poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 12 - Więcej informacji

   Twarz Gabriela przybrała dziwny wyraz. Emanowało z niej zarówno zdziwienie, coś co przypominało strach, jakby pewnego rodzaju zaciekawienie. Jednak wszystko było przykryte grubą warstwą obojętności. Zmrużył piwne oczy, zostawiając małe szparki.
- Może po prostu w jakiś sposób zaplatało ci się we włosy czy ubrania?
- I spadło mi znad głowy będąc na ubraniach? - odsunął fotel zza biurkiem, padł na niego i złączył ręce, splatając nieco pomarszczone palce na brzuchu. Co chwilę uderzał kciukiem o kciuk, dając ujście swojemu poddenerwowaniu – Proszę cię Gabriel - „Rany. Jak ja nie znoszę błagać.” - Ty dobrze wiesz co to jest.
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze – Podejrzewam. A to są dwie różne rzeczy.
- A czy mógłbyś podzielić się ze mną tymi podejrzeniami?
- Nie chcę, aby spadły na ciebie kolejne zmartwienia. I tak masz już za dużo rzeczy do ogarnięcia. Przed tobą dużo pracy i nie chcę, abyś zaprzątała sobie głowę jakimiś bzdurami. - wstał i obszedł biurko, a podchodząc do Lily obdarzył ją lekkim, subtelnym uśmiechem – Ale obiecuję, że jak tylko zweryfikuję moje podejrzenia z zaistniałymi faktami, od razu się do ciebie zgłoszę. - minął dziewczynę i tym razem zatrzymał się naprzeciw Debry – Jesteś mi potrzebna. Potrzebuję twojej pomocy. - szatynka z dezaprobatą spojrzała na mężczyznę, ale chyba nie miała nic do gadania, bo ruszyła za nim jak tylko oddalił się na kilka kroków. Na pożegnanie podarowała wszystkim, którzy znajdowali się w pokoju, dzikie wejrzenie wyższości. I wyszła. Lily widząc jej zachowanie, prychnęła pod nosem kiwając niezrozumiale głową. Usiadła na biurku przesuwając przy tym lampkę o kilka centymetrów.
- A tak właściwie kim jest ta dziewczyna? - zerknęła na niewzruszone twarze chłopców. Alexy bawił się nitką, która wyszła z obszycia kanapy, a Nataniel pogwizdywał unosząc głowę do góry.
- Pytasz o Debrę? - spytał znudzony Alexy. Lily potaknęła stukając piętami o ścianę mebla – Od razu zaznaczę, że nie jest nadnaturalną.
- O tyle dobrze, że nie bezcześci żadnego gatunku. - wtrącił się blondyn
- Debra jest śmiertelną, ale pochodzi z rodziny wyroczni.
- Coś jak wyrocznie delfickie?
- Nie jak coś. Ona jest właśnie spokrewniona z tymi, które w Delfach przepowiadały przyszłość. Wyrocznie z racji, że nie są nadnaturalnymi, nie należą ani do jasnej, ani do ciemnej strony. To od nich zależy czy przejdą na czyjąś stronę, czy pozostaną neutralne. - Nic dziwnego, że rodzice cię nie chcieli. Cichy głosik zabrzmiał w głowie Lily, zwracając tym samym jej na coś uwagę.
- Wyrocznie przepowiadają przyszłość. Ale czy mogą dowiedzieć się co było w przeszłości?
- Nie. Tylko do przodu. Nigdy w tył. - odparł Nataniel jakby zaciekawiony intencją pytania – A co?
- A nie. Tak tylko pytam, aby lepiej zrozumieć. - jednak fakt, że wiedza dziewczyny o jej przeszłości jest taka duża nie dawała jej spokoju
- A jak ona się tutaj znalazła?
- Jej rodzina od pokoleń pomaga jasnej stronie. Więc ona raczej nie miała wyboru. Mieszkała tutaj od kiedy ukończyła dziesięć lat. Jej rodzice zamieszkali w Arze. Pełnią tam jakąś ważną fuchę. Kiedy tylko pojawił się Kastiel jakieś cztery lata temu, to mówię ci, miłość jak stąd do Waszyngtonu. Świata poza sobą nie widzieli. Ale jak chyba zdołałaś już zauważyć, większość osób tu zamieszkałych za ani jednym, ani za drugiem za bardzo nie przepada. Pewnego dnia Debra oznajmiła, że dłużej nie może tutaj żyć i tak po prostu sobie poszła. Po tym Kas zrobił się jeszcze bardziej nieznośny.
- Szczególnie na mnie się uwziął. - warknął Nataniel przeciągając się na fotelu, jeszcze bardziej wysuwając długie nogi do przodu, odsłaniając chude kostki i kawałek brzucha. I mimo że był to tylko kawałek, to już można było stwierdzić, że jest on mocno umięśniony. Kiedy tylko wrócił do poprzedniej pozycji, oczy Lily powędrowały gdzieś na bok, aby tylko nie zauważył, że mu się przygląda i to z takim zaciekawieniem.
- Co masz na myśli? - spytała lekko speszonym głosem cały czas mając wzrok zawieszony w przestrzeń, w której nie było miejsca dla blondyna
- Ciągle się mnie o coś czepia. - oznajmił oburzonym tonem – Jak chce się wyładować, to jak myślisz na kim? Tylko coś ostatnio przerzucił się na Armina.
- Obaj nie jesteście od niego lepsi. - stwierdził niebieskowłosy kąśliwym głosem, unosząc przy tym brwi
- No a co ja mam niby zrobić? - Nat wyrzucił ręce w górę – Przecież jak nie będę się bronił, to ten cwel już całkiem będzie robił co mu się żywnie podoba.
- Ej! Skończcie już. Jakoś nie bardzo mnie interesuje to z kim kto jest w sprzeczce. A wracając do Debry to jakim cudem jest znowu tutaj?
- Wróciła jakieś dwa miesiące temu. I oczywiście od razu omotała sobie Kastiela wokół palca. Nie rozumiem jak on może być takim idiotą. - Alexy pokiwał nieporadnie głową
- Bo głupim ludem łatwo się kieruje. - odpowiedział Nat obojętnym tonem – Ale koniec już z tym rozczulaniem się nad tym podgatunkiem gatunku – wstał z fotela i przeszedł kilka kroków. Stawiał je niezwykle łagodnie. Jakby podłoga była kruchą taflą szkła, która nawet przez niewielki nacisk mogłaby się stłuc – Najważniejsze teraz jest to, abyś opanowała swój słuch, musimy znaleźć dary i przede wszystkim nie możemy pozwolić, aby Mirochna w jakiś sposób cię do siebie przyciągnęła.
- Ale dlaczego ona chciałaby mnie po swojej stronie?
- W jednej z ksiąg zapisane jest, że Przeznaczona będzie początkiem, albo też końcem naszego istnienia. Więc albo ją pokonasz, albo się do niej przyłączysz.
- Ale dlaczego niby ja? - zapytała gorzko, jakby z wyrzutem – Wszyscy po kolei wmawiają mi, że jestem kimś wyjątkowym. Jakimś, nie wiem, superbohaterem. Batmanem czy Supermenem. A tak naprawdę jestem zwykłą dziewczyną. - blondyn robiąc trzy kroki w przód złapał ją za ramiona i zaciskając swoje smukłe palce na granatowej tkaninie, która przylegała do jej ciała, spojrzał swoimi bursztynowymi oczami prosto w jej zieleń. Zlękła się widząc takie zachowanie chłopaka i dała temu upust lekko drgając, ledwo zauważalnie pod jego dotykiem.
- Nie jesteś zwykła dziewczyną. Gdyby tak było, to rozkownik by cię zabił. Rozumiesz? Jesteś jedną z nas. - widząc trwogę jaka zagościła wśród Lily, która została wywołana jego zachowaniem, rozluźnił palce, ale cały czas spoczywały na jej ciele. - Poza tym Mirochna nie tylko dlatego cię potrzebuje. Może wiesz, albo i nie, jest lamią. Czyli pół człowiek, pół wąż. Rozumie się, że węże co jakiś czas linieją. Tak też jest z lamiami. Tylko że u nich, podczas tego procesu, i tylko wtedy, te osobniki mogą zdobyć maksymalną moc. Siłę większą niż może się komukolwiek śnić. Jednak jest pewne ale. Musi być to po pierwsze odpowiednia pora, czyli podczas obrączkowego zaćmienia Słońca. A to przypada właśnie w tym roku. A ty jesteś jej potrzebna do zainicjowana ceremonii. Potrzebuje krwi w dziedzica Anioła. Czyli ciebie.
- Już powiedziałam, że to nie o mnie chodzi.
- Spokojnie. W końcu w to uwierzysz. Nadejdzie taki dzień. - uśmiechnął się delikatnie pokazując dołeczki, które dodawały mu uroczego wyrazu. W końcu puścił ręce Lily i cofnął się o krok. Zwinnym ruchem odsunął rękaw koszuli, odsłaniając tym samym zegarem umocowany na nadgarstku dzięki skórzanemu paskowi z obszyciem z kolorze dojrzałego awokado. Spojrzał na tarczę i rozszerzył oczy. - No Al. Trzeba się zbierać. Obiad trzeba przygotować. Chodź. - odszedł kilka kroków i ponownie spojrzał na Lily – Idziesz z nami?
- Nie. Jeszcze tu przez chwilę zostanę. Muszę coś przemyśleć.
- Jak chcesz. Tylko nam się nie zgub. - zaśmiał się Alexy, po czym spoważniał – Ale pamiętaj, że mamy do pogadania. - wskazał na nią palcem. Nagle się rozejrzał z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy – A tak właściwie to gdzie do licha jest Kentin? - faktycznie. Lily pamiętała, że był tuż za nią gdy wchodziła do pokoju, po czym zniknął. Nie zaprzątając sobie dalej tym głowy wyszli i pozostawili Lily samej sobie.
    Zeskoczyła z biurka i weszła do schodach, dotykając miękkiego dywanu. Przechodziła przyglądając się kolejnemu regałowi wypełnionego po brzegi różnorodnymi książkami. Wszystkie były obrócone brzegami do osoby, gdzie wypisane zostały ich tytuły. Jedne zostały oprawione w skórę, inne w materiał. Zaczynając od zwykłej bawełny, przez jedwab a kończąc na nowoczesnym poliestrze. Niektóre prążkowane, inne ze zgrubieniami. Na niektórych umocowane zostały szlachetne kamienie, albo były splatane szlachetną nitką ze złota lub srebra. Ponadto były okładki zrobione z samego złota. Lily przechodziła gładząc dłonią każdą z nich, która była na jednakowej wysokości. Czuła na palcach ich różnorakie struktury a w powietrzu unosił się charakterystyczny dla nich zapach. Woń papieru, atramentu i kurzu, który osadził się na dawno niedotykanych pozycjach rozchodził się wokół niej powodując nawrót wspomnień. Przed oczami miała wizję jak razem z mamą chodziła do Biblioteki Brytyjskiej, gdzie spędzały całe godziny na wertowaniu kolejnych stron, przeszukiwaniu alejek i wspólnym czytaniu ulubionych opowiadań.
    Przystanęła i spojrzała na tytuły. Wśród wielu, z których nic jej nie mówiły, widziała kilka najbardziej znanych dzieł na świecie. „Anna Karenina”, „Dracula”, „Baśnie”, „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”, „Duma i uprzedzenie”, „Zabić drozda”, „Wichrowe Wzgórza”, „Mały Książę” i wiele, wiele innych. Wysunęła rękę i sunąć palcem po okładkach, zamknęła oczy chcąc sprawdzić co los przyniesie. Po przejściu kilku kroków zatrzymała się, chwyciła jedną z książek i otworzyła oczy sprawdzając na jaki tytuł natrafiła. Jej matka powiedziała kiedyś, że jest to jeden z jej ulubionych sposób, aby znaleźć jakieś wskazówki dotyczące życia. „Nostalgia anioła”. „No i co ja mam przez to niby rozumieć? Że umarłam? No chyba bym to zauważyła”. Otworzyła książkę na losowej stronie i wybrała spośród wielu linijek tekstu jedną. „Naiwnie miała nadzieję, że któregoś dnia ból zelżeje, nie wiedząc, że będzie jej ciążył na nowe i odmienne sposoby przez resztę życia.” Odłożyła książkę na miejsce, stwierdzając, że nigdy nie była dobra w zagadkach więc co ma sobie dodawać kolejnych rozmyślań.
    Wychodząc na pochłonięty złotą poświatą korytarz, uświadomiła sobie jaki błąd popełniła zostając w pokoju. „Tylko nam się nie zgub. Już widzę jak próbuje powstrzymać śmiech.” Ruszyła w lewą stronę, mając nadzieję, że po raz kolejny tego dnia doczeka się cudu. Szła i szła, przyglądając się drzwiom. Wszystkie takie same, ten sam wzór na ich powierzchni. „Ciekawe co oznaczają te liście i żołędzie? Przecież muszą coś oznaczać.” Potem przyszło kolejne pytanie. Jak długi jest ten korytarz? Szła już dobre czterdzieści metrów i ani razu nie minęła windy, którą tu przybyła. Aż w końcu...cud. Gdzieś z niedalekiej oddali usłyszała ciche śmiechy i odgłosy rozmowy. Ruszając w ich stronę, coraz bardziej zbliżała się do źródła. Uchyliła powoli drzwi i weszła do jasnego korytarza. Pod sobą miała bielone panele z dębu, bez widocznych słojów na swojej powierzchni. Ściany pomalowane zostały na ciepły beż. Korytarz był szeroki, a oświetlały go tak jak wszystkie inne pomieszczenia żółte kamienie, jednak tutaj nie dawały one takiej poświaty. Przeszła dalej napotykając na białą ściankę działową oddzielającą miejsce, w którym się znajdowała od reszty pomieszczenia. Lekko wychyliła się do przodu, sprawdzając czego może się spodziewać.
    Pierwsze co zobaczyła to wielki, okrągły stół z metalowymi, cienkimi nogami. Na jego powierzchni rozłożony został idealnie wyprasowany, zielony obrus. Na nim spoczywała biała zastawa stołowa z czerwonym ornamentem. Najpierw duży, kwadratowy talerz, na nim miska w takim samym kształcie, jednak odróżniała się delikatnie zaokrąglonymi krawędziami. A na nich, w poprzek również czerwone chusteczki zwinięte w wachlarz. Po bokach rozłożone sztućce zgodnie z zasadami savoir vivre. Dokoła stołu rozstawione były krzesła z ciemnobrązowego drewna z piaskowym oparciem ze skóry. Na jednym z nich rozłożył się wygodnie Kastiel, zaginając nogi na kolejnym z krzeseł. Ręce założył za kark pomrukując sobie pod nosem. Dalej, za długą szafką z ciemnego drewna w jasnym blatem, Lysander wraz z Violettą kroili warzywa. Chłopak, mimo że miał ręce całe w wodzie z pomidora nie zdjął swoich rękawiczek. Przy gazowej kuchence stał Nataniel mieszając na patelni cebulę. Ze srebrnej, dwudrzwiowej lodówki, Kentin wyciągał półmisek z jakimś mięsem a Gabriel, chyba z racji, że jest najwyższy z całego towarzystwa wyciągał z jednej z wielu szafek zawieszonych nad ich głowami, słoik z makaronem. A Alexy odziany w grube, różowe rękawiczki do zmywania, toczył wraz z Kim bitwę na pianę, która nagromadziła się w zlewozmywaku, wydając przy tym głośne fale śmiechu.
    Patrząc na taki obrazek można by stwierdzić, że ma się do czynienia z normalną rodziną, która spędza miło czas podczas wspólnego gotowania. Jednak Lily była świadoma, że do normalności to im jeszcze daleko.
    Z zamyślenia gwałtownie wyrwał ją dźwięk zbliżających się kroków. Odwracając się, stanęła twarzą w twarz z niebieskookim brunetem. Był równy wzrostem z Lily. Na jego czoło opadała gęsta grzywka z gęstych, ciemnych włosów. Oczy świeciły błękitem Morza Karaibskiego, a czarne źrenice tylko wydobywały z nich kolor. Delikatne rysy twarzy, które dodatkowo zostały uwypuklone przez uśmiech, na pewno nie dawały mu poważnego wyglądu. Pod szerokim nosem, różowe, wydatne usta. W małych uszach umieszczony były czarne tunele.
- Jak chcesz jeść to musisz pomóc. - cała twarz aż śmiała się patrząc na Lily
- To chyba ten czerwony osobnik będzie dzisiaj głodował. - machnął od niechcenia ręką
- Na tego to w ogóle brak słów. Przestaliśmy na niego zwracać uwagę. - lekko zmarszczył brwi – Chcesz do nich dołączyć? - spytał jakby oczekując odpowiedzi przeczącej
- A co?
- A ktoś chciałby z tobą porozmawiać.
- Kto?
- Zobaczysz. Chodź.
    Chłopak skierował się w stronę drzwi wyjściowych, a Lily dopiero po chwili zastanowienia ruszyła za nim. „O kogo może mu chodzić? Przecież wszyscy są tutaj.” Idąc dwa kroki za Arminem dostrzegła jak z jego tylnej kieszeni luźnych, oliwkowych bojówek wystaje nowiutkie PSP. Chłopak idąc nie odezwał się ani razu, więc dziewczyna stwierdziła, że to ona musi zrobić pierwszy krok.
- Armin prawda? - zapytała niepewnie
- Tak. Zgadza się. - nieco zwolnił tępa i teraz szli będąc w jednej linii
- Raczej nie łączy cię z Alexym nic więcej aniżeli geny.
- Co racja, to racja. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Nawet nie należymy do tego samego gatunku. - zaśmiał się po cichu
- Jak się tutaj znaleźliście?
- Rodzice przez długi czas ukrywali to wszystko przed nami. Tak samo jak ty, dostawaliśmy od nich tabletki, aby opóźnić moment kiedy to dar będzie chciał już wyjść z ukrycia. Tylko że podsłuchaliśmy ich rozmowę jak mieliśmy – zamyślił się na chwilę robiąc przy tym udawaną minę myśliciela – jakieś dwanaście lat. Już nie mogli się wymigać. Opowiedzieli nam całą historię. Mieliśmy dwie możliwości. Albo pozostalibyśmy w domu i żyli tak jak wszyscy dookoła, albo przyjechać tutaj. Jak widać postanowiliśmy zrobić to drugie. I całkiem miło nam się tu żyje.
- Właśnie widzę. - wskazała na konsolę
- A to. - wziął ją do ręki – To moje uzależnienie. Ogólnie lubię wszystko co związane w elektroniką. - kiedy Lily zorientowała się, że przeszli obok drzwi od windy przypomniała sobie w jakim celu tak naprawdę idę
- A tak właściwie to gdzie idziemy?
- Ktoś pokazał ci już ogród? - kiwnęła przecząco – No to zaraz zobaczysz.
- Chyba nie wyciągnę z ciebie kto? - zaśmiał się złośliwie, jednak była to przyjacielska złośliwość. - No dobra. A powiedz mi dlaczego nie lubisz się z Kastielem?
- Nikt go nie lubi. Myśli, że wszystko mu wolno. Jedno złe słowo na jego temat albo Debry to zaraz leci do bójki. Wielkie wilczysko się znalazło. Gdyby tylko był alfą, a jest przeciętną betą.
- Że przepraszam kim?
- A, jeszcze nie wdrożona. Alfa to przywódca stada. Jest najsilniejszy i ogólnie wszystko naj. A beta to po prostu członek stada. Tak jak to czerwone coś. Mógłbym tak mu stłuc tyłek, że tydzień palcem by nie ruszył. - wyprostował się, unosząc przy tym głowę dając oznakę przekonania w swoje umiejętności. Jednak nie było w tym nic złośliwego, raczej zabawnego.
- To dlaczego tego nie zrobisz?
- Bo robienie tego na raty jest zabawniejsze. - posłał jej rozbawione spojrzenie i ruszyli dalej przed siebie
    Armin w końcu stanął i skierował się w stronę drzwi, które różniły się od innych, Kilka desek połączonych ze sobą za pomocą trzech stalowych uchwytów, a wszystko przykryte było zieloną farbą. Kłódka, która zapobiegała samoistnemu otwieraniu się drzwi, była jedynie zahaczona o otwór. Armin szybkim ruchem ręki zdjął zabezpieczenie i pchnął drzwi w tył co skończyło się zdradliwym skrzypnięciem. Tak jakby była to groźba za zakłócanie im spokoju.
    Z chwilą całkowitego odchylenia desek, na twarz Lily spłynął powiew chłodnego wiatru, który lekko rozluźnił jej mięśnie. To była jedna z tych rzeczy, których najbardziej brakowało jej odkąd tu przybyła - świeże powietrze. Tylko teraz można było zadawać sobie jedno pytanie: jak będąc pod ziemią czuje wiatr? Przepuścił ją przodem. Spoglądając przed siebie zobaczyła już podniszczone, szerokie, kręte schody prowadzące w górę. Wykonane zostały z betonu, ale na każdym stopniu namalowane zostały jakieś obrazki. Anioły, wilkołaki, wampiry, elfy, walka, wschód słońca, księżyc w pełni, rozgwieżdżone niebo. Patrząc na to, miała wrażenie jakby była to zilustrowana historia jaką opowiedział jej Gabriel. Po jednej i drugiej stronie pięła się w górę gruba, kamienna poręcz, w której wyrzeźbione były roślinne wzory. Dodatkowo co jakiś czas wpleciona została postać zwierzęcia. Zające, koty, różne ptaki. Ściany wokół zrobione były z ciemnego kamienia, od którego biła zimna fala.
    Zaczęła stawiać kroki na stopniach, ale tak delikatnie jakby bała się, że przez jej dotyk wszystko się zawali. Dźwięk kroków odbijał się cichym echem od pustych ścian. Idąc miała nieodparte wrażenie, że wszystko zaraz na nią spadnie. Patrząc na szczeliny w kamieniu myślała, że robią się coraz to większe i większe. W końcu stanęła. Mimo założonych zatyczek, słyszała głośne dudnienie serca, które za wszelką cenę nie pozwalało o sobie zapomnieć. Jej ręce, bez wewnętrznej zgody drżały jak osika. Dreszcze przechodzące co chwilę wzdłuż ciała, jeszcze bardziej przyprawiały o spadek temperatury.
- Ej. Spokojnie. To taki jakby rytuał przejścia. Ogród chce sprawdzić czy jesteś godna aby do niego wejść. Wszystko co tu widzisz to tylko iluzja. Idź. Jestem tuż za tobą.
Przełknęła gulę jaka wytworzyła się w gardle i po opanowaniu drgawek ruszyła. Starała się jak najpewniej stawiać kroki, choć marnie jej to wychodziło. W końcu gdzieś w oddali dostrzegła błyski światła. Jakby słońca. Na swojej twarzy poczuła ciepło jakie tylko ono może dać. Od razu poczuła, że żyje. Owe ciepło momentalnie rozprzestrzeniło się i otuliło niczym uścisk bezpieczeństwa. Coraz bardziej się zbliżając światło stawało się intensywniejsze. Szła. Szybciej. Wręcz biegła. Schodek po schodku. Potem co dwa i trzy. A widząc błękit nieba to jakby dostała skrzydeł.
    Przeszła przez ogromną dziurę w kamieniu i to ujrzała. Ogród. Źrenice, przez nagłą ekspozycję na słońce skurczyły się do cieniutkich niteczek. Dolna warga opadła w dół nie mogąc utrzymać się na miejscu przez wywarte wrażenie. Jej włosy rozwiewał na wszystkie strony wieczorny wiatr, który jednocześnie ochładzał jej twarz sprawiając, że intensywne rumieńce zaczęły znikać z bladej twarzy.
- Co? Zatkało kakao? - Armin oparł się o jedno z drzew jakie rosło tuż przy wejściu na schody krzyżując ramiona. Lily nie zdołała wykrzesać z siebie żadnej sensownej odpowiedzi, więc po prostu milczała i starała się objąć wzrokiem całą przestrzeń przed sobą
    A była ona ogromna. Ogród miał kształt koła. Lily w tym momencie stała na ścieżce wykonanej z rudych, identycznych bloczków cegły. Wzdłuż środka wykonana została czarna mozaika z kształcie rąbów z białymi kwadratami w środku. Wszystkie przestrzenie, które utworzyły się po długim użytkowaniu kostki, zasypane były drobnym żwirem. Ścieżka ciągnęła się wzdłuż granicy ogrodu, zostawiając jakieś dwa metry przestrzeni. Jeszcze jedna ścieżka przecinała ogród na pół, jednak nie była to ciągła linia, ponieważ na jej drodze stanęła wielka fontanna. Na planie koła najpierw jeden okrąg zbudowany w marmuru. Wyżej, z wysokiej konstrukcji przypominającej lejek, wyłaniały się syreny połączone ogonami na górze i kierując się głowami w dół miały złączone ręce. W środkowej części, pomiędzy ogonami, umieszczono wielki kielich, z którego tryskała woda pod dużym ciśnieniem. Rozchodząc się na wszystkie strony dawała całej konstrukcji bajkowy wygląd. Do tego zachodzące promienie słońca odbijały się na jej powierzchni, dając tym samym uczucie osobie obserwującej, jakby znajdowała się wśród milionów diamentów. Za fontanną, po prawej stronie, można było zauważyć wzniesienie wypełnione masą rabatek z kwiatami kolorowymi jak tęcza. A na jej szczycie, dwuosobowa, drewniana huśtawka. Na lewo od fontanny, altana kopuła. Dach ze szkła z czarnymi malowidłami. Całość podtrzymywana korynckimi, białymi kolumnami z liczbie sześciu. Trzy po jednej i trzy po drugiej stronie. Pomiędzy szerokie wejścia. Balustrada z marmuru, a tralki w kształcie liści dębu. Wewnątrz dwie czarne ławeczki z pikowanego materiału a na brzegach wałki do oparcia się. Wszystko wokoło otaczała zieleń drzew i krzewów oraz kolory różnego rodzaju kwiatów. A delikatna mgiełka wodna, która została spowodowana wilgocią od fontanny, dodawała całemu miejscu subtelnego uroku. Tu rosły sobie sosny, nieopodal cała rodzina topoli a na całym terenie rozsiane były sosny i brzozy. W ogrodzie nie panował porządek. Wszystko rosło tam gdzie chciało. Truskawki obok rabatek z tulipanami. Róże otaczały swoimi ostrymi ramionami cyprysy, a dzwonki i rojniki zachodziły na każdą powierzchnię jaką napotkały. Gdzieniegdzie plątały się większe krzewy i różnego rodzaju samosiejki. Trudno było dostrzec intensywną zieleń trawnika, bo przykrywała ją puchata kołderka białych i różowych stokrotek.
    Patrząc na to wszystko miało się nieodparte wrażenie, że znajduje się w baśniowej krainie pełnej magii. Całość sprawiała wrażenie tak nierealnie pięknego. Można by patrzeć, ciągle patrzeć, a oczy wciąż nie nacieszyłyby się takim widokiem. 



No i co? Poniedziałek. Znów poniedziałek. A już miałam nadzieję, że się wyrobię na sobotę, no i klops. Ale chciałam dokończyć opis ogrodu więc musiałam poświęcić na to trochę więcej czasu.
I już teraz przepraszam, że nie ujawniłam kto chce się spotkać z Lily. Po protu już za długo by było. A i mam kilka spraw innych na głowie więc wrzucam rozdział kończąc właśnie tutaj. Więc proszę o wybaczenie.
A jak tam pierwszy dzień wiosny. Dzień wagarowicza zaliczony? :D
Ja ze swojej strony pozdrawiam i do następnego.

12 komentarzy:

  1. Jasne, że dzień wagarowicza zaliczony xD A jakże! Pozwól, że skomentuję jutro, bo jestem teraz padnięta. A więc dobranoc i do wtorku;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga xD, moja kondycja(taka internetowa) najwyraźniej spadła :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      Dzień wagarowicza? Spędziłam go w domu. Wiem, nuda, że żyć się nie chce :p
      1.Rozdział cudeńko.
      2.Ciągle nie wiem o co chodzi z tą trawą, czytając miałam taką jakby fazę ekscytacji, że już nam wyjawisz tą tajemniczą tajemnicę. Ale przecież o to chodzi, aby trzymać czytelnika w niepewności, żeby z niecierpliwością czekał na następny rozdział, a kiedy w końcu się ukaże to będzie odwalał na środku pokoju taniec robota :)
      3.Debra? Wyrocznia? Tego się nie spodziewałam, myślałam, że ona raczej jest też wilkołakiem, tak jak Kastiel, a tu takie Wooooow! (Ja nie mówię, że to dobrze, że to właśnie ona jest tym kim jest. Przeciwnie. To bardzo źle, przecież ona może przewidzieć wygraną w totka!Przynajmniej ja bym tak zrobiła (^^)
      4.Kiedy ktoś tam w kuchni zagrodził jej drogę, myślałam, że to jakaś nowa postać, bo ta ów postać ma tunele w uszach(!).WTF?! (O.o) Armin i tunele w uszach? Dobra nie chce znać szczegółów.
      5.Piękny opis ogrodu, sama nie umiałabym tego tak opisać, jak ty :>
      6.To chyba koniec c:
      Pozdrawiam, życzę dużo weny, dużo czasu i cierpliwości w pisaniu.
      Do następnego! ;]

      Usuń
    2. Witam moją drogą czytelniczkę.
      No tak. Z tańcem robota to będziesz musiała trochę poczekać. Zapewniam, że tak szybko nie ujawnię o co chodzi z trawą. Jakaś tajemnica musi wisieć w powietrzu XD
      A Debra dostała taką fuchę bo
      a) w końcu musi być różnorodnie
      b) to że jest wyrocznią jest bardzo ważne dla fabuły, mam dla niej specjalne zadanie
      A co do Armina, to nie zawsze musi być to grzeczny i poukładany chłopiec :D
      Dziękuję za komentarz i wenę. Na pewno porządnie ją wykorzystam.

      Usuń
  3. Wierna czytelniczka powraca!
    Po pierwsze, chcę, abyś wiedziała, że już skarciłam się w duchu za moje lenistwo. Nie jedna osoba zapewne gdyby mogła, to skopałaby mi za to tyłek... Ale dobra, teraz to nieistotne.
    I cóż ja mogę powiedzieć? Jak zwykle mnie rozwalasz. Rozwalasz, to znaczy powalasz na kolana. To wszystko jest takie cudowne. Skąd ty wzięłaś pomysł na taką (użyję slangu, wybacz to) zarombistą fabułę? Nie, no, zanim ja coś powiem... To oczywiste, że z głowy. I nie wiem już naprawdę, jak bardzo żądna jestem kolejnych rozdziałów. Jesteś jedną z tych nielicznych autorek, które zawładnęły mym sercem:3 Koffam <3
    Mirochna... coś mi mówi, że polubię tą postać. Zawsze ciągnęło mnie do czarnych charakterów w powieściach... Taka Bellatrix Lestrange na przykład. To znaczy, znienawidziłam ją jak zabiła Syriusza Blacka. Ugh... Całym swym umysłem kochałam Snape'a i miałam ochotę udusić każdego, kto powiedział, że on był czarntm charakterem, złym i głupim. Nie prawda! Severus był najlepszy<3 No ale dobra, ja się rozgaduję o HP, a przyszłam tu skomentować twój rozdział. Głupia ja.
    Gabrielu, ty zły człeku jeden... a może ja chciałam wiedzieć, o co chodzi z tą trawą? (Raz, dwa, trzy... i perlisty śmiech. XD)
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Lily się zgubi, ale tym razem miała szczęście, że znalazła się w kuchni. A skoro o kuchni mowa...
    Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na tekst. Oni wszyscy... to znaczy, najbardziej zadziwili mnie chłopacy. Bo wiesz, zazwyczaj to takie sieroty i nic nie potrafią zrobić, a tu... no po prostu, zaskoczyłaś mnie. I to miłe zaskoczenie. W dzisiejszych czasach trudno znaleźć podobnych facetów;)
    Ten ogród... piękny. Cudo po prostu. Opisałaś to perfekcyjnie, tylko... kto tam czekał na Lily? Hah, jestem zmuszona czekać.
    No, to tradycyjnie życzę ci wszystkiego dobrego, kochana, i zapraszam na nowy rozdział, na obu blogach. Do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam moją kochaną czytelniczkę :D
      Bardzo mi miło, że tak podoba ci się opowiadanie. Czytając te wszystkie komentarze to aż serce mi rośnie.
      Uff. Dobrze, że nie mam nic do Snape'a. Będę żyć :D
      Tak się zastanawiam czy przypadkiem nie podesłać naszej biednej Lily jakieś mapy Biblioteki. Zawsze to jakieś uproszczenie.
      No myślę, że chłopcy nie mają zbytnio wyboru jeśli chodzi o gotowanie. Panuje zasada: jeśli sobie zrobisz to będziesz jadł więc bądź co bądź musieli nauczyć się gotować. A przynajmniej czegoś podobnego do gotowania.
      Tak więc pozdrawiam cię serdecznie i dziękuję za komentarz i pozostawiam cię z tą nutką niewiedzy.

      Usuń
  4. Jestem! Już jestem! Jak zwykle spóźniona, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
    Przeczytawszy początek, doszłam do jedynego, sensownego wniosku - nad Lily naprawdę fruwa jakaś namolna chmura, srająca trawą. No innego wytłumaczenia nie znajduję. I w ogóle, to na Gabriela się obraziłam. Mógł chociaż poinformować o swoich przypuszczeniach. Na Boga ukrytego pod postacią malinowego cappuccino, dlaczego Ty zawsze musisz trzymać swoich czytelników w długiej niepewności?
    Nie jestem pocieszona faktem, że Debra posiada tak potężną moc. W pełni na nią nie zasługuje. Strzelam gówniarzerskiego focha z przytupem. (>.<) Dobra, a tak na serio to spodziewałam się, że dziewczyna będzie jednak silna. Kurczę, złe charaktery nie mogą ociekać słabizną - wówczas zaliczano by je do postaci pobocznych, nie mających większego znaczenia. Tylko dlaczego ona ma tak fajową zdolność? Chcę posiąść ową umiejętność za rok, kiedy przyjdzie mi pisać matury. Mogłabym poznać wyniki jeszcze przed opublikowaniem ich w Internecie czy gazetach. Później zagrałabym na loterii i udawała ogromne zdziwienie, gdyby "udało" mi się wygrać. Heh, już widzę siebie łapiącą się za oba policzki i mówiącą: "Ja? Nie, to przecież niemożliwe."
    Trochę nie rozumiem, dlaczego Lily jeszcze nie przyzwyczaiła się do nowej sytuacji, w której się znalazła. Rozumiem, na razie wszystko jest dla niej dziwne i absurdalne, aczkolwiek trochę czasu już spędziła w tych tajemniczych podziemiach z równie zagadkowymi istotami i myślę, iż najwyższy czas zaakceptować całą sprawę. Wiem, zero we mnie empatii.
    Wspólne gotowanie przypadło mi do gustu. Z pewnością zbliża to do siebie ludzi i pomaga w nawiązywaniu przyjaźni. Mimo wszystko, gdybym miała brać w tym udział, poszłabym w ślady Kastiela. Nie dlatego, że jestem leniwa (chociaż nie, może właśnie dlatego) albo lubię mieć podane wszystko pod nos na srebrnej tacy (to też brzmi genialnie). Powód jest bardzo prosty - nie mam za grosz umiejętności kulinarnych. Kurczę, nikomu nie życzę spożywania przyrządzonych przeze mnie potraw. Zapewne biedaczysko nie wyszłoby z tego na dwóch nogach, a w najlepszym przypadku zostałoby wyniesione na noszach.
    Zagadka dnia - kto może chcieć porozmawiać z Lily?
    Jeju, naprawdę zarzucasz nas tymi tajemnicami. Nie mówię, że to źle; już kiedyś śmiałam nazwać to nawet zaletą. Ale, hmmm..., jakby to ująć? O, mam! Rozpiera mnie ciekawość oraz niewiedza. Z zapartym tchem będę wyczekiwać nowego rozdziału, który - mam nadzieję - przyniesie więcej odpowiedzi, aniżeli pytań.
    Pozdrawiam gorąco i do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdziwisz się jak się wyda o co chodzi z trawą. Oj, zdziwisz się. A Gab chyba ma swoje powody, tak mi się wydaje. Ale nie jestem do końca pewna :D
      No Debra, no musi. Nie miałam innego wyboru.
      A i widzę mój rocznik. Mi też by się przydała taka moc. Nie musiałabym się przejmować maturą.
      Lily to typ osoby, która jest mocno nieufna co do nowych rzeczy. Myślę, że to właśnie stąd wynika jej niepewność.
      Już niedługo dodam nowy rozdział, i chyba nie będziecie zachwycone, bo nadejdzie kolejna porcja pytań, a przynajmniej tak mi się wydaje.
      No ale nic. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Troszkę zaległości miałam...no ale bywa :D Świetny rozdział, z każdym jest coraz ciekawiej i ciekawiej! Ja już nawet nie wiem co pisać xD

    OdpowiedzUsuń

  6. Witaj! Przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale marzec był zdecydowanie jednym z najgorszych miesięcy. Na szczęście udało mi się w krótki czasie nadrobić zaległości i nagryzmolić komentarz. :D
    Ciężko mi znaleźć słowa podziwu dla Twojej ogromnej kreatywności i dopracowanej pod każdym względem fabuły. Szczerze powiedziawszy, z początku czułam się szalenie zagubiona w wymyślonym przez Ciebie świecie. Nie rozumiałam, kim jest Lily, dlaczego nagle w jej mieszkaniu znalazły się lemur i orzeł. Dlaczego przedostała się przez tajemniczą taflę z Londynu do Los Angeles i zaatakował ją wielki, śmierdzący stwór. Tyle pytań cisnęło mi się na usta, tak bardzo chciałam poznać na nie odpowiedź... W końcu dobrnęłam do momentu, w którym Gabriel opowiedział Lily o przeszłości wszystkich Nadnaturalnych. Jeju, nie wiem, jak sama połapałaś się w tych wydarzeniach, które miały miejsca przed narodzeniem głównej bohaterki!
    Uwielbiam Twój styl pisania, taki inny od pozostałych. Umiesz doskonale oddać klimat niektórych miejsc, opisać uczucia. Robisz to w sposób zawiły i bardzo oryginalny. Osobiście w każdej sytuacji czułam się tak, jakbym była naocznym świadkiem rozgrywającej się historii. Gdy Lily miała swoje ataki, szczerze jej współczułam, a gdy po uwalnianiu daru zaczęła słyszeć najmniejszy szelest, aż się skrzywiłam, wyobrażając sobie jej tortury.
    Masz niesamowity talent, jesteś wprost stworzona do pisania opowiadań fantasy. Mam nadzieję, że będziesz w dalszym ciągu go rozwijać, pisząc szybciutko kolejne rozdziały :p. Już nie mogę się doczekać, gdy odkryjesz przed nami pozostałe tajemnice, szczególnie tę związaną ze źdźbłami trawy co rusz upadającymi pod nogi Lily :p.
    Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg (nie masz serca, że przerywasz w takim momencie! :( ). Pozdrawiam i do zobaczenia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa. Jeśli chodzi o fabułę to zrobiłam sobie całą rozpiskę co ma być po czym, a i tak co chwilę coś dopisuję i zmieniam. Cała ja.
      Bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Aż mi serce rośnie :D I od razu człowiek ma ochotę coś napisać. Mam nadzieję, że już niedługo dodam kolejny rozdział, ale przez święta nie wiem na kiedy się wyrobię.
      Również pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję

      Usuń