***
Gdy
Tarva ją powita, a Alambil się pokłoni.
Przyjdzie
ta co ma nas zbawić i uchronić od zagłady.
Ją
pokona sama. Z anielicy darem.
Lilę
w dłoni dzierżąc, biały jeleń zjawi się, i ogłosi wszem i
wobec, że to dzieję się.
Ona
potomkinią tej co nas zrodziła.
Tym
ją pokochacie i znienawidzicie.
Ale
nie ona jedyna. Lecz Aravir też tu jest.
Znów
rozbłysło niebo, bo to jedna z nich.
Będąc
razem się zjednoczą i odnowią świat przez klejnotu czar.
***
-Mamo!
- Lily zbudziła się głośno krzycząc - Mamo. - podnosząc się do
pozycji siedzącej wyszeptała słowa, których tak bardzo jej
brakowało w życiu
Zamknęła oczy i opadła na poduszki. Poczuła wewnętrzną pustkę.
Nie widziała czy ma wstać, znów iść spać, czy zrobić coś
zupełnie innego. Wszystko przez sen, w którym nie było nic prócz
kołysanki, którą śpiewała jej kiedyś mama. Najchętniej
zgłosiłaby nieprzygotowanie do życia na cały dzień. Była
dziwnie przygnębiona, jakby miała wrażenie, że coś się zaraz
stanie niedobrego. Jednak musiała zapanować nad wszelkimi
depresyjnymi objawami, ponieważ nie chciała, aby powróciło to co
było kiedyś. Czuła na siebie niewyobrażalną złość, że tak
postępowała, że przyniosła tyle cierpienia bliskim, że była dla
nich takim ciężarem. Jednak znów najchętniej zamknęłaby się w
pokoju i wsłuchiwała się w słodką ciszę, jeden z piękniejszych
dźwięków. Ale niestety musiała jutro wstać do najbardziej
znienawidzonej instytucji przez młodzież jaką jest szkoła. Do
tego nowej. Zbytnio jej to nie przeszkadzało. Jako dziecko często z
rodzicami i bratem musiała się przeprowadzać, z niewiadomych dla
niej powodów. Później nieco się to uspokoiło bo razem z Bashem
mieszkała u babci. Ale potem stało się to z powrotem normalnością.
Przenosił się z jednego miejsca kraju do drugiego, no a gdzie on,
tam i ona. Nie miała nigdy bliższych przyjaciół, no bo niby kiedy
miałaby zdobyć czyjąś sympatię? Średni czas pobyty w jednym
mieście szacowała na około rok. Ale do wszystkiego można się
przyzwyczaić. Ich wspólne towarzystwo po pewnym czasie zupełnie
jej wystarczało do szczęścia.
Nagle poczuła jakby była obserwowana. To dziwne uczucie kiedy masz
to wrażenie, że ktoś cały czas wytęża swój wzrok tylko na
twoją osobę. Otworzyła oczy i podniosła lekko głowę rozglądając
się po pokoju. Jej źrenice rozszerzyły się diametralnie i
momentalnie znajdowała się na równych nogach. Cofała się powoli,
aż w końcu jej plecy spotkały się z zimną ścianą, przez co dodatkowo przez jej ciało przeszedł dreszcz. Wpatrywała
się w parę pomarańczowych lampek, które co chwilę delikatnie
poruszały się to w lewo, to w prawo. Lily zamurowało. Serce biło
jej jak szalone, czuła jakby zaraz miało przedrzeć się przez
klatkę piersiową i uciec z jej ciała. Tętnice i żyły na jej
szyi i nadgarstkach pulsowały jak rozszalała pompa pod wpływem
dudniącej krwi. Nie oddychała. Od momentu gdy pierwszy raz
zobaczyła świecące punkty wstrzymywała oddech i nie zamierzała w
najbliższym czasie go wypuścić z płuc. A każdy mięsień był
tak napięty jak cięciwa w łuku. Strach ogarnął całe jej ciało.
Wyciągnęła
delikatnie drżącą dłoń i szukała po ścianie kabla, gdzie był
włącznik światła. Przycisnęła przycisk i nareszcie powietrze
opuściło jej ciało, które już się rozluźniło a głowa
dziewczyny opadła w dół w geście ulgi. Cała sytuacja, przez
którą Lily poczuła się jak bezradne dziecko, była spowodowana
przez małe zwierzątko zwane lemurem. Przyglądał się jej uważnie,
jakby była czymś dziwacznym. Tylko w tej chwili zadała sobie
podstawowe pytanie: „Co do jasnej cholery robi lemur w środku
Londynu? I do tego jeszcze w jej pokoju?” Spokojnie zeszła z łóżka
i powolutku podeszła do komody wyciągając dłoń, aby tylko
zwierzę się nie wystraszyło. Jednak kiedy tylko była w połowie
drogi lemur zeskoczył z mebla i czmychnął przez okno na zewnątrz.
Lily od razu pobiegła za nim i spojrzała w dół. Kolejne pytanie:
„W jaki sposób on zeskoczył z dziewiątego piętra i nic mu się
w dodatku nie stało?” Spojrzał na nią z dołu i machnął głową
jakby chciał, aby dziewczyna za nim poszła. Lily patrzyła na niego
przez chwilę zastanawiając się co zrobić.
Wtem znów jej serce szybciej zabiło kiedy to tuż przed jej twarzą
przeleciał ogromny ptak, który usiadł na metalowej poręczy obok
niej. Zerkał na nią co chwilę, jakby potwierdzał ją z założeniu,
aby poszła razem z lemurem.
Niespodziewanie coś sobie uświadomiła. Ona już widziała te
zwierzęta. „Nie. To niemożliwe.”- pomyślała w duchu. I wcale
nie chodziło o to, że były to popularne zwierzęta, które gdzieś
tam się przewinęły w mediach. Widziała konkretnie te zwierzęta.
Pamiętała charakterystyczną szramę na dziobie ptaka i jego
przenikliwe oczy, przez które miało się wrażenie, że obserwując
cię poznaje całą twoją duszę. I ten lemur – jego ruchy, takie
delikatne, płynne, czyste, jakby w ogóle nie dotykał ziemi. Teraz
już wiedziała, że musi za nimi iść. „Być może to dalej jest
sen” pomyślała i wyszła z pokoju kierując się w stronę drzwi
wyjściowych pewnym krokiem, będąc cały czas w piżamie. Wkładając
buty na nogi usłyszała jak drzwi do pokoju Basha otwierają się
cicho, potem kroki i nareszcie jego postać pojawiła się przy
niewielkim wieszaku na ubrania. Był tak zaspany, że oczy same
zlepiały się w całość a jego czupryna była strasznie
rozczochrana. Wyglądał na zdezorientowanego tym co się dzieje.
- A gdzie to się młoda dama wybiera w środku nocy? - spytał
podchodząc do drzwi blokując tym samym wyjście
- To tylko ci się śni braciszku. Uszczypnij się a zaraz wylądujesz
w swoim kochanym łóżeczku. Tak? Dobrze. A teraz chciałabym
przejść.
- Myślisz, że jestem taki głupi?
- No cóż. Jakby to ująć...
-
Zamorduję na miejscu. -
wysyczał przez zęby – Ale strój to masz dosyć oryginalny. -
przeskanował siostrę od góry do dołu
- No wiesz, z modą się nie dyskutuje. - stwierdziła obojętnym
tonem, z jeszcze bardziej obojętnym wyrazem twarzy wzruszając
ramionami
- Do łóżka. Już. - skrzyżował ręce a jego oblicze przybrało
srogi wyraz
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Jestem prawie dorosła. -
teraz i ona skrzyżowała ręce. Wpatrywali się sobie w oczy, które
świeciły przez niewielką ilość światła, które padało na ich
oboje z lampki nad lustrem. Ich usta zacisnęły się tworząc trawie
idealne linie.
- Prawie robi wielką różnicę. - wymruczał i złapał siostrę za
ramię – Nie będziesz mi się szlajała po nocy. Jestem za ciebie
odpowiedzialny i odpowiadam za każdy twój ruch. Więc nie rób mi
więcej problemów i idź spać, jak cię grzecznie proszę.
Poprowadził ją kilka kroków do przodu, lecz nie dotarli co celu
jakim był jej pokój. Lily ugryzła brata w nadgarstek przez co z
jego ust wydobył się głośny krzyk. Natychmiast uwolniła ramię z
jego uścisku i pobiegła do drzwi. Bash patrzył na nią z
niedowierzaniem, ze zdziwieniem, że jego mała siostrzyczka zrobiła
coś takiego. Lily tylko spojrzała na niego przepraszającym
wzrokiem i wybiegła z mieszkania.
Po chwili znajdowała się w małej uliczce. Świat wokół niej, jak
to o tej porze dnia i roku w Londynie, spowity był gęstą mgłą.
Tylko gdzieniegdzie przebijało się jasne światło latarni. Zimny
powiew wiatru przeszedł dziewczynę mrożąc ją aż do kości. Nie
dość, że była to dopiero wczesna wiosna, to jeszcze chłód bił
ją po nogach od kamiennej drogi. Lekka mżawka opadała na jej
twarz, tworząc na niej błyszczącą mgiełkę. Dziewczyna była
mocno zagubiona. Z jednej strony dziwna siła ciągnęła ją w
stronę tajemniczych zwierząt, a z drugiem wróciłaby do domu i
przeprosiła brata za incydent jaki się odbył. Wzięła głęboki
oddech, aby oczyścić umysł. Uniosła głowę a na balkonie
kamienicy naprzeciwko siedział tej sam ptak, którego przed chwilą
miała przy głowie. Wraz z tym obrazkiem jej wszelkie wątpliwości
zniknęły. Spojrzała w lewo i w prawo szukając lemura. Stał tuż
za zakrętem, cały czas czekając na Lily. Ruszyła w jego kierunku
szybkim tempem, bo już słyszała zbieganie brata na klatce
schodowej. Biegła jak najszybciej jednak nie była nawet w połowie
drogi gdy do jej uszu dobiegł krzyk z jej imieniem. I to nawet nie
zdrobnienia, tylko tym razem użył pełnej wersji. Najczęściej jak
je słyszała pokorniała, ale nie tym razem. Stanęła i odwróciła
się w jego stronę. Spojrzała mu prosto w oczy. Stał w półcieniu.
Widać było tylko jego tułów, ponieważ nogi otuliła mgła jak
mięciutka kołderka.
-Przepraszam. - wyszeptała. Wtedy chłopak zerknął na ptaka.
Patrzył na niego przez dłużą chwilę. Lily wydawało się, że
porusza ustami, jednak zorientowała się, że to prawdopodobnie
późna pora i niewyraźny obraz spowodowany pogodą plączą jej w
głowie, no bo kto normalny – a za takiego czasami uważała brata
– gada do zwierząt. Bash kiwnął głową i opuścił głowę
- Lily! Poczekaj! Pójdę z tobą! - wtedy osłupiała. Patrzyła na
jego zmęczoną twarz nie wierząc w to co usłyszała – Pójdę z
tobą. Nareszcie musisz poznać prawdę. - podszedł do niej. Był
tyłem do latarni więc jedyne co widziała dziewczyna to obrys jego
sylwetki
- Jaką prawdę? O czym ty mówisz?
- Powiem ci na miejscu. Teraz chodź.
Złapał ja za rękę. Lily przypomniało się dzieciństwo. Jak to
kiedyś chodzili razem za rękę po walijskich pagórkach, albo na
klifach Seven Sisters bądź też jak pomagał jej wejść na
kamienie w Stonehenge. Zawsze pilnował, aby nic się jej nie stało,
nawet na chwilę nie spuszczał jej z oczu. Brakowało jej tamtych
chwil. Wtedy wszystko wydawało się prostsze. Nie tak jak teraz, gdy
muszą sobie radzić zupełnie sami.
Bash ciągnął ją krętymi uliczkami, którymi nigdy wcześniej nie
chodziła. Milczał, cały czas milczał. Mimo wielu prób nawiązania
jakiegokolwiek monologu, ten jakby nie zwracał na nią uwagi. Lemur
prowadził ich z ziemi a ptak z nieba. Jak tylko zgubili jedno z
oczu, odzywało się drugie i wskazywało drogę.
Nareszcie doszli do jednej z uliczek nieopodal centrum. Doskonale
było stąd widać Big Bena. Chłopak kucnął i wziął od czarno
białego zwierzęcia kulkę. Świeciła mocnym, niebieskim światłem.
Do tego wokół niej była dziwna otoczka, która dodawała jej
magicznego charakteru.
- Jesteś gotowa? - uśmiechnął się smutno, był widocznie
przygnębiony zaistniałą sytuacją
- Jak mam wiedzieć czy jestem gotowa, jeżeli nie mam pojęcia na
co.
- Na coś co obróci twoje życie do góry nogami.
- Znowu mówisz zagadkami. Wiesz jak ja tego nie lubię. - oburzyła
się dziewczyna – Nie możesz powiedzieć tego jak normalny
człowiek?
- Najpierw trzeba być normalnym. - uśmiechnął się ale tym razem
szczerze i nawet można było zobaczyć tam niewielkie rozbawienie
Bash odszedł kilka kroków i idealnie w tym samym momencie gdy zegar
wybił godzinę drugą rzucił kulką o ulicę. Lily obserwowała i
jego, i to co się dzieje w kulką z ciekawością i zafascynowaniem.
Nie mogła oderwać oczu od miejsca gdzie się roztrzaskała kiedy to
odłamki zaczęły się topić i rozpływać, tworząc jednolitą
całość łącząc się ze sobą. Od niebieskiej tafli bił biały,
oślepiający blask. Zaparło dziewczynie dech w piersiach. Jeszcze
nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak pięknego. Wyglądało tak
jakby na powierzchni tego czegoś znajdowały się miliony małych
diamencików. Na pierwszy rzut oka nic nie odbijało się w dziwnej
tafli. Jednak gdy Lily podeszła bliżej zauważyła, że widać tam
było tętniące życiem miasto. Jakby była to przezroczysta ściana
pomiędzy dwoma światami. „Ale to przecież niemożliwe”
pomyślała. Kucnęła i delikatnie przyłożyła palec to tafli. Pod
dotykiem na powierzchni pojawiły się rozchodzące okręgi tak jak
na zwykłej wodzie. Patrzyła na to nie wiedząc co ma zrobić. Z
jednej strony była gotów nawet wskoczyć w niebieską poświatę,
ale jednak coś mówiło jej aby tego nie robiła, aby trzymała się
od tego z daleka.
- Idziemy? - zapytał się chłopak wyciągając do niej dłoń
- Ale gdzie?
- Tam. - wskazał palcem miasto znajdujące się po drugiej stronie
- To przecież niemożliwe. - wstała i spojrzała na brata jak na
idiotę
- Wszystko jest możliwe tylko trzeba uwierzyć. - wzięła głęboki
oddech, zamknęła oczu i chwyciła Basha za rękę.
- Ufasz mi? - zapytał, spojrzał na jej czerwoną od zimna twarz,
pełną zwątpienia i niepewności
- Prowadź. - jedną dłonią dalej ja trzymał a drugą położył
na jej ramieniu
- Pomyśl o czymś przyjemnym, o jakieś szczęśliwej chwili. - od
razu przypomniało jej się jak to kiedyś odgrywając się za
przemianę lalki Barbie z żołnierza, zabrała jego ulubiony
samochód wyścigowy, wykręciła z niego koła i pochowała w całym
mieszkaniu, przez co miał zajęcie na cały tydzień – Teraz zrób
trzy kroki to przodu.
Mimo rozluźnienia jakie przyniosło wspomnienie, całe jej ciało
było spięte. Kroki, które stawiała były tak sztywne jakby były
pokryte warstwą lodu. Kiedy stawiała nogę chcąc zakończyć
trzeci krok nie poczuła pod sobą stabilnego gruntu, przez co
gwałtownie drgnęła i już miała się wycofać gdy usłyszała
cisze „Nie bój się. Jestem przy tobie.” Uspokoiła ducha i
powoli położyła nogę w tym, dla niej przerażającym, miejscu.
Noga zapadła się a ona znów usłyszała cichy szept brata „Teraz
druga noga”. Tak też zrobiła. Postawiła drugą nogę.
Wtem poczuła jakby nic dookoła niej nie istniało, jakby
rzeczywistość zniknęła. Wszędzie panowała ciemność. Jedynie
gdzieś w oddali iskrzył się niewielki płomyczek. Nie była w
pomieszczeniu. Była to pusta przestrzeń, w której nie było widać
żadnych granic. Jakaś dziwna siła pchała ją w stronę światła.
Biegła ile miała sił w nogach a światło coraz mocniej biło ją
po oczach. W końcu padła prosto w nie i poczuła … że leży na
ziemi. Oczy jej się rozszerzyły gdy zorientowała się, że
znajduje się w samym środku miasta. Leżała na ciepłej kostce w
jakieś uliczce. Na ulicy w tę i z powrotem jeździły samochody, a
na chodniku przewijały się dziesiątki ludzi. Słońce grzało ją
po głowie przez co od razu zrobiło jej się ciepło, zwłaszcza po
tym jak przez tak długi czas stała na deszczu w samej piżamie. Nie
dowierzała w to co widzi. „Może to jednak tylko sen”. Chciała
w to wierzyć, ale podświadomie wiedziała, że to wszystko dzieje
się naprawdę. Rozglądała się nerwowo szukając rudej czupryny
brata. Serce jej prawie stanęło gdy wokół siebie widziała tylko
mury budynków. Nagle jednak przez wcześniej niezauważone przez nią
przejście wybiegł Bash z roztarganymi włosami. Spojrzał na nią
rozbawiony i podał rękę pomagając wstać. Zamęt roił się w
głowie Lily. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, a tym
bardziej co niby ma powiedzieć. W jednej chwili teleportuje się do
miejsca, gdzie jest środek dnia z ciemnej nocy w jakiej opuściła
Londyn. Odwróciła się do chłopaka z przerażeniem bijącym po
oczach.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała niepewnie nie wiedząc tak naprawdę
czy chce znać odpowiedź na to pytanie
Śmiech. Śmiech rozbrzmiał w jej uszach. Szyderczy i zły.
Pogardliwy. Do tego powolne klaskanie. Wszystko doprowadziło do
dreszczy, które przechodziły po jej plecach. Jednak to co zobaczyła
gdy się odwróciła przyprawiło ją o gwałtowne zawroty głowy i
nudności. To był kolejny raz tego dnia, gdy nie wierzyła w to co
widzi. Nie wierzyć własnym oczom? Czy to jest możliwe?
Hejka! No wiesz? Żeby zakończyć w takim momencie...xD.
OdpowiedzUsuńSorry, że pisze dopiero dzisiaj, ale prawie w ogóle nie mam czasu na czytanie.
Co do opowiadania, podoba mi się, tak samo jak Twój styl pisania. Jest taki...inny.(oczywiście w tym dobrym znaczeniu ;)).
Oby tak dalej, bo naprawdę dobrze Ci idzie. Wręcz świetnie!
Czekam na kolejny rozdział!
Weny!:*
Tak wiem. Jestem wredna :D
UsuńHelo, it's me! XD
UsuńZapraszam na kolejny rozdział!
zpk13.blogspot.com
To i ja wpadam do Ciebie :) Poprzednich nie komentuję już, ale skomentuję wszystko tu.
OdpowiedzUsuńWiesz co... jesteś okrutna, phi. Koniec w takim momencie? Sadystka... Ugh.
Dalej:
Cudowna długość rozdziału. Takie długie mógłby pisać każdy. Ja akurat nie mam tyle czasu, ale podziwiam Cię.
Długie zdania przeplatane z takimi króciutkimi: coś co uwielbiam.
Co więcej nie wiem. Pozdrawiam i życzę weny!
Miło mi, że się podobało :D
UsuńDziękuję za wenę i również pozdrawiam
Wreszcie znalazłam trochę czasu, aby doczytać ostatni rozdział, który dodałaś. Strasznie się mi podoba i nie mogę za cholerę doczekać się następnej części.. chociaż musiałaś akurat w takim momencie skończyć?! Będę teraz umierać z ciekawości xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Tak musiałam. Bo nie byłoby takiej ciekawości :D Wiem, jestem wredna :D
UsuńMam nadzieję, że znajdę trochę czasu niedługo bo ostatnio miałam sporo rzeczy na głowie :D
Tak więc również pozdrawiam :D
Bardzo mi się podoba ,oby tak dalej. Również często będę wpadać :)
OdpowiedzUsuńCudowne! *^*
OdpowiedzUsuń'Hana