poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 9 - Miło czy nie miło?

Tak! To już ten rozdział. W nim dowiecie się kim jest Alexy. Jedna z większych zagadek ostatnich chyba dwóch czy trzech rozdziałów. Wracam do was do kilku dniach nieobecności. Wyjechałam na ferie i obiecałam sobie, że coś napiszę. Taaa. Coś marnie mi to wyszło. Ale napisałam dzisiaj. Mam nadzieję, że fajnie wyszło. Zapraszam do komentowania i pozdrawiam :D


 Lily wyszła na korytarz i widząc znikającą za zakrętem sylwetkę Gabriela, miała zamiar za nim ruszyć, aby wypytać go co wie na temat jej rodziny. Ogarniała ją niezmierna ciekawość. W głowie miała tysiące scenariuszy. Począwszy od tych optymistycznych, kończąc na koszmarach z najgorszych horrorów. „Czy może ich śmierć nie była przypadkowa? Czy ktoś maczał w tym palce? A jeżeli tak, to kto?” Jednak kiedy kończyła stawiać pierwszy krok, ktoś położył jej dłoń na ramieniu i delikatnie pchnął do tyłu, zatrzymując ją w miejscu. Gabriel zniknął z jej pola widzenia. Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i tyle z jej przesłuchania. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała gniewnie na tego, kto zniweczył jej zamiary. Przed nią stał blondyn, którego już wcześniej widziała w obecności Gabriela i białowłosego. Dopiero teraz mogła mu się dobrze przyjrzeć. Miał idealne, blond włosy, które im bliżej końca, łagodnie się kręciły. Delikatnie rysy twarzy dodawały tu spokojnego wyrazu. Już patrząc tylko na nią widać było, że nie jest typem buntownika. Lekko owalną żuchwę podkreślał jasny, nieznaczny zarost. Usta miał wyraźnie zarysowane. Wystające kości policzkowe skłaniały, aby spojrzeć wyżej. Na oczy. Przez rzęsy, w odcieniu mlecznej czekolady, przebijały się tęczówki w kolorze bursztynu. Piękne oczy. Miało się wrażenie, że umieją wejść w twoją duszę i z niej czytać.
Kiedy spojrzała na niego gniewnym wzrokiem, lekko się zruszył, ale stał cały czas w jednym miejscu, trzymając ją za ramię.
- Radziłbym nie przerywać. - powiedział spokojnie – Jak Rada Starszych chce z kimś porozmawiać, to jest to coś naprawdę ważnego. A poza tym Elvira jest dosyć wybuchową osobą. - uśmiechnął się radośnie. Jego uśmiech był strasznie zaraźliwy. Wystarczyła chwila patrzenia się na jego usta, aby Lily również się uśmiechnęła. - Jestem Nataniel.
- Lily. - cały czas się uśmiechała. „Nie szczerz się jak jakaś naćpana idiotka. Bądź poważna.” Skarciła się w myślach. Przyjęła stonowany wyraz twarzy i próbowała nie patrzeć mu prosto w oczy – A kto to właściwie jest ta cała Elvira?
- To Starsza. Zasiada w Radzie Starszych jako ta najwyższa.
- Boss. - posłał jej uroczy półuśmiech.
- Można tak powiedzieć. Chodź. Przedstawię ci resztę. - jego ręka powędrowała na drugie ramię dziewczyny, przez co teraz ją obejmował. - A tak właściwie to jak sobie ze wszystkim radzisz? To musi być dla ciebie trochę dziwne.
- Trochę?! Tylko wielkiej szafy prowadzącej do Narnii mi tu brakuje. - zakpiła sobie
- Narnia. Piękne miejsce. - rozmarzył się chłopak – Jak to wszystko się skończy muszę cię tam zabrać. - takiej odpowiedzi to na pewno się nie spodziewała.
- Ach. To prawda. To przepiękna kraina. - Lily usłyszała czyjś głos za sobą, ale odwracając się nikogo nie zobaczyła. Dopiero kiedy coś przeleciało nad jej głową spostrzegła jak na jednej z lampek, umocowanej na ścianie, usiadł wielki ptak – Liliana na pewno będzie zachwycona.
- Gadający ptak? - nie wiedziała już co lepsze. Mówiący ptak czy to, że wymyślona kraina z książki istnieje
- Wypraszam sobie. - oburzył się ptak i strzepnął piórami – Jestem orłem przednim czystej krwi. - odpowiedział z powagą i urazą skierowaną do Lily
- No dobrze Albusie. Wiemy, że jesteś najwspanialszym stworzeniem na tej ziemi. Ale proszę cię. Lily jeszcze nie jest wdrożona w tą całą otoczkę, więc mógłbyś być dla niej nieco milszy.
- Przecież ja jestem jak najbardziej miły. Nie rozumiem o co ci chodzi. - tym razem jego irytacja spadła na Nataniela. A ten wzdychnął ciężko patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.
- Hej Nat. Hej Nat. - teraz głos dochodził z drugiej strony korytarza. Jego właścicielem okazał się mały lemur – Znalazłem coś takiego. Może się przyda. - chłopak kucnął i wziął od zwierzęcia jakiś mały, srebrny pierścień. Ten po krótkiej chwili zastanowienia, znów znalazł się na równych nogach i spojrzał dumnie na lemura. - Jesteś wielki Wonka. Co byśmy bez ciebie zrobili.
- Pff. - rzucił ptak i trzepnął kilka razy skrzydłami
- Spoko. On ma takie swoje humorki. Musi być zawsze przez wszystkich wychwalany. - chłopak wyszeptał słowa do ucha Lily. Jego oddech, który delikatnie łaskotał po szyi, przyprawił ją o dreszcze wzdłuż kręgosłupa – A Lily. To jest Wonka. - powiedział już normalnym tonem i wskazał na lemura
- Miło mi cię poznać. - uśmiechnęła się i kucając wystawiła w jego stronę wewnętrzną część dłoni. „Może i nierealne, ale kulturka musi być”. Po chwili zastanowienia Wonka położył swoją małą łapkę i również obdarzył ją czymś w rodzaju uśmiechu. Wstała. Nataniel kiwnął głową dając znak aby poszła za nim. Ale nagle dziewczyna coś sobie uświadomiła. Odwróciła się i spojrzała na zwierzęta. - To głównie przez was tutaj jestem.
- Nie rozumiem o co ci chodzi młoda damo. - odezwał się Albus
- To wy byliście w moim pokoju. Gdyby nie wy dalej spokojnie bym sobie żyła. Nie znalazłabym się tutaj. To wasza wina. To przez was mój brat został porwany. - ostatnie zdanie powiedziała tak cicho, że ludzkie ucho nie było w stanie go dosłyszeć
- Młoda damo. Nie jesteśmy niczemu winni. To był zarówno twój, jak i jego wybór. - oburzył się ptak. Kiedy Lily srogo się w niego wpatrywała, Wonka zrobił kilka susów w przód i przytulił się do jej nogi. Uśmiech od razu pojawił się na jej rozdrażnionej twarzy, a na sercu natychmiast zrobiło się cieplej.
- I to wy byliście wtedy gdy... Powstrzymaliście mnie przed... - z trudem przełknęła ogromną bulę, jaka utworzyła się w jej gardle
- Tak. To byliśmy my. - odpowiedział Wonka wesołym tonem odczepiając się od jej nogi.
- Dziękuję.
Odwróciła się i spojrzała na zdziwioną twarz Nataniela. Minęła go wdzięcznym ruchem i ruszyła przed siebie. Jednak nie była jej dana dłuższa samotność. Po chwili kroczył razem z nią w kierunku wielkiego pokoju, pośrodku całego budynku. Chłopak już chciał otworzyć przed nią drzwi, gdy ta mocno ścisnęła klamkę i pchnęła wielkie wrota przed siebie. A te otworzyły się bez żadnego, nawet najmniejszego skrzypnięcia. Nieco zbity w tropu stanął i przyglądał się jak Lily idzie, stawiając pewne siebie, głośne kroki. Za nią do środka wręcz wbiegły zwierzęta, a Nat dalej patrzył się na Lily jakby dziwnie otumaniony. Dopiero gdy usłyszał głośny krzyk Alexego, wrócił na ziemię i podążył w ślad za resztą.
Pomieszczenie, które wcześniej było oświetlone jedynie kilkoma świecącymi kamieniami, dające subtelną poświatę, teraz wypełniło się jarzącym, żółtym światłem, które podkreślało kolory zarówno schodów, jak i mebli, a nawet kamiennej podłogi. Srebrna nitka w dywanie mieniła się na wszystkie barwy, a lilijka na róże wiatrów wprawiała w poważny nastrój. Od eleganckich opraw książek emanowała pewnego rodzaju energia, która dawała poczucie wyższości książki nad człowiekiem.
- No! Nasza droga Lily. Dostałaś już pogadankę od Gabriela? - rzucił niebieskowłosy
- Tą o wielkim Hektorze i o mojej roli w waszej dziwnej batalii? - kiwnął potwierdzająco głową – A jak myślisz?
- Czyli tak. Nie uwierzyłaś?
- Nie licz na to. Ja tu jestem tylko po to, aby odnaleźć brata. Tylko i wyłącznie. Nie obchodzi mnie jakiś wasz wewnętrzny konflikt. Może to tylko jakiś sen. A was wymyśliła moja psychiczna głowa.
- Haha. Uwierz mi, że niektórzy tutaj są jeszcze bardziej szurnięci niż ty. - zaśmiał się Nataniel podchodząc do Lily
- A ty się do nich zaliczasz?
- Nie wiem. Sama musisz stwierdzić. - ponownie posłał jej wielki uśmiech, tylko tym razem już nie zareagowała. Miała kamienną minę i czekała co zrobi. - No to może przejdziemy do przedstawiania tak jak mówiłem. Alexego już znasz, jak się domyślam. - niebieskowłosy wyszczerzył w dumie swoje białę zęby – A wiesz kim on jest?
- Co masz na myśli?
- Jestem kameleonem.
- Że czym przepraszam?
- Kameleonem. Potrafię zmienić się w każde jedno, nadnaturalne stworzenie. Pamiętasz jak cię uspokajałem przed drzwiami. - mruknęła coś niewyraźnie jakby oburzona, że o tym mówi – Wtedy byłem elfem. Ich dotyk ma właściwości uspokajające. Zaraz mogę się stać wampirem, potem jakimś karłem albo centaurem. Albo całkowicie zniknąć. Ale o tym już zdołałaś się dowiedzieć. - myślała, że zaraz pożre go wzrokiem. „Ciekawe czy jakbym go dusiła nad ogniem, to też by się tak szczerzył?”
- A to jest Armin. - wskazał na chłopaka o czarnych włosach, siedzącego na kanapie i grającego na konsoli. Przyglądała się jego przedramieniu. W miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej miał poważną, otwartą ranę, było jedynie niewielkie zadrapanie. Widząc jej zdezorientowanie, Nataniel zaczął wyjaśniać – Armin jest zmiennokształtnym. On może zamieniać się w każde, dowolnie wybrane zwierzę. Jeżeli zastanawiasz się, gdzie jest jego rana, pewne zamienił się w jakieś szybko regenerujące się zwierze. Proste.
- Bardzo. - wzdychnęła dziewczyna – A nie powinniście być tymi samymi stworzeniami skoro jesteście bliźniakami? - zwróciła się do Alexego
- Powinniśmy. Ale gen, który determinuje to czym jesteśmy, jakoś u nas się zmodyfikował i powstało takie coś. Ale dary mamy już te same.
- Dary?
- Mój tata ci o nich nie powiedział? - zdziwił się blondyn. Widok jego śmiesznie uniesionych brwi spowodował, że nieco się rozluźniła
- Coś tam chyba wspominał. - próbowała jakoś wybrnąć z zakłopotania. Nat uśmiechnął się nieco złośliwie widząc, że nie bardzo pamięta o co dokładnie chodziło
- Oj. Marna z ciebie uczennica. - zmrużyła oczy i wręcz na niego warknęła, co jeszcze bardziej go rozweseliło – Każdy nadnaturalny, oprócz swoich własnych zdolności związanych z przynależnością do danego gatunku, otrzymuje dar. Pewną umiejętność. U bliźniaków na przykład jest to psychokineza.
- Czyli?
- Już prezentuję. - zaśmiał się Alexy. Obrócił się i spojrzał na jeden z regałów wypełnionego po brzegi książkami. Po chwili jedna z nich powoli zaczęła się wysuwać, aż w końcu samoistnie lecąc, znalazła się w ręku chłopaka. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na Lily – Zdziwiona?
- Już raczej nic mnie tutaj nie zdziwi. - ale wewnątrz czuła, że jej umysł zaraz eksploduje od nadmiaru informacji i wrażeń
- Lysander! Mógłbyś tu podejść? - zawołał Nataniel, kierując swój głos w stronę biurka. Kiedy Lily także zwróciła swoją uwagę w tamtą stronę, i na to kto znajduje się za meblem, ponownie stanęła w bezruchu. Miała ochotę uciekać, krzyczeć, stać i się nie ruszać, bić, płakać. Wszystko. A nie zrobiła nic. Widząc jej reakcje, a właściwie jej brak, Nataniel stanął przed nią i położył jej ręce na ramionach – Hej. Wiem, że się go boisz. Wiem dlaczego. Ale on ci nic nie zrobił. Ani twojemu bratu. Jest niegroźny. Rozumiesz? - miała wrażenie, że mówi trochę jak do rozwydrzonego bachora. Pokiwała potakująco głową, ale wciąż nie czuła się pewnie w obecności białowłosego, mając cały czas świeży obraz, jak to jej brat zostaje wciągnięty w ciemną otchłań, a dwie blade istoty śmieją się jej prosto w twarz, i jak z ich ust wypływała świeża krew.
- Miło mi cię poznać. - powiedział Lysander. Ani się nie uśmiechnął, ani skrzywił, żadnej reakcji. Jakby jego twarz była całkowicie pozbawiona emocji. Za to w jego oczach było coś, co psuło cały ten efekt. Dziwnie lśniły. Jakby ciekawością, ale i niepewnością i wewnętrzną rozterką. Spojrzała w dół, na jego ręce. Miał na nich czarne, skórzane rękawiczki, które w żaden sposób nie pasowały do całej reszty stroju. Biała, luźna koszula, czarne, dopasowane spodnie i długie, sznurowane buty. Przełknęła głośno ślinę, a kiedy zaczął odchodzić w miejsce, z którego przyszedł nieco się uspokoiła.
- Jest bardzo skryty. Rzadko ktokolwiek na możliwość z nim porozmawiać. Zazwyczaj kończy się na jednym zdaniu. - powiedział półszeptem blondyn. W tym samym momencie podeszła do nich niska dziewczyna o fioletowych włosach. Podzieliła się z Lily delikatnym uśmiechem, ale przez jej oczy przebijał smutek. Głęboki ból. Jak wielka rana, która ciężko się goi.
- Mam na imię Violetta. I mam coś dla ciebie. - podała Lily kartkę formatu A4. Biorąc ją do rąk, przekręciła i spojrzała co na niej jest. Lilia. Był to piękny szkic. Wydawała się taka realna. Kiedy podniosła wzrok, aby podziękować dziewczynie, jej już nie było. Usłyszała jedynie dźwięk cichutko zamykanych drzwi.
- Violetta również jest bardzo skryta. Pojawiła się tu razem z Lysander kilka lat temu. Nie wiadomo z jakich przyczyn. Lysander, jak już chyba się domyśliłaś, jest wampirem. Ale spokojnie. Nie pożera ludzi. - zaśmiał się Nataniel, jednak Lily wcale nie było do śmiechu – A Violetta, a tak naprawdę Lir, jednak woli to imię, jest powierniczką Nieśmiertelności. W przetłumaczeniu na nasze, kontroluje czas. Ona nie ma żadnego daru, jako że jest pewnego rodzaju bóstwem. - nagle z podłogi wyskoczył Kentin. Dosłownie wyskoczył. W tym miejscu pojawiła się niewielka, niebieska poświata, taka sama, przez którą ona znalazła się w Los Angeles. W ręku trzymał wielki worek.
- No. Już nie musisz chodzić w tych piżamkach. - uśmiechnął się do Lily
- Jak to? Co jest w tym worku?
- Twoje ubrania. I kosmetyki. I... a właściwie to nie wiem dokładnie co jeszcze. Brałem wszystko po kolei jak leciało.
- Byłeś w moim pokoju?! - na policzkach pojawiły się niewielkie rumieńce złości
- Chyba powinienem się stąd ewakuować.
- Im szybciej, tym lepiej dla ciebie. - wysyczała przez zęby patrząc na niego spod byka
- No już już. Jak dzieci z przedszkola. - stwierdził Alexy
- Kentina jak widzę też już znasz. - powoli spuściła i uniosła głowę, cały czas patrząc na niego w chęcią natychmiastowego mordu – Jego darem jest zdolność do mówienia w wielu językach.
- Inmediatamente dejando la vida. - powiedział szatyn z lekko udawanym przerażeniem
- Nikt tu nie będzie umierał. Lil. Przecież musisz się w coś przebrać. Bo chyba nie masz zamiaru cały czas chodzić w piżamie. - Nataniel przeskanował ją od góry do dołu
- Mógł chociaż mnie uprzedzić. - Lily nie odrywała wzroku od Kentina, którego z każdą chwilą wypełniał coraz to poważniejszy strach o swoje bezpieczeństwo
- A co tu tak wesoło? - do pokoju, przez ukryte w ścianie drzwi, weszła ciemnoskóra dziewczyna i usiadła obok Armina, spoglądając w co aktualnie gra
- A no właśnie. - blondyn uderzył się w czoło – Jeszcze Kim. - spojrzał pośpiesznie na blondynkę - Lily! Proszę, zostaw go już. I tak już ci podpadł. Nie kop mu większego grobu. - litował się nad Kentinem, ale w jego głosie wyczuć można było rozbawienie. Lily odwróciła się na pięcie i podeszła do dziewczyny. Jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Z wściekłego i poważnego, na minę niewinnego dziecka. Radosną i spokojną. Widząc jej zachowanie, Alexy wybuchł głośnym śmiechem, przez co Kentin od razu spiorunował go wzrokiem.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy. Jeszcze do niej wrócimy. - powiedziała Lily idąc przed siebie w kierunku Kim, a z jej twarzy nie schodził uśmiech
- Już widzę mała, że się nieźle dogadamy. - zaśmiała się ciemnoskóra i podała blondynce rękę
- Ja, Kentin i Kim jesteśmy Stróżami. I tak o to poznałaś już wszystkich. - promienny uśmiech nie schodził z twarzy Nataniela. Było to dla Lily dosyć dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie widziała kogoś, kto tak szczerze rozdawałby uśmiech wszystkim po kolei.
- Ej! A ja to co? Duch jakiś jestem czy co? - oburzył się czerwonowłosy, którego Lily nawet nie zauważyła. Siedział na jednym z foteli i spoglądał na Nataniela rozdrażnionymi oczami
- Błagam cię Kastiel. Nie obrażaj duchów. - odpowiedział mu pogardliwie i aż skrzywił się na jego widok
- Coś ty powiedział?
- Nie słyszałeś? To wyczyść sobie uszy bo się pszczoły zlecą.
- Ej! Starczy już tego! Jedna bójka na dzień to limit, którego nie wolno wam przekraczać. - krzyknęła Kim. Zrobiła to tak głośno, że aż niewielkie echo odbiło się po pomieszczeniu.
- Poza tym już wiem o tobie wystarczająco dużo. Więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne. - Lily pokręciła oczami patrząc na Kastiela.
- Słyszysz. Chyba nie jesteś tu zbyt mile widziany. - chłopak długo nie wytrzymał i wyszedł ukrytymi w ścianie drzwiami głośno nimi trzaskając, aż kilka figurek na poręczy podskoczyło
- Oj. Już wychodzisz? A tak fajnie psem śmierdziało. - Nataniel padł na fotel krzywiąc się jakby właśnie zjadł całą cytrynę
- Daruj już sobie. Przecież już wyszedł. - mruknęła blondynka siadając na kanapę
- Wilkołaki mają dobry słuch. Na pewno słyszał. - nagle mahoniowe drzwi otworzyły się, a przez próg wszedł dziarskim krokiem Gabriel, trzymając w jednej dłoni materiałowy worek zawiązany zieloną wstążką, a w drugiej bogato zdobiony sztylet. Zszedł ze schodów i stanął na samym środku.
- Lily. Musimy jak najszybciej uwolnić twój dar. Im dłużej będzie się czekało, tym większe prawdopodobieństwo, że przy następnym ataku już nie wrócisz do świata żywych. - miał niezwykle poważną minę. Normalny człowiek zapytałby się, czy przypadkiem coś się nie stało. Lily wstała, podeszła do niego i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Dobrze. Ale najpierw opowiesz mi wszystko co wiesz o moich rodzicach.  

poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 8 - Zamień strach przed nieznanym na ciekawość

Jejku. Zostawić was same na trzy dni. Wchodzę na blogera po trzech dniach nieobecności i co widzę? 2136 wyświetleń. I ja takie wow. Nabiłyście prawie z tysiaka w kilka dni. Dziękuję wam. Nawet nie wiecie jak ja się z tego cieszę :D
A teraz coś na co tak czekałyście. Może to rzuci trochę światła na te całą sytuację. Jeżeli dowiem się, że jeszcze bardziej poplątałam co chyba się zastrzelę. Długo pisałam ten rozdział, jest on inny od poprzednich. Nie lubię skracać historii, ale jak zobaczyłam ile mi wyszło tekstu linijka w linijkę, to się przeraziła. Mi samej już się za drugim razem tego czytać nie chciało. Ale teraz zostawiam go wam do oceny. Pozdrawiam :D



- Wszystko zaczęło się pod koniec siódmego wieku naszej ery. Konkretnie w Konstantynopolu. Jak można sobie wyobrazić, to nie były łatwe czasy. Zwłaszcza wtedy, miasto było mocno osłabione przez roszady pomiędzy rządzącymi. Ludziom nie żyło się łatwo. Panowała bieda, terror, co mniejsi nieprzyjaciele rabowali wioski, okradali ludzi. Jednak była jedna rodzina. Należeli do mieszczaństwa. Dosyć zamożnego. Ale różnili się od reszty. Pomagali chłopom. Byli dla nich łaskawi. Płacili za wykonaną pracę. Byli szanowani i lubiani wśród społeczeństwa. Jednak nie mogli być w pełni szczęśliwi. Kobieta – Rypsyma – nie mogła zajść w ciążę. Przez długi czas się starali. Bezskutecznie. Byli zrozpaczeni. Ludzie próbowali im pomóc, ale nic nie działało. Najznamienitsi znachorzy nie mogli nic zdziałać. Więc się poddali. Ale nie byli już tacy jak dawniej. Zamknęli się w sobie, nie wychodzili z domu. Wiedli życie całkowicie odciętych od świata samotników. Widziała to pewna kobieta. Jeżeli można tak o niej powiedzieć. Anielica. Podobno przepiękna z wyglądu. - zamilkł na chwilę przyglądając się uważnie Lily. Jakby chciał coś wyczytać z jej twarzy. Jego bystre oczy wprowadzały w nią zakłopotanie, a lekka poświata, padająca na jego lewą część ciała dodawała mu nobliwego wyglądu. - Pomogła im. Sprawiła, że Rypsyma zaszła w ciążę.
- Widzę tu pewnego rodzaju podobieństwo, do wcześniejszych wydarzeń.
- Podobieństwo. To dobre słowo. Jednak to, co się później wydarzyło już tak oczywiste nie było. - splótł palce na brzuchu i kontynuował opowieść. - Anielica spotkała się z Rypsymą i jej mężem Fotymem. Ostrzegła ich, że zawsze jest coś za coś, że muszą być przygotowani na każdą okoliczność. Ciąża rozwijała się prawidłowo. Nie było żadnych oznak, że może stać się coś złego. Aż do dnia porodu. Był trudny i długotrwały. Kilka godzin. Jednak udało się. Na świat przyszedł mały chłopiec, któremu dano imię Hektor. W przełożeniu na nasze mocno trzymający. Lecz nie tylko on się tego dnia narodził. Wraz z nim na świecie pojawiły się istoty nadnaturalne. Elfy, wilkołaki, strzygi, zmiennokształtni i cała masa innych. To właśnie było to coś. To była cena jaką trzeba było zapłacić za upragnione dziecko. Nadnaturalni zostali podzieleni na dwie grupy: dzieci cienia i dzieci światła. Źli i dobrzy. Proste. - Lily delikatnie trąciła głową, pokazując, że faktycznie jest to proste. „Nie, to nie jest proste. Nadnaturalni. Tego jeszcze nie było.” - Jak można się domyślać za bardzo się nie lubili. Ale o tym później. Mały Hektor spokojnie dorastał w kochającej go rodzinie. Jednak zawsze był nieco inny, niż reszta dzieci. Miał lepszy słuch, wzrok, powonienie. Był silniejszy od swoich rówieśników oraz szybszy. Przez to był odrzucany przez społeczeństwo. Był inny. Uważali go za dziwaka, traktowali jak wyrzutka. Odmieńca. Rodzice starali mu uświadomić, że jeżeli jest inny, to nie znaczy, że jest gorszy. Jest wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Ale wiesz jak to jest z małymi dziećmi. Bardziej biorą sobie do serca to co powiedzą inne dzieci, niż to co mówią rodzice. - Lily spuściła nieco wzrok. Z nią też tak było. Może nie do końca, ale podobnie. Była szykanowana przez jej słuch. Jednak ona się z tym pogodziła i nauczyła z tym żyć. - Rypsyma wraz z Fotymem i już dojrzewającym Hektorem wyjechali z miasta. Osiedlili się na przedmieściach i sami nauczali syna. Żyli spokojnie, przez nikogo nie niepokojeni. Do czasu. W Konstantynopolu szykowano się do wojny z kalifatem Umajjadów. Hektor miał wtedy dwadzieścia lat. Nigdy nie walczyć, nawet nie miał miecza w ręku. Został ogłoszony pobór do wojska. Znalazł się na liście. Więc musiał się stawić. Gdyby tego nie zrobił, jego rodzina i ona sam zostałby pozbawiony honoru i najprawdopodobniej zostaliby ścięci. Dzień przed jego wyjazdem do miasta, odwiedziła go Anielica. Ta sama, dzięki której przyszedł na świat. Podarowała mu w darze dwa przedmioty: lustro i miecz z rękojeścią w kształcie lilii. - znów spojrzał na Lily. Jednak tym razem dziwnie smutnym wzrokiem, jakby tak historia miała się źle skończyć. - Lustro umożliwiało mu kontakt z nią, a miecz zapewniał obronę przed wszelkimi atakami. Dodatkowo nikt nie mógł go pokonać. Kiedy miał miecz w ręku, śmierć zbierała wielkie plony. Broń została obdarzona boską mocą, więc nic co ludzkie albo, jak i to mówią ludzie, fantastyczne, nie mogło mu zaszkodzić. Był jeden warunek. Musiał mieć go w rękach. Następnego dnia stawił się w swoim oddziale. I znów był wyśmiewany. Tym razem przez wygląd. Był wątły, chudy, nieumięśniony. Takie chucherko. I zaczęła się roczna wojna. Hektor walczył dzielnie. Był podziwiany wśród dowódców. Szybko piął się w hierarchii. Na wojnie poznał pewną kobietę. Zakochali się w sobie. I tak dalej, i tak dalej. - pokręcił ręką dając znak, że nie ma zamiaru zagłębiać się w szczegóły – Kobieta zaszła w ciążę.
Kiedy wojna dobiegała końca, rozkazał jej wyjechać do jego rodziców. Chciał mieć pewność, że będzie bezpieczna. Piętnastego sierpnia 718 roku doszło do ostatecznej bitwy. Hektor dowodził jednym z legionów. Wygrali. Odparli najazd. Konstantynopol został uratowany, a co za tym idzie i cała Europa. Może zastanawiasz się jak to możliwe, że tak młody, niedoświadczony młodzieniec mógł zajść tak daleko? To dzięki jednemu z darów. Lustro. Dzięki niemu kontaktował się z Anielicą, która pomagała mu w szkoleniu, dawała rady, wskazówki. Jednak dla niego ta bitwa wcale nie okazała się taka wspaniała. Kiedy najeźdźcy odpływali, Hektor stanął na murze obronnym z mieczem wzniesionym ku górze, i lustrem dociśniętym do piersi. Jego chwała lśniła, ogarniała go duma. I to właśnie doprowadziło do jego zguby. Wraz za tym wszystkim szła pycha, pogarda dla tych z kim walczył. Zmarł. Starzała przebiła na wylot jego serce. Miejsce, z którego płynie nasze człowieczeństwo. Nie pomógł mu miecz. Dlaczego? Bo przestał być sprawiedliwy, utracił ludzkie uczucia, stał się pod pewnym względem zwierzęciem. I został za to ukarany. Jednak o tym akurat wie tylko nieliczna grupka z nas. - Lily delikatnie zmarszczyła brwi nie wiedząc o co konkretnie mu chodzi – Mówię o tym, że został zabity. Była o tym mowa tylko w kilku pismach jakie się zachowały i dla podtrzymywania jego wielkiej sławy nie mówi się o tym. Przedstawia się go jako wielkiego człowieka, który dożył późnych lat starości. Nie wiem z czym jest to związane, ale wspominanie o tym jest srogo karane.
- Więc dlaczego mi to mówisz? Dlaczego ryzykujesz?
- Bo jesteś kimś więcej, niż zwykłym nadnaturalnym. Musisz wiedzieć wszystko o tym świecie. A im więcej się o czymś wie, tym łatwiej jest później zrozumieć inne kwestie. - „Super. Teraz dowiaduję się, że jestem jakimś nienormalnym stworzeniem. Żyć nie umierać.” - A teraz wracajmy, bo zeszliśmy z tematu. Kiedy upadał, a upadł w głąb Morza Czarnego, nie wypuścił z rąk darów. Razem z nim spoczywały na jego dnie. Do czasu. - zamilkł na dłuższą chwilę i błądził oczami po pokoju jakby czegoś szukał. Lily lekko odkaszlnęła zwracając jego uwagę – Przepraszam. Mówiono, że znalazł je jego syn. Potem już o nich ani razu nie wspominano. Pierwsza wzmianka o nich, mówiła o królu Rybaku, który ich strzegł na zamku w Covbenic. Po nim pieczę przejął jeden z rycerzu króla Artura, Galahad. I znów pustka. Potem wiek piętnasty i tym razem Nowy York. Jednak ani razu nie była to potwierdzona informacja. Do tej pory pozostaje to wielką niewiadomą. Wiemy tylko, że dary zostały rozdzielone. Można znaleźć tylko lustro. Ono da wskazówkę jak dotrzeć do miecza. Na odwrót nie da rady. Tak zostało zapisane w starych księgach. Podobno są to słowa Anielicy, ale czy można w to wierzyć? Teraz przejdziemy do spraw związanych konkretnie z nadnaturalnymi. - oparł łokcie i biurko i stukał opuszkami o blat - Następcy Hektora nadali mu tytuł Pierwszego nadnaturalnego. Dlatego jest taki ważny w naszej historii. To on zapoczątkował nasze życie na tej planecie. Jego kochanka urodziła syna. Następcę. Zostaliśmy nazwani przez Anielicę Stróżami. To właśnie my mieliśmy pilnować ogólnego porządku. Tak jak już wcześniej powiedziałem, nadnaturalni podzieleni zostali na dwie grupy, które nieustannie ze sobą walczyły. Jak to w takich sytuacjach zawsze była. - wzdychnął bezradnie i przewrócił oczami – Anielica nie mogła już więcej patrzeć na to, jak te niewinne stworzenia odbierają sobie życie, tylko dlatego, że tak im się podoba. Dzięki jej zainteresowaniu, czarodzieje stworzyli wyspę. Arę. Z łaciny schronienie. Idealnie w miejscu przecięcia się południka i równoleżnika zerowego. Zostało stworzone dla wszystkich. Zarówno dzieci cienia, jak i światła. Mieli się nauczyć ze sobą żyć. Obok siebie. Ale najważniejsze. Powstała Wielka Rada. Składała się z przedstawicieli wszystkich gatunków nadnaturalnych. W ten sposób wszyscy zostali połączeni. Rada sprawowała pieczę nad każdym i wymierzała kary za nie przestrzeganie reguł jakie panowały. Powstały też Rady Starszych. Były to rady obejmujące jedynie jeden gatunek. I zasiadają w nich do dnia dzisiejszego, tylko najznamienitsi przedstawiciele danego gatunku dzieci światła. Ale Rady nie obejmowały wyłącznie wyspy. Każdy, gdziekolwiek na świecie by się znajdował, musiał ich przestrzegać i postępować zgodnie z określonymi zasadami. Nie było to jednak nic spektakularnego. Nie zabijać pobratymców, gatunków drugiej strony, nie rzucać się w oczy zwyczajnym ludziom i nie robić im krzywdy. Oczywiście zawsze znajdzie się grupka takich, dla których takie coś, to tylko świstek papieru. Robili co chcieli. Przez to powstało więzienie, dla takich jak oni. Malum. Tak się nazywało. - uśmiechnął się pod nosem – A myślisz, że gdzie pani Rowling znalazła inspirację na Azkaban? Tylko, że tam jest trochę bardziej podkoloryzowane. W Malum, swoje odsiadki wykonywali wszyscy. Bez względu na to, jakie przestępstwo popełnili. - jego uśmiech momentalnie zniknął, a twarz posmutniała. Wpatrywał się w komodę z papierami i zastanawiał się, jakich słów teraz użyć
- Gabriel? Czy coś się stało?
- Jednak historia Dementorów jest już jak najbardziej prawdziwa. Ale o tym za chwilkę. Dzięki działalności takich buntowników, ludzie zaczynali podejrzewać, że dzieje się coś niedobrego. Zwłaszcza jeden ródb szczególnie zaistniał w naszej historii. Ród Cacciatore. Dostali przydomek Łowcy. Charakteryzował ich pewien znak, który był przekazywany z pokolenia na pokolenie. - mężczyzna wyjął z szuflady wielką księgę, przekręcił kilka kartek i podał Lily – Piorun z zaokrągleniami. Twierdzili, że pochodziliśmy z gwiazd. Ale to co nienaturalne nie może być w pełni z normalnej natury.
- Przecież do niedorzeczność.
- Wiem. Do tego spójrz – wskazał na znak na kartce papieru – groty strzał. Aby jeszcze bardziej podkreślić, że trzeba nas zniszczyć. Polowali na wszystkie istoty nadnaturalne. Dobre, złe. Nie obchodziło ich to. - przybrał ponury wyraz twarzy i nieco skulił plecy – Odrywali wróżkom skrzydła, wampirom wyrywali serca, nimfy zamykali w klatkach, syrenom odcinali ogony, ogry wrzucano do ognia, gryfy dostawały trujące owoce, karły topiono. To wszystko tylko dlatego, że byli inni. To był czarny okres z naszych dziejach. Niektóre stworzenia wyginęły, niektóre przeżyły tylko w kilkuosobowych stadach. I wtedy wszyscy się zjednoczyliśmy przeciwko jednemu wrogowi. Dobro i zło. Ramię w ramię walczyło z Łowcami. Wygraliśmy. Mimo to oni w dalszym ciągu prowadzili te sadystyczne działania. Ale wiedzieliśmy teraz jak im to skutecznie uniemożliwić. W dodatku zostało ich tylko garstka. Powoli ludzie zaczęli się buntować. Nie chcieli ginąć. Dlatego podpisano pokój. Obiecali, że wszystkie swoje wątpliwości będą konsultować z Radą. Powoli robiło się ich coraz mniej, aż w końcu o nich zapomniano. Ale coś słyszałem plotki, że ponownie się odradzają. Ale to tylko plotki. - machnął ręką – Wszystko toczyło się świetnie. Nadnaturalni żyli w normalnym społeczeństwie albo na Arze, nikt nikomu nie przeszkadzał. Panował wśród nas pokój. - obrócił tułów na fotelu wpatrując się w ścianę, w całości pokrytą ręcznie tkanym gobelinem. Przedstawiał jakąś kobietę stojącą nad ciałami dziesiątek mężczyzn i kobiet, a w tle widać było wybuchający wulkan – Do momentu aż ona się nie pojawiła – powiedział szeptem – Zabiła ich. Zabiła wszystkich. - jego głos drżał, był niespokojny
- Gabriel. - zaczęła spokojnie. Nic to nie dało. Ciągle powtarzał „Zabiła ich” - Gabriel! - wykrzyczała w jego stronę i potrząsnęła za lewą rękę, bo tylko do niej dosięgała. Spojrzał na nią przerażonym wzrokiem. Odpowiedziała tym samym. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Przepraszam cię najmocniej. Jak tylko o tym wspominam to...
- Już w porządku. Też tak czasami reaguję na niektóre tematy. - wbiła oczy w lśniącą podłogę
- To kontynuujmy. - pośpieszył sam siebie – Stało się to dokładnie dwieście lat temu. Już nieco wcześniej niektórzy podejrzewali, że się coś stanie. Część dzieci cienia dziwnie się zachowywała. Ale o wszystkim zdecydowało jedno wydarzenie. Równo co dwieście lat gwiazdy Tarva i Alambil, czyli Pan Zwycięstwa i Pani Pokoju, pozdrawiają się nawzajem, co jest oznaką nadchodzącego szczęścia. Szczęście nie nadeszło. Przyszła zagłada. Dzieci cienia objęły władzę. Zdołano ich wyprzeć z wyspy i skutecznie zabezpieczyć, aby tylko osoby pożądane mogły się tam znaleźć. Na czele buntu stanęła Mirochna. Była lamią. Pół wężem, pół kobietą. Jednak umie przybierać całkowicie ludzką postać. Znalazła się w łaskach Starszych Rady. I tak to się właśnie skończyło. Wszystkich zabiła. - wziął głęboko wdech a powietrze zostało wypuszczone z dziwnym świszczeniem – Od tego czasu dzieci cienia prześladują jasną stronę. Musimy się ukrywać. Dementorzy, którzy pilnowali więźniów pozostali po stronie Mirochny. Skazani zostali wypuszczeni na wolność. I właśnie oznaką tego co się stało był wybuch wulkanu Tambora . Ten rok został nazwany rokiem bez lata... To jak już wiesz jest Biblioteka. - wskazał ręką na pomieszczenie, jakby chciał objąć tym gestem wszystko co jeszcze znajdowało się na zewnątrz – Były to nasze miejsca. Nasze domy. Specjalnie wybudowane dla Stróży. Szczyciły się wielką chwałą. Były na każdym kontynencie. W wielu miastach. A teraz? Zostało ich zaledwie dziesięć. Dzięki znajomych czarodziejom, udało zachować się te największe. Umieścili je pod ziemią. Do tego założyli specjalną barierę, przez którą żadne dziecko cienia się nie przedostanie. To była dodatkowa ochrona, bo sam budynek został zbudowany z jarzębu. Jest to bariera przed nieproszonymi gośćmi.
- Zaraz. - Lily zmarszczyła brwi – Dobrze rozumiem, że na przykład wilkołaki to dzieci cienia? - potrząsnął twierdząco mężczyzna – To co tu robi Kastiel?
- Nigdy nie możemy odmówić pomocy. A on jej potrzebował. Nie możemy go stąd wyrzucić. To jest dom dla wszystkich. Jeżeli ktoś wyrzeknie się ciemnej strony na pewno będzie tutaj mile widziany. - zamilkł i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Jego błyszczały. Już nie przypominały pełnych strachu i niepewności, takich jakie miał zaledwie chwilę wcześniej – Tego dnia Anielica znów pojawiła się na ziemi. Przepowiedziała. Obiecała. Jej słowa zostały spisane i starannie ukryte, jednak przekazywane każdemu dziecku światła. Gdy Tarva ją powita a Alambil się pokłoni.
Przyjdzie ta co ma nas zbawić i uchronić od zagłady...
- Ją pokona sama. Z anielicy darem. Lilę w dłoni dzierżąc, biały jeleń zjawi się, i ogłosi wszem i wobec, że to dzieję się. Ona potomkinią tej co nas zrodziła. - recytowała dalej Lily w zamyśleniu. Słowa same napływały jej do ust. Nie umiała nad tym zapanować
- Skąd to znasz? - wygląd niezwykle zabawnie, kiedy jego zmarszczki ze zdziwienia podniosły się do góry tworząc na powierzchni twarzy coś w rodzaju fal
- Mama mi to śpiewała jako kołysankę.
- Zapewne była Stróżem. - zamyślił się – To jesteś ty. To ty masz dać nam zwycięstwo w tej długiej, za długiej, wojnie.
- Ale skąd ta pewność? Co chwilę ktoś powtarza, że jestem jakąś Przeznaczoną. Skąd to wiecie? Przecież to może być każdy.
- Naszyjnik. - zmarszczyła pytająco brwi – Anielica przekazała go temu co spisywał jej słowa. Miał trafić właśnie do Przeznaczonej.
- Ale w jaki sposób?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami – Niektórych rzeczy nie da się wyjaśnić. Czasami tak jest, że jakiś przedmiot szuka swojego właściciela. I w tym przypadku właśnie tak się stało. Lily. - splótł dłonie na biurku i nagle spoważniał – Jesteś naszym jedynym ratunkiem. Druga taka sytuacja się nie powtórzy. Jesteś nam potrzebna.
- Ja nic z tego nie rozumiem. Chcesz mi wmówić, że jestem jakąś wybraną przez jakiegoś starego dziadka co spisywał słowa anioła? I mam do tego wszystkiego wyzwolić was spod niewoli? - w jej ustach brzmiało to jak kiepski żart – Odbiło wam! Skąd mam niby wiedzieć, że to wszystko to nie jakaś zmyślona opowiastka? Co?
- Od jak dawna masz takie ataki? - spojrzała na niego pytającym wzrokiem – Takie, jaki wydarzył się przed chwilą.
- Od około trzech lat. Tylko ostatnio coraz bardziej nabierają na sile. Brat dawał mi jakieś tabletki, które je łagodziły, ale raczej niewiele działały.
- Twój dar się odzywa. - no to teraz pomyślała, że to nie jej jest potrzebny psychiatryk – Każdy nadnaturalny je dostaje. Może być to niezwykła siła, szybkość, różne zdolności. Ujawnia się je w wieku około dziesięciu lat, bo potem... dzieje się właśnie to co u ciebie. Tylko, że jeszcze nigdy nie widziałem, aby było to tak intensywne. Ci co zdecydowali się żyć, jak zwyczajni ludzie, kupują od czarodziei spowalniacze, aby ich dzieci nigdy nie dowiedziały się o istnieniu innego świata. Ale nigdy nikt nie dostał daru związanego z naturą albo zmysłami. - przerwał na chwilę – Oprócz ciebie. - wstał i przeszedł na drugi koniec pokoju – Co tylko potwierdza to, że jesteś kimś wyjątkowym.
- A jeśli się mylisz? Jeśli szukacie kogoś innego?
- Ja się rzadko mylę.
- Ale jednak.
- Powiedzmy, że intuicja mi to mówi.
- Ona też się czasem może mylić.
- Czemu się tak temu opierasz? - dotknął plecami komodę, a przez półmrok jaki panował w pokoju wygląda niezwykle groźnie
- Bo... A jak ty byś się zachowywał na moim miejscu? Żyjesz sobie spokojnie, aż tu nagle, w jednym momencie z Londynu trafiam do Los Angeles, Bash zostaje porwany, mnie goni cuchnące monstrum, dowiaduję się, że wilkołaki, wampiry i jakieś elfy istnieją, a do tego mam ocalić świat. I to wszystko jednego dnia. Jak myślisz? Jak ja mam się czuć? - czuła jak powoli głos zaczyna jej się załamywać, więc próbowała jak najszybciej zakończyć wypowiedź
- Zamień strach przez nieznanym na ciekawość. - uśmiechnął się, po czym zrobił dziwnie ciekawską minę - Sebastian Nixon to twój brat? - jego ciało twierdziło, że oczekuje konkretnej odpowiedzi
- Tak. - powiedziała niepewnie – Ale skąd znacz mojego...
Jednak nim dokończyła zdanie, drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem a w progu stanęła ciemnoskóra dziewczyna. Rozejrzała się po pokoju, wyraźnie szukając Gabriela. Kiedy już dosięgnęła go wzrokiem, spoważniała.
- Starsza Shermanksy chce z tobą rozmawiać. Podobno to pilne.
- Dobrze. Chodźmy. Elviry nie wolno denerwować. - zaśmiał się pod nosem
- Zaraz! Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! - ale jego już nie było. Zniknął w otchłani korytarza. Lily zacisnęła zęby i uderzyła wewnętrzną stroną dłoni w blat biurka z taką siłą, że jedna z szuflad lekko się odchyliła. Wstała, aby ją zamknąć, ale wtedy zobaczyła pewne zdjęcie. Oprawione było w ramkę z jasnego drewna, a na jej powierzchni wydrążone zostały jakieś słowa w języku, którego Lily nie znała. Jednak najważniejsze było zdjęcie. Przedstawiało Gabriela i, jak już zdołała się domyśleć, jego syna, a wraz z nimi jej rodzice i Sebastian. Trzymali się roześmiani za ramiona, a za nimi wiła się zielona polana. „Skąd on znał moich rodziców? I Basha?” Odłożyła zdjęcie na miejsce i zasunęła szufladę, udając się w stronę wyjścia. „No to teraz naprawdę będzie musiał się tłumaczyć”.



piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 7 - Pierwsze promyki nadziei

Tak wiem. Obiecałam, że w tym rozdziale część rzeczy się wyjaśni a jeszcze bardziej zagmatwałam. No ale co ja poradzę, że jak zacznę coś opisywać to nie mogę skończyć. I jakbym miała jeszcze całą opowieść dalej ciągnąć tutaj to wyszłoby mi łącznie wszystkiego prawie 5 kartek. Tak więc potrzymam was jeszcze troszeczkę w niepewności. A tym czasem zapraszam do lektury :D


  Wskazał dłonią, aby młodsi poszli przed nim. Alexy i Kentin otworzyli wielkie drzwi i razem z Lily weszli jako pierwsi do pokoju. Za nimi jakiś chłopak z blond włosami, na którego zerknęła tylko raz, nie przyglądając mu się zbyt uważnie. Za to z białowłosego wzroku ani razu nie spuściła. Stanęli na środku pokoju, w którym były widoczne ślady po bójce. Brunet wraz z Kastielem, już bez rękoczynów, kłócili się gdzieś za jedną z kolumn. Lily dostrzegła, że zarówno na policzku czerwonowłosego, jak i na przedramieniu bruneta znajdują się poważne rany. Kiedy tylko zobaczyli starszego mężczyznę, uciszyli się momentalnie. Patrzyli się na niego spod byka, jakby czekali na kazanie z jego strony, ale nic takiego nie nastąpiło. Westchnął głośno i oparł się o biurko. Krzyżując ręce na piersi posłał Kentinowi zachęcające do mówienie spojrzenie. Lily rozejrzała się wokół. Cała reszta usiadła na miękkich siedziskach, dziwnie się jej przyglądając. Jedynie białowłosy oddalił się w stronę, jednego z wielu, regałów z książkami. Kentin zaczął opowiadać, jak to wraz z Kastielem wyszli na standardowy przegląd po ulicach. Do tego jeszcze zostali uprzedzeni przez jakiegoś Albusa, aby tego dnia szczególnie uważali.
Na tym słuchanie szatyna przez Lily zakończyło się. Nie słyszała nic. Cisza zapanowała w jej głowie. Rozglądała się nerwowo na wszystkie strony. Na twarzy pojawił się grymas bólu. Pulsujący ucisk zjawił się w obszarze jej potylicy. Rósł. Miała wrażenie, że zaraz jej głowa rozpadnie się na małe kawałeczki. Serce biło jak szalone. Miała nierównomierny, przyspieszony oddech. Jej ciało zrobiło się nad wyraz wrażliwe. Czuła się tak, jakby krople zimnego potu, spływające po jej twarzy, drążyły głębokie korytarze. „Nie. Tylko nie teraz. Błagam.” Nikt nie zwrócił na to uwagi. Prawie nikt. Kastiel zauważył jej gwałtowne przyłożenie dłoni do głowy i szybki oddech. Białowłosy natomiast odkładając książkę, oprawioną w czyste złoto, przyglądał się kroplom spływającym po twarzy. Nagle ból ustał. Zniknął. Lily odetchnęła głęboko czując ulgę. Jednak słuch w dalszym ciągu jej nie powrócił. Dziwnie się czuła nie wiedząc co dzieję się wokół. Ale jej szczęście nie trwało zbyt długo. Znów zalała ją fala przeszywającego bólu, od samego czubka głowy, przez ramiona w dół. Miała wrażenie, jakby pękał jej kręgosłup. Straciła panowanie w nogach. Kolana ugięły się, a ona sama zaczęła lecieć do tyłu, wprost na kant małego stolika. W jednym momencie do biegu poderwali się obaj chłopacy przedtem ją obserwujący. Łapiąc ją, przytrzymując plecy i ramiona, dotknęli siebie nawzajem. Ale pod wpływem ich dotyku czuła, jakby ciało paliło się żywym ogniem. Złapał ją skurcz w klatce piersiowej i z trudem łapała powietrze. Próbowała im powiedzieć, aby ją położyli, aby jej nie dotykali. Przez gardło wyszło jej jedynie zachrypnięte, ledwo zrozumiałe słowo „Puść”, co przysporzyło jej jeszcze większą dawkę bólu. Kiedy zauważyli jak jej skóra wręcz drży przez ich ręce, ostrożnie położyli ją na kamiennej podłodze. Zacisnęła zęby, aby nie krzyczeć, aby jeszcze bardziej siebie nie krzywdzić. Niestety. Ból okazał się zwycięzcą w tej walce. W pokoju rozległ się głośny krzyk, przepełniony cierpieniem i udręką. W mgnieniu oka ból zmienił swoją lokalizację. Ścisnął jej brzuch i cała aż się zwinęła. Ile to trwało? Niedługo. Wręcz było to jedno, niewielkie mgnienie. Na pewno zbyt szybkie, aby ktokolwiek inny mógł zareagować. Kiedy tylko starszy mężczyzna zobaczył co się dzieje, znalazł się przy dziewczynie z paniką wymalowaną na twarzy. Każdy kto jeszcze znajdował się w pokoju zrobił to samo. Prawie każdy.
- Gabriel! Co się z nią dzieje?! - krzyknął Kentin, a jego głos nie dawał złudzeń, że oczekuje odpowiedzi w trybie natychmiastowym.
Mężczyzna objął swoimi dużymi rękami głowę Lily i delikatnie przechylił ją w swoją stronę, co wywołało u niej kolejną falę rozrywającego cierpienia. Krzyki i wrzaski nie kończyły się. Wręcz jeszcze bardziej się nasilały. Kiedy spojrzał w jej oczy zobaczył ciemność. A ona sama? Czuła jak otacza ją mrok. Jakby jakaś dziwna mgła krążyła wokół niej i z każdą sekundą coraz bardziej ją pochłaniała. Czuła na sobie zimne podmuchy, które dawały jej ulgę. Chciała tam zostać. Zostać w ciemności. 
- Nataniel! Przynieś z szuflady opal! Już! Tracimy ją. - ostatnie zdanie wypowiedział już szeptem, jednak Kastielowi to w żaden sposób nie przeszkodziło
- Co masz na myśli? Co to znaczy, że ją tracimy?
- Gdzie ten worek! Synu, czy ty to biurko tam budujesz czy co! - krzyknął. Chłopak chaotycznie rozrzucał wszystko co znajdowało się na, w i obok biurka. W końcu znalazł niewielki, lniany worek i w biegu podał go mężczyźnie. Ten przyłożył go do jej czoła i delikatnym ruchem przesuwał w prostej linii, wzdłuż jej ciała. - Działaj. No już. Działaj. - mówił sam do siebie.
Nagle ból zaczął ustępować. Przez mrok jaki otaczał Lily przebijały się promienie światła. Zacisnęła mocno oczy, po czym ponownie je otworzyła. I zobaczyła ich wszystkich. Wszyscy nad nią stali i patrzyli z niepokojem. Powoli do jej uszu zaczęły napływać ciche dźwięki, które z chwili na chwilę robiły się coraz wyraźniejsze. Była wyczerpana. Jakby całe życie z niej uszło. Chciała zapytać, ale nie mogła. Dlatego spojrzała głęboko w jasne oczy mężczyzny tuż nad jej głową, z nadzieją, że odczyta to co chce mu przekazać.
- Spokojnie. Już po wszystkim. Zaraz poczujesz się lepiej. - posłał jej pocieszający uśmiech podnoszący na duchu
I faktycznie. Im dłużej trzymał woreczek na jej klatce piersiowej, tym bardziej odzyskiwała poczucie, że życie cały czas gdzieś tam w niej jest. Zaczęła ponownie czuć swoje kończyny, a zmysły coraz bardziej się wyostrzały. Nareszcie, po niedługiej chwili, była już w stanie mówić a potem samodzielnie się podnieść. Kiedy uniosła swój tułów i znajdowała się w siadzie klęcznym, poczuła jak coś z jej kieszeni coraz bardziej się wysuwa. Naszyjnik, który zaledwie z godzinę wcześniej włożył jej tam Bash, upadł na podłogę, a przez fakt, że został zrobiony z niezbyt lekkiego materiału, upadek na kamiennej podłodze był dosyć dobrze słyszalny. Ale jedynie starszego mężczyznę to zdarzenie zainteresowało. Przyglądał się sekundę biżuterii leżącej na posadce, a Lily jemu. „O co mu chodzi? Naszyjnika nigdy nie widział czy co?” Odsunął się od niej kilka centymetrów, wziął w ręce biżuterię i skakał wzrokiem to z niej, to na dziewczynę. W końcu wstał i nie odrywając wzroku od jej twarzy powiedział spokojnie, ale z pełną dostojnością i powagą.
- Moi drodzy. Dzisiaj nadszedł ten dzień. Przeznaczona się objawiła. - trzepnął głową. Wyglądał jakby nagle sobie o czymś przypomniał. - Armin. Dzwoń do Violetty. Niech tu przychodzi. Wszyscy moi podopieczni muszą o tym wiedzieć. Nataniel. Ty napisz w tej chwili do Ary, a potem do Wielkiej Rady. Kim. Ty napiszesz do Rady Starszych. Już. Szybko! - wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje strony, utrzymując jednocześnie wielką powagę z zaistniałej sytuacji. Mężczyzna rozmawiał o czymś z Kastielem i białowłosym chłopakiem, brunet odszedł na stronę trzymając przy uchu komórkę, czarnoskóra dziewczyna już prawie wychodziła z pokoju, a Alexy nerwowo przeglądał regały z książkami. Jedynie ciemnowłosa usiadła na kanapie, jakby nic się nie stało i wpatrywała się z politowaniem w oczach na wszystkich dookoła. Lily patrzyła to w jedną, to w drugą stronę. W końcu nerwy jej nie wytrzymały. Ich obojętność na jej osobę, na to co przeżyła w ostatnich minutach, była jak iskra. Ona sama przypominała cykająca bomba, która potrzebuje jedynie detonatora. Pojawił się. Wybuchła.
- Czy do jasnej cholery ktoś, w końcu łaskawie powie mi co się tutaj dzieje?! - wykrzyczała tak głośno, ile tylko miała sił w płucach. I co dziwne miała ich dużo. Głos rozniósł się echem po całym pokoju. Na jej bladej twarzy pojawiły się rumieńce, a ona sama wstała i patrzyła na wszystkich z wyrzutem. Oni za to nie wiedzieli co mają zrobić. Stanęli przyglądając się jej ze zdziwieniem. Jakby nie spodziewali się po niej takiego zachowania – No co? O proszę zapomniałam? - rozłożyła bezradnie ręce, czekając na jakąkolwiek reakcje. Lecz oni jak stali, tak stali dalej. Jedynie ironiczny chichot szatynki przebijał się przez grobową ciszę jaka nastała.
- No brawo, brawo. Przedszkolak pokazał pazurki. Tylko nie skrzywdź się nimi za bardzo. Chociaż i tak nie będę płakać z tego powodu. - Lily miała już odgryźć się jakimś kąśliwym komentarzem. Po wzroku szatynki dało się wyczytać, że tylko na to czeka. Na upokorzenie jakie mogło potem nadejść.
- Nie. Nie będę się zniżać do twojego poziomu. Nie licz na to. - idąc przed siebie spojrzała jej prosto w oczy. Zobaczyła tam jedynie zło. Wsiąknęło w nią tak głęboko, że nikt ani nic nie byłoby w stanie tego stanu odwrócić. Idąc dalej w przód, usłyszała szybko stawiane kroki, których dźwięk odbijał się od podłogi. Potem dłoń. Spoczęła na jej nadgarstku w delikatnym, ale stanowczym uścisku. Odwróciła się chcąc zobaczyć kto jest właścicielem owej ręki. Unosząc głowę napotkała błagalne oczy Alexego. Jego dotyk natychmiast wprowadził do jej umysłu spokój. „Jak on to robi?”. Uległa. Stanęła i patrzyła się na niego oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednej, malutkiej, ale odpowiedzi. Jednak od niego nic nie dostała. Za to od dębowego biurka odszedł mężczyzna i nawet nie wiedziała kiedy znalazł się tuż przy niej. Spojrzał na nią stoickim i opanowanym wzrokiem, po czym położył rękę na jej ramieniu, chcąc podnieść ją w ten sposób na duchu.
- Chodź ze mną. Postaram się, aby wszystkie pytania jakie masz do mnie znalazły swoje odpowiedzi. - jego słowa były takie spokojne, działały jak kojący balsam. Melodyjny, ale zarazem kategoryczny głos, wprowadzał do jej ciała harmonię, której tak bardzo jej brakowało. Ruszył w stronę szerokich schodów, a jego kroki, mimo że powinny być głośne i donośnie, zważając na to jakie obuwie nosił, były finezyjne i łagodne. Udała się za nim. Czuła wzrok wszystkich będących w pomieszczeniu skierowany wprost na nią. Źle się z tym czuła. Być obserwowanym. Nieprzyjemne doznanie. Nagle mężczyzna odwrócił się gwałtownie, tak, że dziewczyna niemal na niego wpadła. Rozejrzał się po pokoju, spoglądając na każdą twarz po kolei – Nie macie nic do roboty? - jak na zawołanie, wszyscy ruszyli się z miejsc i pognali zajmować się swoimi sprawami.
  Wyszli razem na korytarz spowity żółtą poświatą, która odbijała się od metalowych klamek. Kierując się w lewą stronę mijali jednakowe w barwie i kształcie drzwi. Przechodząc obok nich, miała wrażenie jakby korytarz ciągnął się w nieskończoność. A ze względu, że był on w kształcie koła, od razu skojarzyło jej się to z karuzelą, gdzie kręcisz się dookoła bez jakiegokolwiek sensu. Nagle mężczyzna skręcił i otworzył jedne z drzwi. Lily przez chwilę stała, wpatrując się w otwartą przestrzeń przed nią. „Jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy go nie odnajdę. Dalej. Do przodu. Niech Bash w końcu dotrzymała obietnicy. Mieli wytłumaczyć to niech tłumaczą.” Pewnym krokiem weszła do pomieszczenia spowitego półmrokiem. Na ścianie wisiały dwa obrazy, jednak przez brak oświetlenia nie było możliwe dostrzeżenie co jest ich tematem. Na wprost ogromne, gładkie biurko, utrzymane w idealnym porządku. Za nim skórzany fotel, w którym spokojnie Lily razy trzy mogłaby się zmieścić. Przed biurkiem dwa elegancko zdobione, tapicerowane krzesła. Obok duża komoda, w której porządek raczej był bardziej gościem. Szybkim ruchem ręki wskazał Lily, aby usiadła na jednym z krzeseł, a sam zasiadł wygodnie w fotelu, jakby przygotowywał się na długą opowieść.
- No to czego chciałabyś się dowiedzieć?
- Najlepiej wszystkiego.
- Hmm. - uśmiechnął się lekko – Bardzo chciałbym znać odpowiedzi na wszystkie pytanie tego świata. - to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała. Spojrzała na niego gniewnie.
- Dobrze pan wie o co mi chodzi.
- Proszę, mów mi Gabriel. - wziął głęboki wdech i zerknął na jeden z obrazów – No to zacznijmy od samego początku.





czwartek, 18 lutego 2016

LBA 4

O rany. To już czwarta nominacja! Po prostu cieszę się jak dziecko z tego powodu. Nie wiem czy już o tym wspominałam czy nie, ale LBA to dla mnie wielkie wyróżnienie i dzięki temu mam świadomość, że praca jaką wkładam w pisanie tego opowiadanie się opłaca i jeszcze bardziej pcha mnie w jego udoskonalanie i rozwijanie. Za to dziękuję. Tak więc bez zbędnego przedłużania zaczynamy.
Nominacja przywędrowała od Aika 'san.

1. Masz ulubionego przyjaciele/przyjaciółkę?
Mam. Znamy się od przedszkola. Na etapie gimnazjum nasze drogi się rozeszły, a w liceum bam. Jesteśmy w jednej klasie. To jedyna dziewczyna w mojej klasie (mimo że z prawie wszystkimi się świetnie dogaduje) z którą tak ciekawie spędzam czas.

2. Czy zmieniłabyś coś w swoim życiu, gdybyś mogła?
Hmm. Trudne pytanie. Możliwe, że dałabym sobie kopa do nauki.

3. Gdybyś mogła ułożyć swój wygląd, charakter i zdolności od nowa, czy skorzystałabyś z takiego czegoś?
Możliwe, że bym się skusiła. Kilka rzeczy można by poprawić.

4. Lubisz grać w gry? Jesteś Geek'iem?
Geek'iem nie jestem, ale od czasu do czasu lubię sobie włączyć jakąś gierkę. Tak na odstresowanie. Pamiętam kiedyś miałam taką fazę na Mario, że obiecałam sobie, że nie odejdę od komputera aż całej nie przejdę :D

5. Czy lubisz czytać książki, ewentualnie komiksy, bądź mangi.
Kocham książki. Jestem w tej mniejszości Polaków co je czytają. Jednak przez dłuższy czas to trzymałam się od nich z daleka. Zmieniło się to jakieś dwa lata temu i teraz jestem zapalonym czytaczem.

6. Ulubiona postać z SF?
Hm. Lubię wszystkich (prawie). Ale ulubiony to może... Rozalia. Tak. Zdecydowanie.

7. Za co lubisz blogi, które czytasz?
Za oryginalność, pomysł, całokształt.

8. O jakiej tematyce zazwyczaj wybierasz blogi?
Na pierwszym miejscu SF. Potem fantastyka. No kocham ją po prostu. A potem fan fiction. Lubię czytać opowiadania, które są na podstawie, np. filmu jaki lubię, ale jest przedstawione trochę z innej strony. Kiedyś też miałam fazę na czytanie opowiadań z siatkarzami, ale już mi przeszło. Wolę ich oglądać jak grają :D

9. Jakie klimaty lubisz?
Nie wiem czy chodzi o takie pogodowe czy książkowe - filmowe. To dam wszystko po kolei.
Ciepło. Bardzo ciepło. Hiszpania.
Mroczne. Wisząca tajemnica w powietrzu. Nutka romansu. I fantasy. To podstawa.

10. Słodko czy gorzko?
Słodziutko.

11. Czy uważasz, że od miłości do nienawiści jest cienka nić?
Jest w tym wszystkim prawda. Mogą chodzić ze sobą dwa gołąbki, kochać się nad życie, ale jedno z nich popełni jeden błąd i już nie odzywają się do siebie na całe życie. Po prostu wróg publiczny numer jeden. Jednak uważam, że jeśli ktoś kogoś naprawdę kocha, to umie wybaczać. A jeżeli jest to coś naprawdę, przez co związek musi się rozpaść, to trzeba zrobić to z klasą.




wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 6 - A może jednak?

 Hej. Cześć i czołem. Tak. Zostawić mnie na chwilę samą z komputerem. No i jest. Aż trudno mi było skończyć. Postanowiłam, że zrobię wam taką małą niespodziankę. Obiecuję, że już w następnym rozdziale część rzeczy nieco się rozjaśni. Mam nadzieję, że na czwartek, maksymalnie piątek go dodam. Tak więc zapraszam do lektury i życzę miłego wieczoru :D





 I wtedy wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Nawet chłopak stojący obok Lily spojrzał z niepokojem na zaistniałą sytuację. Z sufity, wprost pod nogi dziewczyny, spadło jedno, malutkie źdźbło trawy. Kucnęła i wzięła je w ręce. Ciągle pachniało. Spojrzała zdziwiona na Kentina, lecz ten zmarszczył brwi spoglądając na źdźbło a potem na sufit. Jednak zamiast jakieś sensownej odpowiedzi, Lily uzyskała od niego jedynie wzruszenie ramionami. Pomógł jej wstać. Wtedy zauważyła, że na wewnętrznej stronie dłoni ma jakiś rysunek, jakby lilię i kiedy chciała już go o to zapytać, w drzwiach stanął czerwonowłosy obejmujący jakąś dziewczynę. Lily od razu się nie spodobała. Ciemne włosy, na twarzy mocny makijaż i kolczyk w nosie, a na ciele masa kolorowych tatuaży. Strój również nie wyglądał zachęcająco. Wyzywający, króciutki top bez ramiączek, poprzecierane szorty, długie, sznurowane buty na wysokiej szpilce, a do tego na ręce bransoletka z ćwiekami a na szyi tattoo chokera. Jednak nie byłoby w tym nic przez co zaufanie Lily do niej zniknęło zanim jeszcze się pojawiło. Oczy. Szaro-niebieskie. Przypominały oczy węża. Podstępne, niebezpieczne, czekające na twój maleńki upadek, aby tylko cię dopaść. Jad, który się z nich wydobywał aż przyprawiał o dreszcze.
- Och. Kentinku. Kogo nam tu znowu przyprowadziłeś? - zapytała piskliwym głosikiem skanując Lily od góry do dołu – Kolejna sierotka, która znalazła się w złym miejscu o złej porze? - na słowo sierota oddech Lily momentalnie przyspieszył a pod zamkniętymi oczami poczuła napływające łzy. Pięści ścisnęła tak mocno, że aż paznokcie zaczęły ranić jej skórę. - No wdzianko to ma całkiem, całkiem. Gdzie ją znaleźliście? W przedszkolu jakiś mały wampirek za bardzo chwalił się swoimi ząbkami i niunia się przestraszyła? - zapewne takie słowa były spowodowane piżamą Lily. Koszulka w smerfy i spodnie w serduszka. Jednak nic na to nie mogła poradzić. Tylko one były zdatne do użytku po tym jak dzień wcześniej Sebastian próbował samodzielnie zrobić pranie, czego wynikiem było zalanie połowy mieszkania. Jednak co obchodziło tą szmatę w co jest ubrana? Jej ciało, jej sprawa. Kiedy Kentin zauważył, że dziewczyna potrzebuje już jedynie niewielkiej iskry, aby wybuchnąć, stanął przed nią i surowym głosem zwrócił się do pary
- Musimy iść do Gabriela. A przynajmniej znaleźć Nataniela. Widziałaś któregoś może? - uśmiechnęła się sztucznie robiąc minę grzecznej dziewczynki, co jednak nie wychodziło jej zbyt dobrze
- A co będę z tego miała, że ci pomogę? - pisnęła cienkim głosikiem
- Nic. - stwierdził stanowczo szatyn – To widziałaś ich czy nie?- jego usta tworzyły w tej chwili prawie idealną linię a ton jego głosu nie wskazywał na to, że paja sympatią wobec tej dziewczyny
- Ej! Może grzeczniej! - krzyknął Kastiel jeszcze bardziej zasłaniając szatynkę swoim ramieniem
Kentin wziął głęboki wdech i odwrócił się w stronę Lily, która już nieco się uspokoiła, jednak chęć pokrojenia jej na maleńkie kawałeczki cały czas buzowała jej w głowie. Położył jej dłoń na ramieniu i poprowadził na dół. Wskazał na fotel aby usiadła, lecz ta potrząsnęła odmawiająco głową. Podeszła za to do wielkiego globusa i przyglądała się idealnym pociągnięciom pędzla na konturach kontynentów. Za nimi zeszli Kastiel z szatynką. Usiedli na jednej z kanap. Dziewczyna oparła się o jego klatkę piersiową, a on położył rękę na jej plecach i gładził je przejeżdżając z góry do dołu. Kentin patrzył na to siedząc naprzeciwko z wyraźnym obrzydzeniem. Chodziło mu po głowie jedno zdanie: „Nie mam nic do Kastiela, ale jak można być takim ślepym idiotą?” Kiedy Lily dotknęła delikatnie powierzchni globusa, aby zobaczyć jego drugą część, drzwi do pokoju ponownie się otworzyły. Przez próg weszła para: chłopak o czarnych jak węgiel włosach, przenikliwych błękitnych oczach przebijających się spod gęstych brwi i niewielkich tunelach w uszach. Obok ciemnoskóra dziewczyna o ciemnych, ale nie idealnie, czarnych włosach, u której delikatny makijaż pięknie podkreślał jej urodę. Była szczupła, nawet bardzo. Oboje śmiali się z czegoś co chłopak pokazywał jej na telefonie. Lily wytężyła słuch i dosłyszała, że był to jakiś filmik z meczu koszykówki. Kiedy podnieśli wzrok i dojrzeli Kastiela ich miny nieco zmarkotniały, ale szli dalej próbując nie zwracać na niego i jego towarzyszkę uwagi. Kiedy poszli do końca schodów dostrzegli Lily. Oboje, jak na zawołanie, zmarszczyli brwi patrząc na Kentina. Rozłożył pośpiesznie ręce.
- Dlaczego zawsze jak pojawia się ktoś nowy, wszyscy patrzą się na mnie? - powiedział z wyrzutem
- A na kogo innego mamy się patrzeć. Może na niego? - dziewczyna wskazała na czerwonowłosego – Albo na tę żmiję?
- Uważaj na słowa! Dobrze ci radzę! - warknął Kastiel prawie podnosząc się z miejsca
- Oj ty mój rycerzu. - jeszcze mocniej szatynka wtuliła się w jego tors zaciskając przy tym palce na jego koszulce
- Za taką księżniczką to nawet świnia po uszy w gównie by łapą nie ruszyła. - prychnął brunet kręcąc oczami – no i już nie wytrzymał. Kastiel wręcz skoczył na równe nogi a jego pazury i kły natychmiast się powiększyły. Patrzył na chłopaka z chęcią natychmiastowego mordu, jednak ten jedynie uniósł radośnie jeden kącik ust patrząc się z politowaniem na czerwonowłosego – Tylko na tyle cię stać? To Kim jest już straszniejsza gdy ma gorszy dzień. - to przeważyło szalę goryczy i zaczęli się drzeć za kudły. Dosłownie. Kastiel chwycił bruneta za włosy i przerzucił na drugą stronę pokoju. Ten wstał, po czym na uderzeniach w twarz się nie skończyło. Reszta krzyczała i machała rękami. „Chyba to jednak nie był dobry pomysł, aby tu przyjść.” - powiedziała sobie w myślach.
Wykorzystując zaistniałą sytuację szybko i po cichu, chociaż żaden hałas w tej chwili raczej nie odciągnąłby nikogo z tego grona, skierowała się na schody i potem za drzwi. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się czy przypadkiem nikt nie idzie. Nie szedł. To była jej szansa na wydostanie się stąd. Podeszła do windy i już miała wcisnął przycisk otwierający drzwi gdy ktoś do niej przemówił.
- A dokąd to się wybieramy? - aż podskoczyła. Ciarki ją przeszły po plecach gdy nikogo nie zobaczyła. „Może to wszystko, to jedne wielkie omamy. Albo sen.” Chciała w to wierzyć. Nagle tuż przed Lily pojawił się zupełnie znikąd chłopak o niebieskich, niczym Ocean Atlantycki, włosach. Miał roześmianą twarz. I to nie z powodu tego, że się teraz uśmiechał. Jego oczy mówiły same za siebie. Już po nich stwierdziła, że ma do czynienia z osobą niezwykle sympatyczną, pełną radości i wewnętrznego poczucia konieczności przebywania z drugą osobą. Na sobie miał niebieski T-shirt, jaskrawą, pomarańczową kurtkę, luźne spodnie z wieloma dziurami zakrytymi łatami z kształcie buziek, do tego kolorowe paski zapięte wokół bioder, a na szyi zwisały mu kolorowe słuchawki. Krótko mówiąc – na pewno miał szafę większą niż ona. Kiedy Lily tak mu się przyglądała, nie wiedząc jak śmiesznie to wygląda, wyszczerzył się i z wesoło stwierdził – Niezła rozróba, co? Dzisiaj poszli nieco dalej. Zwykle nie rzucają się po ścianach. Zawsze wystarczała im ta biedna podłoga. Ile ona przez nich wycierpi. - położył rękę na czole kręcąc bezradnie głową.
- Ale przecież ciebie tam nie było. Skąd wiesz co się tam dzieje?
- Kto powiedział, że mnie tam nie było? Jeżeli oczy czegoś nie widzą, nie oznacza to od razu, że czegoś nie ma. - i zniknął. Dosłownie. Rozpłynął się w powietrzu. Dziewczyna patrzyła w pustą przestrzeń, gdzie przed chwilą widziała chłopaka. Jej mina była co najmniej śmieszna. Zdezorientowany wyraz twarzy, oczy wielkości orzecha włoskiego, a usta po raz trzeci tego dnia opadły w dół. Wewnętrznie zaczynało już są to męczyć. Najwyraźniej jej mózg mówiący „przestań” i ciało stwierdzili, że dzisiaj zrobią sobie wolne i nie będą ze sobą współpracować. Ale to nie był koniec jej zdziwień. Cichy śmiech jaki za sobą dosłyszała, a tuż po nim uczucia jak coś podnosi jej szczękę do góry. Natychmiast się odsunęła mając nadzieję, że zobaczy sprawcę tego uczynku. Nie zobaczyła. „Co jest grane?”. Wtem chłopak o niebieskich włosach ponownie ukazał swoje oblicze. I wtedy Lily coś sobie uświadomiła. Brunet, którego przez chwilą widziała, był identyczny do chłopaka stojącego obok niej. Bliźniacy, pomyślała.
Mętlik w jej głowie coraz bardziej się nasilał. Całkowicie nie wiedziała co robić. Wszystko wydawało się jej takie niewyobrażalne. Jak najgorszy koszmar. Opadła na miękki dywan i oparła się o ścianę. Przyciągnęła kolana do brody i znieruchomiała. Chciała się teraz obudzić w swoim łóżku, na którego brzegu siedziałby Sebastian patrząc, jak to miał w zwyczaju, jak śpi. Obdarzyłaby go ciepłym uśmiechem oczekując czegoś w zamian za to, że wtargnął na jej teren bez pozwolenia. Jednak to nie nastąpiło. Za to poczuła jak czyjaś delikatna ręką otacza jej ramiona i przysuwa do siebie. Już prawie się rozpłakała, łzy już napływały do oczu, lecz je powstrzymała. Nie mogła sobie pozwolić na takie zachowanie przy zupełnie nieznanej osobie. Przełknęła je i wzięła kilka głębokich oddechów. Niby nie znała tego chłopaka, ale czuła od niego jakąś dziwną, uspokajającą aurę. Czując jego dotyk na swoim ciele, napięte mięśnie od razu się rozluźniły, a wszelkie zmartwienia i problemy stały się jakby mniejsze.
- Co się stało? - zapytał troskliwym głosem. Po chwili milczenia, odpowiedziała
- Właśnie nie wiem co się stało. - wydusiła z siebie – Wszystko dzieje się tak szybko i jest to dla mnie tak niezrozumiałe. Ja... - wyszlochała
- Już. Spokojnie. Nie musisz nic więcej mówić. Posiedzimy tu sobie i pomilczymy. Pasuje? - jego optymizm był wręcz zaskakujący. „Jak można być tak miłym dla kogoś kogo się nie zna?” Jednak w tej chwili było to jej najmniejsze zmartwienie. Trąciła lekko głową, okazując tym przychylność ku jemu pomysłowi.
- A tak właściwie to jestem Alexy. I już się zamykam. - posłał jej uśmiech a ta patrząc przeciągle na jego twarz wybuchnęła śmiechem. Widząc jego śmiejące się oczy nie mogła się powstrzymać. Było w nich coś, przez co nawet jakby się chciało, to nie dałoby rady się smucić.
- A ja Lily. - powiedziała opanowując śmiech. Gdy ponownie spojrzała w jego jasne tęczówki, tym razem on zaczął się śmiać, a dziewczyna po chwili mu zawtórowała. Trwało to do momentu, aż potężne, jak podejrzewała Lily, mahoniowe drzwi otworzyły się, z przez próg przeszedł przerażony Kentin. W momencie, kiedy skierował swój wzrok na dwójkę siedzącą na podłodze, wypuścił głośno powietrze z płuc, splutł palce na karku, po czym zgiął się do przodu jeszcze bardziej podkreślając jak bardzo mu ulżyło widząc Lily.
- Nawet nie wiesz jak się wystraszyłem , gdy się zorientowałem, że nie ma cię w środku. - przeniósł swój wzrok na chłopaka obok niej – Dzięki, że się nią zająłeś. - te słowa nie spodobały się Lily. Zabrzmiało to tak jakby była bezbronnym dzieckiem potrzebującym opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jednak nie chciała być niemiła w stosunku do szatyna i przemilczała całą sprawę.
- No to tyle z naszego wspólnego milczenia. - zaśmiał się cicho. Lily od razu zrobiło się lżej na sercu. „Może jednak nie jest to takie złe miejsce? Może faktycznie pomogą mi odnaleźć brata?”
- Widziałeś może gdzieś Gabriela? Potrzebujemy go?
- Chyba był ostatnio w obserwatorium z Natanielem. Ale słuchawek uciąć sobie za to nie dam. - było to dosyć wymyślne stwierdzenie więc dziewczyna zrobiła dziwną minę zerkając na Alexego. Ten jedynie dotknął radośnie swoich słuchawek, wstał i podał dłoń Lily pomagając wstać.
Kiedy już oboje byli na równych nogach, dziewczyna nieco spoważniała słysząc jak ktoś się zbliża. Rozmowę prowadziły dwie osoby – płeć męska. Ale wydawało się jej, że słyszała jeszcze kroki osoby trzeciej. Kiedy także chłopacy obok usłyszeli odgłosy rozmowy zwrócili się w stronę, z której dochodziły dźwięki. Lily stanęła wyprostowana czekając na kogo tym razem natrafi. Dostrzegła jak cienie na podłodze z każdą chwilą robią się coraz krótsze, aż w końcu zobaczyła sylwetki, tak jak podejrzewała, trzech osób.
Serce jej stanęło. Oddech gwałtownie przyspieszył a ciało zaczęło samoistnie drżeć. Z trudem przełknęła ślinę, która nagromadziła się w jej ustach. Delikatnie je rozchyliła chcąc krzyczeć. I to bardzo. Jednak coś jej to uniemożliwiało. Przerażenie ogarnęło każdą jedną komórkę jej organizmu. Cofnęła się o krok, może dwa, wyciągając ręce na boki, jakby szukając ratunku. Mężczyźni, cała piątka, patrzyli na nią zdezorientowani, nie wiedząc jak zareagować, nie będąc świadomymi co tak naprawdę wywołało nagły atak strachu u dziewczyny. Powód był jeden. Bardzo prosty. Stał przed nią i patrzył się z lekko przejętą twarzą. Jasna, wręcz biała, skóra. Nieskazitelna. Duże usta w kolorze krwistej czerwieni. Oczy, otoczone przez gęstą otoczkę jasnobrązowych rzęs, miały dwukolorowe zabarwienie. Lewe zielone, prawe złote. Na niskie czoło spadały mu białe kosmki włosów, które dzięki światłu bijącemu od żółtych kamieni, przybrały kolor dojrzałej papierówki. Delikatne rysy twarzy dawały mu co najwyżej dziewiętnaście lat. Łagodnie zaokrąglona szczęka i prawie niewidoczne kości policzkowe. Był spokojny i opanowany. Zbyt spokojny. Kiedy Lily zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu, przed nią wyskoczył Kentin kładąc swoje ciepłe dłonie na jej ramionach, które zdawały się być wielką kostką lodu. Nie obchodziło ją, że starał się zakryć swoją sylwetką osoby, które za nim stały. Nie podziałało. Mimo że był od niej wyższy o pół głowy, pod pewnym kątem dokładnie mogła zobaczyć białowłosego. Mogła obserwować jego zachowanie. Poczuła jak obok niej staje Alexy i kładąc rękę na jej brodzie przyciąga jej uwagę na jego osobę.
- Co się stało? Dlaczego tak zareagowałaś? Co zobaczyłaś?
- Czy ma to coś wspólnego z tym co wydarzyło się w zaułku? - wtrącił się szatyn. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Skakała wzrokiem z jednego na drugiego. Ale nawet jeśliby wiedziała to nie przeszłyby jej przez gardło. Była w zbyt wielkim szoku. „Czy ma on coś wspólnego ze zniknięciem jej brata?” pomyślała przełykając z trudem ślinę.
- Kentin. Co się dzieje? Kto to jest? - zapytał mężczyzna w średnim wieku z krótko ściętymi, jasnymi włosami i kilkoma widocznymi zmarszczkami na twarzy. Kiedy szatyn spojrzał na niego i przez dłuższą chwilę nie dawał mu odpowiedzi, przerzucił swój wzrok na Alexego. Lecz ten podniósł ręce do góry w obronnym geście. Mężczyzna wzdychnął głośno. - No dobrze. Chodźmy do auli. Może tam się czegoś od was dowiemy.


poniedziałek, 15 lutego 2016

LBA 3

Mam przyjemność po raz trzeci odebrać nominację do LBA. Jestem tym faktem przeszczęśliwa. Jest to w pewien sposób pokazanie, że podoba Wam się moje opowiadanie i motywuje do dalszej, jeszcze bardziej efektywnej pracy. Tak więc nie przedłużając, dziękuję Misty Blue i zaczynamy.

1. Ulubiony film?
Oj, jest ich sporo. Mam kilku swoich faworytów: Hobbit, Bogowie, Mroczny Rycerz, Zaplątani, Shrek, Asterix i Obelix, Piraci z Karaibów, Miasto aniołów, Igrzyska Śmierci, Stowarzyszenie Umarłych Poetów i wiele, wiele więcej.

2. Idziesz spać. Kolejnego ranka budzisz się na ławce w parku, pijana i ubrana w kostium kurczaka. Co robisz?
Naprawdę? Kostium kurczaka? Ok. Niech pomyślę. Najpierw najpewniej ogarnęłabym gdzie się znajduję i starała sobie przypomnieć w jaki sposób się tam znalazłam. Potem sprawdzam czy mam coś pod tym kostiumem. Jeśli tak to staram się go zdjąć, a jak nie to idę w nim. Potem jakiś telefon do znajomego z samochodem bo do rodziców to bym za Chiny bym się nie odważyła. A jak nie to poszłabym dalej spać. Też jakieś wyjście.

3. Jest letni wieczór. Ktoś puka do drzwi. Otwierasz je, ale nikogo nie ma. Na wycieraczce leży gra planszowa z zagadkowej nazwie "Liver". Ciekawa, bierzesz grę do domu. Po chwili cały świat zmienia się w olbrzymie kamienne pole z tajemniczymi białymi liniami. Widzisz niezwykle przystojnego chłopaka ubranego z zbroję. Co robisz?
No to mamy jeszcze ciekawiej niż poprzednio. Gdy doszłam do połowy opisu skojarzyło mi się to z filmem Jumanji. Ale do rzeczy. Co robię? Na pewno zapytałabym gdzie się znajduję, potem czy jest stąd jakieś wyjście, potem kim jest on (imię itd). Gorzej by było gdyby nie był rozmowny.

4. Okazuję się, że w kosmosie (poza naszą planetą) istnieje życie. Pewnego dnia kosmici przybywają na Ziemię. Niczym na dobrą strawę nie różnią się od ziemian. Okazuję się, że wszystkie kobiety z ich cywilizacji wyginęły, a celem ich podróży jest "pożyczenie" kilku ziemianek. Jednak już w kosmosie wiadomo, że to Polski są najpiękniejsze. Więc idą do pana prezydenta Dudy. Ten z cięcią pozwala pożyczyć im kilka dziewczyn, które sobie wybiorą. Pada na ciebie. Twój kosmita jest zabójczo przystojny, a jeśli z nim nie polecisz, to zamknął cię do końca życia w więzieniu. Co robisz?
Ja także się zapytam co masz z głową. Takie szatańskie pytania tylko umysł szaleńca mógł wymyślić. I no oczywiście, że Polki są najpiękniejsze, najcudowniejsze i wszystko naj. Słowianki górą :D
Ale do rzeczy. Hmm. Groźna dożywotniego więzienia nie brzmi zachęcająco. Ale także wywiezienie w kosmos do najbardziej ciekawych propozycji się nie zalicza. Ale jeżeli mój kosmita ma być tak nieziemsko przystojny to może dam radę jakoś to przeżyć (gorzej jak okaże się jakimś psycholem). W końcu słowo pożyczyć oznacza oddać za jakiś czas. A może mi się tam spodoba i zostanę na dłużej? Jednak wszystko jest lepsze niż klitka 3x2m.

5. Co to są placki?
Placek - rzeczownik rodzaju męskiego
 płaski, zwykle okrągły wypiek, często słodki, z dodatkami 
- niewielki, pieczony lub smażony krążek, np. z mąki lub ziemniaków
- coś niewielkiego , płaskiego, utworzonego z miękkiej masy
- mała, ograniczona płaszczyzna wyodrębniająca się z otaczającego ją tła
:D

6. Możesz bezkarnie zabić jednego celebrytę. Piosenkarz, aktor itd. Na kogo padnie?
Albo Nicki Minaj albo Bieber. Nie znoszę ich piosenek i zawsze jak lecą, czy to w radiu czy na playliście na youtube, od razu przełączam.

Oj boniu. Naśmiałam się jak to pisałam. Na takie pytania to bym życiu nie wpadła. :D
Dziękuję jeszcze raz zarówno za nominację jak i świetną zabawę.
A moich nominowanych podałam już wcześniej :D

niedziela, 14 lutego 2016

LBA 2

Tym razem nominacja od Liadan Laren. Bardzo za to dziękuję. To dla mnie wielkie wyróżnienie.
Tak więc zaczynamy.

1. Twoje ulubione miejsce?
Moje łóżeczko :D

2. Gdybyś mogła wybrać jedną zdolność nadprzyrodzoną, która by to była?
Chciałabym mieć doskonale rozwinięte zmysły. Ale że ma być to jedna więc postawię na słuch.

3. Co chciałabyś w sobie zmienić?
Chyba jedynie swój wzrost. Tak o te 5- 8 cm. No bo jednak 160 cm to niewiele. A tak to to raczej nic. Kiedyś bym wymieniała i wymieniała, ale z czasem polubiłam samą siebie.

4. Jak się ubierasz?
Zwykle wybieram ubrania, które nie będą mi przeszkadzały w codziennym funkcjonowaniu. Luźnie, ale też nie dresy. Mają był wygodne i ładne. Nie mam jednego, konkretnego stylu. Czasem lubię założyć bluzę czy nieco workowaty sweter, a czasami kolorowy żakiet. Zależy od samopoczucia. A jeśli chodzi o kolory to wszystkie po kolei, oprócz fioletu i czarnego, rzadko zdarza się też żółty.

5. Twoja ulubiona piosenka?
I takich pytań najbardziej nie lubię. Z racji tego, że kocham muzykę nie jestem w stanie odpowiedzieć, która piosenka jest moją ulubioną.  Mogę najwyżej wymienić kilka tytułów, które ostatnio szczególnie przypadły mi do gustu:
Bastille - Things We Lost In The Fire
Drake - Hotline Bling
Alvaro Soler - El Mismo Sol
Cleo - Zabiorę nas

6. Gdzie chciałabyś mieszkać i dlaczego?
Chciałabym mieszkać na północy naszego kraju, ponieważ kocham morze. A na kilka tygodni w roku chciałabym wyjeżdżać do jakiegoś ciepłego kraju np. Hiszpania.

7. Co robisz zazwyczaj w weekendy?
Sprzątam w domu, uczę się, jak się znajdzie trochę czasu to oglądam sobie jakieś seriale.

8. Z jakim zwierzęciem się utożsamiasz?
Kot. Na 100%. Tak samo lubię leniuchować i wylegiwać się w ciepełku.

9. Twoje wymarzone imię?
Tak samo jak z wyglądem, polubiłam swoje własne imię. Emilia. Bardzo rzadkie i dlatego takie wyjątkowe :D Chociaż najczęściej jest ono zdrabniane, nawet przez znaczną większość nauczycieli do Emilka czy Emi.

10. Jak długo piszę i kiedy zaczęłam swoją przygodę z pisaniem?
Tego bloga piszę od niedawna bo od początku stycznia. A takie przygody zaczęły się jakieś półtora roku temu, jednak nie byłam z tego wszystkiego zadowolona, zrobiłam sobie długą przerwę i oto w mojej głowie zrodziło się takie coś.

11. Gdybym musiała, jaki zrobiłabym sobie tatuaż i gdzie?
Bardzo podobają mi się delikatne tatuaże. Szczególnie lecące ptaki lub zdmuchiwany latawiec. A zrobiłabym sobie albo na nadgarstku albo na łopatce.

No to byłoby na tyle. Nominacje podałam w poprzednim poście. Jeszcze raz dziękuję za nominacje i pozdrawiam :D


LBA

Serdecznie chciałabym podziękować za nominację Panience Kernit. To dla mnie wielkie wyróżnienie.
Tak więc zabieramy się za pytania.

1. Jaką istotą fantastyczną chciałabyś być?
No i bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze. Miałabym o tyle łatwiej, bo chciałabym być taką istotą jaką jest moja bohaterka w opowiadaniu. Tylko że jej tutaj nie opiszę bo części fabuły można by się już domyślić.
W takim razie opiszę ci istotę, którą chciałabym być na drugim miejscu. Jest to elf. Jego sylwetki raczej nie muszę znacznie przybliżać. Zwłaszcza dzięki twórczości Tolkiena czy też Andrzeja Sapkowskiego. Wysokie, szczupłe istoty o lekko szpiczastych uszach. Elfy kochają bliskość z naturą. Są niezwykle silni a ich zmysły są bardziej rozwinięte niż u ludzi. Potrafili świetnie strzelać z łuku oraz pięknie śpiewać. I to chyba tyle co mi teraz przychodzi do głowy.

2. Co planujesz osiągnąć w przyszłości?
Jest to trudne pytanie. Na pewno chciałabym mieć pracę, z której czerpałabym przyjemność (ale jaką konkretnie to nie wiem, coś w stronę medycyny), rodzinę. Jednak jak to mówi moja mama: Nie ma się do czego śpieszyć. I popieram ją w tym stwierdzeniu.

3. Co najbardziej cenisz sobie w ludziach, a czego w nich nienawidzisz?
Najbardziej cenię szczerość i zaufanie. Według mnie bez tego żadna znajomość nie ma sensu. No bo na przykład co to byłaby za przyjaciółka, która nie powie ci nawet najtrudniejszej rzeczy, albo nie nawrzeszczała gdybyś zrobiła coś idiotycznego wiedząc, że ty to zrozumiesz i nie będziesz się za to złościć. A najbardziej nie lubię gdy ludzie myślą tylko o sobie. Gdy nie zwracają uwagi na drugiego człowieka.

4. Co skłoniło cię do napisania bloga?
Myślałam o tym już jakiś czas temu. A jeszcze bardziej spotęgował to fakt, że przeczytałam kilka książek właśnie o tematyce fantasy i chciałam stworzyć coś swojego.

5. Jaki jest twój wymarzony dom?
Niewielki, dwupiętrowy domek (aby nie trzeba było dużo sprzątać), gdzieś na obrzeżach dużego miasta. Elewacja w kolorze pastelowej zieleni z brązowymi elementami. Czarny dach. Z tyłu niewielki ogródek. Na dole kuchnia połączona z salonem. Duży ciemny stół, dookoła mięciutkie krzesła. Obok Duży, puchaty fotel i narożnik. Naprzeciwko telewizor 50 cali. Kominek, pod którym są skrytki na drewno. Duża komoda z dużą ilością zdjęć. Cały pokój pomalowany na kilka kolorów. Limonkowy, ceglasty i pastelowa żółć. W łazience (brązowo - białej) wanna z hydromasażem, prysznic no i wiadomo cała reszta. Gdzieś jeszcze przyklejona delikatna fototapeta przedstawiająca zachód słońca w górach. Na następnym piętrze moja sypialnia z dużym łóżkiem, delikatny, kryształowy żyrandol. Wielki, puchaty dywan. Tylko nie wiem jaka kolorystyka. Waham się pomiędzy błękitny z szarym albo fioletowy z limonkowym.

6. Posiadasz jakieś uzależnienia?
Od muzyki. Nawet jak odrabiam lekcje to musi mi coś tam grać, bo coś mi już przeszkadza :D

7. Lubisz mangę i anime? 
Bardzo dawno tego nie oglądałam. Nie wiem co teraz się ogląda. W ogóle rozstałam się z wszelkiego rodzaju bajkami w wieku około trzynastu lat (oczywiście oprócz genialnych produkcji filmowych). Więc nie mogę nawet powiedzieć czy lubię, ponieważ jak nie oglądam to nie wiem czy mi się by to spodobało.
Jejku. Proste pytanie tak-nie a ja teki wywody robię.

8. Jaką umiejętność chciałabyś doprowadzić do możliwie jak najwyższego poziomu?
U mnie są to zmysły. Zarówno jak i słuchu, węchu i wzroku.

9. Jaką ekstremalną rzecz chcesz zrobić przed śmiercią?
Skoczyć na bungee i ze spadochronem.

10. Do jakiej epoki chciałabyś się przenieść i dlaczego?
Hm. Niech pomyślę. Chyba najbardziej to czasów kiedy rządził Sulejman Wspaniały w Państwie Osmańskim. Oglądając serial Wspaniałe Stulecie patrzę na te piękne stroje, na cały wygląd tych pałacy i aż dech zapiera.

11. Bez czego nie poradziłabyś sobie w życiu codziennym?
Może telefon. W końcu to teraz taki mini komputer.


No dobra. Przebrnęłam. Teraz czas na moje pytania i nominowanych. Nie łudźcie się, że znajdę aż 11 osób. Tak więc ograniczę się do czterech :D

Nominuję:
Let is Die
Hana
Kocham Rysować
Lara

A teraz pytania:
1. Jaki jest twój ideał chłopaka? (wygląd, charakter itp.)
2. Twoja ulubiona książka?
3. Jaką sławną osobę podziwiasz najbardziej i dlaczego?
4. Co najchętniej robisz gdy wiesz, że możesz leżeć przysłowiowym brzuchem do góry?
5. Masz jakieś zwyczaje, które ciągle powtarzasz?
6. Do jakiego kraju najbardziej chciałabyś się udać?
7. Jeśli miałabyś wybór: żyć dalej w realnym świecie lub przenieść się do fantastycznej krainy, co byś wybrała?
8. Lubisz sport? A jak tak to jaki?
9. Na jakie cechy najbardziej zwracasz uwagę gdy kogoś poznasz?
10. Ulubiona pora roku?
11. Co według ciebie jest gorsze: nie posiadać przyjaciół czy drugiej połówki?


sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 5 - Witaj.

Cześć Wam. Nareszcie skończyłam ten rozdział. Trochę go pisałam. Ale to wszystko przez brak czasu. Jednak już zaczęłam ferie więc czasu będę miała pod dostatkiem. 
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze. Naprawdę motywują do pracy. Więc proszę o jeszcze więcej :D A i jeszcze jedno. Stuknęło nam już 1000 wyświetleń za co dziękuję podwójnie. Jak to zobaczyłam to oczy prawie mi z orbit wyszły. Tak więc dziękuję nawet potrójnie. Często w komentarzach powtarzało się stwierdzenie, że jest to coś nowego. Taki właśnie miałam zamiar. Stworzyć coś czego jeszcze nie było. A że od zawsze byłam fanką fantasy to wyszło właśnie takie coś. Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom. 
Tak w ramach rekompensaty za to, że przez dłuższy czas nie było rozdziału ten jest troszkę dłuższy więc zapraszam do lektury i pozdrawiam wszystkie czytelniczki :D



  Chłopak o czekoladowych włosach zrobił krok do przodu, stanął i przez chwilę się namyślał. Po chwili zaczął już pewnym krokiem iść w stronę dziewczyny. Dziewczyny przerażonej. Ale kto mógłby się jej dziwić? Znajdujesz się z zupełnie nieznanym ci miejscu, jedyna bliska ci osoba zostaje porwana przez jakieś dziwne istoty, które równie dobrze mogłyby być wyjęte z jakiegoś filmu grozy, gonił cię wielki potwór, który tylko czekał na twoje potknięcie, a przed nim ratuje cię jakiś chłopak z ogniem na głowie. I jeszcze drugi mówi coś o jakieś cholernej Przeznaczonej. I jak tu niby patrzeć na świat tak jak dotychczas?
Kiedy szatyn zaczął się zbliżać, Lily chciała jeszcze bardziej się cofnąć, ale ceglasta ściana, do której przywarły jej plecy jej to uniemożliwiła. Przełknęła ślinę i uniosła wysoko głowę, wyczekując jak się wydarzenia potoczą. Oddech gwałtownie zwiększył swoją częstotliwość, tak samo jak bicie serce. Dostrzegł to czerwonowłosy chłopak, a właściwie dosłyszał i ruszył ku niej, jeszcze szybciej niż jego towarzysz. W mgnieniu oka znajdował się tuż przed nią i intensywnie zaczął się jej przyglądać. Jakby była jakąś rzeczą. Niezmiernie ją to wkurzyło. Nie obchodziło jej to w jakim stanie emocjonalnym się teraz znajduje, ale na takie zachowanie najchętniej jeszcze raz powaliłaby go na kolana. Już zaciskała pięści, kiedy to drugi chłopak podbiegł do nich widząc do czego zaraz może dojść.

- Już starczy! - stanął pomiędzy Lily a chłopakiem obok, kładąc rękę na jego torsie. Dopiero teraz dziewczyna uważniej przyjrzała się jego sylwetce. Przesunęła wzrokiem po bordowej bawełnie opinającej muskularny tors i szerokie ramiona, na których zarzucona była dodatkowo czarna skórzana kurtka. Po czym z powrotem spojrzała na jego twarz. Piękną twarz. W tej chwili okalał ją parszywy uśmiech. Był taki pewny siebie. Dziewczyna nie znosiła takich ludzi, którzy uważają się za lepszych od innych. No bo jak inaczej można by odczytać taki uśmieszek? Zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w jego szarych oczach, z ogromną chęcią pozbawienia tej jego ładnej buźki tego zadowolenia – Hej. Wiem, że pewnie jesteś mocno zakłopotana tym co się tutaj dzieje, ale uwierz mi, że dla własnego dobra, najlepiej będzie jak pójdziesz z nami. - szatyn zwrócił się do Lily ciepłym, spokojnym tonem. Sprawiał wrażenie osoby godnej zaufania, jednak zostawało jedno ale
- Nigdzie nie pójdę. - odpowiedziała stanowczo – Zwłaszcza z tym perfidnym czymś. - wskazała na chłopaka obok. Na jej słowa jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył pokazując białe zęby, które lekko błyszczały pod wpływem światła
- Mówiłem, że będą z nią problemy. Ale jak się chce to każdego można przekonać do swoich racji. - zrobił krok do przodu, ale ręka która leżała na jego ciele natychmiast zrobiła gwałtowny ruch, przez co cofnął się o metr. Nie był tym faktem zadowolony. Warknął pod nosem i spojrzał na towarzysza wzrokiem mówiącym „Ty był twój błąd”. Ten jednak zdawał się nic z tego sobie nie robić.
- Jak się nie uspokoisz, to obiecuję, że założę ci kaganiec i przywiążę do słupa. Więc opanuj swój wilczy temperament. Dobrze ci radzę.
- Hej! - zawołała już mocno zirytowana Lily – Nie wiem o co wam chodzi, ale proszę uspokójcie się. Ja chcę tylko odnaleźć brata i wrócić z nim do domu. Nic więcej. - na słowa o bracie głos jej się załamał, przypominając sobie jednocześnie moment, gdy ostatni raz go widziała
- Pomożemy ci go znaleźć. Obiecuję. Ale nie zrobimy tego tutaj. Jest jedno takie miejsce gdzie teraz się udamy i tam wszystko omówimy. Proszę. Chodź. - jego głos zmienił się diametralnie. Z oschłego i nieprzyjemnego, jaki kierował w stronę czerwonowłosego, na spokojny i opanowany, pełnego współczucia, ale też szczerej chęci pomocy. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Ostrożnie. Aby nie pomyślała, że jest do czegoś zmuszana i czekał na jej reakcje.
- Dlaczego miałabym ci ufać? - lekko przechyliła głowę podnosząc jedną brew
- Bo gdyby nie ja, to już dawno zostałyby z ciebie same kosteczki. - wyrzucił ironicznie chłopak, który jak dobrze zrozumiała miał na imię Kastiel
- Do ciebie się odzywam? Nie? Więc się łaskawie zamknij. - oburzyła się i przeszyła go wściekłym wzrokiem. „Co on sobie myśli? Wielkie panisko się znalazło” pomyślała
- Nie przeginaj skarbie. Bo nawet on ci nie pomoże. - wskazał na chłopaka obok
- A mam ci przypomnieć jak boli uderzenie w kolano? Och. Jaki to był piękny widok jak leżałeś na ziemi i syczałeś z bólu. Byłeś przynajmniej wtedy na odpowiednim dla ciebie miejscu.
- Co w was wstąpiło? Zachowujecie się jak małe dzieci. - szatyn wyrzucił ręce do góry, a jego mina była co najmniej niepochlebna – Kastiel wynocha mi stąd! Znajdź Wonke. Zapytaj czy coś widział.
- Dlaczego niby mam wykonywać twoje polecenia? Kim ty jesteś, aby mi je wydawać? - Lily zauważyła jak pod wpływem emocji, jego paznokcie robią się coraz dłuższe, tak samo jak kły. Łopatki dziewczyny jakby przykleiły się do muru za nią. Głośno przełknęła ślinę i obserwowała ich ze strachem w oczach, ale było w tym wszystkim też coś fascynującego, przez co nie mogła od tego wszystkiego oderwać oczu.
- Jestem osobą, która w każdej chwili może powiedzieć Gabrielowi gdzie trzymasz marychę. Już wiesz dlaczego masz się mnie słuchać? - spokojnym tonem słowa wychodziły z ust szatyna, przez co jeszcze bardziej nabierały na sile. W jednej chwili pazury i kły czerwonowłosego wróciły do normalnego stanu, a on sam zacisnął szczękę, odwrócił się pięcie i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie, niszcząc przy okazji kilka starych kubłów na śmiecie. Chłopak obok Lily przewrócił jedynie oczami – Jak mi się udało z nim jeszcze przeżyć pod jednym dachem? Zagadka wszechświata. - powiedział do siebie, po czym cała jego uwaga z powrotem skoncentrowała się wyłącznie na dziewczynie – Przepraszam cię za niego. Jest dosyć... Jak to powiedzieć...
- Arogancki? Przemądrzały? Polemiczny? Bezczelny? Chamski? Pyskaty? Obcesowy? Jest w czym wybierać.
- Tak. Nie mogę się z tobą nie zgodzić. Ale jak się go lepiej pozna... Nie, jednak nie. Taki właśnie jest. Ale jednak takiego trzeba go zaakceptować. - skrzywił się lekko, jakby w geście zrezygnowania – A tak właściwie to jestem Kentin. A tamten osobnik to Kastiel.
- Lily. - uśmiechnęła się niepewnie. W głowie miała mętlik. Tyle rzeczy wydarzyło się w tak krótkim czasie, że logiczne myślenie nawet wydawało się teraz nie na miejscu
- Lily. Bardzo ładnie. - obdarzył ją szczerym uśmiechem przez co jego szczupła, delikatna twarz nabrała wesołego wyrazu - No to jak będzie. Pójdziesz z nami?
- Stwierdzam po liczbie, że będzie tam też ta wścieknięta małpa.
- No tak. Ale spokojnie. Przyzwyczaisz się. Jak się wie o pewnych rzeczach to można z niego zrobić całkiem przytulną małpkę.
- Widzę, że doszedłeś w tym zakresie do poziomu zaawansowanego. - podniosła lewy kącik ust wraz z prawą brwią co wywołało u chłopaka ponowne rozbawienie. Jednak po chwili wyraz jej twarzy stał się bardziej poważny a jej głowa rozpatrywała wszystkie za i przeciw pójścia wraz z nieznanymi jej osobami, gdzieś nie wiadomo gdzie, nic nie wiedząc. - Możesz mi odpowiedzieć na kilka pytań? - spojrzała w jego szmaragdowe tęczówki, na które zachodziły proste, czekoladowe włosy.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu. Obiecuję ci, że postaramy się odpowiedzieć na wszystkie jakie tylko chodzą ci po głowie. To co? Idziemy? - jego oczy zrobiły się większe. Były przesycone nadzieją, a jego delikatny uśmiech jeszcze bardziej to potęgował.
- Dobrze. - z jego płuc momentalnie uszło powietrze a wąskie ramiona delikatnie opadły okazując to, jak bardzo mu zależało na takiej odpowiedzi – Ale dopiero jak odpowiesz mi na jedno pytanie. - słysząc to, skrzywił się kapryśnie podnosząc brwi, co było niezwykle urocze. Skinął głową aby kontynuowała. - Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - szczęście znów zagościło na jego obliczu a oczy zaświeciły optymizmem
- W Los Angeles. Witaj w mieście aniołów.

***
Po przejściu kilku uliczek, Lily wraz z Kentinem stanęli przed starymi, obdrapanymi drzwiami osadzonymi w betonowej ścianie. W miejscu gdzie standardowo powinna znajdować się klamka, była jedynie pusta dziura. Na zawiasach osadzona była gruba warstwa rdzy, a framuga drzwi była pozalepiana licznymi pajęczynami.

- Zapraszam. - Kentin subtelnym ruchem ręki wskazał na stare drzwi, mając w zamiarze zachęcenie towarzyszki do pójścia dalej
- Ale niby gdzie? Przecież jak tylko ich dotknę to rozlecą się na drobne kawałki.

Spojrzała na niego jak na wariata. „Co jak co, ale niektóre sprawy jednak podlegają jakimś prawom natury” pomyślała. Nie wiedziała jak mocno można się mylić nawet w takich, wydawałoby się oczywistych rzeczach. Chłopak podszedł do drzwi, położył jedynie opuszki palców na ich powierzchni i pchnął je po przodu. Kiedy odsłoniły wnętrze jakie za sobą skrywały oczy dziewczyny przybrały wielkość monet a szczęka poleciała jej w dół. Nawet nie była tego świadoma jak śmiesznie teraz wygląda. W środku, wbrew temu czego spodziewała się Lily, znajdowało się niewielkie, kwadratowe, szklane pomieszczenie od góry oświetlone intensywnym, jasnym światłem. Po jednej stronie umocowana była niewielkiej wielkości, metalowa płytka z przyciskami jarzącymi się czerwonym blaskiem. Dookoła nie było nic poza murem. Wszędzie poza dołem. Tam panowała czerń pustej przestrzeni ciągnącej się głęboko w spód.
Kentin łagodnym uśmiechem oraz równie spokojnym ruchem ręki starał się zachęcić Lily do wejścia do środka. Poczuła jak w gardle staje jej wielka gula, a rozum szepcze cichutko „Co ty robisz? Dlaczego mu ufasz?”. A mam inny wybór? Odpowiedziała sama sobie. W zasadzie niby był. Wyjść na ulicę zatłoczonego, nieznanego miasta w samej piżamie, pójść na policję, opowiedzieć jak to dzięki tafli przetransportowała się z Londynu do Los Angeles, jak to jej brat został porwany, a on sam i porywacze rozpłynęli się bez śladu w ciemności, jak goniło ją cuchnące monstrum, przed którym obronił ją chłopak-wilkołak. Tak. Szybciej dostałaby bilet w jedną stronę do psychiatryka. Tak więc była tylko jedna opcja. Musiała mu zaufać.
Niepewnym krokiem weszła do szklanego pomieszczenia, uświadamiając sobie, że to gdzie się znajduje to winda. Zgrabnym ruchem chłopak wsunął się do niej za dziewczyną i spojrzał na jej zdezorientowaną twarz. Położył jej rękę na ramieniu, przez co pewność siebie, chociaż w niewielkim stopniu wróciła do jej ciała. Kentin odwrócił się do metalowej płytki i wcisnął jeden z przycisków. Drzwi już prawie się zamknęły, gdy długie, szczupłe palce im to uniemożliwiły, sprawiając, że ponownie się rozsunęły. Przed nimi stał czerwonowłosy z jego perfidnym uśmieszkiem.

- Nie mówcie, że chcieliście pojechać beze mnie? - spytał udając smutek wchodząc do winy
- A i owszem. - mruknęła Lily pod nosem, gdy ponownie ogarnęła ją złość na sam widok tego osobnika
- Nie było zbyt miłe. - udawał urażonego
- Nie miałam najmniejsze zamiaru, aby miło to zabrzmiało.
- Grzeczne dziewczynki tak się nie odzywają.
- A widzisz tu gdzieś takową? - w tym momencie Kentin przewrócił zrezygnowanie oczami
- Jeżeli macie zamiar prowadzić taką rozmowę przez cały czas to ja sobie stąd chętnie pójdę.
- Proszę bardzo.
- Nie! - dziewczyna odezwała się równo z Kastielem

Skrzyżowała ręce na piersi i już ani słowem się nie odezwała. To samo chłopaki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Kastiel przyglądał się jej z wielką uwagą. Zaczynał od głowy, schodząc coraz to niżej i z powrotem. Już miała go uderzyć, jednak się powstrzymała.
Dojechali na sam dół. Drzwi od windy otworzyły się a za nimi był korytarz. Na podłodze leżał brązowy dywan przeplatany złotą nitką. Spojrzała dalej. Zobaczyła następne drzwi. Masywne, ciemne drzwi z wygrawerowanym słowem Ara, dookoła których namalowane były liście dębu oraz żołędzie, umocowane były w okrągłej ścianie pokoju. Pokój w pokoju. Dziewczyna jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała. Weszła na korytarz, który jak zauważyła zaokrąglał się na obu końcach. Kentin wyprzedził Lily i otworzył drzwi. I kolejny raz tego dnia szczęka dziewczyny powędrowała w dół ze zdziwienia. Zrobiła jeszcze kilka kroków naprzód i stanęła nie dowierzając w to co widzi.
Znajdowała się w pomieszczeniu na planie koła. Przed sobą Lily miała długie schody okryte czerwonym dywanem, tym razem ze srebrną nitką, dzięki której wyhaftowane zostały przeróżne spirale i zawijasy po jego brzegach. Balustrada schodów zrobiona była z ciemnego drewna a tralki miały kształt pionków do szachów. Sufit wznosił się wysoko w górę. Krzyżowo-żebrowe sklepienie na którym znajdowały się przeróżne malowidła przedstawiające naturę, ludzi, zwierzęta, niebo, podtrzymywane było przez solidne, kasztanowe kolumny, które stanowiły jakby przedłużenie schodów, gdyż poręcz i owe kolumny znajdowały się w linii prostej ze sobą. Na nich również widniał motyw liści i żołędzi. Na przecięciach stropów na suficie umocowane zostały okrągłe, krótkie żyrandole z metalową ramą. Lecz zamiast żarówek, czy też zwykłych świec, spoczywały tam niewielkie żółte kamienie, dające jeszcze więcej światła niż normalne oświetlenie. Wokół ścian ustawione zostały kilkumetrowe, drewniane regały, całe wypełnione książkami. Na samym końcu przyczepiona została wielka drabina na kółkach. Wraz z końcem schodów, skończył się też dywan, odkrywając jasną, kamienną posadzkę z ciemnobrązowymi fugami. Na samym jej środku namalowana była róża wiatrów. Jednaknie była to taka jaką się teraz spotyka. Przypominała tą ze starych pirackich map. Utrzymana była szczególnie z zielonej i czerwonej kolorystyce, a grube kreski nie wskazywały jedynie czterech podstawowych kierunków świata, ale aż szesnaście. Północny koniec zwieńczony był czarną lilijką. Wokół róży ustawione były pięknie wykonane, wręcz po królewsku, meble. Czarna tapicerka z szarymi okręgami a rama drewniana, bogato zdobiona w liście. Tak wykonane były dwie kanapy i cztery fotele, które tak ustawione tworzyły okrąg, w środku którego stał niewielki, wykonany w tym samym stylu stolik. Gdzieś z brzegu umieszczony był wielki drewniany globus na długich nogach z pozłacanymi elementami. Na samym końcu pokoju, w linii prostej od drzwi, tuż przed miejscem gdzie prawdopodobnie kiedyś było okno, co można wywnioskować po obecności czerwono-zielonych zasłon, stało ciemne biurko. Szmaragdowa lampka stała na jego brzegu a na powierzchni porozrzucane były sterty papierów oraz przyrządów do pisania. Za biurkiem stał duży, szary, pikowany fotel z szerokim oparciem.
Dziewczynie zaparło dech w piersiach. Nie wiedziała co ma powiedzieć. A nawet gdyby wiedziała to byłoby to utrudnione przez zafascynowanie pięknym wystrojem. Kątem oka jednak zauważyła jak Kentin jest nieco rozbawiony jej reakcją, więc postarała się otrząsnąć. Próbując nie zwracać uwagi na wystrój spojrzała na chłopaka.

- Co to za miejsce?
- Moja droga. Witaj w naszym domu. Oto Biblioteka.