Lily leżała na świeżo ściętym
trawniku. Zapach trawy, kory z niedalekich dębów oraz kwiatów z
rabatki oddalonej od dziewczyny o zaledwie około metr, otulał ją
jak miękka kołderka, sprawiał, że czuła jakby miała wokół
siebie niewidzialną otoczkę oddzielającą od świata. Do tego
wczesnowiosenne promienie słoneczne ocieplały jej jeszcze bladą
skórę. Blond włosy rozrzucone były wokół głowy a klatka
piersiowa opadała i unosiła się powoli, jakby była we śnie.
Splątała swoje dłonie na brzuchu i wsłuchiwała się w słodki
śpiew ptaków. Całe otoczenie przypominało jej dzieciństwo.
„Śpij kochanie moje
śpij”. Znów myślała o
rodzicach. Znów zadawała sobie to samo pytanie co zawsze „Dlaczego
ją zostawili? Co ich do tego pchnęło?” Pod zamkniętymi
powiekami widziała ich rozmazane twarze. Ale przede wszystkim
słyszała w głowie ich głosy. Bardzo wyraźne i donośnie. Matki -
która każdego wieczoru śpiewała jej tą samą kołysankę -
ciepły i spokojny, pełen troski i miłości. Ojca – niski i
basowy, poważny, ale jednak czuło się w nim chęć obronienia jego
małej dziewczynki przez całym złym światem. Zastanawiała się
dlaczego ludzie, którzy otaczali ją takim uczuciem jakim jest
miłość do dziecka, tak postąpili. Wiedziała, że ją kochali.
Była tego pewna, ich głosy nie kłamały. Czy jakby było inaczej
codziennie przychodziliby do jej małego, oświetlonego jedynie
malutką lampeczką na etażerce pokoiku i powtarzali, że zawsze
będą się nią opiekować? I dawaliby się jej przytulać tak długo
aż nie zabolały ją jej małe rączki?
Skarciła
się w duchu. Już tyle razy obiecywała sobie, że nie będzie ich
wspominać. Ma nową rodzinę, maleńką ale nową. Wiedziała, że
musi o nich zapomnieć, bo i tak nie było najmniejszej szansy, aby
jeszcze kiedyś ich zobaczyła. Jednak ciągle musiała się zmuszać
do nierozpamiętywania o jej dawnym życiu, musiała bo inaczej w
przyszłości nie żyłaby prawdziwym życiem. Ale jak tu zapomnieć,
gdy część twojego serca chce znaleźć się w najodleglejszym
miejscu na świecie, zamknąć się tam na cztery spusty i płakać.
Po protu płakać. Nic więcej.
- Nawet
nie waż się rozbić tego co zamierzasz. - powiedziała bardzo zimno
i jeszcze bardziej poważnie mając cały czas zamknięte oczy
-
Nietoperzu ty jeden. - usłyszała wściekły, męski głos zza jej
głową – Jesteś niemożliwa. Dałabyś mi fory. Chociaż ten
jeden raz. - chłopak usiadł obok niej na trawie i wpatrywał się
rozdrażniony na siostrę
- Już o
tym rozmawialiśmy. Jestem młodsza, więc to ja mam dostawać fory.
I kropka. - na jej obliczu pojawił się obraz satysfakcji
- Tak
właściwie to ty rozmawiałaś. Nie dałaś mi dojść do słowa. -
stwierdził z wyrzutem
- Jak
widać były ku temu konkretne powody.
- Co tym
razem mnie zdradziło? - odparł już nie zdenerwowany tylko z
uczuciem bezradności. Lily uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Był
to niezwykle złośliwy uśmiech, taki jak tylko młodsze rodzeństwo
mogło posłać pokonanemu starszemu. Na jego nieszczęście zdarzało
się to ostatnio coraz częściej. Sebastian był jak większość
rodziców – nie podobało mu się, że Lily dorasta. Ale jednak
powód był zupełnie inny niż w normalnych okolicznościach. Gdy
miała lat osiem, dziesięć, czternaście, a nawet piętnaście z
łatwością dokuczał swojej młodszej siostrze, pochodząc od tyłu
i strasząc ją na amen. Jednak od jakiegoś czasu role zaczęły się
odwracać. Bash wiedział dlaczego tak jest. I wbrew temu o czym
wszyscy myśleli, nie było to spowodowane tym, że wycwaniła się
pod tym kątem i znalazła na niego jakiś sposób. Rzeczywistość
była zupełnie inna.
- Twój
naszyjnik uderzył o guzik. - otworzyła oczy i spojrzała na Basha.
Od naszyjnika, o którym wspomniała odbijały się pojedyncze
promienie słoneczne, rozchodząc się na wszystkie strony z
niewielkim blaskiem. Biżuteria, o której mowa ma kształt
sierpowatego księżyca. Zrobiona została z kamienia zwanego nocą
Kairu. Na prawie czarnym minerale wydawało się, że wtopione było
coś podobnego do brokatu, przez co faktycznie wyglądało to jak
pięknie rozgwieżdżone niebo. W wewnętrznej części księżyca
był niewielki, podłużny otwór, jakby brakowało jakieś części.
Lily
często zastanawiało dlaczego ciągle go nosi, nigdy się z nim nie
rozstawał. Spytała go o to raz, czy dwa ale za każdym razem zbywał
ją jakąś wymówką, że w tej chwili nie ma czasu. Wiedziała
tylko, że dostał go od matki kilka dni przez tą tragiczną
śmiercią.
Oczy
dziewczyny ponownie się zamknęły na samą myśl o adopcyjnych
rodzicach. Nagle jej klatka piersiowa zaczęła szybko się poruszać
a pod powiekami zebrały się krople łez, które zaraz stłumiła.
Pamiętała dzień, w którym będąc w szkole przyszła po nią
policja i zabrała razem z bratem do babci – ich jedynej żyjącej
rodziny - mieszkającej po zupełnie drugiej stronie kraju. To był
cios prosto w serce. Nie dość, że straciła ludzi, których tak
kochała, to jeszcze straciła po raz kolejny swoje życie i to w tak
krótkim czasie, ponieważ od adopcji minęło zaledwie siedem lat.
Przez wiele tygodni, nawet miesięcy dziewczyna do nikogo się nie
odzywała. Ciągle zamykała się w pokoju i unikała jakiegokolwiek
towarzystwa. Lekarze podejrzewali nawet wczesne stadium depresji.
Cały czas płakała, krzyczała jak to nienawidzi życia i rzucała
przeróżnymi rzeczami o ściany. Jej pokój wyglądał jakby
przeszło tam tornado, a potem poprawiła lawina błotna i powódź.
Lily czuła wewnętrzną pustkę. Jakby ktoś przyszedł i wyssał z
niej duszę oraz wszystkie uczucia, pozostawiając jak na złość
smutek, ból, rozpacz i wściekłość na cały otaczający ją
świat. Nie chciała tak żyć – nawet nie nazywała już tego
życiem. Istnienie na tej planecie było dla niej jak więzienie, w
którego był tylko jeden ratunek – śmierć. Ale któregoś dnia
coś się zmieniło. Lily wyszła z pokoju spokojnym krokiem, zeszła
na dół do salonu i usiadła tak jak normalni ludzie na kanapie
razem z bratem i babcią pytając tak po prostu co na obiad. To był
ogromny szok dla Sebastiana. Od zawsze ją kochał, chociaż często
była to bardzo szorstka miłość, to jednak miłość prawdziwa.
Chciał dowiedzieć się co sprawiło, że siostra tak zmieniła
swoje nastawienie do świata i życia, ale po dłuższym obmyśleniu
całej sprawy odpuścił, obawiając się, że sytuacja powtórzy się
i już wtedy mógłby stracić ją na zawsze.
Kiedy
Bash skończył osiemnaście lat oboje usamodzielnili się na tyle,
że mogli wyprowadzić się do własnego mieszkania. I tak już od
kilku lat.
- Halo.
Ziemia do nietoperza. Odbiór. - Sebastian pstryknął palcami przed
twarzą dziewczyny ewidentnie rozbawiony
- Co? -
otworzyła momentalnie oczy i rozejrzała się wokół. Znów
zobaczyła twarz brata - roześmianą i pełną ledwo widocznych
piegów, które ujawniły pod wpływem słońca, którego promienie
padały na jego rudą czuprynę sprawiając, że przybrała kolor
dorodnej marchewki – Sorki. Zamyśliłam się trochę.
-
Właśnie widzę. - przeskanował jej twarz swoimi piwnymi oczami,
które nieco się zmartwiły, ale po chwili znów były pełne
uciechy – O czym tak myślałaś?
- O
wszystkim i o niczym. - odparła beznamiętnie zbywając go, aby nie
drążył tematu. Chłopak wiedział już o co chodzi. Znów myślała,
że przynosi pecha na wszystkich ludzi wokół siebie. A przynajmniej
miała to gdzieś z tyłu głowy. Tak jak chciała nie drążył.
Wiedział, że nawet niewielkie zaczepienie o temat przeszłości
sprawi u niej wielki ból i będą to kolejne dni wzajemnego
milczenia, a tego nie chciał. Wstał i wyciągnął rękę w jej
stronę.
- Chodź.
Obiecałaś, że pomożesz mi z tymi pudłami.
-
Nigdzie nie idę. Tu mi dobrze. - aby jeszcze bardziej podkreślić
swój protest poprawiła swoje ułożenie
- O nie.
Tak to się bawić nie będziemy.
Chłopak
kucnął zza jej głową, wyciągnął ręce i zaczął ją
bezlitośnie łaskotać. Lily darła się wniebogłosy i przebierała
nogami i rękami, aby w jakiś sposób uderzyć brata. Nic to nie
dało. Łaskotki były coraz to bardziej nieznośne. Oboje śmiali
się tak głośno, aż z domu naprzeciwko wyszła starsza pani i
zaczęła machać w ich stronę drewnianą laską krzycząc:
„Małolaty wy jedne! Nie macie gdzie tego robić? Ludzie na was
patrzą! Nie wstyd wam?!” Leżeli teraz na trawie obok siebie
ciągle się śmiejąc, ale już nie z łaskotek, tylko z faktu za
kogo zostali wzięci. Śmiech Lily stał się po chwili bezgłośny,
aż zaczęła się skręcać nie mogąc złapać powietrza w płuca.
- Ej.
Nietoperz. Bo się zapowietrzysz. - wyrazy przebijały się przez
wybuchy rechotu połączone z cieknącymi łzami po jego
zaróżowionych policzkach
Ale wtem
oboje ucichli. Lily z powodu przeszywającego ukłucia z tyłu głowy,
przez który gwałtownie złapała się za potylicę i zwinęła w
kłębek, a Bash w reakcji na to co się dzieje. Jej twarz wyglądała
jakby ktoś odpompował z niej całą krew, była tak blada, a jej
zielone oczy zrobiły się prawie czarne. Dziewczyna nic nie czuła
poza bólem, który zaraz rozprzestrzenił się na całe ciało. Nie
mogła poruszyć żadną kończyną bo miała wrażenie jakby zaraz
coś miało rozerwać ją od środka. Słyszała. Nie widziała nic,
tylko słyszała. W tej chwili miała wrażenie, że nawet samochód
jadący dobre kilka metrów od niej jest tuż obok. Usłyszała jak
Bash wstaje i chwyta ją za ramiona i kilkukrotnie wypowiada jej
imię, na co odpowiedziała cichym, skrzeczącym jękiem. Trwało to
zaledwie kilka sekund. Ból minął a wyraz twarzy dziewczyny
uspokoił się. Na jej obliczu ponownie pojawiły się kolory a oczy
wróciły do normalnego stanu. Usiadła na ziemi jakby nigdy nic i
spojrzała na brata. Cały się trząsł. Każdy element jego ciała
drżał z przerażenia a na skórze miał gęsią skórkę. Bał się,
panicznie się bał. Nie wiedział co ma zrobić. Już kilkakrotnie
pojawiały się takie ataki, ale jeszcze nigdy tak gwałtowne.
Przerażała go myśl o tym, że któregoś razu taki atak może
skończyć się tragicznie, ale także fakt, że opóźniacze, na
które mówił lekarstwa, przestawały działać. A jeżeli
przestawały działać to oznaczało, że już wkrótce będzie
musiał powiedzieć jej prawdę. „Jeszcze nie teraz.” Pomyślał
sobie w duchu i z oczami pełnymi troski podniósł siostrę na równe
nogi.
- Musisz
wziąć tabletki. Jak mniemam nie zrobiłaś tego jeszcze dzisiaj. -
zerknął na nią w wyrzutem chcą zamaskować swoje obawy
-
Właśnie o to chodzi, że brałam.
Na te
słowa stanął jak wryty i teraz to jego twarz była blada jak
kartka papieru.
Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)
Hej to znów ja ^.^ Od razu po tamtym rozdziale, zabrałam się za następny :> Wiesz gryzie mnie, że w tytule postu masz czcionkę, która nie łapie polskich znaków strasznie się to rzuca w oczy ;c Ale tak, to wszystko jet spoko! Opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga i strasznie nie mogę się doczekać rozdziału 3 ♥ W między czasie zapraszam do siebie (To nie jest blog o tematyce Słodki flirt, od razu mówię ;3) http://we-a-family.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHejka! Fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię zaprosić na mojego bloga, który tyczy się Słodkiego Flirtu. Główną bohaterką jest Juliet, która przeprowadza się do miasta, w którymś kiedyś mieszkała, z powodu tragicznego wypadku rodziców. Niestety jej przyjaciele z dzieciństwa niezbyt cieszą się z jej powrotu...
Mam nadzieje, że wpadniesz, przeczytasz i skomentujesz mojego, od niedawna zaczętego bloga.
Adres: zpk13.blogspot.com
Życzę weny i więcej czasu w pisaniu dalszego opowiadania.
Pozdrawiam:)
Hm... J
OdpowiedzUsuńHaha ta starsuszka mnie niszczy, ale ta końcówka stawia na nogi i to pozytywnie :)