Tak! To już ten rozdział. W nim dowiecie się kim jest Alexy. Jedna z większych zagadek ostatnich chyba dwóch czy trzech rozdziałów. Wracam do was do kilku dniach nieobecności. Wyjechałam na ferie i obiecałam sobie, że coś napiszę. Taaa. Coś marnie mi to wyszło. Ale napisałam dzisiaj. Mam nadzieję, że fajnie wyszło. Zapraszam do komentowania i pozdrawiam :D
Lily wyszła na korytarz i widząc znikającą za zakrętem sylwetkę Gabriela, miała zamiar za nim ruszyć, aby wypytać go co wie na temat jej rodziny. Ogarniała ją niezmierna ciekawość. W głowie miała tysiące scenariuszy. Począwszy od tych optymistycznych, kończąc na koszmarach z najgorszych horrorów. „Czy może ich śmierć nie była przypadkowa? Czy ktoś maczał w tym palce? A jeżeli tak, to kto?” Jednak kiedy kończyła stawiać pierwszy krok, ktoś położył jej dłoń na ramieniu i delikatnie pchnął do tyłu, zatrzymując ją w miejscu. Gabriel zniknął z jej pola widzenia. Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i tyle z jej przesłuchania. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała gniewnie na tego, kto zniweczył jej zamiary. Przed nią stał blondyn, którego już wcześniej widziała w obecności Gabriela i białowłosego. Dopiero teraz mogła mu się dobrze przyjrzeć. Miał idealne, blond włosy, które im bliżej końca, łagodnie się kręciły. Delikatnie rysy twarzy dodawały tu spokojnego wyrazu. Już patrząc tylko na nią widać było, że nie jest typem buntownika. Lekko owalną żuchwę podkreślał jasny, nieznaczny zarost. Usta miał wyraźnie zarysowane. Wystające kości policzkowe skłaniały, aby spojrzeć wyżej. Na oczy. Przez rzęsy, w odcieniu mlecznej czekolady, przebijały się tęczówki w kolorze bursztynu. Piękne oczy. Miało się wrażenie, że umieją wejść w twoją duszę i z niej czytać.
Lily wyszła na korytarz i widząc znikającą za zakrętem sylwetkę Gabriela, miała zamiar za nim ruszyć, aby wypytać go co wie na temat jej rodziny. Ogarniała ją niezmierna ciekawość. W głowie miała tysiące scenariuszy. Począwszy od tych optymistycznych, kończąc na koszmarach z najgorszych horrorów. „Czy może ich śmierć nie była przypadkowa? Czy ktoś maczał w tym palce? A jeżeli tak, to kto?” Jednak kiedy kończyła stawiać pierwszy krok, ktoś położył jej dłoń na ramieniu i delikatnie pchnął do tyłu, zatrzymując ją w miejscu. Gabriel zniknął z jej pola widzenia. Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i tyle z jej przesłuchania. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała gniewnie na tego, kto zniweczył jej zamiary. Przed nią stał blondyn, którego już wcześniej widziała w obecności Gabriela i białowłosego. Dopiero teraz mogła mu się dobrze przyjrzeć. Miał idealne, blond włosy, które im bliżej końca, łagodnie się kręciły. Delikatnie rysy twarzy dodawały tu spokojnego wyrazu. Już patrząc tylko na nią widać było, że nie jest typem buntownika. Lekko owalną żuchwę podkreślał jasny, nieznaczny zarost. Usta miał wyraźnie zarysowane. Wystające kości policzkowe skłaniały, aby spojrzeć wyżej. Na oczy. Przez rzęsy, w odcieniu mlecznej czekolady, przebijały się tęczówki w kolorze bursztynu. Piękne oczy. Miało się wrażenie, że umieją wejść w twoją duszę i z niej czytać.
Kiedy spojrzała na niego gniewnym
wzrokiem, lekko się zruszył, ale stał cały czas w jednym miejscu,
trzymając ją za ramię.
- Radziłbym nie przerywać. -
powiedział spokojnie – Jak Rada Starszych chce z kimś
porozmawiać, to jest to coś naprawdę ważnego. A poza tym Elvira
jest dosyć wybuchową osobą. - uśmiechnął się radośnie. Jego
uśmiech był strasznie zaraźliwy. Wystarczyła chwila patrzenia się
na jego usta, aby Lily również się uśmiechnęła. - Jestem
Nataniel.
- Lily. - cały czas się uśmiechała.
„Nie szczerz się jak jakaś naćpana idiotka. Bądź poważna.”
Skarciła się w myślach.
Przyjęła stonowany wyraz twarzy i próbowała nie patrzeć mu
prosto w oczy – A kto to właściwie jest ta cała Elvira?
- To Starsza.
Zasiada w Radzie Starszych jako ta najwyższa.
- Boss. - posłał
jej uroczy półuśmiech.
- Można tak
powiedzieć. Chodź. Przedstawię ci resztę. - jego ręka
powędrowała na drugie ramię dziewczyny, przez co teraz ją
obejmował. - A tak właściwie to jak sobie ze wszystkim radzisz? To
musi być dla ciebie trochę dziwne.
- Trochę?! Tylko
wielkiej szafy prowadzącej do Narnii mi tu brakuje. - zakpiła sobie
- Narnia. Piękne
miejsce. - rozmarzył się chłopak – Jak to wszystko się skończy
muszę cię tam zabrać. - takiej odpowiedzi to na pewno się nie
spodziewała.
- Ach. To prawda.
To przepiękna kraina. - Lily usłyszała czyjś głos za sobą, ale
odwracając się nikogo nie zobaczyła. Dopiero kiedy coś
przeleciało nad jej głową spostrzegła jak na jednej z lampek,
umocowanej na ścianie, usiadł wielki ptak – Liliana na pewno
będzie zachwycona.
- Gadający ptak? -
nie wiedziała już co lepsze. Mówiący ptak czy to, że wymyślona
kraina z książki istnieje
- Wypraszam sobie.
- oburzył się ptak i strzepnął piórami – Jestem orłem
przednim czystej krwi. - odpowiedział z powagą i urazą skierowaną
do Lily
- No dobrze
Albusie. Wiemy, że jesteś najwspanialszym stworzeniem na tej ziemi.
Ale proszę cię. Lily jeszcze nie jest wdrożona w tą całą
otoczkę, więc mógłbyś być dla niej nieco milszy.
- Przecież ja
jestem jak najbardziej miły. Nie rozumiem o co ci chodzi. - tym
razem jego irytacja spadła na Nataniela. A ten wzdychnął ciężko
patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.
- Hej Nat. Hej Nat.
- teraz głos dochodził z drugiej strony korytarza. Jego
właścicielem okazał się mały lemur – Znalazłem coś takiego.
Może się przyda. - chłopak kucnął i wziął od zwierzęcia jakiś
mały, srebrny pierścień. Ten po krótkiej chwili zastanowienia,
znów znalazł się na równych nogach i spojrzał dumnie na lemura.
- Jesteś wielki Wonka. Co byśmy bez ciebie zrobili.
- Pff. - rzucił
ptak i trzepnął kilka razy skrzydłami
- Spoko. On ma
takie swoje humorki. Musi być zawsze przez wszystkich wychwalany. -
chłopak wyszeptał słowa do ucha Lily. Jego oddech, który
delikatnie łaskotał po szyi, przyprawił ją o dreszcze wzdłuż
kręgosłupa – A Lily. To jest Wonka. - powiedział już normalnym
tonem i wskazał na lemura
- Miło mi cię
poznać. - uśmiechnęła się i kucając wystawiła w jego stronę
wewnętrzną część dłoni. „Może i nierealne, ale kulturka
musi być”. Po chwili zastanowienia Wonka położył swoją
małą łapkę i również obdarzył ją czymś w rodzaju uśmiechu.
Wstała. Nataniel kiwnął głową dając znak aby poszła za nim.
Ale nagle dziewczyna coś sobie uświadomiła. Odwróciła się i
spojrzała na zwierzęta. - To głównie przez was tutaj jestem.
- Nie rozumiem o co
ci chodzi młoda damo. - odezwał się Albus
- To wy byliście w
moim pokoju. Gdyby nie wy dalej spokojnie bym sobie żyła. Nie
znalazłabym się tutaj. To wasza wina. To przez was mój brat został
porwany. - ostatnie zdanie powiedziała tak cicho, że ludzkie ucho
nie było w stanie go dosłyszeć
- Młoda damo. Nie
jesteśmy niczemu winni. To był zarówno twój, jak i jego wybór. -
oburzył się ptak. Kiedy Lily srogo się w niego wpatrywała, Wonka
zrobił kilka susów w przód i przytulił się do jej nogi. Uśmiech
od razu pojawił się na jej rozdrażnionej twarzy, a na sercu
natychmiast zrobiło się cieplej.
- I to wy byliście
wtedy gdy... Powstrzymaliście mnie przed... - z trudem przełknęła
ogromną bulę, jaka utworzyła się w jej gardle
- Tak. To byliśmy my. - odpowiedział
Wonka wesołym tonem odczepiając się od jej nogi.
- Dziękuję.
Odwróciła się i spojrzała na
zdziwioną twarz Nataniela. Minęła go wdzięcznym ruchem i ruszyła
przed siebie. Jednak nie była jej dana dłuższa samotność. Po
chwili kroczył razem z nią w kierunku wielkiego pokoju, pośrodku
całego budynku. Chłopak już chciał otworzyć przed nią drzwi,
gdy ta mocno ścisnęła klamkę i pchnęła wielkie wrota przed
siebie. A te otworzyły się bez żadnego, nawet najmniejszego
skrzypnięcia. Nieco zbity w tropu stanął i przyglądał się jak
Lily idzie, stawiając pewne siebie, głośne kroki. Za nią do
środka wręcz wbiegły zwierzęta, a Nat dalej patrzył się na Lily
jakby dziwnie otumaniony. Dopiero gdy usłyszał głośny krzyk
Alexego, wrócił na ziemię i podążył w ślad za resztą.
Pomieszczenie, które wcześniej było
oświetlone jedynie kilkoma świecącymi kamieniami, dające subtelną
poświatę, teraz wypełniło się jarzącym, żółtym światłem,
które podkreślało kolory zarówno schodów, jak i mebli, a nawet
kamiennej podłogi. Srebrna nitka w dywanie mieniła się na
wszystkie barwy, a lilijka na róże wiatrów wprawiała w poważny
nastrój. Od eleganckich opraw książek emanowała pewnego rodzaju
energia, która dawała poczucie wyższości książki nad
człowiekiem.
- No! Nasza droga Lily. Dostałaś już
pogadankę od Gabriela? - rzucił niebieskowłosy
- Tą o wielkim Hektorze i o mojej roli
w waszej dziwnej batalii? - kiwnął potwierdzająco głową – A
jak myślisz?
- Czyli tak. Nie uwierzyłaś?
- Nie licz na to. Ja tu jestem tylko po
to, aby odnaleźć brata. Tylko i wyłącznie. Nie obchodzi mnie
jakiś wasz wewnętrzny konflikt. Może to tylko jakiś sen. A was
wymyśliła moja psychiczna głowa.
- Haha. Uwierz mi, że niektórzy tutaj
są jeszcze bardziej szurnięci niż ty. - zaśmiał się Nataniel
podchodząc do Lily
- A ty się do nich zaliczasz?
- Nie wiem. Sama musisz stwierdzić. -
ponownie posłał jej wielki uśmiech, tylko tym razem już nie
zareagowała. Miała kamienną minę i czekała co zrobi. - No to
może przejdziemy do przedstawiania tak jak mówiłem. Alexego już
znasz, jak się domyślam. - niebieskowłosy wyszczerzył w dumie
swoje białę zęby – A wiesz kim on jest?
- Co masz na myśli?
- Jestem kameleonem.
- Że czym przepraszam?
- Kameleonem. Potrafię zmienić się w
każde jedno, nadnaturalne stworzenie. Pamiętasz jak cię
uspokajałem przed drzwiami. - mruknęła coś niewyraźnie jakby
oburzona, że o tym mówi – Wtedy byłem elfem. Ich dotyk ma
właściwości uspokajające. Zaraz mogę się stać wampirem, potem
jakimś karłem albo centaurem. Albo całkowicie zniknąć. Ale o tym
już zdołałaś się dowiedzieć. - myślała, że zaraz pożre go
wzrokiem. „Ciekawe czy jakbym go dusiła nad ogniem, to też by
się tak szczerzył?”
- A to jest Armin.
- wskazał na chłopaka o czarnych włosach, siedzącego na kanapie i
grającego na konsoli. Przyglądała się jego przedramieniu. W
miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej miał poważną, otwartą
ranę, było jedynie niewielkie zadrapanie. Widząc jej
zdezorientowanie, Nataniel zaczął wyjaśniać – Armin jest
zmiennokształtnym. On może zamieniać się w każde, dowolnie
wybrane zwierzę. Jeżeli zastanawiasz się, gdzie jest jego rana,
pewne zamienił się w jakieś szybko regenerujące się zwierze.
Proste.
- Bardzo. -
wzdychnęła dziewczyna – A nie powinniście być tymi samymi
stworzeniami skoro jesteście bliźniakami? - zwróciła się do
Alexego
- Powinniśmy. Ale
gen, który determinuje to czym jesteśmy, jakoś u nas się
zmodyfikował i powstało takie coś. Ale dary mamy już te same.
- Dary?
- Mój tata ci o
nich nie powiedział? - zdziwił się blondyn. Widok jego śmiesznie
uniesionych brwi spowodował, że nieco się rozluźniła
- Coś tam chyba
wspominał. - próbowała jakoś wybrnąć z zakłopotania. Nat
uśmiechnął się nieco złośliwie widząc, że nie bardzo pamięta
o co dokładnie chodziło
- Oj. Marna z
ciebie uczennica. - zmrużyła oczy i wręcz na niego warknęła, co
jeszcze bardziej go rozweseliło – Każdy nadnaturalny, oprócz
swoich własnych zdolności związanych z przynależnością do
danego gatunku, otrzymuje dar. Pewną umiejętność. U bliźniaków
na przykład jest to psychokineza.
- Czyli?
- Już prezentuję.
- zaśmiał się Alexy. Obrócił się i spojrzał na jeden z regałów
wypełnionego po brzegi książkami. Po chwili jedna z nich powoli
zaczęła się wysuwać, aż w końcu samoistnie lecąc, znalazła
się w ręku chłopaka. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na
Lily – Zdziwiona?
- Już raczej nic
mnie tutaj nie zdziwi. - ale wewnątrz czuła, że jej umysł zaraz
eksploduje od nadmiaru informacji i wrażeń
- Lysander! Mógłbyś
tu podejść? - zawołał Nataniel, kierując swój głos w stronę
biurka. Kiedy Lily także zwróciła swoją uwagę w tamtą stronę,
i na to kto znajduje się za meblem, ponownie stanęła w bezruchu.
Miała ochotę uciekać, krzyczeć, stać i się nie ruszać, bić,
płakać. Wszystko. A nie zrobiła nic. Widząc jej reakcje, a
właściwie jej brak, Nataniel stanął przed nią i położył jej
ręce na ramionach – Hej. Wiem, że się go boisz. Wiem dlaczego.
Ale on ci nic nie zrobił. Ani twojemu bratu. Jest niegroźny.
Rozumiesz? - miała wrażenie, że mówi trochę jak do rozwydrzonego
bachora. Pokiwała potakująco głową, ale wciąż nie czuła się
pewnie w obecności białowłosego, mając cały czas świeży obraz,
jak to jej brat zostaje wciągnięty w ciemną otchłań, a dwie
blade istoty śmieją się jej prosto w twarz, i jak z ich ust
wypływała świeża krew.
- Miło mi cię
poznać. - powiedział Lysander. Ani się nie uśmiechnął, ani
skrzywił, żadnej reakcji. Jakby jego twarz była całkowicie
pozbawiona emocji. Za to w jego oczach było coś, co psuło cały
ten efekt. Dziwnie lśniły. Jakby ciekawością, ale i niepewnością
i wewnętrzną rozterką. Spojrzała w dół, na jego ręce. Miał na
nich czarne, skórzane rękawiczki, które w żaden sposób nie
pasowały do całej reszty stroju. Biała, luźna koszula, czarne,
dopasowane spodnie i długie, sznurowane buty. Przełknęła głośno
ślinę, a kiedy zaczął odchodzić w miejsce, z którego przyszedł
nieco się uspokoiła.
- Jest bardzo
skryty. Rzadko ktokolwiek na możliwość z nim porozmawiać.
Zazwyczaj kończy się na jednym zdaniu. - powiedział półszeptem
blondyn. W tym samym momencie podeszła do nich niska dziewczyna o
fioletowych włosach. Podzieliła się z Lily delikatnym uśmiechem,
ale przez jej oczy przebijał smutek. Głęboki ból. Jak wielka
rana, która ciężko się goi.
- Mam na imię
Violetta. I mam coś dla ciebie. - podała Lily kartkę formatu A4.
Biorąc ją do rąk, przekręciła i spojrzała co na niej jest.
Lilia. Był to piękny szkic. Wydawała się taka realna. Kiedy
podniosła wzrok, aby podziękować dziewczynie, jej już nie było.
Usłyszała jedynie dźwięk cichutko zamykanych drzwi.
- Violetta również
jest bardzo skryta. Pojawiła się tu razem z Lysander kilka lat
temu. Nie wiadomo z jakich przyczyn. Lysander, jak już chyba się
domyśliłaś, jest wampirem. Ale spokojnie. Nie pożera ludzi. -
zaśmiał się Nataniel, jednak Lily wcale nie było do śmiechu –
A Violetta, a tak naprawdę Lir, jednak woli to imię, jest
powierniczką Nieśmiertelności. W przetłumaczeniu na nasze,
kontroluje czas. Ona nie ma żadnego daru, jako że jest pewnego
rodzaju bóstwem. - nagle z podłogi wyskoczył Kentin. Dosłownie
wyskoczył. W tym miejscu pojawiła się niewielka, niebieska
poświata, taka sama, przez którą ona znalazła się w Los Angeles.
W ręku trzymał wielki worek.
- No. Już nie
musisz chodzić w tych piżamkach. - uśmiechnął się do Lily
- Jak to? Co jest w
tym worku?
- Twoje ubrania. I kosmetyki. I... a
właściwie to nie wiem dokładnie co jeszcze. Brałem wszystko po
kolei jak leciało.
- Byłeś w moim pokoju?! - na
policzkach pojawiły się niewielkie rumieńce złości
- Chyba powinienem się stąd
ewakuować.
- Im szybciej, tym lepiej dla ciebie. -
wysyczała przez zęby patrząc na niego spod byka
- No już już. Jak dzieci z
przedszkola. - stwierdził Alexy
- Kentina jak widzę też już znasz. -
powoli spuściła i uniosła głowę, cały czas patrząc na niego w
chęcią natychmiastowego mordu – Jego darem jest zdolność do
mówienia w wielu językach.
- Inmediatamente
dejando la vida. - powiedział szatyn z lekko udawanym przerażeniem
- Nikt tu nie
będzie umierał. Lil. Przecież musisz się w coś przebrać. Bo
chyba nie masz zamiaru cały czas chodzić w piżamie. - Nataniel
przeskanował ją od góry do dołu
- Mógł chociaż
mnie uprzedzić. - Lily nie odrywała wzroku od Kentina, którego z
każdą chwilą wypełniał coraz to poważniejszy strach o swoje
bezpieczeństwo
- A co tu tak
wesoło? - do pokoju, przez ukryte w ścianie drzwi, weszła
ciemnoskóra dziewczyna i usiadła obok Armina, spoglądając w co
aktualnie gra
- A no właśnie. -
blondyn uderzył się w czoło – Jeszcze Kim. - spojrzał
pośpiesznie na blondynkę - Lily! Proszę, zostaw go już. I tak już
ci podpadł. Nie kop mu większego grobu. - litował się nad
Kentinem, ale w jego głosie wyczuć można było rozbawienie. Lily
odwróciła się na pięcie i podeszła do dziewczyny. Jej wyraz
twarzy zmienił się diametralnie. Z wściekłego i poważnego, na
minę niewinnego dziecka. Radosną i spokojną. Widząc jej
zachowanie, Alexy wybuchł głośnym śmiechem, przez co Kentin od
razu spiorunował go wzrokiem.
- Jeszcze nie
skończyliśmy rozmowy. Jeszcze do niej wrócimy. - powiedziała Lily
idąc przed siebie w kierunku Kim, a z jej twarzy nie schodził
uśmiech
- Już widzę mała,
że się nieźle dogadamy. - zaśmiała się ciemnoskóra i podała
blondynce rękę
- Ja, Kentin i Kim
jesteśmy Stróżami. I tak o to poznałaś już wszystkich. -
promienny uśmiech nie schodził z twarzy Nataniela. Było to dla
Lily dosyć dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie widziała kogoś,
kto tak szczerze rozdawałby uśmiech wszystkim po kolei.
- Ej! A ja to co?
Duch jakiś jestem czy co? - oburzył się czerwonowłosy, którego
Lily nawet nie zauważyła. Siedział na jednym z foteli i spoglądał
na Nataniela rozdrażnionymi oczami
- Błagam cię
Kastiel. Nie obrażaj duchów. - odpowiedział mu pogardliwie i aż
skrzywił się na jego widok
- Coś ty
powiedział?
- Nie słyszałeś?
To wyczyść sobie uszy bo się pszczoły zlecą.
- Ej! Starczy już
tego! Jedna bójka na dzień to limit, którego nie wolno wam
przekraczać. - krzyknęła Kim. Zrobiła to tak głośno, że aż
niewielkie echo odbiło się po pomieszczeniu.
- Poza tym już
wiem o tobie wystarczająco dużo. Więcej do szczęścia nie jest mi
potrzebne. - Lily pokręciła oczami patrząc na Kastiela.
- Słyszysz. Chyba
nie jesteś tu zbyt mile widziany. - chłopak długo nie wytrzymał i
wyszedł ukrytymi w ścianie drzwiami głośno nimi trzaskając, aż
kilka figurek na poręczy podskoczyło
- Oj. Już
wychodzisz? A tak fajnie psem śmierdziało. - Nataniel padł na
fotel krzywiąc się jakby właśnie zjadł całą cytrynę
- Daruj już sobie.
Przecież już wyszedł. - mruknęła blondynka siadając na kanapę
- Wilkołaki mają
dobry słuch. Na pewno słyszał. - nagle mahoniowe drzwi otworzyły
się, a przez próg wszedł dziarskim krokiem Gabriel, trzymając w
jednej dłoni materiałowy worek zawiązany zieloną wstążką, a w
drugiej bogato zdobiony sztylet. Zszedł ze schodów i stanął na
samym środku.
- Lily. Musimy jak
najszybciej uwolnić twój dar. Im dłużej będzie się czekało,
tym większe prawdopodobieństwo, że przy następnym ataku już nie
wrócisz do świata żywych. - miał niezwykle poważną minę.
Normalny człowiek zapytałby się, czy przypadkiem coś się nie
stało. Lily wstała, podeszła do niego i spojrzała mu głęboko w
oczy.
- Dobrze. Ale
najpierw opowiesz mi wszystko co wiesz o moich rodzicach.