poniedziałek, 7 marca 2016

Rozdział 10 - Nowa ja

Dzień dobry moje Drogie Panie. Z okazji naszego jutrzejszego święta, chciałabym już teraz złożyć Wam najszczersze życzenia. Abyście w swoich życie zawsze były Królowymi, abyście znalazły swojego wymarzonego księcia oraz aby z Waszych twarzy nigdy nie znikał uśmiech, który jest naszą najwspanialszą ozdobą. A i jeszcze jedno. Abyście przez cały rok były traktowane tak jak właśnie tego dnia, a nie tylko od święta.
To by było na tyle. Życzę miłego dnia i zapraszam do lektury :D
Pozdrawiam.


- Eee. Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi. Dlaczego miałbym znać twoich rodziców? - dziewczyna starała patrzeć mężczyźnie prosto w oczy, ale jego wzrost niezwykle jej to utrudniał. Miał obojętny wyraz twarzy, ale jednak coś podejrzewał, coś niedobrego. Oczy wszystkich skierowały się na ich dwójkę, oczekując rozwoju wypadków.
- Nie oszukasz mnie. Widziałam wasze zdjęcie w twoim gabinecie. - nagle spoważniał. Kąciki jego wąskich ust opadły, a oczy, mimo że wydawał się niezwykle poważny, emanowały dziwnym blaskiem zaniepokojenia, który przyćmiewał wyniosły obraz.
- Zostawcie nas samych. - powiedział nieco podniesionym głosem. Jednak nikt nawet nie drgnął. Siedzieli zapatrzeni, skacząc wzrokiem to na Lily, to na Gabriela. A ten nie odrywał spojrzenia od dziewczyny. Patrzyli na siebie i żadne nie miało zamiaru odpuścić. Kiedy to w dalszym ciągu nikt nie ruszał się z miejsca, rzek po raz kolejny, ale tym razem już prawie krzykiem – Poprosiłem, abyście nas zostawili. Kolejny raz nie będę powtarzał. - po chwili grobowej ciszy, Kentin skinął głową i wszyscy wyszli z niezadowolonymi wyrazami. Kiedy ostatnia osoba przekroczyła próg, a mosiężne drzwi zamknęły się za nią z ledwie słyszalnym domknięciem, Gabriel otworzył usta, ale momentalnie je zamknął, jakby nie był pewny słów, które chciałby wypowiedzieć. Jednak błaganie bijące z oczu Lily było na tyle silne, że po przełknięciu śliny i wzięciu głębokiego wdechu zadał pytanie – A więc Hanna i Steve to twoi rodzice?
- Zgadza się. Adopcyjni. Skąd ich znasz? Przyjaźniliście się? Czy oni też byli nadnaturalnymi? - Gabriel odszedł kilka kroków i będąc plecami do dziewczyny i wpatrując się w bogato zdobione zasłony zaczął stukać nerwowo w blat biurka. Nagle się uśmiechnął. Smutno. Pochylił głowę i spojrzał na zadrapanie w rogu mebla.
- Zawsze chcieli mieć dużą rodzinę. - znów cisza. Odwrócił się i spojrzał z melancholią w przestrzeń przed nim – Wychowaliśmy się razem. W tym miejscu. Byliśmy nierozłączni. Razem uczyliśmy się opanowywać swoje dary, razem szkoliliśmy się w sztukach walki. Jak coś robiliśmy głupiego, to zawsze wspólnie. Lecz któregoś dnia to się zmieniło. Zostali wezwani przez Radę. Tylko oni. Ja musiałem siedzieć tutaj i przez długie tygodnie zastanawiałem się czy wszystko z nimi w porządku, czy w ogóle jeszcze żyją. Wrócili po roku. Tak po prostu. Jakby się nic nie stało. Wrócili, ale to już nie byli ci sami ludzie co wcześniej. Zamknęli się w sobie, całe dnie spędzali tylko w swoim towarzystwie. Nie chcieli powiedzieć co robili przez ten czas. Twierdzili, że nie mogą. - prychnął złośliwie – Aż któregoś dnia przyszli do mojego pokoju i wszystko mi opowiedzieli. Byli agentami, którzy mieli podszywać się pod upadłych Stróży. Mieli dowiedzieć się wszystkiego co tylko mogli na temat pracy ciemnej strony. Właśnie przez to byli inni. Podobno wszędzie była krew. Martwe ciała leżały tak po prostu na korytarzach, a zapach rozkładających się zwłok, wymieszany z krwią i często wymiocinami dopiero co przybyłych sprawiał, że wręcz wypalało nozdrza. Mocno odpiło się to na ich psychice. Oczywiście ciemni dowiedzieli się o wszystkim. I dlatego już nie wychodzili na zewnątrz. Po tym jak mi o tym powiedzieli, ulegli zmianie. Coś, co w nich tak mocno tkwiło i nie dawało normalnie żyć, zniknęło. Nasze kontakty ponownie się polepszyły. Już nie była to relacja taka jak kiedyś, ale wszystko jest lepsze niż przebywanie w ich obecności, a jednak czuć, że jest się samotnym. Wszystkie wydarzenia zbliżyły ich do siebie. Wzięli ślub, urodzili synka. Także tutaj dorastał. Kilka lat później urodził się Nataniel. Dobrze się dogadywali. Jednak któregoś dnia oznajmili, że już nie mogą tak dłużej żyć. Postanowili prowadzić zwykły, ludzki byt. I wtedy widziałem ich ostatni raz. - jeszcze bardziej posmutniał. Jego ramiona opadły bezradnie, a on sam oparł się o krawędź biurka – Jednak Bash często tu przebywał. Nigdy mi się nie przyznał, ale myślę, że wbrew woli rodziców. Z racji, że był starszy, pomagał całej tej gromadce w nauce. Czy to takiej umysłowej, czy to fizycznej. Wszyscy go lubili. Ma taki pogodny i ciepły charakter. Jednak jak trzeba była, to umiał nieźle im dowalić. - uśmiechnął się radośnie przez przypływ wspomnień, jakie zawitały w jego podświadomości – Ostatni raz był tutaj jakiś miesiąc temu. A jak tam u Hanny i Steva? Jak się trzymają? - spojrzał na Lily już weselszym wzrokiem a niżeli kilka sekund wcześniej. Lily spuściła wzrok i i nie wiedziała jak ma mu to przekazać.
Początki i końce zdań błądziły po jej umyśle. Cała głowa była zasypana przeróżnymi słowami, którymi mogłaby zacząć, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Błądziła oczami po liniach na róże wiatrów mając nadzieję, że może tam odnajdzie jakąś wskazówkę. Nic. W końcu postanowiła powiedzieć to najprościej jak tylko się dało.
- Oni nie żyją. - słowa z trudem przeszły jej przez gardło, ale jakimś cudem nie odczuwała żadnych negatywnych emocji. Zawsze, nawet jak sobie przypomniała ich twarze, ściskało ją w środku, a do oczu napływały łzy. Nawet nie wiedziała dlaczego. „Chyba przez to wszystko co się tutaj dzieje, mój umysł nie ma już sił na zamartwianie się tym. Może w końcu pogodzi się z tą myślą, że już nigdy nie wrócą.” Gabriel nie wiedział co ma powiedzieć. Stanął jak wryty i patrzył na smutną twarz dziewczyny. - Zginęli w wypadku gdy miałam dwanaście lat.
- P-Przepraszam. - wyszeptał spuszczając głowę
- Spokojnie. Nie wiedziałeś. Nie mogłeś wiedzieć. - posłała mu delikatny uśmiech, który miał podnieść go nieco na duchu. Jednak to nic nie dało. Wpatrywał się w kamień pod stopami, a jego klatka piersiowa ledwo co się poruszała. Widząc w jakim jest stanie, Lily wstała i podchodząc do mężczyzny położyła dłoń ja jego. Czuła zimno, które od niego emanowało. - Ej. Posłuchaj. Wiem, że jest ci ciężko przyswoić tę wiadomość. I na pewno nie zrobisz tego w najbliższym czasie. Ale w końcu ból ustanie. Ich wspomnienie nie będzie już ciężarem. Kiedyś ten dzień nadejdzie.
- A ty? U ciebie nadszedł już ten dzień? - dalej wpatrywał się w posadzkę. Lily potaknęła. - Po jak długim czasie?
- Konkretnie to dzisiaj. - gwałtownie podniósł wzrok kierując go ze zdziwieniem na Lily – Nie umiem tego wyjaśnić. To się stało przed chwilą. Jeszcze kilkanaście minut temu mogłabym rozszarpać przez nawet zwykle słowo sierota czy też rodzice. I nagle to zniknęło. Tak po prostu.
- Mam nadzieję, że ja nie będę musiał tak długo czekać.
- Życzę ci tego. Było to strasznie męczące. Umiałam w jednej chwili rzucać wszystkim co tylko miałam pod ręką, a zaraz po tym zachodzić się płaczem. To było straszne. Nie chciałam tego, jednak nie umiałam tego powstrzymać. - zaśmiała się pod nosem – Prawie przez to wylądowałam w szpitalu bez klamek.
- Jesteś do niego podobna.
- Do kogo?
- Do Basha. Mówisz co to chcesz powiedzieć. Jesteś przy tym taka szczera. On ma to samo.
- Zapewniam cię, że wcale nie jesteśmy podobni. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Kłócimy się o praktycznie wszystko. A jak już do tego dojdzie, to rzucamy się setkami wyzwisk a pięści odgrywają główną rolę.
- Co zawsze kończy się na podłodze łaskotkami.
- Taaa. Skąd wiedziałeś?
- To samo działo się tutaj. Każdego dnia. - wzdychnął i przekręcił oczami – Tak było z Kim, a nawet czasami z Violą. A chłopaki dawali sobie kilka razy w twarz co kończyło się wybuchami głośnego śmiechu. Wszędzie ich było słychać. - nagle zerwał się na równe nogi i spojrzał na Lily z przerażeniem. Widząc go w takim stanie wzdrygnęła się a puls coraz bardziej przyspieszał – Bash to twój brat. To o nim mówiłaś. To jego porwali.
- Ale żeś spostrzegawczy.
- Dobra. Koniec tych rozczulań. Musimy uwolnić twój dar. - wziął do ręki worek i sztylet, ale zaraz je odłożył – Jeszcze jedno. - wszedł po schodach i uchylił gwałtownie drzwi. Za nimi stała grupka złożona z Kentina, Nataniela, Kim i Alexego. - Pod żadnym pozorem nie wolno wam tutaj wchodzić. Będziecie słyszeć różne dźwięki, ale jeżeli ktoś chociażby dotknie klamki to marny jego żywot. Zrozumiano? Choćby się paliło czy wali nie wolno. - wszyscy kiwnęli instynktownie głowami w tym samym czasie uważając, że jest to najlepsze rozwiązanie. Byli zaskoczeni, że w ogóle mężczyzna jest świadomy ich obecności w tym miejscu. Zaraz po tym Gabriel zamknął z hukiem drzwi i wolnym truchtem podbiegł do Lily, biorąc ponownie przedmioty. - Gotowa?
- Nie.
- To dobrze. Nie ukrywam, że nie będzie to przyjemne, ani że nie będzie bolało. Będzie jak cholera.
- Dzięki, że uprzedzasz.
- Usiądź na podłodze. Tam za kanapą jest najwięcej miejsca. Będę miał pewność, że w nic nie uderzysz.
  Bała się. Ręce trzęsły się jak szalone. Czuła każde uderzenie serca w swojej klatce piersiowej. Miała wrażenie, że za wszelką cenę chce się wydostać z jej ciała. Usiadła na podłodze, tam gdzie wskazał Gabriel i obserwowała każdy jego ruch. Czuła jak narasta w niej niepokój. Wyczuwała pod sobą bijące zimno od kamienia, które jeszcze bardziej potęgowało jej obawy. Mężczyzna wyjął sztylet z pochwy. Na jego czubek nalał jakiś gęsty, przezroczysty płyn, który wcześniej wyjął z szuflady biurka. Trzymając, już rozwiązany, worek w dłoni podszedł do Lily. Uklęknął na jednym kolanie. Odłożył worek na podłogę i położył jedną rękę na jej ramieniu. Poczuła na szyi chłód. Gabriel przyłożył koniec sztyletu do jej skóry. Słyszała jego głośny i nierówny oddech. Mocno zacisnął palce na jej ciele i zrobił jedno, szybkie i głębokie cięcie. Z ust Lily wydobył się przeraźliwy krzyk, który paraliżował aż do szpiku kości. Wyrwała się spod ucisku i padła na podłogę kuląc się w kłębek. Czuła jak krew wypływa z jej ciała i ciągnąc się wzdłuż skóry, gromadzi się pod jej głową. Nagle jej ciało gwałtownie się wyprostowało. Każdy mięsień był naciągnięty jak cięciwa. Oczy spowiła czerń ciemniejsza niż noc. Krew wypływała w coraz większej ilości. A do tego skóra zaczęła pękać. Dosłownie darła się samoistnie w każdej części ciała. Krzyki nie ustępowały. Wręcz przeciwnie. Ból, który rozpalał ją do czerwoności, jeszcze bardziej je potęgował. Leżała na plecach. Gabriel ze wszystkich sił starał się ją odwrócić. Nie mógł. Nie wiadomo dlaczego, ale stała się niewyobrażalnie ciężka. Ledwo co udawało mu się podnieść jedną rękę. A z każdym jego dotknięciem, ból dawał do zrozumienia, że jest i szybko nie odejdzie.
- Nie wytrzymam już tego. Muszę tam wejść. - Nataniel zerwał się z dywanu, na którym siedział oparty o ścianę wraz z towarzyszami. Już praktycznie dotykał klamki, gdy padł jak długi – Co ty wyrabiasz?!
- Słyszałeś Gabriela. Nie wolno nam tam wchodzić. Kto jak kto, ale ty to powinieneś rozumieć, że nie w jego ustach, znaczy kategoryczne nie. - Kentin patrzył na niego z góry rozdrażniony. W jego głosie zabrzmiała lekko wroga nuta – Więc siadaj pod ścianą. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla nas. - w odpowiedzi dostał wyraźne warknięcie, ale blondyn usiadł ponownie na swoim miejscu uderzając co chwilę głową o ścianę
  Gabriel nie wiedział co robić. Czas uciekał, Lily coraz bardziej pochłaniał mrok a ten nie mógł nic wymyślić, aby ją przekręcić. Kiedy zauważył, że jej żyły zaczynają przybierać czarny kolor, rzucił się w kierunku drzwi.
- Potrzebuję tu Kastiela. Tylko jego. Już! Nie mamy dużo czasu! Tylko on może tu wejść. - zamknął drzwi tak szybko jak je otworzył. Ze zdumienia, tym co przed chwilą usłyszeli, najszybciej otrząsnął się Alexy i gwałtownie zrywając się z podłogi pobiegł w kierunku pokoju czerwonowłosego. Darując sobie grzeczne zachowanie związane z pukaniem, wpadł jak poparzony do środka rozglądając się gorączkowo za chłopakiem.
- Co ty tutaj chcesz? - usłyszał gdzieś z kąta. Spostrzegł Kastiela z gitarą w rękach, siedzącego na jednym ze stołków barowych. Widocznie nie był zadowolony z obecności niebieskowłosego w jego osobistym odosobnieniu
- Gabriel cię potrzebuje. Uwalnia dar Lily. Coś najwyraźniej poszło nie tak i musisz mu pomóc. Mówił o tobie. - ciągnął ledwo zrozumiale łapiąc niespokojnie oddech
- Niech któreś z was tam pójdzie. Przecież to ja jestem ten zły i niedobry, to czemu teraz miałoby być inaczej.
- Jeśli nie pójdziesz tam dobrowolnie, sam cię tam zaciągnę. Przesuwałem już cięższe obiekty od ciebie. Więc rusz łaskawie swoje cztery litery i idź mu pomóż. - mówił kategorycznie, nie zostawiając Kastielowi pola do sprzeciwu
  Chłopak wstał i momentalnie znalazł się pod drzwiami. Spojrzał pogardliwie na twarze tych, którzy byli tam zgromadzeni. Otworzył drzwi i wszedł do środka, zamykając za sobą z lekkim stuknięciem. Od razu dostrzegł Gabriela przy ciele Lily w wielkiej kałuży krwi. Zbiegł ze schodów tak szybko jak tylko umiał i znalazł się tuż przy mężczyźnie, zanim ten w ogóle zorientował się, że wszedł.
- Co mam robić? - zapytał spokojnie nie odrywając wzroku od czarnym oczu dziewczyny
- Trzeba ją odwrócić na brzuch. Muszę zaaplikować rozkownik.
Kastiel położył ręce na biodrze Lily po przeciwnej stronie. Lecz nawet on miał trudności. Po trzeciej próbie udało się. Jednak pojawił się kolejny problem. Ciało Lily rozluźniło się, przez co krew spływała w jeszcze szybszym tempie. Do tego opanowały ją drgawki. Rzucała się jak spłoszone zwierzę. Kastiel ledwo dawał radę utrzymać ją w jednej pozycji. Gabriel szybko chwycił worek, i biorąc szczyptę w zakrwawione palce, posypał na wcześniej zrobioną ranę. Ból zaczął powoli ustępować. Ciszy jęk ulgi wydobył się z jej ust. Krwotok zmalał, jednak wciąż cieniutkie wstążki biegły po ciele, łącząc się w przeróżne znaki. Czerń stopniowo odchodziła. Najpierw z żył, potem z oczu. Czuła się dziwnie. Niby wszystko było jak wcześniej, ale jakby jakiś dziwny ciężar, który kiedyś ją obarczał, zniknął a jego miejsce zajęła wolność i uczucie lekkości. Jednak wszystko co dobre, musi się szybko kończyć. Podniosła się do pozycji siedzącej i wtedy jej uszy przeszył nieznośnie drażniący dźwięk. Był tak wysoki, że aż skuliła się do pozycji embrionalnej i zakryła uszy dłońmi, byleby tylko im ulżyć. Jeszcze nigdy nie słyszała takiego dźwięku. Powolny a zarazem szybki. Delikatny, ale jednak przypominał stawianie kroków ciężkimi butami. Otworzyła oczy i zerknęła na jedną z kolumn. Ledwo dostrzegła na jej powierzchni małego pajączka, który przechadzał się z dołu do góry. „Nie. To niemożliwe. Przecież to nie może być prawdą. To niemożliwe”. Gwałtownie położyła ręce na podłodze, wzdłuż ciała i skakała oczami na wszystkie strony. Słyszała wszystko. Zaczynając od kroków pająka, przez delikatne płatki kurzu unoszące się w powietrzu, dźwięk bicia serca, ale nie kogoś kto był w tym pokoju. Była pewna, że były to tony osoby znajdującej się za grubymi drzwiami. Kończąc na spływającej kropli potu po czole Gabriela. Lily nie wiedziała jak ma się zachować. Była w szoku. Ale nie mogła tego w żaden sposób wyrazić przez pustkę jaka ją dopadła. W jednej chwili straciła całą siłę, zarówno tą fizyczną, jak i psychiczną. Zwykła czynność, jaką jest podniesienie palca, sprawiała jej ogromną trudność. Do tego dźwięki coraz bardziej się nasilały. Nie byłoby to jeszcze takie straszne, gdyby nie fakt, że zaczęły się na siebie nakładać. Wszystko się ze sobą mieszało, przez co obraz przed jej oczami zaczął się rozmazywać, aż w końcu widziała jedynie kolorową mgłę. Głowa aż pulsowała od nadmiaru wszelkich odgłosów. Spanikowała. Nagromadzona adrenalina eksplodowała, przez co ruch nie był już dla niej problemem. Nie wiedząc co robić, odruchowo zaczęła się cofać, aż w końcu uderzyła w o filar. Nie mogąc już wytrzymać bólu, jaki sprawiał jej odgłos wszystkiego co było dookoła, ponownie zatkała sobie uszy, lecz na niewiele się to zdało. Ból narastał, był coraz większy. „Niech to się w końcu skończy! Dlaczego mi to robisz? Chcesz mnie stąd zabrać? To dlaczego w takich mękach? Co ja takiego zrobiłam?”. Nie wytrzymała. Znów krzyczała. Gardło miała już tak zdarte, że przypominało to bardziej zawodzenie starego psa, niż krzyk młodej kobiety.
  Kastiel widząc jak dar, który przed chwilą został w niej uwolniony, próbuje zniszczyć ją od środka, chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął je do siebie. Spojrzał jej prosto w oczy. Z jego bił niepokój. Strach o jej życie. Tak. Kastiel, ten zły i niedobry, bał się.
- Lily. Lily patrz na mnie. Otwórz oczy i spójrz na mnie. Proszę.


14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hej.Czść i czołem.
      Pisałam ten komentarz trzy razy i za każdym razem przez przypadek usuwałam ;[
      No, ale cóż taki mój los, piszę go po raz czwarty.
      Wracam do domu i od razu odpalam interneta, wchodzę na twojego bloga, paczam, a tam nowiusieńki rozdzialik, aż mi się łezka w oku zakręciła.
      Stałam na środku pokoju i odwalałam na środku taniec robota xD.
      Czytam, czytam i jeszcze raz czytam, i nie mogę przestać.
      Kiedy wkręciłam się w ten rozdział, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam robić e swoje miny i gestykulować.
      Siostra się na mnie patrzy i pyta "Ej, może chcesz melisy na uspokojenie?!"
      A ja takie "hfuwnkbhci3hwrujnwjen!"
      A ona powoli się wycofuje tyłem.
      Z powrotem zatapiam się w nim.
      Zauważyłam taki macupieńki błędzik, tam gdzie napisałaś Rzek, zjadłaś literkę, a po za tym to chyba tyle ;]
      Te uwalnianie daru jest naprawdę bloesne *wdryga się*.
      Naaaathaniel! masz u mnie dychę punktów chłopie *3* za te martwienie się o naszą bohaterkę ;D
      Czy pan Kastiel ma focha na cały świat?
      Hehehehehehe....foch ever forever, jak ja to mówię ;)
      Wiesz, chyba skończę ten swój bezsensowny i nikomu nie potrzebny komentarz ;c
      PS.Dziękuję!Chociaż ty pamiętałaś, nie to co chłopaki *prycha*
      PSS.Co ile tak wstawiasz posty?;3
      PSSS.Fajna muzyka, wczułam się i nawet nie czytając tylko słucham ;D
      PSSSS.Do zobaczenia *3*

      Usuń
    2. Hejka. Strasznie mi miło, że się podobało. Jest to dla mnie niezwykle motywujące. A jeszcze jak czytam teki komentarze jak twój to po prostu twarz sama mi się śmieje.
      A posty staram się wstawiać raz w tygodniu. Zależy jeszcze ile mam roboty. Szkoła niestety nie odpuszcza. Postaram się, aby następny był w sobotę.
      Pozdrawiam ;D

      Usuń
  2. Wchodzę. Komputer/ Albo nei, wolę laptop. Tak czy siak wróciłam ze szkoły i postanowiłam sprawdzić czy są u kogoś jest nowy rozdział. I taka radość, że u ciebie xD

    No i biorę się do czytania z radochą jak mały dzieciak. No i nagle po koniec rozdziału serce skoczyło mi do gardła...
    Że to ją zabija od środka? Ale...
    Wdech, wydech Anka, wdech wydech...
    i jeszcze w takim momencie przerwane!
    Błagam dawaj szybko nowy!
    Nie trzymaj mnie w takiej niepewności xD
    ano... i naucz mnie tak pisać. Bo to już jakieś fatum że na jakiego bloga nie spojrzę to jest wszędzie lepiej ode mnie.

    Pozdrawiam! Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie przesadzaj tak. Nie jestem jakimś Tolkienem w spódnicy. Miło mi, że podoba ci się moje opowiadanie. Co jak co, ale ty wcale nie piszesz gorzej. Bardzo lubię wpaść do ciebie i poczytać. Podoba mi się twój styl pisania i przede wszystkim oryginalność. Masz świetne pomysły. Więc nie zamartwiać mi się tam. To rozkaz :D
      Następny rozdział jest już w długości czterech linijek. Myślę, że na sobotę będzie już gotowy.
      Pozdrawiam i dzięki za wenę.

      Usuń
    2. Oj, ja nigdy nie przesadzam xD ( no prawie nigdy... ale na pewno nie w tym przypadku!)

      Ano, dzięki za ta pochwałę. Chociaż komuś to się podoba xD Ale ty mnie bijesz na łopatki kochana. KO, nokaut i tym podobne określenia :) I bardzo podoba mi się muzyka w tle, daje taki fajny nastrój do opowiadania ^^

      Usuń
  3. Witaj! Zapewne się za mną bardzo stęskniłaś (pff, jestem straszna... wszak komentuję twoje posty zawsze, odkąd nadgoniłam rozdziały. Poza tym, kto by się tam cieszył z tej mojej bezsensownej gadaniny? Hm, pomyślmy... no ja oczywiście! Jeśli napiszę coś z sensem pod tym opowiadaniem, to będę z siebie dumna... /na jej twarzy pojawia się dziwny uśmieszek, ale dziewczyna zaraz uderza się otwartą dłonią w czoło, zupełnie jak Nataniel/ Przecież to, co piszę, już robi się... nie, to już jest bezsensowne [od kiedy ja tak wiele piszę w nawiasach???])
    Przejdę może do rozdziału. Jest on jak zwykle świetny, i tak jakoś przypadł mi do gustu... Wiesz, posiadam zdolności niszczące psychikę ludzką (istnieje prawdopodobność, że jestem jakimś potworem, a nie przedstawicielem homosapiens), a więc ucieszyłam się, widząc te męczarnie... No dobra, jestem straszna. Lili musiała nieźle pocierpieć, aż sobie to wyobraziłam. Wspułczuć, czy też nie? Nie wiem, wybierz sama odpowiedź, która pasuje ci bardziej, ja jestem istotą nie posiadającą zbyt wielu uczuć.
    Ciekawi mnie, jaki dar ma w sobie Lili? Jeżeli już ujawniłaś jego część, to jestem jakaś niekumata, co chyba musisz mi wybaczyć.
    O, Nataniel, spokojnie! Własnemu ojcu nie ufasz? (Bo Gabriel jest jego ojcem, no nie?)
    Kastiel taki zatroskany... ten osioł jest świetny, jakkolwiek dziwnie to zabrzmiXD
    Kilka pytań mnie nurtuje, a mianowicie, jak już wspomniałam wcześniej, jaki to dar uwolniono z Lili? Dlaczego ją to niszczyło od środka? I co się stało z jej słuchem? Dziewczyno, nie każ mi czekać zbyt długo i pisz szybko!
    A, jeszcze jedno, thanks za życzenia, choć ja nie przepadam za tym świętem... Najchętniej schowałabym się pod pierzyną w łóżku i nie wychodziłaXD
    Aha, czy Nat kiedyś wspomniał coś o Narni? I mówił na serio?
    O Geezas, zdałam właśnie sobie sprawę, że to, co piszę, nie posiada ładu i składu... co również mi musisz wybaczyć. Właściwie, to chyba nie musisz, bo to ty decydujesz, co robisz;)
    A więc, kontynuując to co nabazgrałam (tak, dobrze przeczytałaś) kilka zdań wcześniej, mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział. Przesyłam więc tradycyjnie całe mnóstwo paczek z pomysłami ( dostałaś je, prawda? Jak tak, to możesz poskarżyć się na mojego kurieraXD), wiele wolnego, jak i dobrze spędzonego czasu, smych dobrych ocen i czego tam jeszcze chcesz;) I zapraszam do siebie:
    http://czerwonarzeka.blogspot.com/?m=1
    Twa ulubiona (ach, znowu te marzenia), wierna czytelniczka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany. Od czego ja tu mam zacząć ja się pytam? Dobra. Czytam jeszcze raz i obmyślam plan wydarzeń. Większość ludzi raczej byłoby smutnych i przerażonych, tym co stało się Lily, i w jakich męczarniach się znalazła. Ale czy ty będziesz współczuć, to już od ciebie zależy. Tylko i wyłącznie. Przykro mi, nie wyręczę cię z tak trudnej decyzji :D
      Tak. Gabriel to ojciec Nataniela. Potwierdzam.
      Jeśli chodzi o dar, to można się gdzieś tam domyślać co to jest, ale jeszcze Lily nie dostała konkretnej informacji co to jest, więc można się tylko domyślać.
      Kastiel osioł. Tego jeszcze nie słyszałam, ale podoba mi się XD
      Na resztę pytań w przyszłości na pewno znajdziesz odpowiedzi. Nie można tak podawać tak wszystkiego na raz, bo byłoby nudno.
      Dzięki za wszystkie dobre słowa.
      Pozdrawiam Ciebie i informuję, że wszystkie was uwielbiam. Po równo :D

      Usuń
  4. Witam!
    Już na początku chciałabym Cię bardzo przeprosić za moją długą nieobecność. Jak widzę, ty starasz się odwiedzać i czytać moje opowiadanie regularnie, a ja...Odrobinę to zaniedbuje. Chciałabym odwiedzać częściej, ale mam okropnie dużo nauki w tym roku, a poza tym i inne obowiązki.
    No, ale dosyć moich tłumaczeń. Coś o rozdziale. A więc tak, bardzo ciekawy...Zauważyłam że fabuła się rozkręciła. I do tego bojący się Kastiel...Hmmm, wszystko jest możliwe. I cieszę się, bo jest mój Nataniel! Taki troskliwy....
    Nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Może podziękuję Ci jeszcze za nominacje i postaram się znowu skomentować, jak będę miała więcej czasu.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Znam ten ból. Książki na biurku aż na mnie wrzeszczą.
      Dziękuję za komentarz. Nat jeszcze nie raz się pojawi. Zapewniam :D
      Dziękuję za wenę i pozdrawiam :D

      Usuń
  5. Dzień doberek! Wita nowa czytelniczka twojego bloga!

    Mało które fantasy-fan fiction przypada mi do gustu. W sumie do tej pory znałam tylko dwa, które były dla mnie fajne. A teraz są trzy.

    Cholernie podobają mi się twoje opisy ludzi, otoczenia. Przyjemne dla oka, szczegółowe. Wszystko, co lubię.

    Kiedy piszesz o tym, kiedy w jej głowie są te wszystkie dźwięki, aż zaczynają przechodzić mnie dreszcze. I choć potem boję się po nocach, to wyszło ci świetnie.

    Kas jako wilkołak? Yaaay, moje marzenia się spełniają!
    Trochę się pogubiłam w tym, co było, zanim główna bohaterka się urodziła. Za dużo informacji na raz, jak dla mojego małego móżdżku.

    Sorry, jeśli komentarz wyszedł chaotycznie. Ja po prostu nie potrafię pisać takich rzeczy składnie, i ładnie :/

    Pozdrawiam i życzę cuksów, czekoladek i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i zapraszam do siebie: http://za-wszelka-cene-sf.blogspot.com/

      Usuń
    2. Hejka. Miło mi słyszeć, że podoba ci się moje opowiadanie. Zawsze przykładam się do tego, aby wszystko wyszło jak najlepiej.
      Dziękuję za komentarz i na pewno wpadnę do ciebie jak tylko znajdę chwilkę.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Nie mam czasu czytać....ale ma to swoje plusy! Później mam nie jeden, a dwa rozdziały do czytania i cieszę się niesamowicie :D Czyżby Kastiel na moment złagodniał? Końcówka genialna. Cały rozdział także, pozdrawiam i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń