Wskazał dłonią,
aby młodsi poszli przed nim. Alexy i Kentin otworzyli wielkie drzwi
i razem z Lily weszli jako pierwsi do pokoju. Za nimi jakiś chłopak
z blond włosami, na którego zerknęła tylko raz, nie przyglądając
mu się zbyt uważnie. Za to z białowłosego wzroku ani razu nie
spuściła. Stanęli na środku pokoju, w którym były widoczne
ślady po bójce. Brunet wraz z Kastielem, już bez rękoczynów,
kłócili się gdzieś za jedną z kolumn. Lily dostrzegła, że
zarówno na policzku czerwonowłosego, jak i na przedramieniu bruneta
znajdują się poważne rany. Kiedy tylko zobaczyli starszego
mężczyznę, uciszyli się momentalnie. Patrzyli się na niego spod
byka, jakby czekali na kazanie z jego strony, ale nic takiego nie
nastąpiło. Westchnął głośno i oparł się o biurko. Krzyżując
ręce na piersi posłał Kentinowi zachęcające do mówienie
spojrzenie. Lily rozejrzała się wokół. Cała reszta usiadła na
miękkich siedziskach, dziwnie się jej przyglądając. Jedynie
białowłosy oddalił się w stronę, jednego z wielu, regałów z
książkami. Kentin zaczął opowiadać, jak to wraz z Kastielem
wyszli na standardowy przegląd po ulicach. Do tego jeszcze zostali
uprzedzeni przez jakiegoś Albusa, aby tego dnia szczególnie
uważali.
Na tym słuchanie
szatyna przez Lily zakończyło się. Nie słyszała nic. Cisza
zapanowała w jej głowie. Rozglądała się nerwowo na wszystkie
strony. Na twarzy pojawił się grymas bólu. Pulsujący ucisk
zjawił się w obszarze jej potylicy. Rósł. Miała wrażenie, że
zaraz jej głowa rozpadnie się na małe kawałeczki. Serce biło jak
szalone. Miała nierównomierny, przyspieszony oddech. Jej ciało
zrobiło się nad wyraz wrażliwe. Czuła się tak, jakby krople
zimnego potu, spływające po jej twarzy, drążyły głębokie
korytarze. „Nie. Tylko nie teraz. Błagam.” Nikt nie
zwrócił na to uwagi. Prawie nikt. Kastiel zauważył jej gwałtowne
przyłożenie dłoni do głowy i szybki oddech. Białowłosy
natomiast odkładając książkę, oprawioną w czyste złoto,
przyglądał się kroplom spływającym po twarzy. Nagle ból ustał.
Zniknął. Lily odetchnęła głęboko czując ulgę. Jednak słuch w
dalszym ciągu jej nie powrócił. Dziwnie się czuła nie wiedząc
co dzieję się wokół. Ale jej szczęście nie trwało zbyt długo.
Znów zalała ją fala przeszywającego bólu, od samego czubka
głowy, przez ramiona w dół. Miała wrażenie, jakby pękał jej
kręgosłup. Straciła panowanie w nogach. Kolana ugięły się, a
ona sama zaczęła lecieć do tyłu, wprost na kant małego stolika. W jednym momencie do biegu
poderwali się obaj chłopacy przedtem ją obserwujący. Łapiąc ją,
przytrzymując plecy i ramiona, dotknęli siebie nawzajem. Ale pod
wpływem ich dotyku czuła, jakby ciało paliło się żywym ogniem.
Złapał ją skurcz w klatce piersiowej i z trudem łapała
powietrze. Próbowała im powiedzieć, aby ją położyli, aby jej
nie dotykali. Przez gardło wyszło jej jedynie zachrypnięte, ledwo
zrozumiałe słowo „Puść”, co przysporzyło jej jeszcze większą
dawkę bólu. Kiedy zauważyli jak jej skóra wręcz drży przez ich
ręce, ostrożnie położyli ją na kamiennej podłodze. Zacisnęła
zęby, aby nie krzyczeć, aby jeszcze bardziej siebie nie krzywdzić.
Niestety. Ból okazał się zwycięzcą w tej walce. W pokoju rozległ
się głośny krzyk, przepełniony cierpieniem i udręką. W mgnieniu
oka ból zmienił swoją lokalizację. Ścisnął jej brzuch i cała
aż się zwinęła. Ile to trwało? Niedługo. Wręcz było to jedno,
niewielkie mgnienie. Na pewno zbyt szybkie, aby ktokolwiek inny mógł
zareagować. Kiedy tylko starszy mężczyzna zobaczył co się
dzieje, znalazł się przy dziewczynie z paniką wymalowaną na
twarzy. Każdy kto jeszcze znajdował się w pokoju zrobił to samo. Prawie każdy.
- Gabriel! Co się
z nią dzieje?! - krzyknął Kentin, a jego głos nie dawał złudzeń,
że oczekuje odpowiedzi w trybie natychmiastowym.
Mężczyzna objął
swoimi dużymi rękami głowę Lily i delikatnie przechylił ją w
swoją stronę, co wywołało u niej kolejną falę rozrywającego
cierpienia. Krzyki i wrzaski nie kończyły się. Wręcz jeszcze
bardziej się nasilały. Kiedy spojrzał w jej oczy zobaczył
ciemność. A ona sama? Czuła jak otacza ją mrok. Jakby jakaś
dziwna mgła krążyła wokół niej i z każdą sekundą coraz
bardziej ją pochłaniała. Czuła na sobie zimne podmuchy, które
dawały jej ulgę. Chciała tam zostać. Zostać w ciemności.
- Nataniel!
Przynieś z szuflady opal! Już! Tracimy ją. - ostatnie zdanie
wypowiedział już szeptem, jednak Kastielowi to w żaden sposób nie
przeszkodziło
- Co masz na myśli?
Co to znaczy, że ją tracimy?
- Gdzie ten worek!
Synu, czy ty to biurko tam budujesz czy co! - krzyknął. Chłopak
chaotycznie rozrzucał wszystko co znajdowało się na, w i obok
biurka. W końcu znalazł niewielki, lniany worek i w biegu podał go
mężczyźnie. Ten przyłożył go do jej czoła i delikatnym ruchem
przesuwał w prostej linii, wzdłuż jej ciała. - Działaj. No już.
Działaj. - mówił sam do siebie.
Nagle ból zaczął
ustępować. Przez mrok jaki otaczał Lily przebijały się promienie
światła. Zacisnęła mocno oczy, po czym ponownie je otworzyła. I
zobaczyła ich wszystkich. Wszyscy nad nią stali i patrzyli z
niepokojem. Powoli do jej uszu zaczęły napływać ciche dźwięki,
które z chwili na chwilę robiły się coraz wyraźniejsze. Była
wyczerpana. Jakby całe życie z niej uszło. Chciała zapytać, ale
nie mogła. Dlatego spojrzała głęboko w jasne oczy mężczyzny tuż
nad jej głową, z nadzieją, że odczyta to co chce mu przekazać.
- Spokojnie. Już
po wszystkim. Zaraz poczujesz się lepiej. - posłał jej
pocieszający uśmiech podnoszący na duchu
I faktycznie. Im
dłużej trzymał woreczek na jej klatce piersiowej, tym bardziej
odzyskiwała poczucie, że życie cały czas gdzieś tam w niej jest.
Zaczęła ponownie czuć swoje kończyny, a zmysły coraz bardziej
się wyostrzały. Nareszcie, po niedługiej chwili, była już w
stanie mówić a potem samodzielnie się podnieść. Kiedy uniosła
swój tułów i znajdowała się w siadzie klęcznym, poczuła jak
coś z jej kieszeni coraz bardziej się wysuwa. Naszyjnik, który
zaledwie z godzinę wcześniej włożył jej tam Bash, upadł na
podłogę, a przez fakt, że został zrobiony z niezbyt lekkiego
materiału, upadek na kamiennej podłodze był dosyć dobrze
słyszalny. Ale jedynie starszego mężczyznę to zdarzenie
zainteresowało. Przyglądał się sekundę biżuterii leżącej na
posadce, a Lily jemu. „O co mu chodzi? Naszyjnika nigdy nie
widział czy co?” Odsunął się od niej kilka centymetrów,
wziął w ręce biżuterię i skakał wzrokiem to z niej, to na
dziewczynę. W końcu wstał i nie odrywając wzroku od jej twarzy
powiedział spokojnie, ale z pełną dostojnością i powagą.
- Moi drodzy.
Dzisiaj nadszedł ten dzień. Przeznaczona się objawiła. - trzepnął
głową. Wyglądał jakby nagle sobie o czymś przypomniał. - Armin.
Dzwoń do Violetty. Niech tu przychodzi. Wszyscy moi
podopieczni muszą o tym wiedzieć. Nataniel. Ty napisz w tej chwili
do Ary, a potem do Wielkiej Rady. Kim. Ty napiszesz do Rady
Starszych. Już. Szybko! - wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoje
strony, utrzymując jednocześnie wielką powagę z zaistniałej
sytuacji. Mężczyzna rozmawiał o czymś z Kastielem i białowłosym
chłopakiem, brunet odszedł na stronę trzymając przy uchu komórkę,
czarnoskóra dziewczyna już prawie wychodziła z pokoju, a Alexy
nerwowo przeglądał regały z książkami. Jedynie ciemnowłosa
usiadła na kanapie, jakby nic się nie stało i wpatrywała się z
politowaniem w oczach na wszystkich dookoła. Lily patrzyła to w
jedną, to w drugą stronę. W końcu nerwy jej nie wytrzymały. Ich
obojętność na jej osobę, na to co przeżyła w ostatnich
minutach, była jak iskra. Ona sama przypominała cykająca bomba,
która potrzebuje jedynie detonatora. Pojawił się. Wybuchła.
- Czy do jasnej
cholery ktoś, w końcu łaskawie powie mi co się tutaj dzieje?! -
wykrzyczała tak głośno, ile tylko miała sił w płucach. I co
dziwne miała ich dużo. Głos rozniósł się echem po całym
pokoju. Na jej bladej twarzy pojawiły się rumieńce, a ona sama
wstała i patrzyła na wszystkich z wyrzutem. Oni za to nie wiedzieli
co mają zrobić. Stanęli przyglądając się jej ze zdziwieniem.
Jakby nie spodziewali się po niej takiego zachowania – No co? O
proszę zapomniałam? - rozłożyła bezradnie ręce, czekając na
jakąkolwiek reakcje. Lecz oni jak stali, tak stali dalej. Jedynie
ironiczny chichot szatynki przebijał się przez grobową ciszę jaka
nastała.
- No brawo, brawo.
Przedszkolak pokazał pazurki. Tylko nie skrzywdź się nimi za
bardzo. Chociaż i tak nie będę płakać z tego powodu. - Lily
miała już odgryźć się jakimś kąśliwym komentarzem. Po wzroku
szatynki dało się wyczytać, że tylko na to czeka. Na upokorzenie
jakie mogło potem nadejść.
- Nie. Nie będę
się zniżać do twojego poziomu. Nie licz na to. - idąc
przed siebie spojrzała jej prosto w oczy. Zobaczyła tam jedynie
zło. Wsiąknęło w nią tak głęboko, że nikt ani nic nie byłoby
w stanie tego stanu odwrócić. Idąc dalej w przód, usłyszała
szybko stawiane kroki, których dźwięk odbijał się od podłogi.
Potem dłoń. Spoczęła na jej nadgarstku w delikatnym, ale
stanowczym uścisku. Odwróciła się chcąc zobaczyć kto jest
właścicielem owej ręki. Unosząc głowę napotkała błagalne oczy
Alexego. Jego dotyk natychmiast wprowadził do jej umysłu spokój.
„Jak on to robi?”. Uległa. Stanęła i patrzyła się na
niego oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednej, malutkiej, ale
odpowiedzi. Jednak od niego nic nie dostała. Za to od dębowego
biurka odszedł mężczyzna i nawet nie wiedziała kiedy znalazł się
tuż przy niej. Spojrzał na nią stoickim i opanowanym wzrokiem, po
czym położył rękę na jej ramieniu, chcąc podnieść ją w ten
sposób na duchu.
- Chodź ze mną.
Postaram się, aby wszystkie pytania jakie masz do mnie znalazły
swoje odpowiedzi. - jego słowa były takie spokojne, działały jak kojący
balsam. Melodyjny, ale zarazem kategoryczny głos, wprowadzał do jej
ciała harmonię, której tak bardzo jej brakowało. Ruszył w stronę
szerokich schodów, a jego kroki, mimo że powinny być głośne i
donośnie, zważając na to jakie obuwie nosił, były finezyjne i łagodne.
Udała się za nim. Czuła wzrok wszystkich będących w
pomieszczeniu skierowany wprost na nią. Źle się z tym czuła. Być
obserwowanym. Nieprzyjemne doznanie. Nagle mężczyzna odwrócił się
gwałtownie, tak, że dziewczyna niemal na niego wpadła. Rozejrzał
się po pokoju, spoglądając na każdą twarz po kolei – Nie macie
nic do roboty? - jak na zawołanie, wszyscy ruszyli się z miejsc i
pognali zajmować się swoimi sprawami.
Wyszli razem na
korytarz spowity żółtą poświatą, która odbijała się od
metalowych klamek. Kierując się w lewą stronę mijali jednakowe w
barwie i kształcie drzwi. Przechodząc obok nich, miała wrażenie
jakby korytarz ciągnął się w nieskończoność. A ze względu, że
był on w kształcie koła, od razu skojarzyło jej się to z
karuzelą, gdzie kręcisz się dookoła bez jakiegokolwiek sensu.
Nagle mężczyzna skręcił i otworzył jedne z drzwi. Lily przez
chwilę stała, wpatrując się w otwartą przestrzeń przed nią.
„Jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy go nie odnajdę. Dalej.
Do przodu. Niech Bash w końcu dotrzymała obietnicy. Mieli
wytłumaczyć to niech tłumaczą.” Pewnym krokiem weszła do
pomieszczenia spowitego półmrokiem. Na ścianie wisiały dwa
obrazy, jednak przez brak oświetlenia nie było możliwe
dostrzeżenie co jest ich tematem. Na wprost ogromne, gładkie
biurko, utrzymane w idealnym porządku. Za nim skórzany fotel, w
którym spokojnie Lily razy trzy mogłaby się zmieścić. Przed
biurkiem dwa elegancko zdobione, tapicerowane krzesła. Obok duża
komoda, w której porządek raczej był bardziej gościem. Szybkim
ruchem ręki wskazał Lily, aby usiadła na jednym z krzeseł, a sam
zasiadł wygodnie w fotelu, jakby przygotowywał się na długą
opowieść.
- No to czego
chciałabyś się dowiedzieć?
- Najlepiej
wszystkiego.
- Hmm. - uśmiechnął
się lekko – Bardzo chciałbym znać odpowiedzi na wszystkie
pytanie tego świata. - to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała.
Spojrzała na niego gniewnie.
- Dobrze pan wie o
co mi chodzi.
- Proszę, mów mi
Gabriel. - wziął głęboki wdech i zerknął na jeden z obrazów –
No to zacznijmy od samego początku.
Jak... jak mogłaś! W takim momencie? No dobra, jestem zmuszona czekać dalej. Eh...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Masz taki unikalny styl pisania, taki barwny i bogaty we eszelkie słowa;) Podoba mi się to.
Jak mnie ta Żebra zdenerwowała! Ugh, nie cierpię tej jędzy...
Czekam z ogromną niecierpliwością na nexta, życzę mnóstwo czasu i... miłych ferii, jeśli je masz:D A w międzyczasie zapraszam do mnie na bloga o Jak wytresować smoka;)
No wiem. Ale już za długo by wyszło. Debra też mnie strasznie wkurza. Ale odegra w opowiadaniu pewną rolę więc muszę ją oszczędzić.
UsuńA ferie mam. Leżę brzuchem do góry i delektuję się wymarzoną wolnością. :D
Pozdrawiam
....
OdpowiedzUsuńPolsat.
Tak, to świetne określenie.
...
Dobra, POLSACIE, znowu rozdział bardzo mi się podobał. Z rozdziału na rozdział jest co raz to lepiej.
Pozdrawiam POLSACIE!
Witam uprzejmie.
OdpowiedzUsuńW jednej kwestii muszę się z Tobą zgodzić. Niczego nie wyjaśniłaś. O ile przez poprzedni rozdział bite pół godziny zastanawiałam się, kim jest Alexy, tak teraz moją głowę zaprząta myśl: Kto to, u diabła, ta cała "Przeznaczona"? Tyle, że Lily to wiem, ale na czym polega moc tej postaci i jaką rolę odegra? Biorąc pod uwagę ogromne poruszenie, stwierdzam z całkowitą pewnością, że główna bohaterka przejęła rolę ostatecznego bossa. Istoty najsilniejszej, chociaż jeszcze swoimi zdolnościami władać nie umie. Aczkolwiek jest to wyłącznie kwestia czasu. Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że Debra zazdrości "nowej" tych wszystkich superaśnych mocy i na każdym kroku będzie próbowała ją upokorzyć. Jeju, dajcie mi ją, a odpowiednio się nią zajmę. W końcu te wszystkie tępe noże i tasaki, które od lat wielu kurzą się w piwnicy, na coś się przydadzą.
Mam jedno małe zastrzeżenie. Na samym początku rozdziału jest wzmianka o tym, że Alexy i Kentin otwierają drzwi, po czym z kilkoma innymi osobami wchodzą do pomieszczenia. A w pokoju, co się dzieje? Kenitn i Kastiel kłócą się za filarem. Zwykłe niedopatrzenie, czy chłopak potrafi się sklonować? Przyznam, że trochę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że może po prostu Kentin od razu po przekroczeniu progu podszedł do kolegi, żeby wyjaśnić z nim kilka spraw. Ale to byłoby też trochę dziwne, więc stanęłam na tym, że najzwyczajniej w świecie się zamotałaś.
Pozdrawiam gorąco i mam nadzieję, iż następny rozdział dodasz równie prędko jak ten.
Do napisania! (^.^)/
Wszystko się wyjaśni już w następnym rozdziale. Zarówno wy jak i Lily. A co do twojego zastrzeżenia. Napisałam, że brunet kłóci się z Kastielem a Kentin to szatyn. Tak wiem, pogmatwane te nazwy kolorów włosów.
UsuńTak więc pozdrawiam i już jutro zabieram się za tworzenie kolejnego rozdziału :D
Ah, rzeczywiście, mój błąd. Przepraszam najmocniej. Po prostu należę do osób, dla których szatyn i brunet mają ciemne włosy, więc drogą dedukcji - jedno i to samo.
UsuńW poprzednim rozdziale przy komentowaniu nie zauważyłam, że już jest nowy rozdział (co daje mi podwójny zaciesz :D ) Kurczę, pojawia się coraz więcej pytań,a ja się coraz bardziej nad tym wszystkim zastanawiam :D Ale to daje taki smaczek, więc czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńTajemnice to część naszego życia. Więc tutaj też muszą być. Już piszę następny. Część historii zostanie rozjaśniona. I na część pytań znajdą się odpowiedzi.
UsuńCieszę się, że się rozdział podobał.
Pozdrawiam :D