piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 7 - Pierwsze promyki nadziei

Tak wiem. Obiecałam, że w tym rozdziale część rzeczy się wyjaśni a jeszcze bardziej zagmatwałam. No ale co ja poradzę, że jak zacznę coś opisywać to nie mogę skończyć. I jakbym miała jeszcze całą opowieść dalej ciągnąć tutaj to wyszłoby mi łącznie wszystkiego prawie 5 kartek. Tak więc potrzymam was jeszcze troszeczkę w niepewności. A tym czasem zapraszam do lektury :D


  Wskazał dłonią, aby młodsi poszli przed nim. Alexy i Kentin otworzyli wielkie drzwi i razem z Lily weszli jako pierwsi do pokoju. Za nimi jakiś chłopak z blond włosami, na którego zerknęła tylko raz, nie przyglądając mu się zbyt uważnie. Za to z białowłosego wzroku ani razu nie spuściła. Stanęli na środku pokoju, w którym były widoczne ślady po bójce. Brunet wraz z Kastielem, już bez rękoczynów, kłócili się gdzieś za jedną z kolumn. Lily dostrzegła, że zarówno na policzku czerwonowłosego, jak i na przedramieniu bruneta znajdują się poważne rany. Kiedy tylko zobaczyli starszego mężczyznę, uciszyli się momentalnie. Patrzyli się na niego spod byka, jakby czekali na kazanie z jego strony, ale nic takiego nie nastąpiło. Westchnął głośno i oparł się o biurko. Krzyżując ręce na piersi posłał Kentinowi zachęcające do mówienie spojrzenie. Lily rozejrzała się wokół. Cała reszta usiadła na miękkich siedziskach, dziwnie się jej przyglądając. Jedynie białowłosy oddalił się w stronę, jednego z wielu, regałów z książkami. Kentin zaczął opowiadać, jak to wraz z Kastielem wyszli na standardowy przegląd po ulicach. Do tego jeszcze zostali uprzedzeni przez jakiegoś Albusa, aby tego dnia szczególnie uważali.
Na tym słuchanie szatyna przez Lily zakończyło się. Nie słyszała nic. Cisza zapanowała w jej głowie. Rozglądała się nerwowo na wszystkie strony. Na twarzy pojawił się grymas bólu. Pulsujący ucisk zjawił się w obszarze jej potylicy. Rósł. Miała wrażenie, że zaraz jej głowa rozpadnie się na małe kawałeczki. Serce biło jak szalone. Miała nierównomierny, przyspieszony oddech. Jej ciało zrobiło się nad wyraz wrażliwe. Czuła się tak, jakby krople zimnego potu, spływające po jej twarzy, drążyły głębokie korytarze. „Nie. Tylko nie teraz. Błagam.” Nikt nie zwrócił na to uwagi. Prawie nikt. Kastiel zauważył jej gwałtowne przyłożenie dłoni do głowy i szybki oddech. Białowłosy natomiast odkładając książkę, oprawioną w czyste złoto, przyglądał się kroplom spływającym po twarzy. Nagle ból ustał. Zniknął. Lily odetchnęła głęboko czując ulgę. Jednak słuch w dalszym ciągu jej nie powrócił. Dziwnie się czuła nie wiedząc co dzieję się wokół. Ale jej szczęście nie trwało zbyt długo. Znów zalała ją fala przeszywającego bólu, od samego czubka głowy, przez ramiona w dół. Miała wrażenie, jakby pękał jej kręgosłup. Straciła panowanie w nogach. Kolana ugięły się, a ona sama zaczęła lecieć do tyłu, wprost na kant małego stolika. W jednym momencie do biegu poderwali się obaj chłopacy przedtem ją obserwujący. Łapiąc ją, przytrzymując plecy i ramiona, dotknęli siebie nawzajem. Ale pod wpływem ich dotyku czuła, jakby ciało paliło się żywym ogniem. Złapał ją skurcz w klatce piersiowej i z trudem łapała powietrze. Próbowała im powiedzieć, aby ją położyli, aby jej nie dotykali. Przez gardło wyszło jej jedynie zachrypnięte, ledwo zrozumiałe słowo „Puść”, co przysporzyło jej jeszcze większą dawkę bólu. Kiedy zauważyli jak jej skóra wręcz drży przez ich ręce, ostrożnie położyli ją na kamiennej podłodze. Zacisnęła zęby, aby nie krzyczeć, aby jeszcze bardziej siebie nie krzywdzić. Niestety. Ból okazał się zwycięzcą w tej walce. W pokoju rozległ się głośny krzyk, przepełniony cierpieniem i udręką. W mgnieniu oka ból zmienił swoją lokalizację. Ścisnął jej brzuch i cała aż się zwinęła. Ile to trwało? Niedługo. Wręcz było to jedno, niewielkie mgnienie. Na pewno zbyt szybkie, aby ktokolwiek inny mógł zareagować. Kiedy tylko starszy mężczyzna zobaczył co się dzieje, znalazł się przy dziewczynie z paniką wymalowaną na twarzy. Każdy kto jeszcze znajdował się w pokoju zrobił to samo. Prawie każdy.
- Gabriel! Co się z nią dzieje?! - krzyknął Kentin, a jego głos nie dawał złudzeń, że oczekuje odpowiedzi w trybie natychmiastowym.
Mężczyzna objął swoimi dużymi rękami głowę Lily i delikatnie przechylił ją w swoją stronę, co wywołało u niej kolejną falę rozrywającego cierpienia. Krzyki i wrzaski nie kończyły się. Wręcz jeszcze bardziej się nasilały. Kiedy spojrzał w jej oczy zobaczył ciemność. A ona sama? Czuła jak otacza ją mrok. Jakby jakaś dziwna mgła krążyła wokół niej i z każdą sekundą coraz bardziej ją pochłaniała. Czuła na sobie zimne podmuchy, które dawały jej ulgę. Chciała tam zostać. Zostać w ciemności. 
- Nataniel! Przynieś z szuflady opal! Już! Tracimy ją. - ostatnie zdanie wypowiedział już szeptem, jednak Kastielowi to w żaden sposób nie przeszkodziło
- Co masz na myśli? Co to znaczy, że ją tracimy?
- Gdzie ten worek! Synu, czy ty to biurko tam budujesz czy co! - krzyknął. Chłopak chaotycznie rozrzucał wszystko co znajdowało się na, w i obok biurka. W końcu znalazł niewielki, lniany worek i w biegu podał go mężczyźnie. Ten przyłożył go do jej czoła i delikatnym ruchem przesuwał w prostej linii, wzdłuż jej ciała. - Działaj. No już. Działaj. - mówił sam do siebie.
Nagle ból zaczął ustępować. Przez mrok jaki otaczał Lily przebijały się promienie światła. Zacisnęła mocno oczy, po czym ponownie je otworzyła. I zobaczyła ich wszystkich. Wszyscy nad nią stali i patrzyli z niepokojem. Powoli do jej uszu zaczęły napływać ciche dźwięki, które z chwili na chwilę robiły się coraz wyraźniejsze. Była wyczerpana. Jakby całe życie z niej uszło. Chciała zapytać, ale nie mogła. Dlatego spojrzała głęboko w jasne oczy mężczyzny tuż nad jej głową, z nadzieją, że odczyta to co chce mu przekazać.
- Spokojnie. Już po wszystkim. Zaraz poczujesz się lepiej. - posłał jej pocieszający uśmiech podnoszący na duchu
I faktycznie. Im dłużej trzymał woreczek na jej klatce piersiowej, tym bardziej odzyskiwała poczucie, że życie cały czas gdzieś tam w niej jest. Zaczęła ponownie czuć swoje kończyny, a zmysły coraz bardziej się wyostrzały. Nareszcie, po niedługiej chwili, była już w stanie mówić a potem samodzielnie się podnieść. Kiedy uniosła swój tułów i znajdowała się w siadzie klęcznym, poczuła jak coś z jej kieszeni coraz bardziej się wysuwa. Naszyjnik, który zaledwie z godzinę wcześniej włożył jej tam Bash, upadł na podłogę, a przez fakt, że został zrobiony z niezbyt lekkiego materiału, upadek na kamiennej podłodze był dosyć dobrze słyszalny. Ale jedynie starszego mężczyznę to zdarzenie zainteresowało. Przyglądał się sekundę biżuterii leżącej na posadce, a Lily jemu. „O co mu chodzi? Naszyjnika nigdy nie widział czy co?” Odsunął się od niej kilka centymetrów, wziął w ręce biżuterię i skakał wzrokiem to z niej, to na dziewczynę. W końcu wstał i nie odrywając wzroku od jej twarzy powiedział spokojnie, ale z pełną dostojnością i powagą.
- Moi drodzy. Dzisiaj nadszedł ten dzień. Przeznaczona się objawiła. - trzepnął głową. Wyglądał jakby nagle sobie o czymś przypomniał. - Armin. Dzwoń do Violetty. Niech tu przychodzi. Wszyscy moi podopieczni muszą o tym wiedzieć. Nataniel. Ty napisz w tej chwili do Ary, a potem do Wielkiej Rady. Kim. Ty napiszesz do Rady Starszych. Już. Szybko! - wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje strony, utrzymując jednocześnie wielką powagę z zaistniałej sytuacji. Mężczyzna rozmawiał o czymś z Kastielem i białowłosym chłopakiem, brunet odszedł na stronę trzymając przy uchu komórkę, czarnoskóra dziewczyna już prawie wychodziła z pokoju, a Alexy nerwowo przeglądał regały z książkami. Jedynie ciemnowłosa usiadła na kanapie, jakby nic się nie stało i wpatrywała się z politowaniem w oczach na wszystkich dookoła. Lily patrzyła to w jedną, to w drugą stronę. W końcu nerwy jej nie wytrzymały. Ich obojętność na jej osobę, na to co przeżyła w ostatnich minutach, była jak iskra. Ona sama przypominała cykająca bomba, która potrzebuje jedynie detonatora. Pojawił się. Wybuchła.
- Czy do jasnej cholery ktoś, w końcu łaskawie powie mi co się tutaj dzieje?! - wykrzyczała tak głośno, ile tylko miała sił w płucach. I co dziwne miała ich dużo. Głos rozniósł się echem po całym pokoju. Na jej bladej twarzy pojawiły się rumieńce, a ona sama wstała i patrzyła na wszystkich z wyrzutem. Oni za to nie wiedzieli co mają zrobić. Stanęli przyglądając się jej ze zdziwieniem. Jakby nie spodziewali się po niej takiego zachowania – No co? O proszę zapomniałam? - rozłożyła bezradnie ręce, czekając na jakąkolwiek reakcje. Lecz oni jak stali, tak stali dalej. Jedynie ironiczny chichot szatynki przebijał się przez grobową ciszę jaka nastała.
- No brawo, brawo. Przedszkolak pokazał pazurki. Tylko nie skrzywdź się nimi za bardzo. Chociaż i tak nie będę płakać z tego powodu. - Lily miała już odgryźć się jakimś kąśliwym komentarzem. Po wzroku szatynki dało się wyczytać, że tylko na to czeka. Na upokorzenie jakie mogło potem nadejść.
- Nie. Nie będę się zniżać do twojego poziomu. Nie licz na to. - idąc przed siebie spojrzała jej prosto w oczy. Zobaczyła tam jedynie zło. Wsiąknęło w nią tak głęboko, że nikt ani nic nie byłoby w stanie tego stanu odwrócić. Idąc dalej w przód, usłyszała szybko stawiane kroki, których dźwięk odbijał się od podłogi. Potem dłoń. Spoczęła na jej nadgarstku w delikatnym, ale stanowczym uścisku. Odwróciła się chcąc zobaczyć kto jest właścicielem owej ręki. Unosząc głowę napotkała błagalne oczy Alexego. Jego dotyk natychmiast wprowadził do jej umysłu spokój. „Jak on to robi?”. Uległa. Stanęła i patrzyła się na niego oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednej, malutkiej, ale odpowiedzi. Jednak od niego nic nie dostała. Za to od dębowego biurka odszedł mężczyzna i nawet nie wiedziała kiedy znalazł się tuż przy niej. Spojrzał na nią stoickim i opanowanym wzrokiem, po czym położył rękę na jej ramieniu, chcąc podnieść ją w ten sposób na duchu.
- Chodź ze mną. Postaram się, aby wszystkie pytania jakie masz do mnie znalazły swoje odpowiedzi. - jego słowa były takie spokojne, działały jak kojący balsam. Melodyjny, ale zarazem kategoryczny głos, wprowadzał do jej ciała harmonię, której tak bardzo jej brakowało. Ruszył w stronę szerokich schodów, a jego kroki, mimo że powinny być głośne i donośnie, zważając na to jakie obuwie nosił, były finezyjne i łagodne. Udała się za nim. Czuła wzrok wszystkich będących w pomieszczeniu skierowany wprost na nią. Źle się z tym czuła. Być obserwowanym. Nieprzyjemne doznanie. Nagle mężczyzna odwrócił się gwałtownie, tak, że dziewczyna niemal na niego wpadła. Rozejrzał się po pokoju, spoglądając na każdą twarz po kolei – Nie macie nic do roboty? - jak na zawołanie, wszyscy ruszyli się z miejsc i pognali zajmować się swoimi sprawami.
  Wyszli razem na korytarz spowity żółtą poświatą, która odbijała się od metalowych klamek. Kierując się w lewą stronę mijali jednakowe w barwie i kształcie drzwi. Przechodząc obok nich, miała wrażenie jakby korytarz ciągnął się w nieskończoność. A ze względu, że był on w kształcie koła, od razu skojarzyło jej się to z karuzelą, gdzie kręcisz się dookoła bez jakiegokolwiek sensu. Nagle mężczyzna skręcił i otworzył jedne z drzwi. Lily przez chwilę stała, wpatrując się w otwartą przestrzeń przed nią. „Jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy go nie odnajdę. Dalej. Do przodu. Niech Bash w końcu dotrzymała obietnicy. Mieli wytłumaczyć to niech tłumaczą.” Pewnym krokiem weszła do pomieszczenia spowitego półmrokiem. Na ścianie wisiały dwa obrazy, jednak przez brak oświetlenia nie było możliwe dostrzeżenie co jest ich tematem. Na wprost ogromne, gładkie biurko, utrzymane w idealnym porządku. Za nim skórzany fotel, w którym spokojnie Lily razy trzy mogłaby się zmieścić. Przed biurkiem dwa elegancko zdobione, tapicerowane krzesła. Obok duża komoda, w której porządek raczej był bardziej gościem. Szybkim ruchem ręki wskazał Lily, aby usiadła na jednym z krzeseł, a sam zasiadł wygodnie w fotelu, jakby przygotowywał się na długą opowieść.
- No to czego chciałabyś się dowiedzieć?
- Najlepiej wszystkiego.
- Hmm. - uśmiechnął się lekko – Bardzo chciałbym znać odpowiedzi na wszystkie pytanie tego świata. - to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała. Spojrzała na niego gniewnie.
- Dobrze pan wie o co mi chodzi.
- Proszę, mów mi Gabriel. - wziął głęboki wdech i zerknął na jeden z obrazów – No to zacznijmy od samego początku.





8 komentarzy:

  1. Jak... jak mogłaś! W takim momencie? No dobra, jestem zmuszona czekać dalej. Eh...
    Rozdział świetny. Masz taki unikalny styl pisania, taki barwny i bogaty we eszelkie słowa;) Podoba mi się to.
    Jak mnie ta Żebra zdenerwowała! Ugh, nie cierpię tej jędzy...
    Czekam z ogromną niecierpliwością na nexta, życzę mnóstwo czasu i... miłych ferii, jeśli je masz:D A w międzyczasie zapraszam do mnie na bloga o Jak wytresować smoka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem. Ale już za długo by wyszło. Debra też mnie strasznie wkurza. Ale odegra w opowiadaniu pewną rolę więc muszę ją oszczędzić.
      A ferie mam. Leżę brzuchem do góry i delektuję się wymarzoną wolnością. :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. ....
    Polsat.
    Tak, to świetne określenie.
    ...
    Dobra, POLSACIE, znowu rozdział bardzo mi się podobał. Z rozdziału na rozdział jest co raz to lepiej.

    Pozdrawiam POLSACIE!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam uprzejmie.
    W jednej kwestii muszę się z Tobą zgodzić. Niczego nie wyjaśniłaś. O ile przez poprzedni rozdział bite pół godziny zastanawiałam się, kim jest Alexy, tak teraz moją głowę zaprząta myśl: Kto to, u diabła, ta cała "Przeznaczona"? Tyle, że Lily to wiem, ale na czym polega moc tej postaci i jaką rolę odegra? Biorąc pod uwagę ogromne poruszenie, stwierdzam z całkowitą pewnością, że główna bohaterka przejęła rolę ostatecznego bossa. Istoty najsilniejszej, chociaż jeszcze swoimi zdolnościami władać nie umie. Aczkolwiek jest to wyłącznie kwestia czasu. Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że Debra zazdrości "nowej" tych wszystkich superaśnych mocy i na każdym kroku będzie próbowała ją upokorzyć. Jeju, dajcie mi ją, a odpowiednio się nią zajmę. W końcu te wszystkie tępe noże i tasaki, które od lat wielu kurzą się w piwnicy, na coś się przydadzą.
    Mam jedno małe zastrzeżenie. Na samym początku rozdziału jest wzmianka o tym, że Alexy i Kentin otwierają drzwi, po czym z kilkoma innymi osobami wchodzą do pomieszczenia. A w pokoju, co się dzieje? Kenitn i Kastiel kłócą się za filarem. Zwykłe niedopatrzenie, czy chłopak potrafi się sklonować? Przyznam, że trochę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że może po prostu Kentin od razu po przekroczeniu progu podszedł do kolegi, żeby wyjaśnić z nim kilka spraw. Ale to byłoby też trochę dziwne, więc stanęłam na tym, że najzwyczajniej w świecie się zamotałaś.
    Pozdrawiam gorąco i mam nadzieję, iż następny rozdział dodasz równie prędko jak ten.
    Do napisania! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się wyjaśni już w następnym rozdziale. Zarówno wy jak i Lily. A co do twojego zastrzeżenia. Napisałam, że brunet kłóci się z Kastielem a Kentin to szatyn. Tak wiem, pogmatwane te nazwy kolorów włosów.
      Tak więc pozdrawiam i już jutro zabieram się za tworzenie kolejnego rozdziału :D

      Usuń
    2. Ah, rzeczywiście, mój błąd. Przepraszam najmocniej. Po prostu należę do osób, dla których szatyn i brunet mają ciemne włosy, więc drogą dedukcji - jedno i to samo.

      Usuń
  4. W poprzednim rozdziale przy komentowaniu nie zauważyłam, że już jest nowy rozdział (co daje mi podwójny zaciesz :D ) Kurczę, pojawia się coraz więcej pytań,a ja się coraz bardziej nad tym wszystkim zastanawiam :D Ale to daje taki smaczek, więc czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnice to część naszego życia. Więc tutaj też muszą być. Już piszę następny. Część historii zostanie rozjaśniona. I na część pytań znajdą się odpowiedzi.
      Cieszę się, że się rozdział podobał.
      Pozdrawiam :D

      Usuń