niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 15 - Bolesne przemyślenia

Witam was serdecznie. Ciężki to był dla nie tydzień, oj jak ciężki. Mój kolega to nawet stwierdził, że mieliśmy taką mini sesję. Ale przetrwałam. Udało się. Tak więc z tego właśnie powodu moja aktywność na innych blogach nieco zmalała. Ale już powinno być nieco lepiej.
Szczerze mówiąc nie za bardzo wyszedł mi ten rozdział. Jest on taki jakby o niczym. Ale musiałam coś jeszcze wpleść przed następnym i wyjaśnić kilka spraw. Ale dobra, ocena już nie należy do mnie. Jednak obiecuję, że następny będzie lepszy.
A i jeszcze mam jedno do przekazania. Często się mówi, aby uważać na to, o czym się marzy, bo może się spełnić. I potwierdzam. Marzenia się spełniają i jestem tego przykładem.
I to chyba byłoby na tyle z mojej przemowy.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia :D


    Idąc spokojnie korytarzem, miała nareszcie chwilę na przemyślenia dotyczące ostatnich wydarzeń. Analizowała wszystko, klatka po klatce w swojej głowie. Jednocześnie miała przed oczami sylwetkę każdego, niedawno poznanego człowieka i wyrabiała sobie na jego temat opinię. Gabriel. Tajemniczy, ale godny zaufania. Widać w jego oczach tą szczerość. Stojąc obok niego ma się wrażenie, że objąłby w obronnym geście cały świat. Nataniel. Pomocny i uczynny. Bardzo kulturalny. Na pewno nie ma złych zamiarów. W końcu to syn Gabriela. Jego przenikliwe oczy wciąż krążyły po jej umyśle co niezmiernie utrudniało przejście do kolejnej osoby. Kim. Mówi to co myśli. Wyluzowana i raczej dogadująca się z większością osób. Nie skora do kłótni. Armin. Przeciwieństwo brata. Trzyma się raczej na uboczu, ale swoje dwa grosze lubi dorzucić. Jakby wybuchowy, ale starający się tonować. I właśnie, Alexy. Wszędzie go pełno, ciągle go słychać. Chodzące szczęście tryskające optymizmem. Debra. Tutaj zadanie było proste. Trzymać się jak najdalej. Kentin. Trzeźwo myślący, jakby nieco wystraszony życiem. Jednak była to pierwsza osoba, której zaufała w tym miejscu. Lysander i Violetta. Skryci, małomówni. Kryjący się w cieniu. Unikający towarzystwa innych. I w końcu Kastiel. Dziwna z nim sprawa. Na pierwszy rzut oka, typ na którego nawet nie warto patrzyć. Oschły i niezwykle arogancki, a jego wyższość i ego są wielkości kosmosu. Jednak rozmawiając z nim ostatnio, miała wrażenie, że ma chęć się przed nią otworzyć. Ewidentnie jest coś, przez co odpycha od siebie dobrych ludzi, a pozostawia tych niegodnych zaufania. To tak jakby bał się ich skrzywdzić, a mając kogoś takiego, jak na przykład Debra u swojego boku, jego strach o jej uczucia maleje. A no i jeszcze, oczywiście Albus i Wonka. Dziwne osobniki. Nie mówią jej wszystkiego co wiedzą. A wiedzą na pewno dużo. I o to ma do nich wielki żal. Ale z drugiej strony musi być jakiś powód takiego zachowania.
    Jej przemyślenia tak ją pochłonęły, że nawet nie słyszała wołanego przez Kim jej imienia. Dopiero położenie ręki czarnoskórej na jej ramieniu sprawiło, że wróciła myślami do świata ją otaczającego.
- Coś taka zamyślona? - wcześniej tego nie zauważyła, ale światło na korytarzu zrobiła się dużo jaśniejsze niż wcześniej i teraz postać dziewczyny aż lśniła od odbijających się od niej promieni
- A o tak o. Nic ważnego. - wzruszyła ramiona, próbując tym samym dodać swojej wypowiedzi autentyczności
- Yhym. Poczekaj bo uwierzę. Wołałam cię od kiedy wyszłaś z kuchni. - skrzyżowała ręce na piersi i ustawiła się w pozie gdzie biodro było widocznie przechylone na prawą stronę
- Czasami nawet błahe sprawy mogą porządnie zamknąć umysł. - ustawiła się w takiej samej i patrzyły sobie prosto w oczy z poważnymi minami. Kim nie wytrzymała jako pierwsza i wybuchnęła głośnym śmiechem, a Lily jej zawtórowała.
- Mogę spędzić z tobą trochę czasu? Wiesz. Jesteś tutaj pierwszą normalną dziewczyną, a mam czasami już dosyć towarzystwa tego podgatunku.
- No jasne. - zaczęły iść w kierunku pokoju Lily. Kiedy mijały mahoniowe drzwi, przed nimi stanął wyprostowany jak struna Lysander, a tuż przy nim, nieco skulona Violetta. Lily już chciała się przywitać, ale chłopak ugiął się z lekkim ukłonie i poszedł dalej, a dziewczyna nawet na nie nie spojrzała.
- Oni zawsze tacy są?
- Tak. Od kiedy się tu pojawili. Jedyna osoba z jaką rozmawia Lysander to Kastiel. A Violetta to całkiem jest oderwana od społeczeństwa. Jak już z kimś przebywa, to tylko z nim. - wtedy Lily przypomniała sobie jak białowłosy, razem z resztą domowników, przygotowywał posiłek i coś jej już wtedy nie pasowało
- Zaraz. A czy przypadkiem wampiry nie żywią się krwią?
- Tak, to prawda. Ale ludzki posiłek też im wystarcza. Nie daje im tyle energii co, właśnie krew, ale w tej chwili nie jest mu potrzebna całkowita siła. Ale jakby co, to mamy cały zapas.
- A jak to jest z wychodzeniem na dwór?
- Ogólnie to nie może. Ale są sposoby, aby efekty niepożądane zminimalizować. Ale o tym to ci już Nataniel poopowiada.
- A co? Ty pozwolenia nie dostałaś? - zakpiła sobie
- Tak. Oczywiście. Jakbym jeszcze zważała na to, na co oni mi pozwalają. Yhym. Nie. Po prostu on jest chodzącym mózgiem. To on się tym wszystkim zajmuje. Ja tam nawet nie chce wiedzieć jak to się wszystko odbywa. Ale widzę, że ty musisz się dowiedzieć wszystkiego.
- I obiecuję, że jeżeli nie da mi odpowiedzi na wszystkie pytania, to już po nim. - groźna mina zawitała na jej twarzy
- Mam nadzieję, że się postarasz. Niech wiedzą kto tu rządzi. - ponownie ich śmiech rozległ się po korytarzu, odbijając od gołych ścian - Ale myślę, że używanie siły w stosunku do Nata nie będzie konieczne.
- Aż tak bardzo jest uległy?
- Polubił cię. - gwałtowna cisza zagościła pomiędzy nimi. Lily nie bardzo wiedziała jak zinterpretować słowa dziewczyny. Lubi, ale z jakim sensie?
- Jest człowiekiem przyjaznym i sympatycznym, więc chyba nie ma problemów z kontaktami międzyludzkimi.
- Oj Lilka, Lilka. Wkrótce zobaczysz, że nie chodzi tu tylko o koleżeństwo. - odpowiedź już była na jej ustach, gdy uradowana otworzyła drzwi pokoju Lily – No to wchodzimy. - nieco rozdarta patrzyła na plecy Kim kierujące się w stronę łóżka, które chwile później padły wygodnie na jego powierzchnię. Grymas obrzydzenia i niechęci przewinął się po jej twarzy. - Egh. Jak ja nie znoszę tych łóżek.
- Łóżko jak łóżko. Byleby było gdzie spać i będzie dobrze. - blondynka położyła się obok czarnoskórej i przytuliła głowę o poduszkę. Czuła miłe ciepło płynące od piórowej pierzyny, dzięki czemu czuła, że zaraz odpłynie.
- Widzę, że jeszcze Alexy tu jeszcze nie był. - rozejrzała się po pokoju
- Skąd takie podejrzenia?
- Bo nic tu nie jest zmienione. I jeszcze ty masz nadal te same ubrania.
- Ale co on ma do moich ubrań? - zdziwienie pojawiło się na jej okrągłej twarzy
- Jak go dobrze poznasz to sama sobie odpowiesz na to pytanie.
- Ehh. No niech ci będzie. - w ciszy wpatrywała się w kremowy sufit nie wiedząc o czym myśleć. Dziwiła się, że po umyśle człowieka może krążyć tyle pytań w jednym czasie, a zaraz potem nic. Pustka. Próbowała jakoś na nowo zawiązać rozmowę, ale słowa w żaden sposób nie kleiły się ze sobą kiedy to chciała utworzyć jedno, logiczne zdanie. Jednak wtem coś jej błysnęło – A powiedz mi. Co Kentin miał na myśli, kiedy zapytał się Debry, czy duchy mają już dosyć jej obecności?
- Ahh. O tym ciemnym szympansie to nawet trudno się rozmawia. - skrzywiła się na samą myśl o ciemnowłosej – Wyrocznie mają zdolność do kontaktowania się z duchami. A właściwie to nie kontaktowania. To duchy decydują czy chcą z nią rozmawiać. Wyrocznie umieją wyczuwać ich obecność, ale nigdy ich nie zmuszą do rozmowy. - z każdym kolejnym słowem, przez ciało Lily przechodził nowy dreszcz. Zimno całkowicie ją ogarnęło. Zaczynała powoli porządkować sobie wszystko co dzieje się na ziemi. Ale świat pozaziemski, materia nieożywiona, to było coś, czego jej umysł nawet nie miał zamiaru jak na razie ogarniać. - No już. - Kim klepnęła ją lekko w kolano mając na twarzy uśmiech od ucha do ucha – Nie rób takiej miny. Wiem, że to straszne. Ale takie klimaty do niej pasują. Wiedźma jedna. A wiadomo. Może nawet teraz nad naszymi głowami ktoś sobie siedzi.
- Weź przestań! - teraz to czarnoskóra dostała w ramię, a Lily ze zdenerwowaniem objęła ramionami kolana, a plecy oparła o kolumnę łóżka od strony ściany
- Siemka dziewczyny! - drzwi otworzyły się bezszelestnie, a w progu stał jak zawsze roześmiany Alexy. W ręku trzymał ten sam worek, który Kentin przyniósł z mieszkania Lily. W jednej chwili poczuła zupełnie sprzeczne ze sobą emocje. Najpierw, wywołany przez powiew powietrza, strach, który nadal w niej gościł. W drugiej strony przypomniała sobie jak to jej nowy znajomy ma zginąć marnie, za dotykanie jej prywatnych rzeczy. Zalewały ją na przemian fale ciepła i zimna, a serce dziwnie przyspieszyło.
- Elo Al. - Kim nawet nie podnosząc się w pozycji leżącej uniosła rękę w górę witając się z chłopakiem – Chyba nawet wiem co się zaraz wydarzy. - złośliwy uśmiech zawitał na jej twarzy
- No Lily. Mamy bardzo dużo pracy. - Alexy położył ręce na biodrach a jego mina była tak skupiona, że aż trudno było uwierzyć, że to on
- No właśnie. Mam do ciebie jedno pytanko. - usiadła na łóżku i wpatrywała się w twarz chłopaka, sama mając bardzo poważną minę – Jakim prawem moje ubrania znalazły się w twoim posiadaniu?
- Nie możesz tak wyglądać. - przychylił worek po czym cała jego zawartość wylądowała na podłodze – Czarne, czarne, czarne. - przekładał każdą rzecz z ręki do ręki, krzywiąc się za każdym razem coraz bardziej – Wszystko czarne.
- A nie. Ta bluzka jest granatowa. A te spodnie po prostu ciemnoszare.
- Nie moja droga. One są wyblaknięte. - blondynka wzięła głęboki wdech starając zachować spokój, ale ledwo co powstrzymywany śmiech dziewczyny obok, w żadnym wypadku temu nie pomagał
- Po prostu lubię ten kolor. Czy jest w tym coś złego?
- Tak. Musisz porządnie wyglądać. Zwłaszcza kiedy przybędą członkowie Rady.
- Ale ja tu nie mam wyglądać. Co tych gostków obchodzi w będę ubrana? Bez przesady.
- Wiedziałem, że będą z tobą takie problemy. Dlatego już zrobiłem mały porządek. - podszedł w róg pokoju i dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że stoi tam nowiutka, ciemnobeżowa szafa z czarnymi pasami i rozsuwanymi drzwiami, na których zawieszone było lustro. Chłopak rozsunął drzwi i oczom Lily ukazała się wypełniona po brzegi przestrzeń, w różnego rodzaju, kolorowe ubrania.
- Ale...
- Żadnych ale. - stanowczy ton jaki płynął z jego ust odbijał się od ścian, mrożąc krew – Teraz przejdziemy do tego, jak masz to do siebie dobierać. Poprawimy też twój makijaż i fryzury. - podszedł bliżej i przeczesał palcami jej blond włosy – O zgrozo. Będziemy mieli dużo pracy. Później jeszcze omówimy wszystko związane z wystrojem pokoju. Przecież przez cały czas nie będziesz żyła wśród tych gołych ścian. - nie było nawet najmniejszego momentu, aby w jakikolwiek sposób zaprotestować, albo przynajmniej wtrącić w ten cały jego złowieszczy plan, swoje zdanie. Nie zostało jej więc nic innego, jak dać za wygraną niebieskowłosemu. Może uda jej się wynegocjować chociaż kilka rzeczy, które będą po jej myśli.
- No Lilka. Mówiłam ci, że z nim nie będziesz miała łatwo. - łzy, spowodowane nadmiernym śmiechem płynęły Kim po szczupłych policzkach, a oczy aż jaśniały ze współczucia dla nowej koleżanki

****

    Powolny odgłos stawianych na kamiennych płytkach obcasów, niósł się po całym labiryncie zakrętów i zawiłych korytarzy. Ściany z wystającymi drutami straszyły na odległość. Na ich powierzchni zaczepione były w dużych odstępach, płonące pochodnie. Całość wypełniania wilgoć od spadających z sufitu kropel wody, a zimno od posadzki biło po całych ciele. Odór rozkładających się ciał i krwi kuł w oczy i nozdrza.
    Długa suknia ciągnęła się za nią, zamiatając tym samym grubą warstwę kurzu. Obcisły gorset podkreślał jej szczupłe ciało, a głęboki dekolt duże piersi. Włosy spięte w wysokiego koka odkrywały jej delikatną twarz. Za nią kroczyli dwaj strażnicy z gatunku trolli. Zdawało się, że otaczające ją warunki w żadnym stopniu jej nie przeszkadzają. Jakby była już tak do nich przyzwyczajona, że nawet je polubiła.
    Stanęła przed jednymi z wielu drzwi, zaopatrzonych w stalowe zabezpieczenia i kraty, a po chwili jeden ze strażników, niezbyt zgrabnym ruchem, otworzył je po przekręceniu klucza w zamku. Przekroczyła wysoki próg i podeszła do klęczącego chłopaka. Ręce uniesione miał ku górze, sczepione ze sobą za pomocą żelaznych kajdan na łańcuchu. Na górnej części ciała nie miał żadnego ubrania. Dół przykrywały strzępki spodni. Cała jego skóra była pokryta ranami. Głębszymi i płytszymi. W jednym miejscu wystawała kość, a w drugim widać było widoczne złamania. Krew ściekała od samej góry, gromadząc się w rozległej kałuży na zimnej posadzce. Oczy były tak napuchnięte, że trudno było zobaczyć gdzie są źrenice. Siniaki i ropiejące rany nie uchodziły niezauważone.
    Za chłopakiem stał wysoki blondyn, trzymając w ręku pałkę, której kabel zaczepiony był do niewielkiego, elektrycznego urządzenia. Przyłożył ją do jego szyi, a prąd w niej płynący, rozniósł się po całym ciebie chłopaka. Jednak skrajne wycieńczenie nie pozwalało mu na jakikolwiek krzyk. Ale ból jaki owa pałka przysporzyła, był tak wielki, że co chwilę tracił przytomność, dając sobie chwilę wytchnienia. Wtedy Dake, biorąc wiadro lodowatej wody, sprawiał, że wracał do przykrej rzecywistości.
    Mirochna ruchem ręki poinformowała swojego towarzysza, aby na chwilę wstrzymał się od owego zajęcia. Sama podeszła do więźnia i podnosząc jego brodę ku górze, wywołała kolejny wytrysk krwi. Skatowany Sebastian dał radę jedynie wydobyć z siebie rozpaczliwy jęk.
- No widzisz do czeka ta mała cię doprowadziła? - cieniutki głosik przepełniony sztuczną słodyczą rozniósł się po pomieszczeniu – Dlaczego chcesz cierpieć za nią? Ona nie jest tego warta. Przez nią masz tylko same zmartwienia. Nigdy w pełni nie skorzystałeś z życia. Taki młody, przystojny i inteligentny mężczyzna jak ty. Tak mi cię szkoda.
- Twoja śmierć już nadchodzi. Pakuj walizki. - krew wypływająca z jego ust sprawiała, że wypowiedziane w ogromnych mękach słowa przypominały bełkot, jednak dobrze zrozumiały
- Przepraszam co? - udawane zaciekawienie pojawiło się na jej twarzy
- Krwawy Ogień już na ciebie czeka. - sromotne uderzenie wymierzone w opuchnięty policzek, zostawiło po sobie ślad w postawi zadrapania od długich paznokci i pieczenia zmieszanego z chęcią wymiotów
- Chcesz skończyć jak ten tutaj? - jej głos z fałszywie łagodnego, przemienił się w ostry, przepełniony jadem i goryczą. Wskazała palcem na szczątki zepchnięte w róg pomieszczenia, marszcząc przy tym brwi – Proszę bardzo. Ale ty takiego godnego pochówku jak on, nie dostaniesz. Do roboty!
    Odwróciła się i w szybkim tempie wyszła, zostawiając za sobą roześmianego rudowłosego. Kiedy jej zdenerwowana osoba przekroczyła ponownie próg, Dake wyciągnął klucz z kieszeni i rozpiął kajdany więżące jego dłonie. Upadł bezwładnie na posadzkę, delektując się krótką chwilą ulgi, jaką dały mu zimne kamienie. Jednak zaraz potem ciągnięcie za obie ręce przypomniało mu o swoim położeniu. Po raz drugi tego dnia wylądował w głębokiej dziurze wypełnionej ściekami.


1 komentarz: