chłopak
zmarszczył brwi wodząc za nią oczami.
- Za
trzy, dwa, jeden. - pukanie w ciemne drzwi rozproszyło się po całym
pokoju
- A może
powiesz mi jeszcze kto to?
- Hmm.
Chyba Lysander. Nie słyszę bicia jego serca, więc to na pewno on.
- chłopak podszedł do drzwi i przekręcając klamkę odchylił
skrzydło ukazując sylwetkę białowłosego. Duma aż od niej biła
na odległość – A nie mówiłam?
-
Gabriel prosił, abym poinformował cię, że członkowie Rady
Starszych już przybyli. Są w konferencyjnej.
- Dzięki
Lys. - chłopak odszedł a drzwi ponownie się zamknęły. Jego
spojrzenie znów zwróciło się w stronę dziewczyny – No cóż.
Chyba na mnie już czas. A ty się lepiej ubierz.
- Yes
sir. - zasalutowała żartobliwie oswabadzając tym samym gnieżdżąca
się w ich ciałach falę śmiechu
Oboje wyszli z pokoju kierując się w swoje strony. Minęła kilka
pokoi napotykając na charakterystyczną nitkę, która wystawała z
dywanu oznaczającą, że znajduje się przed swoją strefą
prywatności. Wchodząc do środka, za każdym razem biły ją po
oczach jego czarno-żółte barwy przeplatane szarością ścian i
bielą dywaników i kilku elementów dekoracji. Na jednej ze ścian
fototapeta rozciągająca się na całą jej długość. Dmuchawce
rozwiane na wietrze. Jednak jeżeli ktoś myśli, że miała udział
w jego dekorowaniu, ten jest w błędzie. Alexy nawet nie dał jej
wejść do środka podczas remontu. Jedynie po nim mogła wyrazić
swoje zdanie, jednak nie było ono mile widziane jeśli chodzi o
niebieskowłosego. Podchodząc do dużej szafy, rozsunęła jedno ze
skrzydeł i wyjęła z niej ubrania, które jako pierwsze wpadły w
jej ręce. Kremowe rurki z dziurami a do tego koszula na ramiączkach
w kolorze czerwonego wina z ćwiekami na kołnierzyku. Do tego czarne
conversy z bordowymi sznurówkami. O fryzurę już nie musiała się
martwić, robiąc sobie już wcześniej koka. Jako że nie miała
dzisiaj zaplanowanych żadnych ćwiczeń, mogła sobie pozwolić na
makijaż. Czarną kredką zarysowała swój dolny i górny kontur
oka, a maskarą pogrubiła długi wachlarz rzęs. Omiotła lekko
pędzlem pokrytym bronzerem skórę pod kościami policzkowymi, a
brzoskwiniowa szminka otuliła usta.
Wyszła z pokoju kierując się w kierunku sali głównej, gdzie
kochała przesiadywać w każdej wolnej chwili. Atmosfera, która tam
panowała, ta równowaga i ład samoistnie wkradały się we wnętrze
człowieka. Do tego magia książek otaczających pomieszczenie
dodawała całemu miejscu uroku. Był jeszcze jeden powód. Z racji,
właśnie wszechpanującego porządku w obecności książek, nie
było to miejsce często odwiedzane przez Debrę.
Jednak nie dane było jej dojść do owego miejsca, ponieważ za jej
plecami usłyszała szybko stawiane małe stópki.
-
Dlaczego nie ma cię przed konferencyjną? - zapytał zdziwiony Wonka
- Mnie?
Z jakiej racji?
- Na
pewno Starszyzna będzie chciała cię poznać.
- Ja nic
o tym nie wiem. Nic mi nie powiedziano.
- Idź
tam na wszelki wypadek. - nie była tym faktem zachwycona, jednak w
tym co mówił Wonka był sens. Z niechęcią wyrysowaną na twarzy
ruszyła w stronę danej sali. Lemur został na miejscu, a po chwili
nawet się oddalił. Spojrzał na orła siedzącego na górnej części
otwartych drzwi.
- No i
jak? Przekazałeś wiadomość?
- Tak. I
na pewno niczego się nie domyśliła.
-
Dobrze. Ma prawo wiedzieć. W końcu dotyczy to jej życia.
***
Podeszła do miejsca gdzie znajdowała się sala konferencyjna.
Jednak w wejściu do środka przeszkodził jej wysoki mężczyzna,
około trzydziestki, a umięśniony jak Arnold Schwarzenegger za
młodu. Od jego łysej głosy odbijały się promienie kamieni.
Stanowcza mina aż przerażała swoją powagą, a blizna na prawym
policzku dodawała mężczyźnie grozy.
- Chcę
przejść. - powiedziała tak zimno jak tylko umiała
- Nie
wolno. - niski, basowy głos, z już znaną jej nutą wilkołaka
-
Dlaczego?
-
Zgromadzenie Starszych. Tylko wybrani. - składał jedynie pojedyncze
zdania, przez co już mogła stwierdzić, że jego iloraz
inteligencji jego dosyć niski
- Super.
Wybrani mogą, ale Przeznaczona to już nie. - powiedziała jakby do
siebie, ale tak, aby osiłek usłyszał każde słowo. Ten jednak z
żaden sposób nie przejął się takową informacją. Obrażona
siadła na podłodze opierając się o ścianę tuż na wprost
mężczyzny. Patrzyli sobie prowokująco prosto w oczy. Ale ona miała
swojego asa w rękawie. Nie potrzebowała przebywać w pomieszczeniu,
aby wiedzieć co się tam dzieje. Wytężyła słuch starając się
rozpoznać głosy rozchodzące się za ścianą.
- Już
powiedziałam jaka jest decyzja. Nie możemy wszystkiego narażać
dla jednego istnienia. - powiedziała jakaś kobieta w starszym wieku
-
Dlaczego? Nie rozumiem tego. - tym razem wypowiedział się Gabriel –
Przecież to jeden z nas. Nie możemy zostawić go na pastwę ciemnej
strony.
- Ależ
możemy. Aby uratować życia całej naszej rasy możemy poświęcić
jednego Stróża.
- Nie!-
krzyknął Nataniel, a krzesło upadło na podłogę – Sebastian to
nasz przyjaciel. Znamy się od dziecka. A w dodatku to brat
Przeznaczonej. To dla was nic nie znaczy? Wiecie co będzie jak ona
się o tym dowie?
-
Przyrodnim bratem. - sprecyzowała chłodno kobieta – A ona nie
musi nic o tym wiedzieć.
- Mamy
przed nią ukrywać jego pewną śmierć i dawać cały czas nadzieję
na jego powrót?
- Tak.
Tak będzie lepiej dla wszystkich. - złość aż w niej buzowała.
Ledwo co siedziała w jednym miejscu. Jej wzrok był ślepo wlepiony
z przestrzeń przed nią. „Zostawić go? Śmierć? Żadnego
ratunku?” Ręce trzęsły się jak szalone, latając na
wszystkie strony. Krzyczała. Od środka. Aż wrzeszczała. Oddychała
powoli i głośno. Wdech i wydech. Chciała tam wparować i
powiedzieć tej kobiecie co o niej myśli. Ale było jedno ale. A
mianowicie umięśniony olbrzym blokujący wejście. Czuła
narastającą siłę. Energia napływała do każdej części ciała.
Czuła, że może zrobić wszystko. Jednak coś przerwało jej niecne
zamiary, które już kłębiły się w głowie. Szybko stąpające po
dywanie łapki lemura zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu
wylądowały na ciele mężczyzny. Zaczął rzucać się jak zwierze
a dzięki temu drzwi okazały oczom Lily całą swoją klasę. Jak
poparzona stanęła na równe nogi a drzwi za jej dotykiem otworzyły
się z wielkim hukiem, przez co twarze wszystkich zgromadzonych
skierowały się w stronę dziewczyny.
- Co wy
sobie wyobrażacie! Jak można decydować o moim życiu za moimi
plecami!? Pytam się! - krzyczała najgłośniej jak tylko mogła.
Nie musiała się wysilać, gdyż jedynie negatywne emocje
towarzyszyły jej w tej chwili
-
Gabrielu, kto to jest? - zapytała niska, chuda kobieta o krótkich,
brązowych włosach, idealnie ułożonych. Mimo widocznie starszego
wieku, na jej twarzy widniało jedynie kilka płytkich zmarszczek.
Lekko kwadratowa żuchwa. Makijaż tak zrobiony, jakby dopiero co
wyszła z profesjonalnego gabinetu wizażystki. Dumna postawa, prosta
sylwetka, bijąca pogarda. Jednak nawet to, w starciu z buzującymi
nerwami Lily było jedynie kropelką w całej ulewie.
-
Starszyzno. Przedstawiam wam Przeznaczoną. - każdy przybrał
kamienną minę. Wpatrywali się w Lily jakby była jakimś okazem w
muzeum. Nikt nie miał zamiaru zabrać głosu. Czy to przez strach? A
może ogólne zaniemówienie? Czy może przez fakt, że po raz
pierwszy ktoś odważył się wtargnąć na zgromadzenie.
- To
jednak nie zmienia faktu, że bezprawnie się tutaj znalazłaś. -
kobieta ponownie przemówiła, jednak teraz jakby spokorniała
- Uff...
Przepraszam cię Elviro. Już się nią zajmuję. - wydyszał
strażnik podchodząc do blondynki
- Nie! -
zawołał Gabriel – Ja się tym zajmę. Ona jest niegroźna. - na
wypadek, gdyby ten wilk nie posłuchał, Lily odwróciła się i
spojrzała na niego morderczym wzrokiem. A kiedy zrobił kolejny krok
w jej stronę uniosła wyniośle głowę
-
Dotknij mnie, a kopnę cię w jaja i pożałujesz, że cię nie
wykastrowano jak byłeś szczeniakiem.
- No
dobrze. Nie brzmi na niegroźną, ale taka jest.
- A
teraz przejdźmy do ważniejszej sprawy. - położyła wewnętrzną
część dłoni na długim, wypolerowanym stole, wokół którego
siedzieli ludzie, w różnym wieku, o innych kolorach skóry, różnej
płci. - Jakim prawem decydujecie o czyimś życiu?
-
Spokojnie Lily. - młoda brunetka, w podobnym wieku do blondynki,
wstała i uniosła lekko rękę – Wiem jak się czujesz, ale...
- Wiesz
jak się czuję? Wiesz jak to jest budzić się co noc, czując łzy
pod powiekami? Słyszeć jak serce wygrywa marsz żałobny? Jak
podczas czterdziestostopniowej temperatury odczuwasz wewnętrzne
zimno i jak wśród miliona ludzi być samotnym? Jeśli nie wiesz to
nie pierdol, że wiecz jak się czuję.
- Młoda
damo. - ponownie głos zabrała starsza kobieta – Usiądź i
spokojnie porozmawiamy. Niepotrzebne są te nerwy.
- Och.
Oczywiście. - odrzekła z udawaną lekkością – Usiądziemy przy
herbatce, a ja zrobię notatki na temat waszej opinii o mojej osobie,
oraz osobie mojego brata, a potem wcisnę je tobie prosto w dupę!
- Lily.
- skarcił dziewczynę Gabriel. Ton głosu był tak surowy i zimny.
Jeszcze nigdy nie słyszała, aby przemówił w taki sposób
- Nie
obchodzi mnie co o tym wszystkim myślisz. My tu ustalamy reguły i
masz się do tego dostosować.
- Ach
tak? Powiem ci jedno. Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę
tam, gdzie zechcę. I nikt nie będzie mi mówił co mam robić.
Zwłaszcza taka wypełniona chemią poczwara. Jeśli zechcę, już
jutro może mnie tu nie być. To przecież nie moja wojna, tylko
wasza. Więc radźcie sobie sami! - wyszła trzaskając drzwiami tak
mocno, że kieliszki na stole aż podskoczyły. Wszyscy siedzieli na
swoich miejscach tak, jakby ktoś uderzył ich potężnym kamieniem.
Wszyscy poza jedną kobietą. Wzburzenie, że ktoś odważył się
jej przeciwstawić aż ją rozrywało od środka. Jej. Najwyższej
Starszej. To nie do pomyślenia. A Lily? Kroczyła w szybkim tempie
ku swojemu pokojowi tak wściekła, że wyglądała jakby otaczała
ją chmura gradowa.
Pierwsza ^^ Biorę się za czytanie!
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam cię za brak komentarzy pod wcześniejszymi rozdziałami. Tłumaczyć to mogę jedynie lenistwem. Heeh... muszę pozbyć się tej cechy.
Brawo Lily! Opanowałaś dar!
Swoją drogą, fajnie byłoby mieć taką umiejętność. Móc podsłuchiwać rozmowy, słyszeć, jak ktoś się skrada... ~znacząca mina, pełna niecnych zamiarów~
Nataniel ma skrzydła?! Co? Ja też tak chcę!!! (Chyba staję się zazdrosna...) Kiedy opisywałaś przemianę, moja wyobraźnia tak to mi przedstawiła, że przestałam na chwilę czytać i się rozmarzyłam. Skrzydła... Kolejna rzecz, która by się przydała.
Uuu, zebranie Rady. Kiepsko. Podzielam zdanie Lily. Poza tym, nie mogą tak po prostu nic nie robić. Niech spróbują... nie, niech zrobią wszystko co się da, żeby uratować Sebastiana! Ma żyć, zdążyłam go polubić...
Coś czuję, że Lily dostanie niezłą burę od Gabriela za to zachowanie. A może się mylę?
Rozdział świetny. Kocham rozwoje akcji;)
Życzę ci weny i miłego weekendu majowego, a w wolnym czasie zapraszam do siebie. Pozdrawiam:3
Ta. Skrzydełka czasami by się przydały. Zwłaszcza jak się spieszę do szkoły :D
UsuńJeśli chodzi o Lily vs Gabriel to jeszcze nad tym nie myślałam. Zresztą nie ma się o co czepiać. Dziewczyna wyraziła swoje zdanie i tyle. Ameryka wolny kraj :D
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.
W porządku. Standardowo zacznę od przeprosin z powodu braku komentarzy pod poprzednimi rozdziałami. Jednakże wszystko czytałam na bieżąco i nawet próbowałam dać jakiś znak, że żyję, ale już na początku dochodziłam do wniosku, iż nie wiem, co napisać. Lenistwo, bo niby co innego, mnie ogarnęło. Ale powróciłam do żywych i na razie planuję być obecna.
OdpowiedzUsuńNaprawdę wielce się raduję, że Lily nareszcie dała radę opanować dar. Tyle wysiłku, pracy oraz bólu ją to kosztowało, więc smutno by było, gdy wszystko poszło na marne. Tylko nadal nie rozumiem, o co biega z tą spadającą trawą. O ile się nie mylę, ostatnio o niej nie wspominałaś, aczkolwiek mnie ciekawość zżera. Apeluję, abyś możliwie jak najszybciej wyjaśniła tę sprawę, bo nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, a wiedzieć pragnę.
Nie pamiętam, czy wystąpiła o tym wzmianka - ewentualnie dawno to było i w ogóle, a skleroza, jak powszechnie wiadomo, nie boli - ale chyba nie została podana rasa Nataniela. Popraw mnie, jeżeli się mylę. Po imponującej wielkości jego skrzydeł oraz kolorze śmiem wywnioskować, iż jest aniołem. I pewnie właśnie dlatego ojciec chłopaka ma na imię Gabriel, wszakże tak nazywał się jeden z Archaniołów. W każdym razie zazdroszczę blondynowi - też chcę takie fajowskie piórka wyrastające z pleców. \(*o*)/ Mogłabym sobie latać ponad blokami, dopóki nie weszłabym w kolizję z helikopterem pogotowia ratunkowego. No nic, przejdźmy dalej.
W pełni rozumiem gniew Lily, który zresztą jest całkowicie zrozumiały. Banda nieznanych jej osób właśnie przypieczętowała los Sebastiana. Dziewczyna miała prawo wybuchnąć złością, wszakże rozchodzi się o najbliższą dla niej osobę. Sama najchętniej rozerwałabym tę starą jędzę na strzępy, a następnie chwyciłabym za poły brunetkę, która to niby zna ból wszystkich dookoła i spieszy z pocieszającymi gadkami. Sranie w banie, nikt nie jest w stanie w pełni wczuć się w sytuację drugiej osoby, choćby nie wiadomo, jak bardzo tego chciał. Oby Lily nie pozwoliła stłamsić swoich chęci uratowania brata z rąk wroga. Przecież Sebastian nie może umrzeć w tak obrzydliwych warunkach. Cała ekipa powinna się zebrać i odbić chłopaka. Taa... Ja to mam niezwykle mądre oraz całkowicie przemyślane pomysły. (-,-)
Z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału, a także proszę, aby był on równie ekscytujący jak ten. Końcówka była tak mocno nasączona emocjami, że aż czułam je przez monitor. Pozdrawiam gorąco, przesyłam kosz dobroci i różnych łakoci. Do następnego! (^.^)/
Bardzo dziękuję za komentarz i nie mam żadnego żalu za ich brak w poprzednich rozdziałach. Każdego może złapać leń. Wiem coś o tym doskonale.
UsuńJest to bardzo możliwe, że nie wspomniałam o rasie Gabriela i Nataniela przez mój brak poukładania. Oni są, tak samo jak Kentin i Kim, Stróżami. Tylko że Nat skrzydła dostał jako dar. Szczerze mówiąc wcześniej nie wpadłam na imię Gabriela, że również to jest imię Archanioła. Dopiero jak w którymś z pierwszych rozdział w komentarzu też ktoś na to zwrócił uwagę to to sobie uświadomiłam. Ale nie. To nie ma nic związane z aniołem. Stróże mają jakby powiązania z aniołami, ale daleko im do nich.
Imię dla mężczyzny przyszło mi na myśl po przeczytaniu pewnej książki, gdzie jeden z bohaterów właśnie tak miał na imię.
Jeśli chodzi o trawę, to spokojnie jeszcze się pojawi. Ale na odpowiedzi trzeba jeszcze poczekać. Wiem. Zła i niedobra ja :D
Cieszę się, że rozdział się podobał. Naprawdę trochę nad nim popracowałam.
Pozdrawiam gorąco :D
Kurczę nooo, naprawdę nie jest tym aniołem? A już mi się tak wszystko ładnie w logiczną całość ułożyło. Nawet to imię jego ojca. Całe założenie poszło w pizdu i już nigdy więcej go nie zobaczymy, chociaż będę z tego powodu ubolewać. No nic, idę wypłakać się w poduchę. (T.T) A było tak pięknie... >głośne smarknięcie dobiegające z oddali<
UsuńSpokojnie. Na przestrzeni całego opowiadanie będzie wiele okazji do snucia teorii spiskowych XD Teraz możesz się w pełni zająć trawką :D
Usuń