czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 16 - Praca

- Mocniej! - jego ton głosu był tak surowy, że aż denerwował
- Już nie dam rady. - wypowiedziała powoli słowa łapiąc za każdym razem łapczywie powietrze. Pot spływał po całym jej ciele, sprawiając, że bokserka, którą miała na sobie, przykleiła się do pleców.
- Dasz! Musisz się tylko postarać. Do roboty! Mocniej!
- Robimy to już od trzech godzin. Odpuściłbyś już. - dudniące serce waliło w jej klatce, i mimo wielkiego wybuchu endorfin, ją ogarniało znużenie i czuła się całkowicie wykończona
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki słabeusz. Takiego chuderlaczka jakim teraz jesteś to nawet ślepa kura powaliłaby na podłogę, a - nie dane mu było dokończenie zdania, gdyż to on leżał teraz na miękkiej macie, która wyścielała podłogę, trąc dłonią policzek – Miałaś walić w worek, a nie we mnie! - poczerwieniał zarówno ze złości, jak i od uderzenia. W jego oczach tliła się chęć mordu.
- On czerwony, ty czerwony. Nie widzę zbytnio różnicy. - odwróciła się na pięcie, a siadając na małej ławce wyścielanej poduszkami, zdjęła z rąk rękawice bokserskie i wzięła łyk wody z butelki stojącej na małym stoliku obok. Uspokoiła swój oddech oraz tętno, i patrzyła jak to Kastiel, mało elegancko, wstaje na równe nogi i zmierza w jej kierunku.
- Skarbie. Jeszcze raz tak zrobisz...
- To znów powiesz to samo. - wykręciła niepozornie oczami i rozłożyła się na siedzisku – Nie zauważyłeś, że to już któryś raz kiedy ci przywaliłam. Ogólnie nasza znajomość tak się zaczęła. Pomiędzy nami jest raczej skomplikowana relacja.
- Skomplikowana to jesteś ty. Ja chce tu z ciebie zrobić prawdziwego człowieka, abyś nie wyglądała jak wygłodniały pies, a ty co? Jesteś niereformowalna.
- A może po prostu mam złego nauczyciela? - założyła nogę na nogę, skrzyżowała ręce a usta wychyliła w triumfalny uśmiech. Czekała przepełniona pewnością siebie i czując, że ma przewagę psychiczną nad chłopakiem. Ten jednak zamiast ulec, podszedł do niej tak blisko, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry
- A może ty jesteś niekompetentnym uczniem? - poczuła bijący od niego zapach mięty wymieszany z anyżem. Było to tak przyjemne uczucie, gdy patrzył jej prosto w oczy, jak udawał, że jest na nią zły, ale w rzeczywistości jego oczy śmiały się wraz z jej, że chciała aby ten moment trwał wiecznie.
- A więc mamy dwie sprzeczne ze sobą teorie. Która wygra?
- Przekonajmy się. - zdawało się, że odstęp zrobił się jeszcze mniejszy. Serce ponownie dało jej wyraźnie o sobie znać. Jednak oczy jednego i drugiego cały czas pozostawały spokoje i opanowane.
    Ale wszystko co dobre musi się zawsze skończyć. Do siłowni, z głośnych trzaskiem, weszła Debra z wypiekami na twarzy. Jej strój jak zawsze pozostawiał wiele do życzenia. Spojrzała złowrogo na Lily. Z jej oczu jak zawsze wylewał się jad, jednak tym razem miał on działanie zabójcze. Przeniosła wzrok na Kastiela, a jej mina od razu zelżała. Słodziutki uśmieszek aż kuł.
- Koteczku. Czy mógłbyś mi pomóc? Nie poradzę sobie sama bez twoich silnych rąk. - jednak chłopak w dalszym ciągu wpatrywał się w w zielone oczy Lily, rażąc jednocześnie jej swoją mysią szarością. Kąciki jego ust powędrowały chytrze do góry, układając się w specyficzny dla niego, drański uśmiech
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - powiedział półgłosem, a podnosząc się do pozycji stojącej wskazał na bieżnię ustawioną pod ścianą – Masz zrobić trzy kilometry. I nie myśl, że się wywiniesz. Sprawdzę. - pogroził palcem i wyszedł. Kiedy drzwi siłowni się za nimi zamknęły, jej śmiech objął całe pomieszczenie. „Biedny Kastiel. Ale ma to, czego sam chciał.” Rozejrzała się po pokoju, zawieszając oko na każdym z urządzeń się tam znajdujących. Bieżnie, masę ławek do podnoszenia ciężarów, obok różnego rodzaju hantle, urządzenia na różne partie ciała. Zaczynając od ramionach, na łydkach kończąc. Rowerek, drążek do podnoszenia się, skakanki. No i na samym środku jeden, wielki, czerwony worek treningowy.

***

- Skup się na mnie. Na moim głosie. Tylko na nim. - spokojny głos Gabriela krążył do sali głównej, powtarzając po raz kolejny te same słowa
- Próbuję. Ale to na nic. - siedząc po turecku na podłodze patrzyła na równie zmęczonego mężczyznę co ona
- Nie mów tak. Bo faktycznie nic z tego nie będzie. Robisz postępy. W końcu się uda. Jeszcze raz. - skulił się kładąc łokcie na kolanach i powoli wypowiadał każde słowo – Nie interesuje cię nic. Dosłownie nic. Słyszysz tylko mój głos. On jest wszystkim co cię otacza. - Lily, aby lepiej wypełnić zadanie zamknęła oczy. Utrzymywała spokojny oddech. Faktycznie, słyszała jedynie Gabriela. Wszystko inne odeszło jakby na drugi plan. - Jesteś w stanie to zrobić. Więc wyjmij zatyczki z uszu. Ale dalej bądź skoncentrowana jedynie na mnie. - uniosła ręce wyjmując przy tym zatyczki, które każdego dnia i każdej nocy miała w swoich uszach, aby normalnie funkcjonować. Serce wypełniło się radością kiedy to po wykonaniu tej czynności, żadne niechciane dźwięki do niej nie dochodziły. Słyszała powolne bicie serce Gabriela, jego nieco płytki oddech. Była skupiona jedynie na jego osobie. Inny świat jakby przestał istnieć. - Doskonale. Teraz otwórz oczy. Spójrz przed siebie. - i to był punkt, którego nie lubiła najbardziej. Wtedy właśnie wszystko się waliło. Jednak ku wielkim obawom, podniosła powieki. I tak jak za każdym razem, skupienie jakie nagromadziła w swoim umyśle, pryskało jak mydlana bańka. Dźwięki wszystkiego kierowały się wprost do niej, wywołując przy tym niemały ból. Mała muszka spacerowała po zasłonie, ziarenko piasku przez powiew powietrza ruszyło się o milimetr, kropla potu uderzyła o podłogę tak głośno, jakby była to co najmniej kilkukilogramowa kula. Nie mogąc już wytrzymać, ponownie włożyła zatyczki do uszu, ciesząc się upragnioną ciszą. Oboje z Gabrielem opadli, ona na podłogę, on na oparcie fotela, po czym westchnął i przetarł zmęczone oczy. - Myślę, że na dzisiaj damy sobie już spokój.
- Popieram. - wymamrotała pod nosem spoglądając na malowidła na suficie
***

- Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Przerwa. - Kim odeszła od stopnia do ćwiczeń zwracając się do Lily twarzą, przybijając piątkę – Widzisz. Jednak nie było tak źle. - odparła łapiąc oddech po ćwiczeniach
- Może dla ciebie. - ona, w przeciwieństwie do koleżanki, nie mogła złapać tchu po wyczerpującym wysiłku. Oddychając ustami, położyła ręce na kolanach czekając, aż jej organizm powróci do normalnego funkcjonowania
- Oj nie przesadzaj. Pamiętasz jak było na początku? Ledwo co dawałaś radę zrobić półgodzinną sesję, a teraz? Szacunek mała. - uniosła dumnie głowę wiedząc, że to także jej zasługa, iż z kruchej i wątłej dziewczynki, stała się wysportowaną i pełną energii dziewczyną. Dodatkowo jej giętkość, która była w opłakanym stanie, poprawiła się diametralnie.
- Tobie to łatwo mówić, bo możesz się wyginać w każdą stronę, w jaką tylko zechcesz.
- Taki już dar dostałam. Co, kłócić się będę? - oparła otwierając butelkę z wodą
- Nie. Ale mogłabyś trochę odpuścić.
- W twoich snach. - uśmiechnęła się złowrogo – A i pamiętaj. Jutro mamy gimnastykę.
- Nieeeeeeeee! - padła na matę pod nią krzycząc na całą salę
- Taaaaaaaaak! - przerzuciła jeden ręcznik przez ramię, a drugi rzuciła na twarz Lily – Musisz być giętka, sprawna, szybka. Nie uczynisz tego siedząc na dupie.
- A może jednak? - zgarnęła ręcznik ukazując twarz pełną nadziei, ale jednocześnie rozczarowania, już na początku, znając odpowiedź
- Do zo! - czarnoskóra wyszła z sali, pozostawiając Lily samą sobie. Podniosła się do pozycji siedzącej, patrząc się w swoje odbicie w lustrach, zawieszonych jedno obok drugiego, na jednej ze ścian. Oprócz tego, ustawiona była tu wielka skrzynia, poręcze gimnastyczne, z sufitu zwisały liny do podciągania z drążkami, porozwieszane liczne hula-hop, na podłodze maty i stopnie. Wszystko wyglądało tutaj jakby była to profesjonalna sala treningowa przynajmniej jakiegoś mistrza świata.

***
- I właśnie w taki sposób odradzają się feniksy. - w głosie Nataniela słychać była dumę i zadowolenie, z tak doskonale wykonanego zadania
- Ahhha. - przeciągnęła znużona – Ale nie musiałeś robić tego tak szczegółowo. – przyłożyła dłoń do ust, zakrywając swoje ziewanie – Wystarczyłoby mi wiedzieć, że coś takiego istnieje, co i gdzie robi i kropka. A nie cały referat mi tu prezentujesz.
- No ale chciałaś przecież wiedzieć wszystko. - zmarszczył zabawnie brwi opierając się o krzesło. Jego podirytowane oczy, zarówno rozczulały ją do granic możliwości, a jednocześnie rozśmieszały
- Ale o jednych rzeczach więcej, o drugich mniej. Nic tak naprawdę nie wiem o wilkołakach. Wiem o Stróżach, o wyroczniach, o centaurach, czy nie wiem... o syrenach. Ale o nich nie wiem nic. - ścisnął mocno wargi, niezadowolony faktem, że musi opowiadać o gatunku jaki reprezentuje najbardziej nielubiany, tutejszy domownik
- No niech ci będzie. - prychnął ponuro – A więc. W przeciwieństwie do tego co mówią ludzkie wyobrażenia, wilkołakiem nie można się stać. Nim się jest od urodzenia i kropka. Ich zdolnościami są doskonały słuch i węch. Są szybkie, zwinne. Szybko się regenerują. Najczęstszą transformacją jest pół przemiana. Mało jest osobników, które zamieniają się całkowicie w wilki. Najczęściej jednak są to alfy. A skoro już o nich. Wilki z natury są to stworzenia stadne. Tak jest i w tym wypadku. Przywódcą stada jej alfa – najsilniejszy z osobników. Poszczególni z członków to bety. Zwykle osobniki, mające standardowe zdolności. Ale jak wszędzie, zdarzają się wyjątki. Wilkołaki nie żyjące w stadzie to omegi. Są najsłabsze. Schwytanie takiego nie jest żadną trudnością. Są bezsilne wobec jakiegoś zagrożenia. - chłopak usiadł na kanapie, mając w myślach obraz bezbronnego Kastiela uciekającego wśród gęstego lasu, mając na twarzy przerażenie i strach o swoje życie
- Hej! Przestań wyobrażać sobie bezradnego Kastiela. - wzburzyła się lekko, jednak nie mogła nie przyznać, że taki obraz rozbawiłby ją do łez
- No ale...
- Żadnych ale. Chociaż na chwilę daj mi odpocząć od tych waszych kłótni. - gestykulowała dając upust swojemu poddenerwowaniu – Ostatnio to nawet o kromkę chleba mało co się nie pogryźliście.
- On zaczął. - warknął pod nosem, kuląc się jak zbity pies
- No to jak było z tymi omegami? - uniosła brwi z lekkiego poddenerwowania zmieniając przy tym temat
- Jeśli chodzi o to, to raczej wszystko. - mówił powoli, jakby zbity z tropu – Ale jest jeszcze cała otoczka. Na przykład księżyc. Jak wiadomo, sprawia on, że moc wilkołaków staje się jeszcze większa. Jednak całkowicie tracą nad sobą kontrolę. I nie pamiętają nic z tej nocy. Bardzo trudne jest opanowanie tego, ale się zdarzają takie osobniki. Jest jeszcze kamień księżycowy, który blokuje działanie księżyca. Ale za to zaćmienie księżyca pozbawia go umiejętności. Jest wtedy słabszy i brakuje mu energii. Ich najbardziej znienawidzoną rośliną jest tojad, czyli wilcze ziele. Z zależności w jaki sposób zostanie podany, może spowodować albo halucynacje, ogólne osłabienie, lub nawet śmierć. I to chyba już tyle.
- A coś o ich pochodzeniu?
- Powstały z połączenia krwi wilkołaka i człowieka. Krążą plotki, że było w niej jeszcze domieszka krwi wampira i elfa, ale to raczej mało prawdopodobne. Zwłaszcza patrząc na nasz przykład. - pogarda i niechęć jaka brzmiała w jego ustach była tak wyraźna, że nie dało się tego zignorować. Ale już nawet sam wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
- Od początku się nie znosicie, czy to tak z czasem przyszło? - zapytało ciekawsko rozkładając się na wielkim fotelu za biurkiem
- A co tu lubić? Nie wiem w ogóle, jak można tolerować tego osobnika. On... Nawet nic o nim nie wiemy. - wstał z miejsca i zaczął krążyć wokół mebli i kolumn, z głową uniesioną dumnie do góry. Nie wiedzieć dlaczego, ale takie zachowanie mocno ją rozbawiło. Widok jego zdenerwowanej twarzy, zmarszczek spowodowanych przyciągnięciem do siebie brwi i zamyślony wzrok, dawał jej wiele zabawy. - Co cię tak bawi?
- Ty. - odparła ciepło, spoglądając w jego bursztynowe oczy. Zagiął usta w tym swoim miłym, urzekającym uśmiechu i patrzyli na siebie dłuższą chwilę, obejmując się barwami swoich tęczówek. Jednak dla niego raczej trwało to zbyt długo, bo strząsną głową, przyprawiając w ruch swoje niewielkie loczki, i w pełnym skupieniu i powadze spojrzał przed siebie
- No dobrze. Na dzisiaj to już chyba koniec. Jutro będziemy przerabiać magiczne rośliny. Tak więc czekaj na mnie przy wejściu do ogrodu.

***

    Weszła wraz z Kentinem do przestronnego pomieszczenia, gdzie cały sufit zapełniony był świetlnymi kamieniami. Ściany były białe, a podłoga wyłożona czarną, gumową matą. Na każdej ze ścian, zawieszone były regały bez szyb, gdzie mieściła się wszelaka broń. Od białej po palną. Przeróżnego rodzaju łuki, miecze, sztylety, topory, karabiny, zwykłe pistolety, rewolwery. Była już tu kilkakrotnie, ale za każdym razem, ogrom asortymentu robi na niej ogromne wrażenie.
- No dobra. - zaczął chłopak zdejmując kurtkę i kładąc ją na podłodze – To co dzisiaj będziemy ćwiczyć?
- No ostatnio było rzucanie nożami do celu i całkiem nieźle mi wychodziło. Więc może spróbujemy czegoś innego?
- Hmm. - odwrócił się przykładając dłoń do brody skubiąc jej czubek – Więc dzisiaj pójdziemy w łuk. Prosty, angielski, refleksyjny, astrachański, janczarski, japoński, a może sportowy? A i masz jeszcze bloczkowy.
- Eee. Ty decydujesz.
- No to może lepiej angielski. Jak ogarniesz ten, to później powinno ci być łatwiej ze sportowym.
Drewniany czy coś sztucznego?
- Kurka, Kentin. Po co się mnie o takie rzeczy pytasz, jeżeli nic o tym nie wiem. Jak mnie nauczysz, to wtedy proszę bardzo. - lekki rumieniec złości wkradł się na jej policzki kiedy patrzyła na chłopaka
- No ok. To weźmiemy drewniany. A lotki z piór czy może z gumoplastiku?
- Kentin. - warknęła zaciskając zęby
- Spokojnie. Tylko żartowałem. Ale łatwo cię zdenerwować. - zaśmiał się pod nosem ściągając jeden z wielu łuków rozpieszczonych na ścianie. Swoim wyglądem odzwierciedlał wspaniały łuk Legolasa z „Władcy Pierścieni”. Całość wykonana z białego drewna, lekko uwypuklone ramiona. Majdan ozdobiony złotym motywem bluszczu. Podając jej broń, położył na podłodze obok kołczan wypełniony strzałami. - Załóż jeszcze to. Nie poranisz sobie palców. - podał jej jedną rękawiczkę jedynie na trzy palce. Środkowy, wskazujący i serdeczny. Po tym sam sięgnął go łuk – nieco większy od jej – wyciągnął jedną ze strzał, z wcześniej położonego kołczanu, po czym odszedł kilka kroków – Obserwuj mnie. Tu każdy szczegół jest ważny. Patrz na stopy, ramiona, barki, łokcie, dłonie. - chłopak ustawił się w odpowiedniej pozycji, naciągnął strzałę na cięciwę i celując w tarczę na samym końcu długiego pokoju, posłał ją w sam środek. Mając kamienny wyraz twarzy, odwrócił się na pięcie. Wyciągnął jedną strzałę i podał ją Lily – Teraz twoja kolej.
- Yyy. Chyba nie jestem przekonana czy jest to rozsądne.
- Jak coś to będzie na ciebie. - posyłając radosny uśmiech, stanął za dziewczyną i zaczął tłumaczył co ma robić – Strzelając z łuku stój bokiem do celu. Stopa, która jest bliżej owego punktu może być nieco przechylona w jego kierunku. I teraz. Jesteś praworęczna prawda? - potaknęła twierdząco – Więc łapiesz w tym miejscu lewą ręką, a prawą naciągasz cięciwę. Spróbuj. - niepewnym gestem umocowała strzałę w odpowiednim miejscu, starając się jak najmocniej wyciągnąć ją do siebie. Jednak skończyło się to niekontrolowanym machaniem grotu na wszystkie strony. - Ej. Nie wyżywaj się na mnie. - przylegając od tyłu do jej ciała, złapał za łuk i prawą rękę Lily – Popatrz. Tutaj masz takie kolorowe kuleczki. Bo bączek. Dzięki niemu strzała jest zawsze w jednym miejscu. Trzeba końcówkę założyć pomiędzy. I tak. Trzymając strzałę używasz trzech palców. Ale ją samą trzymasz tylko pomiędzy środkowym a wskazującym. W ten sposób. - ułożył jej palce w odpowiedniej konfiguracji i kontynuował tłumaczenie – Napinamy cięciwę aż do twarzy tak, aby przedramię prawej ręki i promień strzały tworzyły jedną linię. - pomógł jej w naciąganiu, gdyż to zadanie okazało się znacznie trudniejsze, a przede wszystkim wymagało bardzo dużo siły – Promień strzały można układać dwojako. Albo opieramy go na nadgarstku, albo na wysuniętym palcu wskazującym. Oczywiście znajduję się on po lewej stronie majdanu. - ton jego głosu sugerował, że powiedział coś tak oczywistego, że aż głupiego – A teraz skoncentruj się na tarczy. Na jej środku. Tam chcesz dotrzeć. To twój cel. - puścił dziewczynę, a co za tym idzie, również cięciwę, którą pomagał jej utrzymać w jednym miejscu. Samodzielne wykonanie zadania okazało się jednak dziwnie proste. Za proste. Wpatrywała się dłuższą chwilę w czerwoną kropkę w samym centrum tarczy. Wmawiała sobie, że tam trafi, że jej się uda. Przyciągnęła pewnie koniec strzały do swojego policzka. Po oddaniu kilki głębokich wydechów, wypuściła przedmiot z palców, jedynie delikatnie je uchylając. Świst powracającej do pierwotnego ułożenia cięciwy, lotki ocierające się o łuk, spowolniony oddech. To wszystko razem sprawiało, że czuła jakby świat wokół niej stanął. Widziała jedynie zmierzającą do celu strzałę. Śledziła każdy pokonany przez nią milimetr. Zauważała każde drganie, każdą lekką zmianę pozycji. Aż w końcu koniec. I mimo że nie trafiła prosto w sam środek, to znalazła się pośród kół na niej narysowanych. I to było powodem jej wielkiej dumy. Trafiła w tarczę. - No. No. Zadziwiasz mnie coraz bardzie. - Kentin spoglądał na tablicę z lekko uniesionym kącikiem ust. Był jakby zdziwiony, ale jednocześnie szczęśliwy takim rezultatem, już po pierwszej lekcji.

***

    I tak mijał jej dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Codziennie robiąc te same rzeczy. Treningi, nauka, kolejny trening. A jak nie to, to zawsze znalazło się jakieś inne zajęcie typu czyszczenie książek w sali głównej, czy przygotowywanie jedzenie, sprzątanie. Lily nie zastanawiała się zbytnio jaki jest sens takiego postępowania. Bo tak naprawdę nigdy praktycznie nie miała czasu tylko dla siebie. A gdy już zostawała sama, to jej poobijane i zmęczone ciało aż krzyczało o miękką kołdrę i materac. Cały czas ktoś przy niej był, zagadywał, proponował coraz to bardziej wymyślne formy spędzania czasu.
    Aż w końcu leżąc u siebie w pokoju, otoczona pierzyną i masą poduszek, niemogąc zasnąć przez dziwne uczucie strachu, które towarzyszyło jej od początku tego dnia, uświadomiła sobie jedną rzecz. Od kiedy to wszystko się zaczęła, ani razu nie pomyślała o Bashu. Jej głowa była tak bardzo wypełniona sprawami dziejącymi się tu i teraz, że myśli o bracie odeszły jakby na drugi plan. Ale teraz powróciły. A chęć działania razem z nimi.


6 komentarzy:

  1. Super!!!
    Uwielbiam czytać to opowiadanie :D
    Jest inne i bardzo ciekawe ;)

    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra! Koniec egzaminów, mogę napisać komentarz bez obaw że ojciec wyskoczy nagle i spyta " A jak tam nauka?" z tym swoim cwanym uśmieszkiem...

    Rozdział nic dodać nic ująć. Jak zwykle świetnie napisane ^^
    W tym twoim pisaniu jest jakaś taka dziwna magia która sprawia że z każdym rozdziałem, chce się czytać coraz więcej :)
    Ja jestem dość wybredna jeśli chodzi o blogi, książki, filmy i tak dalej... Ja muszę mieć odpowiedni klimat opowiadania, ja muszę trawić styl pisania i muszę znaleźć coś co nie będzie kopią czegoś. Wtedy mogę czytać. Bo inaczej kurde nie przetrawię tego! No i muszę przyznać, będąc w temacie trawienia, t woje opowiadanie dosłownie pożeram w kilka sekund i wciąż czuje niedosyt.
    Dobra, rozpisałam się xD Jak teraz za dużo będę opisywać to nie zostanie materiału na komentarze xDDD
    No więc, dużo weny, marchewek ( albo rzodkiewki, jak kto woli ), zaangażowania, pomysłów, czasu i... ogólnie wszystkiego dobrego!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za tak miły komentarz :D
      Cieszę się, że rozdział się spodobał.
      No faktycznie. Tematyka raczej niespotykana. Ogólnie inspiracja do opowiadania nadeszła głównie z książek. Miałam kilka fabuł i połączyłam je z moją wyobraźnią w głowie. I tak oto powstaje takie oto coś.
      Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Helo!
    Magia, wilkołaki itp. -To są moje klimaty!
    Rozdział jak najbardziej świetny...
    I Kastiel jak wszędzie, kłóci się z główną bohaterką. Ale wiadomo czemu ;)
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju jeju kolejny super rozdział <3 Ogólnie strasznie spodobał mi się klimat tego opowiadania :D Nie jest takie sztampowe jak większość(np moje xD) Im dalej czytam tym jestem bardziej ciekawa co się stanie. Życzę duużo weny i czasu na pisanie. Pozdrowionka ^^

    OdpowiedzUsuń