środa, 4 maja 2016

Rozdział 18 - Wyznania

Smutna dziewczyna na ziemi siedziała,
tylko muzyka jej płacz zagłuszała.
Jeszcze przed chwilą uśmiech uroczy,
a teraz zaciśnięte usta i zamknięte oczy.
Znak życia tylko łzy dają,
które płyną po policzkach i nie przestają.

- Lysander. Co robisz? - zapytała zaciekawiona fioletowowłosa siadają obok chłopaka na jego łóżku
- A nic takiego. Coś tam sobie po prostu skrobie w notatniku. - szybkim ruchem zamknął oprawiony w czarną skórę, mały zeszycik i spojrzał z lekkim uśmiechem na przyjaciółkę
- Czego mi nie mówisz? - zasmuciła się widząc sztuczny uśmiech
- Nic. Wszystko jest dobrze. Nie przejmuj się, bo nie ma czym.

***

- Gabriel! Co to miało niby znaczyć? Jakim prawem ona się tak do mnie odzywa?!- zapytała poczerwieniała ze wściekłości Elvira wstając ze swojego miejsca
- Ty się pytasz jakim prawem? - zapytał jakby wstrząśnięty tymi słowami Gabriel – Ty tu nie masz nic do gadania. Było zostać Przeznaczoną, to byś sobie rządziła. Tak jej wyczekiwaliście a teraz co? Pomiatacie jak jakąś szmatą! Ona tutaj jest teraz najważniejsza i należy jej się szacunek większy niż komu innemu. I wiecie co? Ta mała ma więcej rozumu w głowie niż wy wszyscy razem! - grobowa cisza zapanowała w pokoju. Nikt nie miał odwagi chociażby na najmniejszy ruch – Nataniel. - powiedział poważnie – Idź sprawdzić co z Lily. To roztropna dziewczyna, ale takie emocje mogą każdego pozbawić logicznego myślenia. - blondyn wstał bezgłośnie i skierował się ku wyjściu, a Gabriel ponownie spojrzał na członków Rady – No to mamy kilka spraw do omówienia. - powiedział zimno i ponuro, jakby był katem, który zaraz pozbawi ich życia

***
W tym samym czasie

    Pod pokojem Lily zebrali się prawie wszyscy domownicy Biblioteki. Każdy patrzył na siebie ze zdezorientowanymi minami, nie wiedząc co robić.
- Czy tylko ja jestem przerażony po tym co usłyszałem? - zapytał nieco drżącym głosem Alexy
- Jak ona musiała wrzeszczeć, skoro słyszeliśmy ją w swoich pokojach. - odezwał się Kentin z pewnego rodzaju podziwem w głosie
- Nie wróżę im łatwego życia z nią. - stwierdziła Kim z cwanym uśmiechem na twarzy. Kiedy to kolejne drzwi otworzyły się, każdy skierował wzrok w owym kierunku. W progu ukazała się sylwetka z czerwonymi włosami, a przez przyćmione światło przybrały kolor soczystego bordo.
- Czy ktoś mi powie co się stało?
- A co to się stało? Tak grzecznie zadane pytanie? - zapytał ironicznie Armin. Jednak Kastiel, poza lekceważącym parsknięciem, zignorował całkowicie słowa bruneta
- Chyba Rada powiedziała coś, co naszej Lily się nie spodobało. Tylko że nikt nie ma chyba tyle odwagi, aby tam wejść i dowiedzieć się o co poszło. - odpowiedział spokojnie Kentin, który również nie zwrócił zbytnio uwagi za zaczepki kolegi
- Niech on idzie. - Kim skinęła głową na Kastiela
- Ale dlaczego niby ja?
- Bo jako jedyny masz ze sobą broń. - wskazała palcem na czerwoną rękojeść sztyletu, która wystawała z długiej cholewki buta. Chłopak na początku zmieszał się nie wiedząc jaką decyzję podjąć. Jednak gdyby odmówił, zostałby wzięty za słabeusza, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- Rany. Ale z was strachulce. Czego tu się niby bać? - stwierdził z pogardą w głosie. Bez ponownego patrzenia na towarzyszy, podszedł do drzwi i chwytając za klamkę, wszedł w mgnieniu oka do pomieszczenia, zamykając za sobą. Rozejrzał się uważnie po pokoju wyszukując tak dobrze już mu znanej sylwetki Lily. Dziewczyna siedziała na oparciu głębokiego fotela z rękami założonymi na karku. Miała zamknięte oczy. Chłopak wyczuwał jej gniew, który aż bił po oczach. Emanował od niej również strach. Strach, który w tej chwili najbardziej wypełniał jej serce, które i tak było teraz rozerwane na strzępki malutkich kawałeczków.
- Puka się. - odezwała się ponuro
- Mnie ta zasada nie obowiązuje. - nic nie odpowiedziała. Miał nadzieję, że wzbudzi na jej twarzy jakiś uśmiech, jak to często bywa kiedy się sprzeczają, jednak w tej chwili było to raczej trudne do wykonania – Możemy porozmawiać? - zapytał z wielką nadzieją i jeszcze większą grzecznością
- Nie. - surowy i oschły ton to były te rzeczy, które u niej nie występowały. A jednak.
- Proszę cię. - na te słowa zareagowała od razu. Proszący Kastiel to było coś, co zdarzyło jej się po raz pierwszy.
- Po co tu przyszedłeś? - otworzyła oczy, ale wciąż wpatrywała się w pustą przestrzeń na ścianie
- Martwimy się o ciebie.
- Wiem. Ale niepotrzebnie.
- Czyżby? - podszedł bliżej, ale zatrzymał się kiedy to gwałtownie wstała i odwróciła się w jego kierunku spoglądając prosto w jego szare oczy. On również wpatrywał się w jej głęboką zieleń, dostrzegając tlącą się chęć zemsty
- Oni mu nie pomogą. Zostawią go na pastę tego potwora. Już przypieczętowali jego los. Oni chcą jego śmierci. To dla nich łatwiejsze wyjście. - chłopak jakby zaniemówił. Słysząc to, co Rada chce zrobić, a właśnie to czego nie chce, z jego przyjacielem, nie wiedział co odpowiedzieć
- Ale... Dlaczego?
- Nie wiem. - potrząsnęła głową – Ale ja im na to nie pozwolę. Jeżeli on umrze, to i ja.
- Ej Lily. Nie mów tak. Będzie dobrze.
- Nie. Nie będzie dobrze.
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo jestem cholerną realistką. Życie dużo razy skopało mi już dupę, zabrało mi to, co najważniejsze. Kazało zaczynać wszystko od nowa. Właśnie dlatego nie wmówisz mi, że będzie dobrze, bo wolę w to nie wierzyć dopóki nie będę mieć pewności, niż ślepo w to brnąć a później znów ryczeć ukradkiem, że to straciłam.
- Lily. Ostatnio Lysander powiedział mi bardzo mądre słowa. Deszcz pada, ponieważ chmury nie wytrzymują nadmiaru wody. Łzy lecą z oczu, ponieważ serce nie jest w stanie dłużej znieść ukrytego bólu. Zawsze widzę cię uśmiechniętą, zawsze taka zdeterminowana i pewna siebie. Za każdym razem chcesz sobie radzić sama. Lecz to nie prawda. Cierpisz. Wewnętrznie. Ukrywasz to, lecz właśnie przez to musiałaś w końcu wybuchnąć. A to co powiedziała Rada było tylko zapalnikiem. - Lily patrzyła na niego obojętnym wzrokiem nie wierząc, że to faktycznie on wypowiada takie słowa. Jednak nie zmieniało to faktu, że była to prawda. Skrzywiła się czując napływające do oczu łzy. W jednej sekundzie jej oczy zrobiły się szkliste. Widząc to, chłopak zjawił się momentalnie u jej boku łapiąc na rękę. Trzymał ją tak mocno, jakby miała zaraz uciec. Wpatrywał się w nią tak intensywnie jakby widział ją po raz pierwszy. Ale to w żaden sposób nie pomogło w zahamowaniu strumienia łez, który już spływał po jej policzkach. Palcami złapała za końcówki włosów, urywając tym samym przed Kastielem swoje zapłakane oblicze. Tak jak mówił. Wybuchła. Emocjonalnie. Mając zaciśnięte oczy poczuła jak wokół jej ciała zaplatają się silne ramiona w mocnym uścisku. Rękami przyciągnął jej głowę do siebie tak, że teraz spoczywała ona na jego ramieniu. Czując na sobie jego ciało, miała wrażenie, że przez chwilę, która dla niej trwała całą wieczność, ma wszystko. - Ciii. Już, uspokój się. Zobaczysz. Ułoży się. Uratujemy Basha. Wszystkim nam na tym zależy. To też w pewnym sensie nasza rodzina, więc równie mocno jak ty chcemy, aby już nie cierpiał. Tylko zrozum, że nie jest to takie proste zadanie. - jego koszulka w miejscu, gdzie leżała głowa blondynki była już całkowicie mokra, ale ani jednemu, ani drugiemu to nie przeszkadzało. Stali nieruchomo mocno się obejmując. Dla nich jakby świat się zatrzymał.
- CO?! Puściliście go do niej samego? Zgłupieliście? Przecież on jest nieobliczalny! - oboje usłyszeli krzyki Nataniela dochodzące zza drzwi. Lily odsunęła się od chłopaka, mając jednak cały czas ręce na jego klatce piersiowej
- Nie przesadzaj. Przecież umie się kontrolować. A zresztą jeszcze nie czas. - tym razem rozbrzmiał głos Alexego, który starał się go uspokoić.
- Co z tego! Miesiąc temu też to nie był czas.
- Nataniel! - krzyknęła Kim odchodząc od ściany, o którą była wcześniej oparta – Uspokój się. Nic jej nie zrobi. A miesiąc temu nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby czyjemuś życiu. - skrzyżowali się sobą poważne spojrzenia, po których blondyn momentalnie ustąpił
- O co im chodzi? - Lily spojrzała w zmartwioną twarz Kastiela a jej źrenice rozszerzyły się nienaturalnie
- O nic ważnego. Ten dureń jak zawsze wyolbrzymia każdą sprawę. Nie przejmuj się. - zgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i uśmiechnął się złośliwie – Chodź. Opowiesz mu jaki to ja jestem zły i niedobry.
- Nie. - samoistnie również na jej usta wkradł się mały uśmieszek – Chcę jeszcze chwilkę zostać sama. Muszę sobie poukładać w głowie kilka spraw.
- Jak chcesz skarbie. Tylko wyjdź za trochę, bo te cykory wznów mnie do ciebie wyślą.
- Chyba nie byłbyś z tego powodu smutny, prawda? - uniosła brwi do góry mrużąc oczy. Chłopak poczochrał jej włosy i wyszedł nic nie odpowiadając. Przekraczając miejsce łączenia się jej pokoju z korytarzem napotkał wlepione w niego pary wielu oczu. Zwrócił uwagę głównie na Nataniela, któremu ledwo co udawało się usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Patrząc cały czas w jego pobladłą twarz, z wielkim, charakterystycznym dla niego, cwanym uśmieszkiem ruszył z wyjaśnieniami.
- Powiedziała, że musi zostać jeszcze chwilę sama. Już się uspokoiła, ale chce sobie poukładać kilka spraw.
- Ale powiedziała ci dlaczego tak się zdenerwowała? - zapytał zniecierpliwiony Armin
- Rada nie wyraziły zgody na uratowanie Basha. - wyprzedził czerwonowłosego z odpowiedzią Nataniel. Każdy wbił wzrok w jego oblicze nie dowierzając w to, co właśnie usłyszeli.
- Kasiu! Ach, tutaj jesteś. - za ich plecami rozniósł się cieniutki głos Debry, który aż palił w uszy – Przecież miałeś mi coś zagrać na gitarze. A ciebie nie ma i nie ma. Obiecałeś. - otworzyła szeroko oczy spoglądając na towarzystwo – A co tu się dzieje?
- Nic co by ciebie interesowało. - warknęła pod nosem Kim surowo
- Chodź Debra. Ja już swoje zrobiłem. - Kastiel objął dziewczynę ramieniem, jednak zrobił to z niechętną miną, i odszedł w kierunku swojego pokoju
Lily siedziała skulona opierając się o łóżko, a róg kołdry robił za poduszkę. Patrzyła się na mały obraz przestawiający czarno-białą postać kobieta, z czerwoną maską zakrywającą połowę twarzy. Czuła się jakby to była ona. Jakby część jej, była gdzieś ukryta. Schowana. Tylko że nie mogła się w żaden sposób do niej dokopać. Coś nagle podkusiło ją, aby spojrzeć w górę, na sufit. Właśnie w tamtym momencie, nie wiadomo skąd, spadło jedno malutkie źdźbło trawy, a za nim kolejne, i jeszcze jedno, aż w końcu ułożyły się one tworząc napis „TRZYMAJ SIĘ”.
- Nie wiem kim jesteś, albo czym, ale dziękuję. - powiedziała w pustkę przestrzeni. Energicznie wstała z miejsca i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je jednym ruchem i ku jej zdziwieniu ujrzała swoich przyjaciół siedzących na podłodze opierając się albo o ramiona kogoś obok, albo o ścianę. Kiedy tylko ujrzeli dziewczynę w drzwiach unieśli się do pozycji stojącej. - Co wy tutaj robicie? - zapytała zdziwiona ich obecnością
- Martwiliśmy się o ciebie. - zaczął Alexy
- Nie wiedzieliśmy co się stało, więc przyszliśmy pod twój pokój i... - kontynuowała Kim
- I wysłaliście Kastiela na zwiady? - uśmiechnęła się patrząc na ich przestraszone miny
- Od razu mówiłem, że to zły pomysł. - stwierdził Nataniel podchodząc bliżej
- Chłopaki. Czy moglibyście nas zostawić na trochę. Chciałabym porozmawiać z Kim na osobności. - zerknęła na płeć męską widocznie niezadowoloną, jednak nie mieli wiele do gadania. Po dodatkowym upewnieniu się, że na pewno wszystko jest w porządku wszyscy się rozeszli, a dziewczyny weszły po pokoju Lily.
- Jednak nie wszystko jest w porządku. Co jest mała?
- Właśnie nie wiem. - usiadła na łóżku krzyżując nogi, a poduszkę przytuliła do swojego brzucha – Mam w sobie jakąś wewnętrzną blokadę. I nie wiem jak się jej pozbyć.
- Nie wiem czy będę mogła ci pomóc. - usiadła obok niej z zatroskanym wzrokiem – Wiesz co, mam pomysł. Opowiedz o sobie. O swoim życiu. Może wtedy dojdziemy gdzie leży problem.
- Ehh. Do szóstego roku życia żyłam wraz z moimi biologicznymi rodzicami w małym mieszkanku na wsi. Nie było tam żadnych luksusów. W swoim pokoju miałam tylko łóżeczko i małą szafeczkę z lampką. Ale nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy siebie i to wystarczało. Do tej pory pamiętam ich głosy. Kiedy ich słyszałam czułam się bezpieczna. Biegałam sobie po polach pomiędzy rosnącym zbożem, ojciec nosił mnie na barana wieczorami a ja próbowałam złapać gwiazdki na niebie. Mama każdego dnia śpiewała mi tą samą kołysankę, która teraz okazuje się być wielką przepowiednią. I nagle wszystko się skończyło. Tak z dnia na dzień. Siedliśmy wszyscy w samochód i pojechaliśmy do miasta. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam Sebastiana. Ukrywał się za spódnicą swojej mamy. A jak się później okazało także i mojej. Zostawili mnie. Tak po prostu. Oboje pocałowali w czoło i wyszli. A ja dostałam nowy dom. Długo nie mogłam zrozumieć dlaczego nie ma tutaj mamy ani taty. Dlaczego już mnie nie tulą do snu. Ale z dnia na dzień ich brak coraz mniej mi doskwierał. Zaczęłam się godzić z tym, że już nie wrócą, że to jest moja rodzina. Jeździliśmy z miasta do miasta. Co roku zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Szczerze mówiąc idzie się do tego przyzwyczaić. Na początku było trudno. Sam fakt, że twoim jedynym przyjacielem jest brat, nie ułatwiał zadania. Ale jakoś to szło. I nagle znowu trzask. Życie postanowiło ponownie zrobić mnie w balona. Siedzę sobie spokojnie na lekcjach, a tu przychodzi policja i zabiera mnie do Sebastiana. I co? Znów nie mam rodziców. Jesteśmy zdani jedynie na siebie. I właśnie wtedy się zaczęło. Przeszłam coś w rodzaju załamania nerwowego. Praktycznie przestałam się odżywiać. Godzinami siedziałam w swoim pokoju i niszczyłam wszystko co się tam znajdowało. Kiedy ktoś przychodził to zachowywałam się jak dzikie zwierze. Nienawidziłam świata, ludzi. Nienawidziłam siebie. Wszystko to doprowadziło do tego, że... że chciałam się zabić. - Kim otworzyła szerzej oczy słysząc te słowa. Chciała objąć przyjaciółkę, przytulić jak najmocniej, jednak coś jej mówiło, aby dać jej skończyć opowiadać – Chciałam z tym skończyć raz na zawsze. Już miałam w ręku żyletkę, już zetknęła się z moją skórą, gdy pojawił się Albus i Wonka. Nie pamiętam tego, co działo się później. Obudziłam się rano w łóżku, myśląc, że był to tylko sen. Mój stan emocjonalny drastycznie się zmienił. Powróciłam do normalnej siebie. Kiedy Bash skończył osiemnaście lat wszystko było jak dawniej. Przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. I wtedy też pojawiły się pierwsze bóle głowy. Już wtedy wiedział co to oznacza. Jednak zamiast powiedzieć mi prawdę szprycował mnie tabletkami. - jej głos stał się całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji – I tak to leciało, aż do dnia, w którym się tu znalazłam. - zapadła cisza. Patrzyły sobie w oczy w milczeniu. Kim wiedziała, że teraz jej kolej na zabranie głosu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Może tak właśnie musiało być. - zaczęła niepewnie
- Hmm?
- Może te wszystkie nieszczęścia musiały się zdarzyć, abyś się tutaj znalazła.
- Może. - spuściła wzrok spoglądając na wzroki na kocu
- Hej. Nie przejmuj się. Nasz wokół siebie ludzi, którzy się o ciebie troszczą. Kochają. Stałaś się nieodłączną częścią tej pokręconej rodzinki.
- Dzięki. Może właśnie tego mi brakowało.
- A tak właściwie to sorki, że wysłaliśmy właśnie Kastiela.
- Nic nie szkodzi. Nie jest taki zły na jakiego się maluje.
- Tak wiem, ale jak coś to lepiej trzymaj się Nataniela.
- Nie mam z nim nic wspólnego.
- Zdaje mi się, że on chciałby mieć z tobą dużo wspólnego.

***

    Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni. Emocje Lily opadły, a ona sama wróciła do normalnego toku pracy. Coraz lepiej radziła sobie ze swoim darem. Teraz już żadne kłamstwo nie uszło jej uwadze. Ludzie wokoło nawet nie mieli co próbować ją oszukać. Od Gabriela oczywiście dostała burę za swoje zachowanie, ale w głębi serca, zarówno ona jak i on, wiedzieli, że to co zrobiła było jak najbardziej słuszne. Lily po tym kilkukrotnie męczyła mężczyznę, aby jak najszybciej sprowadzić jej brata w bezpieczne miejsce. Jednak odpowiedź za każdym razem była ta sama: Jeszcze nie. Jednym z głównych powodów, dla których było to niemożliwe był fakt, że nikt nie wiedział gdzie dokładnie znajduje się kryjówka Mirochny. Może to brzmi śmiesznie. Panuje nad całym nadnaturalnym światem, a i tak się ukrywa. Dziewczyna niechętnie pogodziła się z tym faktem, ale co jakiś czas obmyślała przedziwne, często nietrzymające się całości, plany.
    Dzisiaj, ku jej zdziwieniu, nie spotkała praktycznie nikogo w Bibliotece. Gdzieś tam jedynie plątał się Lysander, raz zamieniła dwa zdania z Kim i tyle. Szła więc samotnie, przemierzając długi korytarz, czując zapach starych murów. Weszła do sali głównej. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem to miejsce wygląda jakby inaczej. Piękniej.
    Kiedy spostrzegła siedzącego na kanapie Alexego od razu do niego zbiegła po długich schodach.
- Hejka. - zaczytany w kolorowej gazecie nawet nie zauważył jej osoby. Uniosła rękę i pstryknęła mu palcami tuż przed jego jasnymi oczami. Od razu pomogło.
- Oj. Sorki. Zaczytałem się.
- Gdzie się wszyscy podziali? - usiadła obok niego wygodnie opierając się o poduszki. Na jej pytanie na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek
- Pamiętasz jak Gabriel zabronił nam wychodzić na zewnątrz? - potaknęła potwierdzająco – Nie posłuchali.
- Kto?
- Kastiel, Armin i Nataniel.
- Nataniel i Kastiel? Ale jak?
- Na początku mocno się opierał, ale jak czerwony zaczął wyskakiwać mu od słabeuszy to zgodził się iść z nimi.
- Ale że nie przeszkodziłeś Arminowi?
- A co to ja jego niańka jestem? Jest prawie dorosły, więc niech sam sobie radzi. - idealnie kiedy to postawił niewidzialną kropkę po swojej wypowiedzi, drzwi otworzyły się z wielkim rumorem. Na początku szła trójka. W środku Gabriel, a po bokach Kastiel i Nataniel. Jednak trudno tu mówić o tym, że robili to z własnej woli. Mężczyzna trzymał jednego i drugie mocno za uszy ciągnąc do przodu. Za nimi, z opadniętą głową kroczył ciężko Armin.
- Auł, auł.
- Auł, auł. - dudniło w pokoju od ich jęczenia z bólu jaki wywoływał im mężczyzna. Przypominało to skomlenie małego pieska. Kiedy dotarli do miejsca gdzie namalowana jest róża wiatrów, pchnął ich do przodu puszczając gwałtownie za uszy, a Arminowi surowym ruchem ręki rozkazał dołączyć do reszty. Dopiero wtedy Lily zauważyła ich niecodzienny strój. Każdy ubrany był tak samo, jednak było kilka szczegółów, które się różniły. Dopasowane, czarne, skórzane kurtki z kapturem, do której przymocowano wiele uchwytów na broń. Spodnie zrobione z elastycznego materiału. Na nogach czarne, mocne buty wojskowe zakrywające kostki. Jednak u Kastiela na plecach dodatkowo umocowane były dwie pochwy na miecze, które odwrócone były do góry nogami, dzięki czemu łatwo można było je wyjmować i ponownie wkładać. Nataniel natomiast na swoich plecach miał zawieszony łuk sportowy oraz kołczan do połowy opróżniony. Armin poprzypinane miał mnóstwo elektroniki. Od małych ekraników zaczynając, przez bombki dymne i granaty, na laptopie kończąc.
- Czy wy jesteście jacyś niedorozwinięci? Czego nie zrozumieliście gdy mówiłem o kategorycznym zakazie wychodzenia. - huknął niskim głosem, przez który Lily aż dostała gęsiej skórki. Nic. Żadnej reakcji. - Co? Języka wam zabrakło?
- Bo... - zaczął niepewnie Kastiel – No bo ileż można patrzeć się ciągle na te same ściany? - dokończył już normalnym tonem
- Zasady są po to, aby ich przestrzegać.
- Ale przecież nic się nie stało. - stwierdził Armin
- Nic? - zapytał zdziwiony mężczyzna unosząc brwi – Ty to nazywasz niczym? - wskazał na obciętą głowę Minotaura, z której jeszcze ciekła krew, znajdującą się w szponach Albusa
- Ale nas było trzech a on jeden. Poradzilibyśmy sobie. - Nataniel wstał masując bolące ucho
- Nie wątpię w to. Ale wiesz co by było gdyby któremuś z was stała się krzywda? Odpowiadam za was. A za ciebie szczególnie. - spojrzał troskliwie na swojego syna a potem za pozostałą trójkę – Nie róbcie tak więcej.
- Ale odkryliśmy pewną rzecz. - odparł dumnie Kastiel wyciągając telefon z bocznej kieszeni kurtki. Kilkukrotnie przejechał po dotykowym ekranie i podał go Gabrielowi
- Dobry Boże. - wyszeptał mężczyzna – Nigdy wcześniej nie widziałem tak zmasakrowanego ciała. Czy to był człowiek?
- Tak. - zaczął blondyn wyprzedzając resztę – Już tydzień temu dostałem informacje od elfów z zachodniej granicy o podobnych morderstwach.
- I nic mi nie powiedziałeś?
- No... Tak jakoś wyszło.

- Dobrze. Trzeba ustalić kto, albo co za tym stoi. - odwrócił się kierując w stronę schodów – Ale to nie oznacza, że nie minie was kara. Odczujecie ją dobitnie. - i odszedł pozostawiając towarzystwo samo sobie.

6 komentarzy:

  1. Cześć i czołem! Dzisiaj bez wstępu, albowiem nie mam na niego dobrego pomysłu. Ale to może nawet lepiej, że nie muszę przepraszać za swoją nieobecność. (^.^)
    Wprost uwielbiam Kastiela. Niby z niego taki pierwszorzędny buntownik, lecz jak trzeba, to potrafi stanąć na wysokości zadania i wspomóc znajomych. Chociaż, jak wchodził do pokoju Lily, miałam obawy, że ta go skrzywdzi. Rzuci nim o ścianę, ale sufit, pozbawi przytomności, po czym wykopie na zbity pysk z pokoju. Na całe szczęście do tego nie doszło, a chłopak o własnych siłach opuścił pomieszczenie. Jednakże nie łyknęłam tej wymówki, że Kastiel musi zajrzeć do głównej bohaterki, albowiem tylko on wziął ze sobą broń. Po prostu reszta zgromadzonych chciała, aby to właśnie w niego została wymierzona złość Lily. Tacy z nich koledzy, o!
    Nataniel jest strasznym panikarzem. No bo niby co takiego mogłoby się stać? Jak już napisałam wyżej - ewentualnie Kastiel wyleciałby z hukiem z pokoju. A blondyn zrobił takie zamieszanie, jakby się co najmniej palił sporych rozmiarów zbiór ksiąg w pięknych okładkach. Powinien się chłopak z medytacją zaznajomić albo chociaż pierwszy guzik w koszuli odpiąć i wziąć porządny, głęboki wdech.
    Kiedy zostało wspomniane, że Trzech Muszkieterów (Buntowników) opuściło Bibliotekę, pierwsze, o czym pomyślałam było, że wyruszyli na samodzielne poszukiwania Sebastiana. Mnie osobiście ten pomysł bardzo przypadłby do gustu, chociaż mam świadomość, iż byłby on głupi i niezwykle nierozsądny. Chociaż wzmianka o licznych morderstwach oraz zmasakrowanych ciałach wywołała na mej twarzy uśmiech. Będzie się działo! Wreszcie wyjdziemy z podziemia i rozpoczniemy niebezpieczną misję! Wręcz błagam o taki dreszczyk emocji. Nie żebym teraz się nudziła, ale ja po prostu uwielbiam, gdy bohaterowie muszą zmagać się z jakimiś potworami i walczą o własne życie.
    Nareszcie rozjaśniłaś motyw z trawą, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo na to czekałam. Czyli, że ktoś czuwa nad Lily i okazuje jej swą obecność poprzez sypanie na nią źdźbeł? Przeczuwam, że to jej rodzice albo ta, ta... Nooo, ta potężna. Jejuniu, zapomniałam, jak ona się zowie! Anielica, dobrze kojarzę? Przepraszam, ale tych bohaterów naprawdę jest dużo i postaci wymyślone przez autorów opowiadań po prostu nie zapadają mi w pamięć. Jest główna bohaterka/bohater oraz ludzie z gry i więcej mój mózg nie pomieści. Wybacz mi, jestem przepełniona skruchą.
    Na koniec pragnę Cię gorąco pozdrowić oraz życzyć wszystkiego dobrego. Do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. Dzięki wielkie za pozdrowienia. I już na wstępie pragnę cię poinformować, że strach Nataniela jest spowodowana czymś innym niż tylko zwykły strach. Tu mamy do czynienia z czymś o wiele większym. Ale o tym później.
      Tak. Już niedługo wyjdziemy na mały "spacer". I tak. Będzie się działo. Zapewniam :D
      Także jeszcze wiele przed nami.
      Również pozdrawiam bardzo gorąco i do następnego :D

      Usuń
  2. Hejka! Tutaj Liadan;)
    Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale zabrałam się za to późno, a fu nagle patrzę i - o, nowy rozdział! Więc czytam. I jak zwykle świetny.
    Lysiu, piszesz o Lily? Och, jak słodko...
    Nat, Armin i Kastiel złamali zasady (jeju, ten strój Armina mnie powala xD laptop xD). I oberwali od Gabriela. Chętnie zobaczyłabym ich odprawiających karę. A w szczególności Kasa... ~złowieszczy uśmiech~
    Wszystkiego dobrego, dobranoc ido następnego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle czegoś zapomniałam.
      Snuję dziwne podejrzenia, że te słowa ze źdźbeł trawy mają jakiś związek z tymi... no, jak im tam... gwiazdami. Tymi z kołysanku, którą matka śpiewała Lily. To tylko takie podejrzenia. Może mam rację?
      Minotaur na pewno jest po złej stronie. Wysłannik Mirochny? Prawdopodobne. I te truchło... niemalże je sobie wyobraziłam. Oj, rzeczywiście niebezpiecznie jest na zewnątrz...
      Jeszcze raz samych dóbr, pa pa;)

      Usuń
    2. No nie. Nie trafiłaś. Trawa jest związana z czymś innym. Za jakiś czas wszystko się wyjaśni. A Minotaur rzeczywiście jest po złej stronie mocy :D
      Również pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego :D

      Usuń
  3. Serdecznie zapraszam na moje opowiadanie Tears dont fall :) http://tearsdontfallbyedi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń