Szczerze mówiąc nie za bardzo wyszedł mi ten rozdział. Jest on taki jakby o niczym. Ale musiałam coś jeszcze wpleść przed następnym i wyjaśnić kilka spraw. Ale dobra, ocena już nie należy do mnie. Jednak obiecuję, że następny będzie lepszy.
A i jeszcze mam jedno do przekazania. Często się mówi, aby uważać na to, o czym się marzy, bo może się spełnić. I potwierdzam. Marzenia się spełniają i jestem tego przykładem.
I to chyba byłoby na tyle z mojej przemowy.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia :D
Idąc spokojnie korytarzem, miała
nareszcie chwilę na przemyślenia dotyczące ostatnich wydarzeń.
Analizowała wszystko, klatka po klatce w swojej głowie.
Jednocześnie miała przed oczami sylwetkę każdego, niedawno
poznanego człowieka i wyrabiała sobie na jego temat opinię.
Gabriel. Tajemniczy, ale godny zaufania. Widać w jego oczach tą
szczerość. Stojąc obok niego ma się wrażenie, że objąłby w
obronnym geście cały świat. Nataniel. Pomocny i uczynny. Bardzo
kulturalny. Na pewno nie ma złych zamiarów. W końcu to syn
Gabriela. Jego przenikliwe oczy wciąż krążyły po jej umyśle co
niezmiernie utrudniało przejście do kolejnej osoby. Kim. Mówi to
co myśli. Wyluzowana i raczej dogadująca się z większością
osób. Nie skora do kłótni. Armin. Przeciwieństwo brata. Trzyma
się raczej na uboczu, ale swoje dwa grosze lubi dorzucić. Jakby
wybuchowy, ale starający się tonować. I właśnie, Alexy. Wszędzie
go pełno, ciągle go słychać. Chodzące szczęście tryskające
optymizmem. Debra. Tutaj zadanie było proste. Trzymać się jak
najdalej. Kentin. Trzeźwo myślący, jakby nieco wystraszony życiem.
Jednak była to pierwsza osoba, której zaufała w tym miejscu.
Lysander i Violetta. Skryci, małomówni. Kryjący się w cieniu.
Unikający towarzystwa innych. I w końcu Kastiel. Dziwna z nim
sprawa. Na pierwszy rzut oka, typ na którego nawet nie warto
patrzyć. Oschły i niezwykle arogancki, a jego wyższość i ego są
wielkości kosmosu. Jednak rozmawiając z nim ostatnio, miała
wrażenie, że ma chęć się przed nią otworzyć. Ewidentnie jest
coś, przez co odpycha od siebie dobrych ludzi, a pozostawia tych
niegodnych zaufania. To tak jakby bał się ich skrzywdzić, a mając
kogoś takiego, jak na przykład Debra u swojego boku, jego strach o
jej uczucia maleje. A no i jeszcze, oczywiście Albus i Wonka. Dziwne
osobniki. Nie mówią jej wszystkiego co wiedzą. A wiedzą na pewno
dużo. I o to ma do nich wielki żal. Ale z drugiej strony musi być
jakiś powód takiego zachowania.
Jej przemyślenia tak ją
pochłonęły, że nawet nie słyszała wołanego przez Kim jej
imienia. Dopiero położenie ręki czarnoskórej na jej ramieniu
sprawiło, że wróciła myślami do świata ją otaczającego.
- Coś taka zamyślona? - wcześniej
tego nie zauważyła, ale światło na korytarzu zrobiła się dużo
jaśniejsze niż wcześniej i teraz postać dziewczyny aż lśniła
od odbijających się od niej promieni
- A o tak o. Nic ważnego. - wzruszyła
ramiona, próbując tym samym dodać swojej wypowiedzi autentyczności
- Yhym. Poczekaj bo uwierzę. Wołałam
cię od kiedy wyszłaś z kuchni. - skrzyżowała ręce na piersi i
ustawiła się w pozie gdzie biodro było widocznie przechylone na
prawą stronę
- Czasami nawet błahe sprawy mogą
porządnie zamknąć umysł. - ustawiła się w takiej samej i
patrzyły sobie prosto w oczy z poważnymi minami. Kim nie wytrzymała
jako pierwsza i wybuchnęła głośnym śmiechem, a Lily jej
zawtórowała.
- Mogę spędzić z tobą trochę
czasu? Wiesz. Jesteś tutaj pierwszą normalną dziewczyną, a mam
czasami już dosyć towarzystwa tego podgatunku.
- No jasne. - zaczęły iść w
kierunku pokoju Lily. Kiedy mijały mahoniowe drzwi, przed nimi
stanął wyprostowany jak struna Lysander, a tuż przy nim, nieco
skulona Violetta. Lily już chciała się przywitać, ale chłopak
ugiął się z lekkim ukłonie i poszedł dalej, a dziewczyna nawet
na nie nie spojrzała.
- Oni zawsze tacy są?
- Tak. Od kiedy się tu pojawili.
Jedyna osoba z jaką rozmawia Lysander to Kastiel. A Violetta to
całkiem jest oderwana od społeczeństwa. Jak już z kimś przebywa,
to tylko z nim. - wtedy Lily przypomniała sobie jak białowłosy,
razem z resztą domowników, przygotowywał posiłek i coś jej już
wtedy nie pasowało
- Zaraz. A czy przypadkiem wampiry nie
żywią się krwią?
- Tak, to prawda. Ale ludzki posiłek
też im wystarcza. Nie daje im tyle energii co, właśnie krew, ale w
tej chwili nie jest mu potrzebna całkowita siła. Ale jakby co, to
mamy cały zapas.
- A jak to jest z wychodzeniem na dwór?
- Ogólnie to nie może. Ale są
sposoby, aby efekty niepożądane zminimalizować. Ale o tym to ci
już Nataniel poopowiada.
- A co? Ty pozwolenia nie dostałaś? -
zakpiła sobie
- Tak. Oczywiście. Jakbym jeszcze
zważała na to, na co oni mi pozwalają. Yhym. Nie. Po prostu on
jest chodzącym mózgiem. To on się tym wszystkim zajmuje. Ja tam
nawet nie chce wiedzieć jak to się wszystko odbywa. Ale widzę, że
ty musisz się dowiedzieć wszystkiego.
- I obiecuję, że jeżeli nie da mi
odpowiedzi na wszystkie pytania, to już po nim. - groźna mina
zawitała na jej twarzy
- Mam nadzieję, że się postarasz.
Niech wiedzą kto tu rządzi. - ponownie ich śmiech rozległ się po
korytarzu, odbijając od gołych ścian - Ale myślę, że używanie
siły w stosunku do Nata nie będzie konieczne.
- Aż tak bardzo jest uległy?
- Polubił cię. - gwałtowna cisza
zagościła pomiędzy nimi. Lily nie bardzo wiedziała jak
zinterpretować słowa dziewczyny. Lubi, ale z jakim sensie?
- Jest człowiekiem przyjaznym i
sympatycznym, więc chyba nie ma problemów z kontaktami
międzyludzkimi.
- Oj Lilka, Lilka. Wkrótce zobaczysz,
że nie chodzi tu tylko o koleżeństwo. - odpowiedź już była na
jej ustach, gdy uradowana otworzyła drzwi pokoju Lily – No to
wchodzimy. - nieco rozdarta patrzyła na plecy Kim kierujące się w
stronę łóżka, które chwile później padły wygodnie na jego
powierzchnię. Grymas obrzydzenia i niechęci przewinął się po jej
twarzy. - Egh. Jak ja nie znoszę tych łóżek.
- Łóżko jak łóżko. Byleby było
gdzie spać i będzie dobrze. - blondynka położyła się obok
czarnoskórej i przytuliła głowę o poduszkę. Czuła miłe ciepło
płynące od piórowej pierzyny, dzięki czemu czuła, że zaraz
odpłynie.
- Widzę, że jeszcze Alexy tu jeszcze
nie był. - rozejrzała się po pokoju
- Skąd takie podejrzenia?
- Bo nic tu nie jest zmienione. I
jeszcze ty masz nadal te same ubrania.
- Ale co on ma do moich ubrań? -
zdziwienie pojawiło się na jej okrągłej twarzy
- Jak go dobrze poznasz to sama sobie
odpowiesz na to pytanie.
- Ehh. No niech ci będzie. - w ciszy
wpatrywała się w kremowy sufit nie wiedząc o czym myśleć.
Dziwiła się, że po umyśle człowieka może krążyć tyle pytań
w jednym czasie, a zaraz potem nic. Pustka. Próbowała jakoś na
nowo zawiązać rozmowę, ale słowa w żaden sposób nie kleiły się
ze sobą kiedy to chciała utworzyć jedno, logiczne zdanie. Jednak
wtem coś jej błysnęło – A powiedz mi. Co Kentin miał na myśli,
kiedy zapytał się Debry, czy duchy mają już dosyć jej obecności?
- Ahh. O tym ciemnym szympansie to
nawet trudno się rozmawia. - skrzywiła się na samą myśl o
ciemnowłosej – Wyrocznie mają zdolność do kontaktowania się z
duchami. A właściwie to nie kontaktowania. To duchy decydują czy
chcą z nią rozmawiać. Wyrocznie umieją wyczuwać ich obecność,
ale nigdy ich nie zmuszą do rozmowy. - z każdym kolejnym słowem,
przez ciało Lily przechodził nowy dreszcz. Zimno całkowicie ją
ogarnęło. Zaczynała powoli porządkować sobie wszystko co dzieje
się na ziemi. Ale świat pozaziemski, materia nieożywiona, to było
coś, czego jej umysł nawet nie miał zamiaru jak na razie ogarniać.
- No już. - Kim klepnęła ją lekko w kolano mając na twarzy
uśmiech od ucha do ucha – Nie rób takiej miny. Wiem, że to
straszne. Ale takie klimaty do niej pasują. Wiedźma jedna. A
wiadomo. Może nawet teraz nad naszymi głowami ktoś sobie siedzi.
- Weź przestań! - teraz to
czarnoskóra dostała w ramię, a Lily ze zdenerwowaniem objęła
ramionami kolana, a plecy oparła o kolumnę łóżka od strony
ściany
- Siemka dziewczyny! - drzwi otworzyły
się bezszelestnie, a w progu stał jak zawsze roześmiany Alexy. W
ręku trzymał ten sam worek, który Kentin przyniósł z mieszkania
Lily. W jednej chwili poczuła zupełnie sprzeczne ze sobą emocje.
Najpierw, wywołany przez powiew powietrza, strach, który nadal w
niej gościł. W drugiej strony przypomniała sobie jak to jej nowy
znajomy ma zginąć marnie, za dotykanie jej prywatnych rzeczy.
Zalewały ją na przemian fale ciepła i zimna, a serce dziwnie
przyspieszyło.
- Elo Al. - Kim nawet nie podnosząc
się w pozycji leżącej uniosła rękę w górę witając się z
chłopakiem – Chyba nawet wiem co się zaraz wydarzy. - złośliwy
uśmiech zawitał na jej twarzy
- No Lily. Mamy bardzo dużo pracy. -
Alexy położył ręce na biodrach a jego mina była tak skupiona, że
aż trudno było uwierzyć, że to on
- No właśnie. Mam do ciebie jedno
pytanko. - usiadła na łóżku i wpatrywała się w twarz chłopaka,
sama mając bardzo poważną minę – Jakim prawem moje ubrania
znalazły się w twoim posiadaniu?
- Nie możesz tak wyglądać. -
przychylił worek po czym cała jego zawartość wylądowała na
podłodze – Czarne, czarne, czarne. - przekładał każdą rzecz z
ręki do ręki, krzywiąc się za każdym razem coraz bardziej –
Wszystko czarne.
- A nie. Ta bluzka jest granatowa. A te
spodnie po prostu ciemnoszare.
- Nie moja droga. One są wyblaknięte.
- blondynka wzięła głęboki wdech starając zachować spokój, ale
ledwo co powstrzymywany śmiech dziewczyny obok, w żadnym wypadku
temu nie pomagał
- Po prostu lubię ten kolor. Czy jest
w tym coś złego?
- Tak. Musisz porządnie wyglądać.
Zwłaszcza kiedy przybędą członkowie Rady.
- Ale ja tu nie mam wyglądać. Co tych
gostków obchodzi w będę ubrana? Bez przesady.
- Wiedziałem, że będą z tobą takie
problemy. Dlatego już zrobiłem mały porządek. - podszedł w róg
pokoju i dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że stoi tam nowiutka,
ciemnobeżowa szafa z czarnymi pasami i rozsuwanymi drzwiami, na
których zawieszone było lustro. Chłopak rozsunął drzwi i oczom
Lily ukazała się wypełniona po brzegi przestrzeń, w różnego
rodzaju, kolorowe ubrania.
- Ale...
- Żadnych ale. - stanowczy ton jaki
płynął z jego ust odbijał się od ścian, mrożąc krew – Teraz
przejdziemy do tego, jak masz to do siebie dobierać. Poprawimy też
twój makijaż i fryzury. - podszedł bliżej i przeczesał palcami
jej blond włosy – O zgrozo. Będziemy mieli dużo pracy. Później
jeszcze omówimy wszystko związane z wystrojem pokoju. Przecież
przez cały czas nie będziesz żyła wśród tych gołych ścian. -
nie było nawet najmniejszego momentu, aby w jakikolwiek sposób
zaprotestować, albo przynajmniej wtrącić w ten cały jego
złowieszczy plan, swoje zdanie. Nie zostało jej więc nic innego,
jak dać za wygraną niebieskowłosemu. Może uda jej się
wynegocjować chociaż kilka rzeczy, które będą po jej myśli.
- No Lilka. Mówiłam ci, że z nim nie
będziesz miała łatwo. - łzy, spowodowane nadmiernym śmiechem
płynęły Kim po szczupłych policzkach, a oczy aż jaśniały ze
współczucia dla nowej koleżanki
****
Powolny odgłos
stawianych na kamiennych płytkach obcasów, niósł się po całym
labiryncie zakrętów i zawiłych korytarzy. Ściany z wystającymi
drutami straszyły na odległość. Na ich powierzchni zaczepione
były w dużych odstępach, płonące pochodnie. Całość
wypełniania wilgoć od spadających z sufitu kropel wody, a zimno od
posadzki biło po całych ciele. Odór rozkładających się ciał i
krwi kuł w oczy i nozdrza.
Długa suknia ciągnęła
się za nią, zamiatając tym samym grubą warstwę kurzu. Obcisły
gorset podkreślał jej szczupłe ciało, a głęboki dekolt duże
piersi. Włosy spięte w wysokiego koka odkrywały jej delikatną
twarz. Za nią kroczyli dwaj strażnicy z gatunku trolli. Zdawało
się, że otaczające ją warunki w żadnym stopniu jej nie
przeszkadzają. Jakby była już tak do nich przyzwyczajona, że
nawet je polubiła.
Stanęła przed jednymi
z wielu drzwi, zaopatrzonych w stalowe zabezpieczenia i kraty, a po
chwili jeden ze strażników, niezbyt zgrabnym ruchem, otworzył je
po przekręceniu klucza w zamku. Przekroczyła wysoki próg i
podeszła do klęczącego chłopaka. Ręce uniesione miał ku górze,
sczepione ze sobą za pomocą żelaznych kajdan na łańcuchu. Na
górnej części ciała nie miał żadnego ubrania. Dół przykrywały
strzępki spodni. Cała jego skóra była pokryta ranami. Głębszymi
i płytszymi. W jednym miejscu wystawała kość, a w drugim widać
było widoczne złamania. Krew ściekała od samej góry, gromadząc
się w rozległej kałuży na zimnej posadzce. Oczy były tak
napuchnięte, że trudno było zobaczyć gdzie są źrenice. Siniaki
i ropiejące rany nie uchodziły niezauważone.
Za chłopakiem stał
wysoki blondyn, trzymając w ręku pałkę, której kabel zaczepiony
był do niewielkiego, elektrycznego urządzenia. Przyłożył ją do
jego szyi, a prąd w niej płynący, rozniósł się po całym ciebie
chłopaka. Jednak skrajne wycieńczenie nie pozwalało mu na
jakikolwiek krzyk. Ale ból jaki owa pałka przysporzyła, był tak
wielki, że co chwilę tracił przytomność, dając sobie chwilę
wytchnienia. Wtedy Dake, biorąc wiadro lodowatej wody, sprawiał, że
wracał do przykrej rzecywistości.
Mirochna ruchem ręki
poinformowała swojego towarzysza, aby na chwilę wstrzymał się od
owego zajęcia. Sama podeszła do więźnia i podnosząc jego brodę
ku górze, wywołała kolejny wytrysk krwi. Skatowany Sebastian dał
radę jedynie wydobyć z siebie rozpaczliwy jęk.
- No widzisz do czeka ta
mała cię doprowadziła? - cieniutki głosik przepełniony sztuczną
słodyczą rozniósł się po pomieszczeniu – Dlaczego chcesz
cierpieć za nią? Ona nie jest tego warta. Przez nią masz tylko
same zmartwienia. Nigdy w pełni nie skorzystałeś z życia. Taki
młody, przystojny i inteligentny mężczyzna jak ty. Tak mi cię
szkoda.
- Twoja śmierć już
nadchodzi. Pakuj walizki. - krew wypływająca z jego ust sprawiała,
że wypowiedziane w ogromnych mękach słowa przypominały bełkot,
jednak dobrze zrozumiały
- Przepraszam co? - udawane
zaciekawienie pojawiło się na jej twarzy
- Krwawy Ogień już na
ciebie czeka. - sromotne uderzenie wymierzone w opuchnięty policzek,
zostawiło po sobie ślad w postawi zadrapania od długich paznokci i
pieczenia zmieszanego z chęcią wymiotów
- Chcesz skończyć jak ten
tutaj? - jej głos z fałszywie łagodnego, przemienił się w ostry,
przepełniony jadem i goryczą. Wskazała palcem na szczątki
zepchnięte w róg pomieszczenia, marszcząc przy tym brwi – Proszę
bardzo. Ale ty takiego godnego pochówku jak on, nie dostaniesz. Do
roboty!
Odwróciła się i w
szybkim tempie wyszła, zostawiając za sobą roześmianego
rudowłosego. Kiedy jej zdenerwowana osoba przekroczyła ponownie
próg, Dake wyciągnął klucz z kieszeni i rozpiął kajdany więżące
jego dłonie. Upadł bezwładnie na posadzkę, delektując się
krótką chwilą ulgi, jaką dały mu zimne kamienie. Jednak zaraz
potem ciągnięcie za obie ręce przypomniało mu o swoim położeniu.
Po raz drugi tego dnia wylądował w głębokiej dziurze wypełnionej
ściekami.
1!
OdpowiedzUsuń