Smutna dziewczyna na ziemi
siedziała,
tylko muzyka jej płacz
zagłuszała.
Jeszcze przed chwilą
uśmiech uroczy,
a teraz zaciśnięte usta
i zamknięte oczy.
Znak życia tylko łzy
dają,
które płyną po
policzkach i nie przestają.
- Lysander. Co robisz? -
zapytała zaciekawiona fioletowowłosa siadają obok chłopaka na
jego łóżku
- A nic takiego. Coś tam
sobie po prostu skrobie w notatniku. - szybkim ruchem zamknął
oprawiony w czarną skórę, mały zeszycik i spojrzał z lekkim
uśmiechem na przyjaciółkę
- Czego mi nie mówisz? -
zasmuciła się widząc sztuczny uśmiech
- Nic. Wszystko jest dobrze.
Nie przejmuj się, bo nie ma czym.
***
- Gabriel! Co to miało niby
znaczyć? Jakim prawem ona się tak do mnie odzywa?!- zapytała
poczerwieniała ze wściekłości Elvira wstając ze swojego miejsca
- Ty się pytasz jakim
prawem? - zapytał jakby wstrząśnięty tymi słowami Gabriel – Ty
tu nie masz nic do gadania. Było zostać Przeznaczoną, to byś
sobie rządziła. Tak jej wyczekiwaliście a teraz co? Pomiatacie jak
jakąś szmatą! Ona tutaj jest teraz najważniejsza i należy jej
się szacunek większy niż komu innemu. I wiecie co? Ta mała ma
więcej rozumu w głowie niż wy wszyscy razem! - grobowa cisza
zapanowała w pokoju. Nikt nie miał odwagi chociażby na najmniejszy
ruch – Nataniel. - powiedział poważnie – Idź sprawdzić co z
Lily. To roztropna dziewczyna, ale takie emocje mogą każdego
pozbawić logicznego myślenia. - blondyn wstał bezgłośnie i
skierował się ku wyjściu, a Gabriel ponownie spojrzał na członków
Rady – No to mamy kilka spraw do omówienia. - powiedział zimno i
ponuro, jakby był katem, który zaraz pozbawi ich życia
***
W tym samym czasie
Pod
pokojem Lily zebrali się prawie wszyscy domownicy Biblioteki. Każdy
patrzył na siebie ze zdezorientowanymi minami, nie wiedząc co
robić.
- Czy
tylko ja jestem przerażony po tym co usłyszałem? - zapytał nieco
drżącym głosem Alexy
- Jak
ona musiała wrzeszczeć, skoro słyszeliśmy ją w swoich pokojach.
- odezwał się Kentin z pewnego rodzaju podziwem w głosie
- Nie
wróżę im łatwego życia z nią. - stwierdziła Kim z cwanym
uśmiechem na twarzy. Kiedy to kolejne drzwi otworzyły się, każdy
skierował wzrok w owym kierunku. W progu ukazała się sylwetka z
czerwonymi włosami, a przez przyćmione światło przybrały kolor
soczystego bordo.
- Czy
ktoś mi powie co się stało?
- A co
to się stało? Tak grzecznie zadane pytanie? - zapytał ironicznie
Armin. Jednak Kastiel, poza lekceważącym parsknięciem, zignorował
całkowicie słowa bruneta
- Chyba
Rada powiedziała coś, co naszej Lily się nie spodobało. Tylko że
nikt nie ma chyba tyle odwagi, aby tam wejść i dowiedzieć się o
co poszło. - odpowiedział spokojnie Kentin, który również nie
zwrócił zbytnio uwagi za zaczepki kolegi
- Niech
on idzie. - Kim skinęła głową na Kastiela
- Ale
dlaczego niby ja?
- Bo
jako jedyny masz ze sobą broń. - wskazała palcem na czerwoną
rękojeść sztyletu, która wystawała z długiej cholewki buta.
Chłopak na początku zmieszał się nie wiedząc jaką decyzję
podjąć. Jednak gdyby odmówił, zostałby wzięty za słabeusza, a
na to nie mógł sobie pozwolić.
- Rany.
Ale z was strachulce. Czego tu się niby bać? - stwierdził z
pogardą w głosie. Bez ponownego patrzenia na towarzyszy, podszedł
do drzwi i chwytając za klamkę, wszedł w mgnieniu oka do
pomieszczenia, zamykając za sobą. Rozejrzał się uważnie po
pokoju wyszukując tak dobrze już mu znanej sylwetki Lily.
Dziewczyna siedziała na oparciu głębokiego fotela z rękami
założonymi na karku. Miała zamknięte oczy. Chłopak wyczuwał jej
gniew, który aż bił po oczach. Emanował od niej również strach.
Strach, który w tej chwili najbardziej wypełniał jej serce, które
i tak było teraz rozerwane na strzępki malutkich kawałeczków.
- Puka
się. - odezwała się ponuro
- Mnie
ta zasada nie obowiązuje. - nic nie odpowiedziała. Miał nadzieję,
że wzbudzi na jej twarzy jakiś uśmiech, jak to często bywa kiedy
się sprzeczają, jednak w tej chwili było to raczej trudne do
wykonania – Możemy porozmawiać? - zapytał z wielką nadzieją i
jeszcze większą grzecznością
- Nie. -
surowy i oschły ton to były te rzeczy, które u niej nie
występowały. A jednak.
- Proszę
cię. - na te słowa zareagowała od razu. Proszący Kastiel to było
coś, co zdarzyło jej się po raz pierwszy.
- Po co
tu przyszedłeś? - otworzyła oczy, ale wciąż wpatrywała się w
pustą przestrzeń na ścianie
-
Martwimy się o ciebie.
- Wiem.
Ale niepotrzebnie.
-
Czyżby? - podszedł bliżej, ale zatrzymał się kiedy to gwałtownie
wstała i odwróciła się w jego kierunku spoglądając prosto w
jego szare oczy. On również wpatrywał się w jej głęboką
zieleń, dostrzegając tlącą się chęć zemsty
- Oni mu
nie pomogą. Zostawią go na pastę tego potwora. Już
przypieczętowali jego los. Oni chcą jego śmierci. To dla nich
łatwiejsze wyjście. - chłopak jakby zaniemówił. Słysząc to, co
Rada chce zrobić, a właśnie to czego nie chce, z jego
przyjacielem, nie wiedział co odpowiedzieć
- Ale...
Dlaczego?
- Nie
wiem. - potrząsnęła głową – Ale ja im na to nie pozwolę.
Jeżeli on umrze, to i ja.
- Ej
Lily. Nie mów tak. Będzie dobrze.
- Nie.
Nie będzie dobrze.
-
Dlaczego tak mówisz?
- Bo
jestem cholerną realistką. Życie dużo razy skopało mi już dupę,
zabrało mi to, co najważniejsze. Kazało zaczynać wszystko od
nowa. Właśnie dlatego nie wmówisz mi, że będzie dobrze, bo wolę
w to nie wierzyć dopóki nie będę mieć pewności, niż ślepo w
to brnąć a później znów ryczeć ukradkiem, że to straciłam.
- Lily.
Ostatnio Lysander powiedział mi bardzo mądre słowa. Deszcz pada,
ponieważ chmury nie wytrzymują nadmiaru wody. Łzy lecą z oczu,
ponieważ serce nie jest w stanie dłużej znieść ukrytego bólu.
Zawsze widzę cię uśmiechniętą, zawsze taka zdeterminowana i
pewna siebie. Za każdym razem chcesz sobie radzić sama. Lecz to nie
prawda. Cierpisz. Wewnętrznie. Ukrywasz to, lecz właśnie przez to
musiałaś w końcu wybuchnąć. A to co powiedziała Rada było
tylko zapalnikiem. - Lily patrzyła na niego obojętnym wzrokiem nie
wierząc, że to faktycznie on wypowiada takie słowa. Jednak nie
zmieniało to faktu, że była to prawda. Skrzywiła się czując
napływające do oczu łzy. W jednej sekundzie jej oczy zrobiły się
szkliste. Widząc to, chłopak zjawił się momentalnie u jej boku
łapiąc na rękę. Trzymał ją tak mocno, jakby miała zaraz uciec.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie jakby widział ją po raz
pierwszy. Ale to w żaden sposób nie pomogło w zahamowaniu
strumienia łez, który już spływał po jej policzkach. Palcami
złapała za końcówki włosów, urywając tym samym przed Kastielem
swoje zapłakane oblicze. Tak jak mówił. Wybuchła. Emocjonalnie.
Mając zaciśnięte oczy poczuła jak wokół jej ciała zaplatają
się silne ramiona w mocnym uścisku. Rękami przyciągnął jej
głowę do siebie tak, że teraz spoczywała ona na jego ramieniu.
Czując na sobie jego ciało, miała wrażenie, że przez chwilę,
która dla niej trwała całą wieczność, ma wszystko. - Ciii. Już,
uspokój się. Zobaczysz. Ułoży się. Uratujemy Basha. Wszystkim
nam na tym zależy. To też w pewnym sensie nasza rodzina, więc
równie mocno jak ty chcemy, aby już nie cierpiał. Tylko zrozum, że
nie jest to takie proste zadanie. - jego koszulka w miejscu, gdzie
leżała głowa blondynki była już całkowicie mokra, ale ani
jednemu, ani drugiemu to nie przeszkadzało. Stali nieruchomo mocno
się obejmując. Dla nich jakby świat się zatrzymał.
- CO?!
Puściliście go do niej samego? Zgłupieliście? Przecież on jest
nieobliczalny! - oboje usłyszeli krzyki Nataniela dochodzące zza
drzwi. Lily odsunęła się od chłopaka, mając jednak cały czas
ręce na jego klatce piersiowej
- Nie
przesadzaj. Przecież umie się kontrolować. A zresztą jeszcze nie
czas. - tym razem rozbrzmiał głos Alexego, który starał się go
uspokoić.
- Co z
tego! Miesiąc temu też to nie był czas.
-
Nataniel! - krzyknęła Kim odchodząc od ściany, o którą była
wcześniej oparta – Uspokój się. Nic jej nie zrobi. A miesiąc
temu nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby czyjemuś życiu. -
skrzyżowali się sobą poważne spojrzenia, po których blondyn
momentalnie ustąpił
- O co
im chodzi? - Lily spojrzała w zmartwioną twarz Kastiela a jej
źrenice rozszerzyły się nienaturalnie
- O nic
ważnego. Ten dureń jak zawsze wyolbrzymia każdą sprawę. Nie
przejmuj się. - zgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i uśmiechnął
się złośliwie – Chodź. Opowiesz mu jaki to ja jestem zły i
niedobry.
- Nie. -
samoistnie również na jej usta wkradł się mały uśmieszek –
Chcę jeszcze chwilkę zostać sama. Muszę sobie poukładać w
głowie kilka spraw.
- Jak
chcesz skarbie. Tylko wyjdź za trochę, bo te cykory wznów mnie do
ciebie wyślą.
- Chyba
nie byłbyś z tego powodu smutny, prawda? - uniosła brwi do góry
mrużąc oczy. Chłopak poczochrał jej włosy i wyszedł nic nie
odpowiadając. Przekraczając miejsce łączenia się jej pokoju z
korytarzem napotkał wlepione w niego pary wielu oczu. Zwrócił
uwagę głównie na Nataniela, któremu ledwo co udawało się
usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Patrząc cały czas w jego
pobladłą twarz, z wielkim, charakterystycznym dla niego, cwanym
uśmieszkiem ruszył z wyjaśnieniami.
-
Powiedziała, że musi zostać jeszcze chwilę sama. Już się
uspokoiła, ale chce sobie poukładać kilka spraw.
- Ale
powiedziała ci dlaczego tak się zdenerwowała? - zapytał
zniecierpliwiony Armin
- Rada
nie wyraziły zgody na uratowanie Basha. - wyprzedził
czerwonowłosego z odpowiedzią Nataniel. Każdy wbił wzrok w jego
oblicze nie dowierzając w to, co właśnie usłyszeli.
- Kasiu!
Ach, tutaj jesteś. - za ich plecami rozniósł się cieniutki głos
Debry, który aż palił w uszy – Przecież miałeś mi coś zagrać
na gitarze. A ciebie nie ma i nie ma. Obiecałeś. - otworzyła
szeroko oczy spoglądając na towarzystwo – A co tu się dzieje?
- Nic co
by ciebie interesowało. - warknęła pod nosem Kim surowo
- Chodź
Debra. Ja już swoje zrobiłem. - Kastiel objął dziewczynę
ramieniem, jednak zrobił to z niechętną miną, i odszedł w
kierunku swojego pokoju
Lily
siedziała skulona opierając się o łóżko, a róg kołdry robił
za poduszkę. Patrzyła się na mały obraz przestawiający
czarno-białą postać kobieta, z czerwoną maską zakrywającą
połowę twarzy. Czuła się jakby to była ona. Jakby część jej,
była gdzieś ukryta. Schowana. Tylko że nie mogła się w żaden
sposób do niej dokopać. Coś nagle podkusiło ją, aby spojrzeć w
górę, na sufit. Właśnie w tamtym momencie, nie wiadomo skąd,
spadło jedno malutkie źdźbło trawy, a za nim kolejne, i jeszcze
jedno, aż w końcu ułożyły się one tworząc napis „TRZYMAJ
SIĘ”.
- Nie
wiem kim jesteś, albo czym, ale dziękuję. - powiedziała w pustkę
przestrzeni. Energicznie wstała z miejsca i ruszyła w stronę
drzwi. Otworzyła je jednym ruchem i ku jej zdziwieniu ujrzała
swoich przyjaciół siedzących na podłodze opierając się albo o
ramiona kogoś obok, albo o ścianę. Kiedy tylko ujrzeli dziewczynę
w drzwiach unieśli się do pozycji stojącej. - Co wy tutaj robicie?
- zapytała zdziwiona ich obecnością
-
Martwiliśmy się o ciebie. - zaczął Alexy
- Nie
wiedzieliśmy co się stało, więc przyszliśmy pod twój pokój
i... - kontynuowała Kim
- I
wysłaliście Kastiela na zwiady? - uśmiechnęła się patrząc na
ich przestraszone miny
- Od
razu mówiłem, że to zły pomysł. - stwierdził Nataniel
podchodząc bliżej
-
Chłopaki. Czy moglibyście nas zostawić na trochę. Chciałabym
porozmawiać z Kim na osobności. - zerknęła na płeć męską
widocznie niezadowoloną, jednak nie mieli wiele do gadania. Po
dodatkowym upewnieniu się, że na pewno wszystko jest w porządku
wszyscy się rozeszli, a dziewczyny weszły po pokoju Lily.
- Jednak
nie wszystko jest w porządku. Co jest mała?
-
Właśnie nie wiem. - usiadła na łóżku krzyżując nogi, a
poduszkę przytuliła do swojego brzucha – Mam w sobie jakąś
wewnętrzną blokadę. I nie wiem jak się jej pozbyć.
- Nie
wiem czy będę mogła ci pomóc. - usiadła obok niej z zatroskanym
wzrokiem – Wiesz co, mam pomysł. Opowiedz o sobie. O swoim życiu.
Może wtedy dojdziemy gdzie leży problem.
- Ehh.
Do szóstego roku życia żyłam wraz z moimi biologicznymi rodzicami
w małym mieszkanku na wsi. Nie było tam żadnych luksusów. W swoim
pokoju miałam tylko łóżeczko i małą szafeczkę z lampką. Ale
nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy siebie i to wystarczało. Do tej
pory pamiętam ich głosy. Kiedy ich słyszałam czułam się
bezpieczna. Biegałam sobie po polach pomiędzy rosnącym zbożem,
ojciec nosił mnie na barana wieczorami a ja próbowałam złapać
gwiazdki na niebie. Mama każdego dnia śpiewała mi tą samą
kołysankę, która teraz okazuje się być wielką przepowiednią. I
nagle wszystko się skończyło. Tak z dnia na dzień. Siedliśmy
wszyscy w samochód i pojechaliśmy do miasta. Pamiętam jak pierwszy
raz zobaczyłam Sebastiana. Ukrywał się za spódnicą swojej mamy.
A jak się później okazało także i mojej. Zostawili mnie. Tak po
prostu. Oboje pocałowali w czoło i wyszli. A ja dostałam nowy dom.
Długo nie mogłam zrozumieć dlaczego nie ma tutaj mamy ani taty.
Dlaczego już mnie nie tulą do snu. Ale z dnia na dzień ich brak
coraz mniej mi doskwierał. Zaczęłam się godzić z tym, że już
nie wrócą, że to jest moja rodzina. Jeździliśmy z miasta do
miasta. Co roku zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Szczerze mówiąc
idzie się do tego przyzwyczaić. Na początku było trudno. Sam
fakt, że twoim jedynym przyjacielem jest brat, nie ułatwiał
zadania. Ale jakoś to szło. I nagle znowu trzask. Życie
postanowiło ponownie zrobić mnie w balona. Siedzę sobie spokojnie
na lekcjach, a tu przychodzi policja i zabiera mnie do Sebastiana. I
co? Znów nie mam rodziców. Jesteśmy zdani jedynie na siebie. I
właśnie wtedy się zaczęło. Przeszłam coś w rodzaju załamania
nerwowego. Praktycznie przestałam się odżywiać. Godzinami
siedziałam w swoim pokoju i niszczyłam wszystko co się tam
znajdowało. Kiedy ktoś przychodził to zachowywałam się jak
dzikie zwierze. Nienawidziłam świata, ludzi. Nienawidziłam siebie.
Wszystko to doprowadziło do tego, że... że chciałam się zabić.
- Kim otworzyła szerzej oczy słysząc te słowa. Chciała objąć
przyjaciółkę, przytulić jak najmocniej, jednak coś jej mówiło,
aby dać jej skończyć opowiadać – Chciałam z tym skończyć raz
na zawsze. Już miałam w ręku żyletkę, już zetknęła się z
moją skórą, gdy pojawił się Albus i Wonka. Nie pamiętam tego,
co działo się później. Obudziłam się rano w łóżku, myśląc,
że był to tylko sen. Mój stan emocjonalny drastycznie się
zmienił. Powróciłam do normalnej siebie. Kiedy Bash skończył
osiemnaście lat wszystko było jak dawniej. Przenosiliśmy się z
miejsca na miejsce. I wtedy też pojawiły się pierwsze bóle głowy.
Już wtedy wiedział co to oznacza. Jednak zamiast powiedzieć mi
prawdę szprycował mnie tabletkami. - jej głos stał się
całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji – I tak to leciało, aż
do dnia, w którym się tu znalazłam. - zapadła cisza. Patrzyły
sobie w oczy w milczeniu. Kim wiedziała, że teraz jej kolej na
zabranie głosu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Może
tak właśnie musiało być. - zaczęła niepewnie
- Hmm?
- Może
te wszystkie nieszczęścia musiały się zdarzyć, abyś się tutaj
znalazła.
- Może.
- spuściła wzrok spoglądając na wzroki na kocu
- Hej.
Nie przejmuj się. Nasz wokół siebie ludzi, którzy się o ciebie
troszczą. Kochają. Stałaś się nieodłączną częścią tej
pokręconej rodzinki.
-
Dzięki. Może właśnie tego mi brakowało.
- A tak
właściwie to sorki, że wysłaliśmy właśnie Kastiela.
- Nic
nie szkodzi. Nie jest taki zły na jakiego się maluje.
- Tak
wiem, ale jak coś to lepiej trzymaj się Nataniela.
- Nie
mam z nim nic wspólnego.
- Zdaje
mi się, że on chciałby mieć z tobą dużo wspólnego.
***
Od
ostatnich wydarzeń minęło kilka dni. Emocje Lily opadły, a ona
sama wróciła do normalnego toku pracy. Coraz lepiej radziła sobie
ze swoim darem. Teraz już żadne kłamstwo nie uszło jej uwadze.
Ludzie wokoło nawet nie mieli co próbować ją oszukać. Od
Gabriela oczywiście dostała burę za swoje zachowanie, ale w głębi
serca, zarówno ona jak i on, wiedzieli, że to co zrobiła było jak
najbardziej słuszne. Lily po tym kilkukrotnie męczyła mężczyznę,
aby jak najszybciej sprowadzić jej brata w bezpieczne miejsce.
Jednak odpowiedź za każdym razem była ta sama: Jeszcze nie. Jednym
z głównych powodów, dla których było to niemożliwe był fakt,
że nikt nie wiedział gdzie dokładnie znajduje się kryjówka
Mirochny. Może to brzmi śmiesznie. Panuje nad całym nadnaturalnym
światem, a i tak się ukrywa. Dziewczyna niechętnie pogodziła się
z tym faktem, ale co jakiś czas obmyślała przedziwne, często
nietrzymające się całości, plany.
Dzisiaj, ku jej zdziwieniu, nie spotkała praktycznie nikogo w
Bibliotece. Gdzieś tam jedynie plątał się Lysander, raz zamieniła
dwa zdania z Kim i tyle. Szła więc samotnie, przemierzając długi
korytarz, czując zapach starych murów. Weszła do sali głównej.
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem to miejsce
wygląda jakby inaczej. Piękniej.
Kiedy spostrzegła siedzącego na kanapie Alexego od razu do niego
zbiegła po długich schodach.
- Hejka.
- zaczytany w kolorowej gazecie nawet nie zauważył jej osoby.
Uniosła rękę i pstryknęła mu palcami tuż przed jego jasnymi
oczami. Od razu pomogło.
- Oj.
Sorki. Zaczytałem się.
- Gdzie
się wszyscy podziali? - usiadła obok niego wygodnie opierając się
o poduszki. Na jej pytanie na jego twarzy pojawił się dziwny
uśmieszek
-
Pamiętasz jak Gabriel zabronił nam wychodzić na zewnątrz? -
potaknęła potwierdzająco – Nie posłuchali.
- Kto?
-
Kastiel, Armin i Nataniel.
-
Nataniel i Kastiel? Ale jak?
- Na
początku mocno się opierał, ale jak czerwony zaczął wyskakiwać
mu od słabeuszy to zgodził się iść z nimi.
- Ale że
nie przeszkodziłeś Arminowi?
- A co
to ja jego niańka jestem? Jest prawie dorosły, więc niech sam
sobie radzi. - idealnie kiedy to postawił niewidzialną kropkę po
swojej wypowiedzi, drzwi otworzyły się z wielkim rumorem. Na
początku szła trójka. W środku Gabriel, a po bokach Kastiel i
Nataniel. Jednak trudno tu mówić o tym, że robili to z własnej
woli. Mężczyzna trzymał jednego i drugie mocno za uszy ciągnąc
do przodu. Za nimi, z opadniętą głową kroczył ciężko Armin.
- Auł,
auł.
- Auł,
auł. - dudniło w pokoju od ich jęczenia z bólu jaki wywoływał
im mężczyzna. Przypominało to skomlenie małego pieska. Kiedy
dotarli do miejsca gdzie namalowana jest róża wiatrów, pchnął
ich do przodu puszczając gwałtownie za uszy, a Arminowi surowym
ruchem ręki rozkazał dołączyć do reszty. Dopiero wtedy Lily
zauważyła ich niecodzienny strój. Każdy ubrany był tak samo,
jednak było kilka szczegółów, które się różniły. Dopasowane,
czarne, skórzane kurtki z kapturem, do której przymocowano wiele
uchwytów na broń. Spodnie zrobione z elastycznego materiału. Na
nogach czarne, mocne buty wojskowe zakrywające kostki. Jednak u
Kastiela na plecach dodatkowo umocowane były dwie pochwy na miecze,
które odwrócone były do góry nogami, dzięki czemu łatwo można
było je wyjmować i ponownie wkładać. Nataniel natomiast na swoich
plecach miał zawieszony łuk sportowy oraz kołczan do połowy
opróżniony. Armin poprzypinane miał mnóstwo elektroniki. Od
małych ekraników zaczynając, przez bombki dymne i granaty, na
laptopie kończąc.
- Czy wy
jesteście jacyś niedorozwinięci? Czego nie zrozumieliście gdy
mówiłem o kategorycznym zakazie wychodzenia. - huknął niskim
głosem, przez który Lily aż dostała gęsiej skórki. Nic. Żadnej
reakcji. - Co? Języka wam zabrakło?
- Bo...
- zaczął niepewnie Kastiel – No bo ileż można patrzeć się
ciągle na te same ściany? - dokończył już normalnym tonem
- Zasady
są po to, aby ich przestrzegać.
- Ale
przecież nic się nie stało. - stwierdził Armin
- Nic? -
zapytał zdziwiony mężczyzna unosząc brwi – Ty to nazywasz
niczym? - wskazał na obciętą głowę Minotaura, z której jeszcze
ciekła krew, znajdującą się w szponach Albusa
- Ale
nas było trzech a on jeden. Poradzilibyśmy sobie. - Nataniel wstał
masując bolące ucho
- Nie
wątpię w to. Ale wiesz co by było gdyby któremuś z was stała
się krzywda? Odpowiadam za was. A za ciebie szczególnie. - spojrzał
troskliwie na swojego syna a potem za pozostałą trójkę – Nie
róbcie tak więcej.
- Ale
odkryliśmy pewną rzecz. - odparł dumnie Kastiel wyciągając
telefon z bocznej kieszeni kurtki. Kilkukrotnie przejechał po
dotykowym ekranie i podał go Gabrielowi
- Dobry
Boże. - wyszeptał mężczyzna – Nigdy wcześniej nie widziałem
tak zmasakrowanego ciała. Czy to był człowiek?
- Tak. -
zaczął blondyn wyprzedzając resztę – Już tydzień temu
dostałem informacje od elfów z zachodniej granicy o podobnych
morderstwach.
- I nic
mi nie powiedziałeś?
- No...
Tak jakoś wyszło.
-
Dobrze. Trzeba ustalić kto, albo co za tym stoi. - odwrócił się
kierując w stronę schodów – Ale to nie oznacza, że nie minie
was kara. Odczujecie ją dobitnie. - i odszedł pozostawiając
towarzystwo samo sobie.
Cześć i czołem! Dzisiaj bez wstępu, albowiem nie mam na niego dobrego pomysłu. Ale to może nawet lepiej, że nie muszę przepraszać za swoją nieobecność. (^.^)
OdpowiedzUsuńWprost uwielbiam Kastiela. Niby z niego taki pierwszorzędny buntownik, lecz jak trzeba, to potrafi stanąć na wysokości zadania i wspomóc znajomych. Chociaż, jak wchodził do pokoju Lily, miałam obawy, że ta go skrzywdzi. Rzuci nim o ścianę, ale sufit, pozbawi przytomności, po czym wykopie na zbity pysk z pokoju. Na całe szczęście do tego nie doszło, a chłopak o własnych siłach opuścił pomieszczenie. Jednakże nie łyknęłam tej wymówki, że Kastiel musi zajrzeć do głównej bohaterki, albowiem tylko on wziął ze sobą broń. Po prostu reszta zgromadzonych chciała, aby to właśnie w niego została wymierzona złość Lily. Tacy z nich koledzy, o!
Nataniel jest strasznym panikarzem. No bo niby co takiego mogłoby się stać? Jak już napisałam wyżej - ewentualnie Kastiel wyleciałby z hukiem z pokoju. A blondyn zrobił takie zamieszanie, jakby się co najmniej palił sporych rozmiarów zbiór ksiąg w pięknych okładkach. Powinien się chłopak z medytacją zaznajomić albo chociaż pierwszy guzik w koszuli odpiąć i wziąć porządny, głęboki wdech.
Kiedy zostało wspomniane, że Trzech Muszkieterów (Buntowników) opuściło Bibliotekę, pierwsze, o czym pomyślałam było, że wyruszyli na samodzielne poszukiwania Sebastiana. Mnie osobiście ten pomysł bardzo przypadłby do gustu, chociaż mam świadomość, iż byłby on głupi i niezwykle nierozsądny. Chociaż wzmianka o licznych morderstwach oraz zmasakrowanych ciałach wywołała na mej twarzy uśmiech. Będzie się działo! Wreszcie wyjdziemy z podziemia i rozpoczniemy niebezpieczną misję! Wręcz błagam o taki dreszczyk emocji. Nie żebym teraz się nudziła, ale ja po prostu uwielbiam, gdy bohaterowie muszą zmagać się z jakimiś potworami i walczą o własne życie.
Nareszcie rozjaśniłaś motyw z trawą, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo na to czekałam. Czyli, że ktoś czuwa nad Lily i okazuje jej swą obecność poprzez sypanie na nią źdźbeł? Przeczuwam, że to jej rodzice albo ta, ta... Nooo, ta potężna. Jejuniu, zapomniałam, jak ona się zowie! Anielica, dobrze kojarzę? Przepraszam, ale tych bohaterów naprawdę jest dużo i postaci wymyślone przez autorów opowiadań po prostu nie zapadają mi w pamięć. Jest główna bohaterka/bohater oraz ludzie z gry i więcej mój mózg nie pomieści. Wybacz mi, jestem przepełniona skruchą.
Na koniec pragnę Cię gorąco pozdrowić oraz życzyć wszystkiego dobrego. Do następnego! (^.^)/
Hejka. Dzięki wielkie za pozdrowienia. I już na wstępie pragnę cię poinformować, że strach Nataniela jest spowodowana czymś innym niż tylko zwykły strach. Tu mamy do czynienia z czymś o wiele większym. Ale o tym później.
UsuńTak. Już niedługo wyjdziemy na mały "spacer". I tak. Będzie się działo. Zapewniam :D
Także jeszcze wiele przed nami.
Również pozdrawiam bardzo gorąco i do następnego :D
Hejka! Tutaj Liadan;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale zabrałam się za to późno, a fu nagle patrzę i - o, nowy rozdział! Więc czytam. I jak zwykle świetny.
Lysiu, piszesz o Lily? Och, jak słodko...
Nat, Armin i Kastiel złamali zasady (jeju, ten strój Armina mnie powala xD laptop xD). I oberwali od Gabriela. Chętnie zobaczyłabym ich odprawiających karę. A w szczególności Kasa... ~złowieszczy uśmiech~
Wszystkiego dobrego, dobranoc ido następnego;)
Jak zwykle czegoś zapomniałam.
UsuńSnuję dziwne podejrzenia, że te słowa ze źdźbeł trawy mają jakiś związek z tymi... no, jak im tam... gwiazdami. Tymi z kołysanku, którą matka śpiewała Lily. To tylko takie podejrzenia. Może mam rację?
Minotaur na pewno jest po złej stronie. Wysłannik Mirochny? Prawdopodobne. I te truchło... niemalże je sobie wyobraziłam. Oj, rzeczywiście niebezpiecznie jest na zewnątrz...
Jeszcze raz samych dóbr, pa pa;)
No nie. Nie trafiłaś. Trawa jest związana z czymś innym. Za jakiś czas wszystko się wyjaśni. A Minotaur rzeczywiście jest po złej stronie mocy :D
UsuńRównież pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego :D
Serdecznie zapraszam na moje opowiadanie Tears dont fall :) http://tearsdontfallbyedi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń