Może jak powiem im prawdę to może nie będzie tak źle? O nie. Wtedy to już w ogóle. A może?
Prima Aprilis! Wiem. Hańba mi.
PS. Mnie nie da się tak łatwo pozbyć. Będę walczyć. I pamiętajcie człowieki. Nie smutajcie się smutnym smutkiem.
A w ramach przeprosin wstawiam rozdział już dzisiaj. A błagając o wybaczenie jest on dużo dłuższy niż zwykle.
- Łał. - z ust Lily wydobył się
cichy szept wyrażający zachwyt. Przyglądając się pięknej
oprawie terenu coś sobie uświadomiła. Uniosła wzrok kierując
oczy na niebo. Błękit kontrastował z promieniującym słońcem,
które oślepiało jasnym blaskiem. Chmury w postaci idealnie białych
bałwanów, plątały się jak statki na głębokim morzu. W
powietrzu unosił się zapach samochodowych spalin, które próbowały
zamaskować różnorodne kwiaty. Klaksony rozzłoszczonych kierowców,
dzwonki rowerzystów, rozmowy przechodniów, kolorowe reklamy na
wysokich wieżowcach, sygnały alarmowe karetek czy też policji.
Wszystko mieszało się ze sobą, tworząc jakby brudną smugę na
powierzchni kryształowego naczynia, jakim był ogród. Odwracając
się, spojrzała na Armina, który w dalszym ciągu opierał się o
drzewo.
- Jak już wiesz, Biblioteka została
jakby to powiedzieć, schowana pod ziemię. Cała Biblioteka.
Wliczając w to ogród. A że był na jej dachu, no to się jakby no,
nie zmieścił. Ale spokojnie. Nikt nas nie widzi. Bariera
zabezpieczająca obejmuje także ten teren. Ci wszyscy ludzie myślą,
że przechodzą obok opuszczonego hangaru.
- Bardzo przyjemnie patrzeć na to
wszystko co dzieje się na zewnątrz. - skrzywiła się gdy kolejna
porcja spalin otoczyła jej nos
- Nie powiedziałem, że i ty nie
możesz ich nie widzieć. - zrobił dwa kroki w przód, nadepnął na
jeden z kamieni, który był nieco bardziej wysunięty do góry niż
reszta. Gdy tylko zabrał nogę, wszystko zniknęło. Wszystko z
wyłączeniem ogrodu. Świat zewnętrzny przestał istnieć. Cisza
zagościła w jej umyśle. Wokół błąkał się aromat z drzewa
cytrynowego, zmieszanego z dojrzałą gruszą.
- Ale jak? Jak to możliwe?
- Magia Lily. Magia. - ponownie
skrzyżował ręce na piersi i oparł się o konar – Jeszcze dużo
jej spotkasz podczas swojego życia.
- Taa. Nie musisz mnie co do tego
przekonywać. - nagle usłyszała nad swoją głową głośny świst
skrzydeł, po czym ich trzepot podczas lądowania. Na rozwidlonej
gałęzi wielkiego dębu usiadł Albus, jak zawsze w dostojnej pozie.
Łeb uniósł wysoko do góry, a jego długie szpony wbiły się
głęboko w korę drzewa.
- Cześć Albi. - z szerokim uśmiechem
powitał go Armin, jednak po tym jak ptak zgromił go śmiertelnym
spojrzeniem pogardy dla tego ludzkiego osobnika, jego mina lekko
zelżała, jednak tylko w niewielkim stopniu
- Możesz odejść. - odezwał się
Albus do chłopaka nawet na niego nie spoglądając. Jego ciemne oczy
wbite były w sylwetkę Lily. Nie mogła z nich nic wyczytać. Po
protu patrzył.
- Ależ jaśnie panie. Jakże bym
śmiał. - brunet udał oburzenie – Przecie jak ta młoda dziewica
trafi z powrotem na salony? - jednak kiedy nie dostał żadnej
odpowiedzi wzdychnął pod nosem – Dobra. Czekam na dole. - machnął
ręką i sobie poszedł, a jego głośne kroki robione na betonowych
schodach odbijały się głośnym echem, które z każdą chwilą
coraz to bardziej cichło
- Czyli to ty chciałeś się ze mną
spotkać? - pytanie padło w tonie niepewności i jeszcze większego
zdziwienia
- I jeszcze ja. - zza fontanny w
podskokach wyłoniła się postać Wonki, na grzbiecie którego
plątało się kilka zaschniętych listków
- No to mamy komplet. Ale możecie mi
wytłumaczyć w jakim celu mnie tu ściągnęliście? - rozłożyła
ręce na boki oczekując rychłej odpowiedzi
- Mamy do ciebie małą prośbę. -
zaczął lemur – A chodzi mianowicie o dzień, w którym pierwszy
raz nas spotkałaś.
- Chodzi o ten dzień gdy chciałam
- Tak. Dokładnie o ten. - przerwał
jej Albus – Kategorycznie zabraniam ci mówienia komukolwiek, że
my tak wtedy byliśmy.
- W ogóle nie miałam zamiaru nikomu o
tym mówić. Sama chciałabym wymazać to wspomnienie z pamięci.
- Tym lepiej.
- Ale niby dlaczego nie mogłabym
nikomu o tym mówić? Co było złego w tym, że mnie
powstrzymaliście?
- Nie powinniśmy tam wtedy być. -
odparł spokojnie Wonka wspinając się na jeden z krzaków bzu,
gdzie jego długi, puchaty ogon zwisając, powoli poruszał się to w
lewo, to w prawo – Wiesz... chodzi o to, że my już od dawna
wiedzieliśmy, że to o ciebie chodzi. Że to ty jesteś
Przeznaczoną.
- Ale... chwila moment. Jak to? Skąd?
- Twoja matka – na te słowa Lily aż
wzdrygnęła a oczy samoistnie się rozszerzyły „Moja matka?”
- powiedziała nam o tym. -
„Tylko że, która matka? A może wiedzą coś na temat
moich biologicznych rodziców?”. Nadzieja
narastała w niej z każdą mijającą chwilą. - Hanna powierzyła
nam twoją osobę. Mieliśmy cię pilnować, abyś nie zrobiła
sobie, albo ktoś ci nie zrobić żadnej krzywdy. - i nagle cała
nadzieja zniknęła. Ulotniła się jak zdmuchnięte piórko, za
pomocą niewielkiego powiewu wiatru, którym okazało się jedno
słowo, Hanna.
- Ale dlaczego was
o to poprosiła? - obojętny ton, jaki wkradł się w jej głos nie
uszedł uwadze orła
- To smutne, że coś się kończy, że
masz jeszcze nadzieję, że to się odbuduje, że będzie jak
dawniej, ale z drugiej strony wiesz, że tak nie będzie.
- Nie bardzo wiem, jak mam to podczepić
pod odpowiedź do mojego pytania. - usłyszane słowa w żaden sposób
nie były dla niej zrozumiałe. Zastanawiała się, dlaczego ostatnio
natrafia na same zdania, których znaczenia nie rozumie. Nie dość,
że nie rozumie otaczającej jej rzeczywistości, to jeszcze nikt nie
może powiedzieć niczego w dwóch prostych zdaniach.
- Nie wiemy nic na temat twoich
biologicznych rodziców. Wiemy jedynie tyle, że to oni poprosili
Hannę i Steva o opiekę nad tobą. Ale szczegółów nie znamy. -
Wonka krzątający się pomiędzy gałęziami wydał z siebie dziwny
dźwięk, jakby odkaszlnięcia, za co Albus uderzył do długimi
skrzydłami w kręgosłup, co skutkowało momentalnym upadkiem
zwierzęcia na miękką kołderkę idealnie przystrzyżonej trawy, w
kolorze głębokiej zieleni. - Tylko tyle od ciebie chcieliśmy. Mamy
nadzieję, że dotrzymasz słowa.
- Coś wiecie, ale nie chcecie mi o tym
powiedzieć. - wzburzenie rosło w niej coraz bardziej, a zmarszczone
czoło wyrażało stan dusza w jakim się znajdowała
- Poprosiła nas o to, ponieważ
wiedziała, że nie będą już długo żyć. To po pierwsze. A po
drugie, zdawała sobie sprawę z faktu, że nie będziesz bezpieczna.
Nawet nie wiesz ile razy odsuwaliśmy od ciebie niebezpieczeństwo.
- Nie zmieniaj tematu. - rozkazała, a
w jej głosie usłyszeć można była wrogość i oburzenie. Było to
tak szorstkie i obdarte z pozytywnych emocji, że nawet wiecznie
niewzruszony Albus się zląkł
- To już wszystko. Chodź Wonka. -
nawet nie zdołała zareagować, gdy orzeł, chwytając lemura za
grzbiet, odfrunęli gdzieś poza jej obszar widzenia. Czuła jak
buzuje w niej złość. Dobrze, że nie było nikogo żywego w jej
otoczeniu, bo najprawdopodobniej źle by się to dla niego skończyło.
Weszła na trawnik i kilka razy uderzyła o mały krzaczek poziomek.
- Dlaczego każdy coś przede mną
ukrywa? I tak całe życie! - kiedy ostatnie uderzenie spowodowało
zmniejszenie napięcia, usiadła na brzegu fontanny, gdzie drobne
krople krystalicznie czystej wody otulały całą jej osobę –
Najpierw rodzice, potem Bash, Gabriel, teraz oni. Jestem ciekawa kto
będzie następy. A może w ogóle nie ma następnych? Może już
nawet nie ma kto więcej mnie oszukiwać? - wypowiadając ostanie
głoski na jej kolana spadło jedno, malutkie źdźbło – No tak.
Ciebie mi tu aby brakowało.
- Hej Lily. - usłyszała łagodny
głos, który odszedł kilka minut wcześniej – Gabriel prosił,
abym przyprowadził cię na dół. Musicie omówić kilka spraw.
- Jeżeli chce znowu plątać mi w
głowie to może sobie darować. - warknęła pod nosem sama do
siebie, lecz pojedyncze słowa dotarły jednak do uszu chłopaka
- Co mówiłaś? Nie zrozumiałem w
całości. - Lily wciągnęła głęboko powietrze, wypełniając nim
całe płuca, wyprostowała plecy a na jej twarzy zawitał tak dobrze
jej znany, fałszywy uśmiech przesycony słodyczą
- Chodźmy już. - odparła spokojnym
tonem i ruszyła przed siebie, wymijając chłopaka i robiąc
delikatne kroki na schodach, docierając po chwili na sam dół. - W
którą teraz stronę?
- W lewo. - wypowiedział jakby
niepewny swoich słów, a może spowodowane było to jakimś rodzajem
strachu? Zdziwienia? Lily ruszyła w danym kierunku. Patrzyła przed
siebie. Nie tak jak poprzednim razem. Nie rozglądała się na
ściany, na drzwi, dywan, lampy. Po prostu stawiała samoistnie
kroki. W głowie, która zwykle była przepełniona przeróżnymi
myślami, panowała pustka. - Tutaj. - usłyszała po raz kolejny
głos Armina. Otworzył przed nią drzwi, aby weszła jako pierwsza.
Przekraczając wysoki próg ujrzała
pomieszczenie, które chyba jako jedyne w całym budynku oświetlone
zostało lampami ledowymi w kształcie okręgów. Ściany pokryte
były ciemnoszarymi płytami 3D, które dzięki padającemu na nie
światłu wydawało się jakby były tam wgłębienia, przez co pokój
sprawiał wrażenie większego. Krawędzie każdej płytki pokryte
były niebieską farbą ze spraya. Na środku stał dwumetrowy,
srebrny stół w kształcie elipsy, a dookoła niego, przytwierdzone
do podłogi w kolorze czerni z metalicznym połyskiem, wysokie i
szerokie krzesła bez podłokietników z czerwonym siedziskiem, a
całość pokryta materiałem przypominającym aluminium. Na samym
blacie stołu przytwierdzony został dotykowy ekran, który dawał od
siebie jasny blask. Poniżej wiele paneli na jasnych płytkach, z
masą przycisków i małych ekranów. Na jednej ze ścian, a
właściwie na trzy-czwarte jej powierzchni, wisiał telewizor. W
każdym z górnych rogów umocowane były głośniki zbudowane w
ścianę. Po drugiej stronie przylegał do dwóch sąsiadujących ze
sobą ścian rząd biurek, na których stały nowoczesne monitory,
mnóstwo czarnych klawiatur, kable i myszki plątały się po
blatach, a komputery stały na podłodze, a wszędzie powpinane był
dziesiątki pendrive'ów.
- O. Już jesteście. Chodźcie. - na
twarzy Gabriela tańczył smutny uśmiech, ale szczery uśmiech. Aż
za bardzo szczery. Jednak nie zdawał sobie sprawy w jakie kłopoty
może się wpakować – Proszę Lily, usiądź. - mężczyzna
wskazał na jedno z krzeseł – Armin. Do pracy. - Lily usiadła na
krześle po przeciwnej stronie stołu. Na trzech innych miejscach
spoczywali po kolei od Lily jak zwykle niczym nieinteresujący się
Kastiel, Kentin i Nataniel. Brunet podszedł do jednego z komputerów,
otworzył kilka plików po czym wrócił się do dotykowego ekranu.
Przejechał po nim kilka razy palcem i wszystko co było na jego
pulpicie, znalazło się na telewizorze. Gabriel wstał i opierając
się o stół skrzyżował ręce – Jako że mamy jeszcze chwilę do
obiadu to postanowiłem przedstawić ci tych, przez których to
wszystko się dzieje. Oto Mirochna. - na ekranie pokazało się
zdjęcie kobiety. Pięknej kobiety. Na około nie więcej niż
trzydzieści lat. Jeżeli nie urodziła się w Chinach, to na pewno
jej rodzina z tamtą pochodziła. Delikatna twarz w kształcie
trójkąta. Żuchwa ciągnęła się z obu stron prostą linią, a
łącząc się na brodzie układała się w idealne półkole. Duże,
brązowe oczy otoczone zarówno od góry, jak i od dołu czarnymi
kreskami, które tylko je powiększały i wydobywały kolor z
tęczówek. Długi nos, nieco zaokrąglony w dół przy jego
zakończeniu. Pod nim duże usta pokryte soczystą czerwienią.
Patrząc na to zdjęcie miało się wrażenie, że jest to kolejna
modelka z okładki albo wybiegu. Ani przez chwilę nie przeszło jej
przez myśl, że jest to kobieta, która doprowadziła do śmierci
dzieciątek, nie setek, a może i tysięcy żyć. - Niewinnie wygląda
co? Wszyscy tak uważali. Taka delikatna. Taka niewinna. Jak dziecko.
Co ona mogłaby zrobić? I pomyśleć, że ma już ponad dwieście
lat. - Armin ponownie dotknął ekranu i tym razem ukazało się
zdjęcie chłopaka, około dwadzieścia lat. Dłuższe, blond włosy
na szczupłej twarzy, gdzie wystawały kości policzkowe. Szeroka
broda, na której znajdował się jasny, dosyć gęsty zarost. Pod
gęstymi brwiami kryły się małe tęczówki w kolorze bezchmurnego,
letniego południa. - Dakota Walsh. Czarodziej. Ta rasa nie jest
związana z żadną ze stron. Najpierw to byli zwykli ludzie, który
bawili się w eliksiry i jakieś proste zaklęcia. Te stawały się
coraz potężniejsze, aż w końcu magia całkowicie ich pochłonęła.
Ale nie o tym. Dake uciekł od swoich rodziców gdy ci coraz bardziej
przybliżali się do jasnej strony. Miał wtedy coś koło dziesięciu
lat. Włóczył się po całej Ameryce. Jako że wtedy jeszcze do
końca nie opanował swoich magicznych zdolności, stwarzał ogromne
zagrożenie zarówno dla siebie, jak i zwykłych ludzi i
nadnaturalnych. Stróże i elfy poszukiwały go przez długie
miesiące. Ale gdy tylko wiadomość o samotnym czarodzieju dotarła
do Mirochny od razu wysłała po niego swoich ludzi. Oficjalnie my
zostaliśmy już dawno wybici, więc nie mamy zbyt dużego pola do
manewru. Od tamtego czasu całe zło jakie w niej jest, przelewa na
tego chłopaka. Na nasze nieszczęście jest to jeden z
potężniejszych czarodziei. - Lily wpatrywała się uważnie w ekran
po chwilę mrużąc oczy przez nadmiar światła. Obojętny wzrok i
zamyślona twarz nie uszła uwadze Nataniela.
- Lily. Coś się stało? - zapytał z
pełną troską w głosie
- Mam dziwne wrażenie, że już kiedyś
go widziałam.
- Jak to? Jego? Ale gdzie? Kiedy? -
Kentin zerwał się z krzesła na te słowa, a zadając kolejne
pytania wyczekiwał niezwłocznej odpowiedzi
- Nie mam pojęcia. - wzruszyła
ramionami pokazując swoją bezradność – Ale jestem pewna, że na
pewno chociaż raz go już widziałam.
- Na pewno nie był to przypadek. -
stwierdził Gabriel – Ale teraz opowiedzcie mi wszystko jeszcze
raz, po kolei i ze szczegółami co się wydarzyło wczoraj w zaułku.
- w powietrzu rozniósł się podirytowany jęk Kastiela. Ale to nie
on odezwał się jako pierwszy. Zrobił to Kentin.
- Ech. Tak jak już wcześniej mówiłem,
tego dnia to ja i Kastiel mieliśmy sprawdzić okolice. A jeszcze ty
nam powiedziałeś, że mamy szczególnie uważać to wzięliśmy
więcej broni. Kiedy mieliśmy już wychodzić to Albus nas
powiadomił, że coś się dzieje na skrzyżowaniu Rockwood i Belmont
Ave. Więc niezwłocznie się tam udaliśmy. Jako że jest to tuż za
rogiem w kilka minut już tam byliśmy. Rozdzieliliśmy się.
Usłyszałem krzyki i kiedy już dotarłem w miejsce skąd dochodziły
to spotkałem Kastiela i Lily, a jakiś kawałek od nich leżał
Gronul. Tego co się działo gdy mnie nie było to osioł nie chciał
mi powiedzieć. - kątem oka spojrzał na czerwonowłosego, który
wydawał się tym wszystkim nie przejmować. Sprawiał wrażenie, że
nawet nie wie o czym jest mowa. - Gabriel ruchem ręki wskazał, aby
chłopak uzupełnił opowieść kolegi, ale jak zwykle nic sobie z
tego nie zrobił. Rozłożył się wygodnie na krześle zakładając
nogę na nogę. Dopiero głośne chrząknięcie, już nieco
zdenerwowanego mężczyzny spowodowało, że chłopak zareagował.
Położył ręce na stole łącząc ze sobą dłonie.
- Po rozdzieleniu łaziłem po
uliczkach. Aż w końcu wyczułem tego stwora. Co jak co, ale smród
ogrów wyczuwam na kilometr. Zabiłem go. Tyle. - wzrok Gabriela
jednak wskazywał, że ta wypowiedź go nie satysfakcjonuje –
Gronul gonił Lily i chciał ją zabić. Więc wpiłem w jego kark
pazury.
- Nie wydaje mi się. - odezwała się
Lily sprowadzając na siebie zaciekawiony wzrok pięciu par oczu
- O. Jaka odważna się nagle zrobiłaś.
Ale wiedz skarbie, że gdybym się wtedy tam nie znalazł to twoje
kruche kosteczki leżałyby sobie spokojnie w tym zarzyganym zaułku.
- Nie jestem tego pewna. Wtedy
faktycznie miałam wrażenie, że to jedyne co ode mnie chce. Ale jak
teraz na to patrzę to raczej chciał mnie złapać. Nie zabić, ale
porwać. Kiedy uciekałam słyszałam jak dwie inne istoty, które
dawały mu rozkazy, wrzeszczą na niego. Wtedy wszystko się ze sobą
mieszało, ale teraz to układa się w jedną całość. - Gabriel
przyłożył dłoń do brody skubiąc ją ze zdenerwowaniem –
Chcieli mnie żywą.
- Czyli już o tobie wiedzieli. -
odparł blondyn spoglądając na postać Dake'a
- To niemożliwe. - mężczyzna
przechodził z jednego skraju pokoju do drugiego – Tarva i Alambil
przez około tydzień od pojawienia się na niebie kryją się wśród
pozostałych gwiazd, bo dopiero po pewnym czasie się witają. Tylko
kilka teleskopów, które istnieją na ziemi może je dostrzec
wcześniej. A na pewno ciemna strona takiego nie ma. A czarami tego
nie przezwyciężysz. To zbyt wielka magia.
- Więc co sugerujesz?
- Nie wiem. Nie mamy tutaj szpiega, bo
nikt nie wiedział o twoim pojawieniu właśnie u nas. - kiedy zrobił
rundkę wokół pomieszczenia stanął i wbił wzrok w Lily – No
nic. Zastanowimy się nad tym później. Oni mogą nam tylko
podskoczyć, gdy nareszcie mamy Przeznaczoną.
- Dla mnie najważniejszy jest brat. To
on mnie najbardziej w tym wszystkim obchodzi.
- Kurde no! - Kastiel zerwał się nie
wiedząc czemu i gniewnie spojrzał na dziewczynę – Ciągle
nawijasz tylko o swoim braciszku. Płyta ci się zacięła czy co? A
może rodzice nie nauczyli już innych słów. - spojrzenia każdego
kto był wewnątrz skakały z osoby na osobę, poza tą dwójką.
Lily nie okazywała żadnych uczuć. Przykryła je grubą maską
obojętności, jednak wewnątrz aż cała krzyczała.
- Kastiel uspokój się. - nakazał
Gabriel znacznie wzburzony zachowaniem chłopaka
- Niby dlaczego?! Już nawet głosu na
nią podnieść nie mogę? Bo co? Ucieknie do mamusi z płaczem? Taka
z niej Przeznaczona jak ze mnie syrena! Poskarży się po drodze
tatusiowy i przyśle go na postrach do mnie?
Nie zdołał już wypowiedzieć
kolejnego zdania, a miał na to widoczny zamiar, ponieważ przedramię
gniotło jego gardło uniemożliwiając wydobycie z siebie
jakiegokolwiek dźwięku. W jednej chwili poczuł bolesne uderzenie
plecami o ścianę, a ćwieki na kurtce skrupulatnie raniły jego
skórę na plecach. Został przyciśnięty do płaskiej powierzchni
trzymany za gardło, a stopy dyndały mu w powietrzu. Przed sobą
widział wściekłe spojrzenie blondynki. Oczy wypełnił żywy ogień
a z każdego zakamarka ciała biły piekielne błyskawice. Jej usta
złożyły się w prostą linię, a zakrzywione brwi dodawały jej
potężniejszego wyrazu. W jednej chwili wszystko co w niej siedziało
wyszło na zewnątrz z podwójną siłą rażenia. Chłopak nie
wiedział co robić. Myślenie całkowicie zostało wyłączone. Czy
się wystraszył? Chyba to za dużo powiedziane. Ale na pewno nie
spodziewał się takiej reakcji, więc element zaskoczenie wziął
górę.
- Jeszcze raz, chociaż raz, w jakiś
najmniejszy sposób obrazisz moją rodzinę, to obiecuję, że nawet
te twoje pazurki uciekną przede mną gdzie pieprz rośnie. -
wyszeptała mu na ucho pozostawiając na jego skórze dziwny chłód
– Zrozumiano? - chłopak zrobił gest przypominający kiwnięcie
głowa. Po tym ponownie miał możliwość swobodnego oddechu.
- Lily. To chyba nie było konieczne. -
stwierdził Nataniel
- Było. Jak najbardziej było. -
zerknęła pogardliwie na czerwonowłosego ocierającego swoją
szyję.
Ponownie usiadła na krześle, a
gdy całe napięcie z niej uszło zaczęła się zastanawiać jak to
możliwe, że uniosła cięższego od siebie chłopaka trzymając go
jedynie za gardło. Nie była jej jednak dane na całkowite
rozmyślenie sprawy, gdyż obraz na telewizorze zaczął się
rozmazywać, aż w końcu całkiem zniknął. Każdy spojrzał na
Armina, który walił palcami jednoczenie we dwie klawiatury.
- Armin? Co się stało? - zapytał
niepewnie Kentin
- Dobre pytanie. Zaraz. Chyba widzę o
co chodzi. - po kilku kolejnych kliknięciach zarówno w klawisze,
jak i w myszkę z jego ust wydobył się cichy jęk pełen trwogi –
O-o. Houston, mamy problem. Coś...
- Witam moich kochanych przyjaciół. -
obraz ponownie się pojawił, jednak nie było to zdjęcie jak
wcześniej. Toczyła się rozmowa video, a drugim rozmówcą był
chłopak, którego sylwetka była przed chwilą przedstawiana – O.
I widzę, że Lily też tu jest. Miło mi cię znowu widzieć. - na
jego twarzy pojawił się sztucznie smutny uśmiech – Stęskniłem
się za tobą. - blondynkę zamurowało. Dosłownie. Nie wiedziała
co ma zrobić. Patrzyła się na jego błękitne oczy, w których aż
tańczyły iskierki szczęścia. Złego szczęścia. - Gabrielu.
Dlaczego nie podzieliłeś się z nami tak miłą informacją. My też
wyczekiwaliśmy jej przyjścia. Taki z ciebie kompan?
- Armin! Zrób coś do cholery! - krzyk
Nataniela przyćmił ostanie słowa Dake'a a wstając gwałtownie z
siedziska uderzył wewnętrzną częścią dłoni, czego efektem był
dźwięk trzaskającego ekranu roznoszący się po pokoju
- Bash – jęk spleciony z szeptem
wymieszał się w ustach Lily tworząc jeden wyraz. Wpatrywała się
w przestrzeń za blondynem. Jej nieobecne oczy, przerażony wyraz
twarzy i bicie serce, które słyszał każdy w pokoju sprawiało, że
sytuacja stała się jeszcze poważniejsza. Jej myśli zniknęły jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czarna dziura zapukała
do jej umysłu wsysając w swoje wnętrze wszystkie racjonalne
wyjścia z tej sytuacji.
- A tak. Ktoś chciałby z tobą
porozmawiać. - unosząc prawą rękę pstryknął palcami, co
spowodowało powstanie dwóch karłów z siedzeń po obu stronach
ekranu. Ich czarne brody sięgały aż do kolan, a rzadkie włosy
związane w warkocz gubiły się na tle ciemnych skór na ich ciele.
Chwycili Basha go za barki powodując tym samym wydobycie się z jego
ciała wyraźnego odgłosu łamanych kości. Dźwięk był tak
wyrazisty, a tym samym tak nieprzyjemny, że zarówno Nataniel jak i
Armin skrzywili się, jakby to oni sami cierpieli z bólu. Obwisłe
ciało uniesiono do góry i wleczono w stronę blondyna cały czas
ciągnąc go jedynie za górną cześć ciała. Nagie stopy nie
dawały żadnego dźwięku ocierając się o podłogę gdyż brodziły
w gęstej strudze jego własnej krwi. Zbliżająca się sylwetka w
małym stopniu przypominała człowieka. Z czubka głowy wypływały
wąskie strużki krwi, zakrywające fioletowo-żółte sińce zarówno
pod okiem, jak i na policzku. Skóra od skroni aż po żuchwę była
tak opuchnięta, że zdawało się iż przez nawet niewielki dotyk
może eksplodować. Oczy w połowie przykrywały zaczerwienione
powieki, które z każdą chwilą coraz mocniej opadały w dół. Na
ramionach zarzuconą miał cienką koszulę w kratę, przez co
głęboka rana przecinająca jego klatkę piersiową była jak na
wyciągnięcie ręki. Ktoś kto nie był odporny na tego typu widoki
zagwarantowane miał omdlenie na miejscu. Krwawienie powoli
ustępowało, jednak widocznym skutkiem tego procesu było
uwidocznienie się mięśni i prześwitów żeber. Resztę ciała
przykrywały czarne spodnie przesiąknięte cieczą. Ale można było
się domyślać, że stan nóg nie był lepszy od reszty ciała.
Kiedy karły znalazły się pod nogami Dake'a, ten chwycił chłopaka
za jego rude włosy, teraz posklejane od krwi, podniósł w górę i
przysunął do kamery. Lily patrząc na cierpienie tak bliskiej jej
sercu osoby chciała płakać. W środku aż trzęsła się z
nadmiaru emocji. Negatywnych emocji. Widząc tak zbesztanego
człowieka twarz wykrzywiła się w wewnętrznym lamencie. Z ust
wydobywały się pojedyncze, ciężki oddechy. Głowa pulsowała
jakby coś się w niej gotowało. Obraz zamazywał się z każdą
przelatującą niemiłosiernie długo sekundą, przez co dziewczyna
musiała złapać się blatu stołu aby utrzymać równowagę.
„Wiedziałem, że sobie poradzisz.” Usłyszała
w swojej cichy głosik. Cichy i melodyjny. Już go słyszała. Na
pewno. Tak dziwnego uczucia nie da się wymazać z pamięci. To był
Bash. „Nie przejmuj się mną. Rób co masz robić. Oni
wiedzą jak postępować. Gabriel porządnie się tobą zaopiekuje. I
pamiętaj. Pod żadnym pozorem nie ufaj ciemnym. Nikomu. Nigdy.”
-
NIE!! - kolejne słowa nie nadeszły, gdyż potężne uderzenie z
pięści w brzuch pozbawiło chłopaka przytomności. Lily widziała
ten pełen satysfakcji uśmiech Dake'a. Obrzydliwie wypełniał się
chęcią dalszych tortur.
-
Pamiętaj – zwrócił się do Lily – Siedząc tutaj mu nie
pomożesz. - momentalnie ekran telewizora spowiła czerń. Każdy po
kolei stał na baczność wlepiając oczy w miejsce, gdzie dosłownie
chwilę wcześniej patrzyli na ledwo przytomnego przyjaciela.
-
Musimy mu pomóc. - bycie twardą i nieugiętą w takich momentach
nie jest raczej wykonalne dla nikogo, a zwłaszcza dla Lily, która w
tak krótkim czasie musiała zmagać się z wieloma przeciwnościami
i wrażeniami, które dotkliwie odbiły się na jej i tak już
zrujnowanej psychice. Pojedyncze krople zaczęły mozolnie wydobywać
się z jej oczu.
-
Przykro mi, ale jest to chyba niemożliwe w tej chwili. - Gabriel
próbował udawać spokój, ale jego drżący głos doszczętnie
rujnował zamierzony efekt
Hm, jestem obrażona i długim rozdziałem mnie nie udobruchasz. Napiszę komentarz i wyruszam na wyprawę. Możesz zacząć się obawiać.
OdpowiedzUsuńIntrygują mnie te dwa zwierzaki. Niby zwykły orzeł oraz lemur, a jednak to własnie im została powierzona opieka nad Lily - Przeznaczoną. Jaką rolę odgrywają, tego nie wiem, ale czuję, że są kimś więcej niż tylko małymi istotkami.
Pojawienie się Dakoty całkowicie mnie zaskoczyło. Kogo jak kogo, ale jego na pewno się nie spodziewałam. Miłe zaskoczenie, naprawdę. Chociaż wypadałoby skarcić go za obrzydliwe potraktowanie brata głównej bohaterki, to ja tego nie dokonam. Lubię Dake'a i ponadto mam słabość do psycholi, więc ten człowiek urzekł mnie podwójnie.
Lily w końcu zaczyna przemyślanie używać swoich mocy i muszę przyznać, że robi to nad wyraz pięknie. Kastiela darzę dużą sympatią, ale tym razem w pełni zasłużył na bęcki. Rodziców nie wolno obrażać, choćby zmuszał cię do tego Piramidogłowy poprzez trzymanie swojego ogromnego miecza tuż na twoją głową. Nie i koniec, kropka. Reguła względnie znana i obowiązująca. Główna bohaterka miała pełne prawo go poddusić. Brawa dla Lily!
Po tym rozdziale śmiało mogę stwierdzić, że zaczyna robić się ciekawie. Wprost nie mogę się doczekać, aż wreszcie będzie miała miejsce jakaś walka. Jestem istotą rządną rozlewu krwi.
Obejdziesz się smakiem serdecznych pozdrowień. Dobroci także Ci nie prześlę. Natomiast idę polerować grabie oraz szukać pochodni. Pewnie leży gdzieś na dnie szafy.
Przeczuwałam coś, ale nie przypuszczałam, że to zrobisz... argh, nie wiem, czy ci wybaczę. Przyłączę się do Panienki Kernit. Musisz mieć tę świadomość, że niedawno w bitwie zdobyłam kilka narzędź samej Śmierci do zadawania cierpienia. Ostre, długie i lśniące, idealnie będą pasować do ognistego kręgu, w którym cię zamknę. Zguba cię nie minie, moja droga. Będziesz do końca swych dni żałować tego żartu, a datę pierwszego kwietnia dwa tysiące szesnastego roku pamiętać będziesz całe życie.
OdpowiedzUsuńMoże rozdział udobrucha mnie trochę, choć wątpię w to. A te słodkie kocie oczka Shreka z pewnością do ciebie nie należą. Ja wiem, że cieszysz się z tego zwycięstwa, ale, jak to u mnie Torra powiedziała, zemsta jest słodka. Być może jednak oszczędzę ci życie, ale zadam takie rany i blizny takie ci się porobią, że nigdy ich nie wyleczysz.
Teraz idę czytać rozdział. Błagaj niebiosa o to, aby mi się spodobało. Inaczej marny twój los.
Hm... myślę i myślę... Przebaczyć? Hm... hm... Dobra. Już wiem.
UsuńZnaj me dobre serce i ciesz się z łaski, jaką cię obdarowałam, albowiem w tej właśnie chwili udzielam ci rozgrzeszenia. Wiedz jednak, iż nic takiego by nie nastąpiło, gdybym wcześniej nie dostała jakże pysznego ciasta, a takie podarunki wpływają na moje samopoczucie. Może i nie wybaczyłam ci całkowicie, ale sądzę, że jutro będzie po.wszystkim. Postaram się ukryć to wspimnienie w otchłani mojego zaśmieconego złem charakteru.
Rozdział? Mrr, moje klimaty. Na miejscu Lily uczyniłabym dokładnie to samo. Kastiel zasłużył sobie na tę agresję ze strony dziewczyny. Och, tu się wyraźnie przrjawia moja osobowość. Troszkę głębiej schowana, ale wciąż gdzieś jest.
Albus i Wonka to dość ciekawi bohaterowie. Tacy tajemniczy. Coś czuję, że jeszcze nie jedną ważną rolę odegrają w twoim opowiadaniu.
Mirochna, Dake... i w ogóle cała zła strona przeciwko dobrej. Już w tej chwili rządna jestem mocnej bitwy, takiej porządnej, która wywołałaby u mnie większe emocje. Niestety, chyba będę musiała trochę poczekać...
Bash, wytrzymaj jeszcze i nie umieraj. Nie możesz opuścić Lily... nie, nie możesz opuścić mnie. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cię lubię? Masz zostać wśród żywych. To rozkaz. MÓJ rozkaz, a takich się nie lekceważy.
I cóż więcej mogę powiedzieć? Ha, nic. Spodziewaj się mnie tylko uzbrojoną w gwóźdź. Tak, dobrze przeczytałaś, gwóźdź. Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy. To tylko broń na wszelki wypadek. Tobie nic się nie stanie. Dziękuj mi mą dobroduszność.
Zapraszam do siebie, na blog Czerwona Rzeka i tego o Słodkim Flircie. Pozdrawiam i do następnego! :3
Pfff! Myślisz, że te słodkie oczęta kota ze Shreka mnie udobruchają?!
OdpowiedzUsuńNo, to masz rację. A o stresie, spowodowanym strachem o życie Lily całkowicie zapomniałam, gdy przeczytałam rozdział. Także nie bój się (a może jednak bój...), nie użyję przeciwko tobie mej jakże zacnej siekierki.
Jak mogłaś z mojego kochanego Dake'unia zrobić psychola? Okej, często pojawia się motyw, że jest gwałcicielem (pff!), ale psycholem? Nie, tak właściwie, to fajnie. Mam słabość do sadystów (pomijając fakt, że sama uwielbiam patrzeć, jak ludzie cierpią <3). Rudy. Rudy, nie poddawaj się. Żyj. Żyj dla Lily...
... albo umrzyj, żeby się poryczała.
I żeby 'pocieszał' ją Armin.
Najlepiej w łóżku.
Hyhyhyhyhyhyhyhyhy
Nie. Muszę się ogarnąć -.-'.
No, w końcu Lilka użyła tych swoich mocy i przywaliła wilkołakowi. Kastuś to mój mąż, ale i tak kocham czytać o tym, kiedy ktoś daje mu w pizdu. Czyjejś rodziny się nie obraża, zwłaszcza, gdy nie ma się bladego pojęcia, jaka jest sytuacja. Zasłużył sobie na to.
Czemu zawsze, kiedy piszesz o Albusie, wyobrażam sobie Dumbledore'a ;/? To chyba jakieś zboczenie zawodowe -,-'. W każdym razie, on i Wonka strasznie mnie intrygują. Czuję, że będą odgrywać ważną rolę w opowiadaniu.
Jak zwykle super. Pozdrowionka i do następnego :33
Witaj.
OdpowiedzUsuńKiedy napisałaś, że nas opuszczasz, dostałam nerwowego tiku pod prawym okiem. Potem szczęka zjechała mi do samej podłogi, a na koniec o mało się nie udusiłam, gdyż przestałam oddychać. Miałam focha, więc weszłam dopiero dzisiaj po odreagowaniu emocji. Czytałam początek i myślałam, że zaraz wyrzucę telefon przez okno, a to, że mieszkam w dwupiętrowym domu, oznaczałoby, że on nie przeżyje. Prima Aprilis. Od dzisiaj nienawidzę tego święta. I każdy kto w te święta zrobi mi głupi żart, typu masz brudną mordę, zginie śmiercią tragiczną. A ja będę czekać z tego przyjemność. A co do rozdziału. Czizys, Dakota? Nie no. Kiedy o nim przeczytałam to miałam dziesięcio minutowego wgapa w ekran telefonu. Joł. Stęsknił się? Skąd on ją zna? Co on zrobi jej bratu? A co zrobi Lily? Pójdzie do niego? I najważniejsze pytanie: Dakota ma brodę?! Nie lubię facetów z brodą. Serio. To okropne gdy ktoś ma brodę i na przykład je drożdżówkę, a okruszki zostają mu na brodzie. (O.o) A i Dake magiem? Uuu...(XD) Kastiel. Totalny pesymista i kobieciarz. Czy to da się połączyć? Najwyraźniej tak. Najlepiej będzie jak odłoży na bok te swoje żale typu: Łeeee...Debra mnie żuciła, świat jest niesprawiedliwy, on ma mnie w dupie...a ja jestem super szekszi? Nie obraża się rodziców. Gdyby nie oni tego czerwonego czegoś na świecie by nie było. No i kto wtedy oślepiałby nas tą swoją zajebistością? Znów ta trawa -,-. Nie będę tu przemyślać i tak dalej, tylko poczekam aż sprawa się wyjaśni. Oł szit. Mirchona zabija dzieci? Dobra nie będę mówić, że mi smutno czy też ciężko na sercu, bo bym cię okłamała. Mam źle wykształcone współczucie bliźniemu XD. Okej, okej teraz tylko muszą zatrzymać Lily, aby nie uciekła. Ale coś mi się wydaje, że jednak i tak to zrobi. Pozdrawiam, życzę dużo weny twórczej, dużo czasu oraz cierpliwości w pisaniu. Do następnego bardzoooo z niecierpliwością :>>>.