I co jeszcze. A, już wiem. Chciałabym wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze jakie zostawiacie pod postami. Jest to niezmiernie motywujące do dalszej pracy. I tak właściwie to jak patrzę na moja rozpiskę wszystkich pomysł, które chciałabym zrealizować i na to ile już można skreślić z listy, to stwierdzam, że ten rozdział będzie trwał chyba w nieskończoność.
No ale już dosyć tej mojej paplaniny.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :D
Nagle poczuła jak do jej uszu jest
coś wkładane. Doznała natychmiastowej ulgi. Wszystkie dodatkowe
dźwięki, jakie plątały się wokół niej, zniknęły. Wszystko
wróciło do normy. Prawie wszystko. Niby słyszała tak jak dawniej,
ale coś jej nie pasowało. Jakby to było za mało. Nie była w
stanie dosłyszeć oddechu Kastiela, który klęczał tuż przed nią,
ani cichych kroków Gabriela, które robił na zakrwawionej podłodze.
- Lily. Hej. Spójrz mi w oczy. Tu
jestem. - chłopak złapał jej twarz w ręce i obrócił w swoją
stronę cały czas trzymając, aby mieć pewność, że na pewno jej
wzrok nie będzie uciekał gdzieś na boki. Ciągle była w szoku.
Przerażenie wypełniało ją od stóp do głowy. Miała ochotę
schować się gdzieś głęboko pod ziemią i się stamtąd nie
ruszać. Ciało wciąż reagowało delikatnymi drgawkami, a skórę
pokryła gęsia skórka. Lily przełknęła głośno ślinę i
spojrzała wprost w oczy czerwonowłosego. Szare tęczówki wypełniał
strach. Nic więcej.
- Co się stało? - wychrypiała ledwo
zrozumiale
- Twój...
- Może lepiej niech najpierw dojdzie
do siebie. Przebież się, umyj. To ci dobrze zrobi. Potem
porozmawiamy. - powiedział mężczyzna zbierając rozsypany proszek
do materiałowego woreczka. Kastiel zerknął na niego jednym okiem,
po czym przytaknął. Wstał i wysunął rękę, w geście pomocy.
Lily przez chwilę zastanawiała się nad wszystkim co się przed
chwilą wydarzyło. Wpatrywała się w silną dłoń chłopaka i ani
razu nawet nie mrugnęła.
- Skarbie. Nie będę tutaj stał
wiecznie. Ruszamy się. Ruszamy. - w jednej chwili z twarzy zniknęło
przerażenie, a na jego miejscu pojawił się już dobrze znany
dziewczynie uśmieszek, jakby nieco chytry, ale jednak miał w sobie
to coś. Coś intrygującego. Lily drgnęła lekko głową, jakby
obudziła się z jakiegoś transu. Po przeanalizowaniu wszystkiego w
myślach, oczywiście na tyle, na ile jej rozum na to pozwalał,
chwyciła dłoń chłopaka, po czym stanęła na równych nogach.
Jednak tuż po chwili znajdowała się w połowie drogi do podłogi,
będąc zawieszoną w ramionach Kastiela. Czuła jakby jej nogi
zbudowane były z waty. Zagięły się pod naporem reszty ciała i
zaczęła lecieć w dół. - No. Drugi raz jednego dnia mam cię
łapać. Robisz to specjalnie? - jego uśmieszek rozszerzył się i
po chwili miał w sobie szczyptę, ale idealnie zauważalną,
zmysłowości. Lily natychmiast nabrała siły, stanęła
samodzielnie na nogach, wyrywając się z objęć chłopaka,
delikatnie go przy tym pchając. - Skarbie! Nie musisz dziękować! -
zachwyt samym sobą bił od niego z daleko. Dziewczyna nienawidziła
ludzi, którzy ekscytują się wszystkim co jest z nimi związane,
więc jej jedynym marzeniem w owej chwili było, aby jak najszybciej
się od niego oddalić. Szybkim krokiem wdrapała się na samą górę
schodów.
Już chwytała za klamkę, gdy na jej rękę spadło jego,
malutkie źdźbło trawy. Znowu. Wzięła je drugą ręką i
przysunęła do twarzy. Obróciła kilka razy w palcach, wokół
własnej osi uważnie mu się przyglądając. Jednak gdy tylko
dostrzegła kątem oka, że Kastiel zbliża się coraz bardziej
otworzyła zamaszyście drzwi jedną dłonią, a za nimi ujrzała
zniecierpliwione twarze czwórcy złożonej z Kim opierającej się
plecami o ścianę, Kentina, który bawił się przyciskami na panelu
od windy, Nataniela siedzącego na podłodze, i Alexego, który już
rzucał się jej na szyję.
- Jak się czujesz? Nic ci nie jest? To
było straszne. Co poszło nie tak? Uwolnili dar? Jak tam po
przemianie? - słowa wypływały z jego ust jak pędzący wodospad.
Radość promieniała od niego na wszystkie strony. Ściskał ją
coraz mocniej, a słowa wypowiadane były coraz szybciej.
- A-Al-Alexy... D-D-Du-Dusisz. -
zarówno przez zdarte gardło, w którym czuła lekki posmak krwi,
jak i uścisk na szyi, jej słowa przypominał raczej pijański
bełkot
- Oj przepraszam. - odsunął się z
lekko zawstydzoną miną. Ale długo na niej nie zagościła – Jak
ty wyglądasz?! Muszę się tobą natychmiast zająć! Przecież tak
nie można!
- Alexy. Daj jej spokój. Ona musi
odpocząć, a do tego nie musi wyglądać jak modelka z pokazu. -
odparł nieco zdegustowany Kentin. Ale faktycznie. Lily wyglądała
strasznie. Jej długie, sięgające do pasa, włosy posklejane były,
już zasychającą, krwią tworząc na jej głowie kilka pajęczych
nóg. Sińce i podkrążone oczy były wynikiem całonocnego braku
snu. Przesiąknięte czerwonym płynem ubrania, zdarta skóra na
kostkach i nadgarstkach. W skrócie mówiąc, jeden wielki obraz
rozpaczy.
- Dokładnie. - przytaknęła Kim –
Chodź Lil. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Tam będziesz miała
w końcu chwilę tylko dla siebie. - uśmiechnęła się
przyjacielsko i kiwnęła głową, aby dziewczyna poszła za nią.
Ruszyła, posyłając chłopakom dziękujące spojrzenie, jednak
kiedy odwróciła głowę w stronę korytarza, spotkała się z
czyimś ciałem. Z racji ostatnich przeżyć, nawet takie delikatne
uderzenie, nie było niczym przyjemnym. Lekko zakręciło jej się w
głowie. Uniosła lwzrok. Przed nią stał zasmucony Nataniel. Kilka
pasemek, lekko skręconych, włosów opadły mu na twarz, jeszcze
bardziej przyprawiając ją o zgaszony wyraz.
- Mam nadzieję, że już nie będziesz
musiała czegoś takiego doświadczać. Wierzę, że już wszystko
się poukłada. - lekko się uśmiechnął, nie chcąc aby dziewczyna
miała wrażenie, że jest nieszczery. Nie mając zamiaru jeszcze
bardziej drażnić gardła, jedynie kiwnęła wyrażając swoją
wdzięczność za miłe słowa.
Lily minęła chłopaka i ruszyła za
Kim. Po kilku metrach stanęły przez drzwiami. Wszystkie były takie
same. Odcień orzechowy, na środku wydrążone liście dębu i
żołędzie. Pozłacana, okrągła klamka. Kim położyła opuszki
palców na ich powierzchni i lekko pchnęła ukazując wnętrze
pokoju. Był niezwykle ubogo wyposażony. Jedynym meblem jaki się
tam znajdował było wielkie łóżko pod lewą ścianą. Materac
przykryty był wielką, puchatą kołdrą w kolorze błękitu. Na
niej spoczywał miękki koc spowity śnieżnobiałą bielą. Spod
pierzyny wysuwały się dwie jasne poduszki, nałożone jedna na
drugą. Łóżko było ogromne. Renesansowy mebel z drewna
orzechowego. Spiralne kolumny po bokach, liczne rzeźny i bogato
zwieńczone wezgłowie. Kim weszła jako pierwsza do środka i
stanęła na samym środku.
- Może pokój nie robi wielkiego
wrażenia, ale specjalnie nic tu nie ma. Ty tu mieszkasz, i to od
ciebie zależy jak on będzie wyglądał. Jak tylko dojdziesz do
siebie mniej więcej powiesz jak chcesz, aby był urządzony. Tam –
odwróciła się i wskazała na białe drzwi – jest łazienka. Idź
się umyj bo Alexy urwie mi głowę. - podeszła do Lily i położyła
jej rękę na ramieniu – Potem się prześpij. Drzemka od razu
podniesie cię na nogi. - już miała wychodzić gdy nagle dodała –
A. Ubrania są w łazience. Resztę zabrał Al. I szczerze mówiąc,
już się boje co z nimi zrobił. - zaśmiała się pod nosem i
wyszła, zamykając cicho drzwi.
Lily stała pół metra od wejścia i
patrzyła się na pusty pokój, oświetlany w taki sam sposób jak
reszta pomieszczeń – żółte kamienie. W dwóch miejscach wisiały
długie, ciężkie zasłony, ozdobione tłoczonym, kwiatowym wzorem.
Ściany najprawdopodobniej były pokryte żółtą farbą, a na
podłodze ułożone zostały jasne panele. Stała tak i patrzyła.
Nie miała ochoty na nic. „A tak właściwie, to o co chodzi?”
Nagle poczuła jak bardzo jest
zmęczona. Przetarła senne oczy. Jednak one zamiast lekko się
ożywić, jeszcze bardziej zaczęły się kleić. Mając gdzieś, w
jakim jest stanie, padła jak długo na łóżko. Szybko zakopała
się pod puchatą kołdrę i zamknęła oczy. Sen przyszedł
momentalnie.
- Lily! Lily zejdź już stąd!
Jeszcze sobie krzywdę zrobisz. - usłyszała zatroskany głos brata
-
Niby jak? Przecież mnie obronisz. Jak zawsze. - zaśmiała się
wesoło wchodząc jeszcze wyżej na skałę
- A co jeśli tym razem tak nie
będzie? Jeżeli nie będzie mnie przy tobie?
- Będziesz, będziesz. Bo niby
gdzie miałbyś się wybrać? - jej małe nóżki zwisały ze szczytu
kilkumetrowego kamienia, niedaleko wielkiego klifu
- Sebastian. Dlaczego pozwoliłeś
jej tam wejść! - ze stuletniego dębu wyłoniła się para ludzi w
starszym wieku, trzymających się za ręce. - Jak ona teraz stamtąd
zejdzie?
- Pozwoliłem? Przecież tego małego
gada nie idzie dogonić. Na chwilę spuściłem ją z oczu i takie
oto rzeczy wyrabia! Ja tu nie mam nic do gadania. - zezłoszczony
skrzyżował ręce na piersi, a dumna z siedzie Lily szczerzyła się
pokazując swoje braki w uzębieniu
- Chodź tu skarbie.
- Ale jak?
- Nie bój się. Złapię
cię. - po chwili zawahania, odepchnęła się mocno od zimnej
powierzchni i zaczęła lecieć w dół, aż znalazła się w
ramionach ojca. Zakręcił nią kilka razy w powietrzu i mocno
uściskał. Czuła na sobie siłę jego dłoni. Właśnie tam czuła
się w pełni bezpiecznie. Powoli odstawił córkę na ziemię. Lily
rozejrzała się dookoła. Piękne, idealnie przejrzyste morze z
jednej strony, gdzie delikatne fale gładziły powierzchnię plaży.
Po drugiej ogromna polana, z której unosił się zapach trawy i
kwiatów. Gdzieś niedaleko pszczoły dawały znać o swojej
obecności. Jednak w jednej chwili, jakby za pstryknięciem palców,
niebo, wcześniej błękitne z kilkoma puchatymi bałwanami, zrobiło
się czarne od burzowych chmur, z których błyskawice i grzmoty
strzelały jak fajerwerki. Wiatr rozwiewał włosy zarówno jej
matce, jak i jej samej. Schowała się za rodzicami, a Bash obejmował
ją z tyłu dodając otuchy. Coś zauważyła. Na niebie, z chmur
zaczęła formować się ręka, która po chwili zamieniła się w
pięść. Leciała prosto na nich. Dziewczynka zamknęła oczy
wyczekując najgorszego, ale nagły uścisk na przedramionach, który
odpychał ją na bok sprawił, że ponownie je otworzyła. Jedyne co
zdołała jeszcze dostrzec to błysk wisiorka na piersi matki i głos
chłopaka : Proszę. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał.
- Nie! - dziecięcy pisk
rozniósł się w powietrzu, a Lily rzuciła się w stronę przepaści
i będąc już na jej krawędzi
-
Nie! - wychrypiała unosząc się po pozycji siedzącej – Nie.
Rozejrzała
się wokół. Znów ujrzała pokój spowity półmrokiem, w którym
gdzieniegdzie przepijały się żółte wiązki światła. I mimo że
wewnątrz było nadzwyczaj ciepło, ją przeszedł dreszcz. Oddychała
nierówno. Serce waliło, przypominając uciekające przez
zagrożeniem zwierzęta. Przetarła twarz dłońmi, kierując je na
kark gdzie się zatrzymały. Powoli wzięła dwa głębokie wdechy i
opadła z powrotem na poduszki. Patrzyła się na kremowy sufit
obojętnym wzrokiem. Żadne myśli nie przelatywały jej przez głowę.
Nie wiedziała, czy to z powodu ciągle ciążącego na niej
zmęczeniu, czy powolnego oswajaniu się z zaistniałą sytuacją. I
tak leżała. Jednak, druga, piąta, ósma minuta.
- Nie.
Już nie dam rady. - zerwała się z łóżka czując, że wymarzony
sen na pewno do niej nie zawita.
Spojrzała na wielkie zasłony i w końcu stwierdziła, że czas
sprawdzić dlaczego nie ma tutaj żadnych okien. Podeszła do jednej
pary, zacisnęła dłonie na grubej tkaninie i oddzieliła je od
siebie, wbijając w powietrze kłęby duszącego kurzu. W ścianie
faktycznie było umocowane gotyckie okno, wypełnione maswerkiem, a
we wnętrzu umieszczony był różnokolorowy witraż. Sama góra
zwieńczona została wimpergą. Ale ku jej zaskoczeniu, za szybą
zamiast najczęściej spotykanego widoku jakieś przyrody czy miast,
napotkała ziemię. Tak jakby znajdowała się kilka metrów pod
powierzchnią. Dzięki znajomym czarodziejom, udało zachować się
te największe. Umieścili je pod ziemią. W tej chwili
zrozumiała, co Gabriel miał na myśli. Zasunęła zasłony z
powrotem, aby nie powodowały dodatkowego mroku. Skończyło się to
kolejną falą kurzu, którym była już pokryta w całości.
Wzdychnęła bezradnie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Spuściła
wzrok, spoglądając na swoje nagie stopy. „Chyba czas wrócić
do wyglądu człowieka”.
Szurając nogami o podłogę, weszła do łazienki. O dziwo nie
przypominała wyglądem reszty pokoju. Nowoczesny wystrój,
przestronne wnętrze. Na jednej ze ścian piękna fototapeta z
szafirową wodą, na którą padały rozchodzące się promienie
słońca. Pod nią duża, narożna wanna, na której zawieszony był
jasnoniebieski ręcznik. Obok prysznic bez brodzika, po przeciwnej
stronie umywalka w kształcie półmiska na białej szafce, a obok
toaleta. Na podłodze jasnoszare płytki z nieregularnym wzorem na
ich powierzchni. Na suficie umocowane zostały kamienie, które swoją
żółtą poświatą, dawały elegancką oprawę.
Lily
delikatnie zdjęła z siebie ubranie, rozsunęła drzwi do prysznica,
uniosła uchwyt a zimna woda zaczęła spływać po klejącym się
ciele. Otuliła się ramionami i wsłuchiwała się w przyjemnie
odbijające się krople wody. Zamknęła oczy i uniosła głowę, aby
oczyścić umysł. Przyjemne zimno dawało jej wytchnienie. Uczucie
znikającego brudu dawało wrażenie całkowitej odnowy, jakby na
nowo się rodziła. Usiadła na podłodze a głowę oparła o ścianę.
Podkuliła kolana, które objęła ramionami. Obserwowała walkę
kropli wody na szklanej szybie. Jedna wygrywała, druga tuż za nią.
Z tyłu pędziła trzecia, wnikając w czwartą. Spuściła głowę.
Spostrzegła swoje ciągle brudne paznokcie. Krew, ziemia. W rogu
zauważyłą małą, czerwoną kostkę mydła. Po chwili bezczynnego
patrzenia, wstała i chwyciła kostkę w ręce. Woda z każdą chwilą
stawała się coraz to zimniejsza. Aż w końcu można jej było dać
status lodowatej. Przekręciła uchwyt w drugą stronę a gorąca
woda momentalnie otuliła jej nagie ciało. Natychmiast zmyła z
siebie wszystkie zanieczyszczenia. Włosy przestały być posklejane,
paznokcie ponownie przybrały różowawy kolor, skóra zaczęła
oddychać. Wychodząc z kabiny poczuła się świeża i wolna. Jednak
coś sobie uświadomiła. Nie ma nic, w co mogłaby się ubrać.
„Zaraz. Kim coś wspominała, że Alexy przyniósł tu jakieś.”
Spojrzała na szafkę z umywalką. Na niej zawieszona została para
spodni, jakaś bluzka, buty leżały na podłodze, a obok
mydelniczki, złożona w kosteczkę bielizna i biustonosz. „No
to mamy kolejnego do odstrzału”. Warknęła sama do siebie,
rozpoznając swoje rzeczy. Czuła się pewniej, gdy miała
świadomość, że chociaż jakaś mała cząstka jej samej jest z
nią. Jednak myśl, że ktoś poza nią tego dotykał, rozdrażniał
ją coraz bardziej.
Wyszła z zaparowanego pomieszczenia kierując
się w stronę wyjścia. Jednak będąc tuż przed progiem,
dostrzegła na małej szafeczce nocnej, tuż obok łóżka, duży
kubek, obok którego stała karteczka z napisem „Wypij to”.
Podeszła bliżej, złapała zimną porcelanę w ręce i zerknęła
co jest wewnątrz naczynia. Jakiś lekko żółtawy płyn.
Przybliżyła je do nosa, mając nadzieję, że rozpozna napój po
jego zapachu. Nic. Wyczuwała aromaty wanilii, goździki, jakby miód
i mleko. A może i jeszcze orzechy. No ale skoro każą wypić.
Przystawiła kubek do warg i powoli przechyliła, nalewając do ust
niewielką porcję. W smaku było bardzo przyjemne. Słodkie, ale nie
za słodkie. Coś w rodzaju cukierków mlecznych z udziałem musli.
Przechyliła jeszcze bardziej biorąc to coraz większe łyki. Aż w
końcu w naczyniu nie została nawet kropelka. Poczuła dziwną ulgę.
Miała wrażenie, że właśnie wypity napój stworzył na jej
zdartym gardle miękki opatrunek, który nie dawał się przedrzeć
żadnym nieprzyjacielom, chcącym je jeszcze bardziej zranić.
Odstawiła kubek na stoliczek i tym razem, bez żadnych przeszkód
znalazła się na zewnątrz.
Ale
stojąc na korytarzu, uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, w
którą stronę ma się udać. W prawo? W lewo? W które drzwi wejść?
Gdzieś w podświadomości widziała, jak idzie tędy wraz z Kim i
postanowiła odtworzył ścieżkę. „Przecież to nie może być
trudne. Kilka metrów korytarza zaledwie”. To ciekawe jak
bardzo można się mylić, z pozoru tak prostej sprawie. Wszystko
wyglądało tak samo. Każda lampa, każde drzwi, a korytarz wydawał
się ciągnąć w nieskończoność. Gdy straciła wiarę w
odnalezienie wielkich drzwi, opadła na ziemię i wzdychnęła
bezradnie. Schowała twarz pomiędzy kolana i czekała na cud. Ten
nadszedł szybciej niż by się mogło wydawać. Poczuła na sobie
czyjś wzrok. Unosząc głowę dostrzegła najpierw luźne,
ciemnozielone spodnie, potem czarną koszulkę a na niej białą
koszulę, a na samym końcu zielone, roześmiane oczy, nad którymi
unosiła się mgiełka kasztanowych włosów.
- Czyżby
ktoś się zgubił?
- Nie.
Nitki w dywanie liczę. - parsknęła ironicznie – Jakiś problem?
- gdy spojrzała za chłopaka dojrzała upragnione miejsce. Wielkie,
mahoniowe drzwi. - Jak słowo daję, zaraz się wścieknę. - wstała
gwałtownie odpychając się dłońmi od miękkiej powierzchni i
używając nieco większej siły, pchnęła drzwi.
- Ałł!
Wariatko! Uważaj! Nie jesteś tutaj jedyna! - słysząc wysoki pisk
i czując dziwny dreszcz na ciele, cofnęła się o krok z trwogą
rozglądając się na boki. Zza prawego skrzydła drzwi wyszła
szatynka, pocierając swój łokieć, to w górę, to w dół.
Patrząc się na jej podminowaną twarz, z której aż biły pioruny
grozy, zrobiła jeszcze jeden krok w tył. Czuła jakby jad, który
towarzyszył jej podczas ich pierwszego spotkania, parzył ją po
ciele. Jednak widząc w dole pokoju roześmianego Alexego, przestało
interesować ją cokolwiek. „No już Lil. Ten zadufany w sobie
kaszalot z toną zaprawy murarskiej nie może cię wytrącić z
równowagi. Z gorszymi dawałaś sobie radę”.
-
Przepraszam. - powiedziała nieszczerze, co tak się rzucało w uszy,
że aż kuło. Zwinnym ruchem minęła Debrę, stawiając zgrabne
kroki na stopniach schodów, chcąc robić to z jak największą
elegancją, aby pokazać jak bardzo przejęła się zaistniałą
sytuacją.
- Ty
pieprzona szmato. Myślisz, że wszystko ci wolno? Uważasz, że kim
ty niby jesteś? Powiem ci kim jesteś! Nierozgarniętym bachorem,
który myśli, że wszyscy będą na jego zawołanie i będą mu
ustępować z drogi. Nic dziwnego, że rodzice cię nie chcieli. -
nie odwracając się ani razu podczas jej wypowiedzi, zastanawiała
się jak w tak małej główne zmieściło się tyle słów.
Stawiając stopy na przedostatnim schodku stanęła, odwróciła się
z uśmiechem słodkiej dziewczynki a policzki sformowała w chomicze
puchy.
- Wiesz,
że nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które w
dostatecznie obelżywy sposób byłyby w stanie opisać twojego
zachowania?
- Ee?
Co? - dziewczynę ewidentnie zatkało i były to jedyne słowa, które
była w stanie z siebie wykrzesać. Lily odwróciła się ponownie z
nieskromnym wyrazem, który w jednej chwili zawitał na jej twarz.
Dostrzegła przed sobą zarówno niebieskowłosego, jak i Nataniela,
który wyciągał przed siebie swoje długie nogi w fotelu i
obserwował każdy jej ruch. Dziewczyna klapnęła obok Alexego,
który aż promieniować optymizmem. W jego jasnych oczach skakały
iskierki ekscytacji. Tylko, że Lily w żaden sposób nie mogła
pojąć z jakiej przyczyny.
- Chyba
musimy poważnie porozmawiać? - zaczęła statecznym tonem. Jednak
podniecenie nie zniknęło w żaden sposób z jego twarzy. Wręcz
przeciwnie.
- I
chyba nawet wiem o czym. I wiedź na wstępnie, że mam kilka uwag. -
chciał mówić dalej, jednak jego wypowiedź zakłóciło donośne
skrzypnięcie ukrytych drzwi, które rozniosło się echem po
pomieszczeniu. Ze ściany wyłonił się Gabriel. Gdy tylko dostrzegł
siedzącą na kanapie Lily, przyspieszył kroku.
- No to
jak? Wypoczęta?
- Można
tak powiedzieć. A właśnie, która jest godzina?
-
Szesnasta. Następnego dnia. - blondynka zrobiła wielkie oczy –
Tak. Spałaś szesnaście godzin. - oczy rozszerzyły się jeszcze
bardziej. - No to jak już czujesz się lepiej, to może opowiem ci
co nieco na temat twojego daru.
- No
właśnie. Wyjaśnisz mi dlaczego mam to coś w uszach? - spytała
lekko poddenerwowana obecnością, czegoś co przypominało zatyczki
- Jak
już wspominałem wczoraj, tylko potomkowie Anielicy mają zdolności
związane ze zmysłami. Ty masz niezwykle czuły słuch. I do puki
nie opanujesz daru będziesz musiała nosić te zatyczki, aby nie
oszaleć. Bo jak już zdołałaś się przekonać, czuły to raczej
za mało powiedziane. - Lily od razu przypomniała sobie wczorajszy
dzień. Szok, brak możliwości ruszenia się choćby na milimetr,
uczucie wewnętrznej pustki i bezradności. Dźwięki. Ogłuszające
jej umysł, które sprawiały, że bolało ją całe ciało. I ulga
wywołana zatkaniem uszu.
- Ale
jeżeli mam zatyczki, to czy nie powinnam w ogóle nie słyszeć?
- Ja
czy, nie wiem Alexy, nie słyszelibyśmy nic. To jest tak mocny
materiał, że nawet Kastiel by się nie oparł. Ale twój słuch nie
jest taki jak innych. Jest to najbardziej wyczulony na wszelkie
zmiany słuch na świecie. - wzdychnął niespokojnie spoglądając
na syna – Tylko nie wiem co mogło pójść nie tak. Wszystko
robiłem tak jak zawsze. Twoje ciało zareagowało... inaczej. Zawsze
ono nawet pomagało w uwalnianiu daru. W twoim wypadku było
odwrotnie. Opierało się przed tym. Jakby się broniło. I mam
wielką obawę, że i twoje opanowywanie daru będzie znacznie
wydłużone.
- A ile
to zazwyczaj trwa?
-
Tydzień. Maksymalnie dwa.
- Jakoś
będę musiała to przeboleć. Tyle już przeszliśmy, że i ten
kawałek przejdziemy. - uśmiechnęła się łagodnie. I nagle sobie
przypomniała. Wstała i wyciągnęła z kieszeni spodni źdźbło
trawy, które wcześniej przełożyła z piżamy. Uniosła je do
góry, ukazując w całości. - Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego co
chwilę pod moje nogi spada trawa?
Witam.
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że jestem na ciebie niezmiernie wkurzona, delikatnie mówiąc? Dlaczegoż tak jest?
Bo nie przerywa się w TAKICH momentach, do cholery! Wiesz, ile ja dzisiaj w nocy powyrywam sobie włosów, zastanawiając się, dlaczego pod jej nogi spada trawa? Będziesz mi musiała kupić perukę, jak tak dalej pójdzie ;-;
A tak na serio. Widziałam kilka literówek. Poza tym, zero błędów (chyba). Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Po prostu super :) Pozdrawiam gorąco i życzę weny. Do następnego =^_^=
Dobra. Pierwsza peruka ja stawiam. Za resztę nie odpowiadam XD
UsuńDzięki za wypomnienie literówek. Ja osobiście po prostu czasami ich nie widzę, bo już wiem co tam piszę i moje oczy same przeskakują wyrazy.
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam :D
Cześć.
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam, że wstawisz jedenasty rozdział w sobotę aż trzęsłam się z ekscytacji, jednak weszłam w umówiony dzień...i nic, w niedziele nic, poniedziałek i o to jest! Od dzisiaj poniedziałek to dzień święty. W każdy poniedziałek będę wspominać twojego bloga. Kastiel, z początku myślałam, że on naprawdę się o nią martwi, ale jak już przeczytałam"skarbie", to aż coś się we mnie zatrząsało. Lubię Kastiela, chociaż jest trochę, nie oszukujmy się, on jest zły.
Bad Kastiel, very bad. Czytałam wiele blogów o tematyce słodki flirt i wierz mi lub nie, ale w twoim opowiadaniu Kastiel jest chyba najbardziej Kastielowy O.o
Wyobrażasz sobie, że jedna zamieniła Kastoela i Nathaniela rolami?! No i w dodatku Nathaniel w roli Kastiela był damskim bokserem. Masakra. No ale dość o innych, teraz Alexy :)
Ja go normalnie ubóstwiam, mimo, że dręczył i dusi Lily kiedy była w takim stanie. Debra, Lily, drzwi, łokieć i ta mina. To wszystko ma sens, mówię ci, bo gdyby Lily nie miała zatyczek w uszach pchnęłaby drzwi mocniej, przynajmniej ja bym tak zrobiła :D
Trawa? Wtf. Wtf? Wtf?! Wtf!. Nie ogarniam co z nią. Może ona się leni trawą? O.o
O kosmosie, dlaczego przerwałaś w tym momencie?
Dobra koniec żalów, kończę.
Papatki.
Życzę dużo weny, czasu i cierpliwości w pisaniu.
Do następnego!
Najbardziej Kastielowy Kastiel. Ciekawe :D
UsuńNo przepraszam za sobotę, ale no chciałam, ale nie wyszło. Życie. Mam nadzieję, że rozdziały będą się pojawiać wcześniej niż poniedziałek, ale to wszystko zależy od ilości materiału do ogarnięcia. Niestety chyba i tym razem będzie nieco później. Ale to się jeszcze zobaczy.
A co do trawy to spokojnie. Jest to rzecz zarezerwowana dla kogoś. Nie zdradzę kogo. Ale mogę zdradzić, że Debra będzie miała swój udział w rozszyfrowaniu tego. Dobra. Koniec spoilerów.
A przerwałam w tym momencie bo już mi się szczerze mówiąc nie chciało dalej pisać, a gdybym dalej zwlekała to byście mi chyba głowę urwały.
Tak więc pozdrawiam i dzięki za wenę :D
Jeeej! /przy dźwiękach polskiego rocka skacze na łóżku, a potem przez przypadek z niego spada i uderza mocno głową o czarny stół/
OdpowiedzUsuńNowy... rozdział... ! /rozmasowuje bolące miejsce/. Cieszę się jak dzieckoxD
Jejku, mieć taki słuch... straszne, przynajmniej dla mnie. Ciekawe, jak Lily to opanuje.
Lily, przybij piątkę! Założymy stronę na facebooku o nazwie "Chcące oddać do odstrzału większość żyjących ludzi"? /wali głową o ścianę, jednak za późno jest, bo dopiero teraz przypomina sobie o wcześniejszym wypadku/. Jestem głupia, nie przejmuj się mną. Ja tak mam o późnych porach.
Lili musiała wyglądać fatalnie...
O co chodzi z tą trawą? W takich momentach się nie przerywa! / robi obrażoną minę i krzyżuje ręce, jednak przypomina sobie, że pisze komentarz i nie może siedzieć w takiej pozycji/. Czy tam na górze się coś dzieje?
I WANT KNOW IT NOW! (Wiem, jestem kapryśna i trudno mi digodzić. Trudno, natury się nie zmienia... zwłaszcza, że mi pasujexD)
Ogólnie rozdział fantastyczny - no ba, w końcu taka tematyka (to nie było śmieszne-jestem żałosna). Opisy, temat... poprawiło mi znacznie humor;) A więc, wielkie dzięki, że postanowiłaś dodać posta dzisiaj.
Tak odnośnie mojego kuriera - dostałaś tą paczkę z weną? xD
Podobało się. Bardzo. Możesz być dumna:)
Więcej nie napiszę. Nie umiem
Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam. Do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo;)
Wiesz co. Strasznie poprawiłam mi dzisiaj humor. Naprawdę. Czytałam kolejne linijki a banan nie schodził mi z twarzy. I tak właściwie twoja natura mi nie przeszkadza. Trzeba mieć na świecie takich pozytywnych wariatów :D
UsuńTak. Wiem. Nie kończy się. Ale już wena mi się skończyła tego dnia. Trzeba poczekać XD Ale ani wy, ani Lily nie dowiecie się wszystkiego tak szybko jakbyście chciały. O nie. Na to nie pozwolę. Tak, jestem wredna. I za to się kocham :D
Paczka doszła, ale jeszcze nie otworzyłam. Czeka sobie spokojnie na odpowiedni moment, gdy nie będę miała tyle na głowie.
Również mam nadzieję, że niedługo się ponownie "spotkamy" i pozdrawiam :D
Zapraszam na rozdział trzeci:
OdpowiedzUsuńhttp://czerwonarzeka.blogspot.com/2016/03/rozdzia-3.html?m=1
;)
Ostatnia... xD
OdpowiedzUsuńJak zwykle ostro spóźniona... wszytsko przez ten głupi szlaban!
Rozdział jak zwykle palce lizać, pochłonęłam go dość szybko ^^
...
Teraz to muszę siedzieć i pilnować czy pojawiają się tu rozdziały, kiedyś będę pierwsza, buahaha!
...
Pozdrawiam!
Misty Blue
Dzięki za miłe słowa. I spokojnie. Kiedyś będziesz pierwsza. Wierzę w ciebie :D
UsuńPozdrawiam i życzę miłego dnia.
Udało się! Boże ukryty pod postacią malinowego cappuccino, dałam wreszcie radę przeczytać oba zaległe rozdziały! Przepraszam, że tak późno, ale wszelkie sprawunki szkolne zostawiłam na ostatnią chwilę i doszło do tego, że nie wiedziałam, w co powinnam pierwej ręce włożyć. I do tego ten nieszczęsny polski... Całą wenę odbierają mi rozprawki, charakterystyki i recenzje. Przyłapałam się nawet na tym, że porządnego komentarza nie potrafię sklecić. Więc z góry błagam o wybaczenie, jeżeli to, co teraz napiszę będzie do dupy. (-,-)
OdpowiedzUsuńPierwszą rzeczą, jaką dostrzegłam był nowy wygląd bloga. Muszę przyznać, że zacnie wszystko wygląda, a cytat po lewej mnie urzekł, nawet jeżeli pochodzi z książki, która nie trafiła w moje gusta.
Bardzo współczuję Lily tych ciągłych boleści. Dlaczego uwalnianie daru niesie ze sobą tyle cierpienia? No i skutki uboczne. Nawet nie chcę myśleć, co bym zrobiła, gdybym słyszała trzepot skrzydełek muszki owocówki albo oddychanie śpiącego pod strzępami szalika chomika. Dobrze, że Gabriel i Kastiel znaleźć wyjście z sytuacji i oszczędzili dziewczynie dyskomfortu.
A skoro o czerwonowłosym mowa, nie spodziewałam się po nim chęci niesienia pomocy. Niby na początku z wielkim bólem dupy szedł na ratunek głównej bohaterce, jednakże w ostatecznym rozrachunku naprawdę się o nią martwił. Ah, cudownie. Nawet takie zło wcielone jak Kastiel ma swoje dobre strony i należy go za nie chwalić. Może na rękach nie nosić, bo byłaby to sroga przesada, lecz szepnięcie miłego słówka jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Nienawidzę Debry - mówię to z pełnym przekonaniem - i zdania swojego nie zmienię nigdy. Kurczę, dostała drzwiami w łokieć i już wszczyna burdy. Co za beznadziejny przypadek. Jeszcze swoją głupotą poraża ludzi dookoła. Należy ją zabić, zanim zniesie jaja. Idiotów na świecie nie brakuje, a im ich mniej, tym lepiej się żyje inteligentnej części ludzkości.
Te źdźbła trawy to dla mnie prawdziwa zagadka. Kurczę, nad głową Lily lata jakaś chmura, srająca zielskiem? (o_O) No bez przesady, takie rzeczy to nawet w świecie fantastycznym nie powinny mieć miejsca. A może to Anielica jakoś daje znać o swojej obecności. Mamo jedyna i najukochańsza, nie wiem i tak na dobrą sprawę, to chyba nawet nie ma sensu zgadywać.
Kończę wywody, albowiem do sklepu ruszać czas. Czy tylko ja nie cierpię zakupów? Poważnie, szlak mnie trafia na widok marketów albo butików. Preferuję kupno wszelkich artykułów przez Internet.
Przesyłam koszyk, z którego dobrocie różnorakie wręcz wypadają. Obiecuję poprawę i następne rozdziały będę już komentować regularnie. Życzę dużo zdrówka, pogody ducha oraz weny. Gorąco pozdrawiam i do napisania! (^.^)/
Spoko. Znam to. Ja nigdy nie mogę się zebrać i zrobić coś wcześniej, tylko wszystko na ostatnią chwilę no i mam dzięki temu kilka nieprzespanych nocy.
UsuńTak. Kastiel to dziwny osobnik. Skomplikowany. Ale jednak ma swoje powody.
A o trawie to kiedyś się dowiecie. Nie w najbliższym czasie, ale ten rozdział nadejdzie.
I nie jesteś sama. Też nie znoszę zakupów. Dlatego moje wyglądają tak: wchodzę, patrzę, kupuję i wychodzę. Nie tak jak niektóre kobiety, że mogłyby spędzić tam kilka godzin.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa i również pozdrawiam :D