poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 21 - Bellagio cz.1

- Dalej podtrzymuję, że to bardzo zły pomysł. - mruknął czerwonowłosy wbity w oparcie kanapy
- A ja w dalszym ciągu się z nim zgadzam, więc coś jest na rzeczy. - kontynuował blondyn
- A poza tym...
- Czy w tej chwili masz zamiar powiedzieć coś, czego już wcześniej nie powiedziałeś? - poważny głos Gabriela rozbrzmiał odbijając się echem po Sali Głównej, czego efektem była gęsia skórka na ciele każdego, kto w danej chwili znajdował się w pomieszczeniu
- Raczej...
- No to zamknij łaskawie swoją jadaczkę. Poznałem już wasz punkt widzenia na tę sprawę i przyjąłem do wiadomości, że jest inny. Ale to mój głos jest teraz ostateczny a decyzja zapadła. Więc siedzieć cicho i mnie nie denerwować. - z faktu, że takie słowa były w tym domu rzadkością ze strony Gabriela, momentalna cisza ogarnęła każdy zakamarek. Lekka obawa zapanowała w ich umysłach, dlatego milczenie wydało im się najlepszym rozwiązaniem. Więc teraz każdy siedział ze skulonymi plecami, jeden uderzał palcami o palce, inny tupał nogą, ktoś jeszcze skubał koniuszek koszuli. Nerwy wymieszane z niepewnością łączyły się w wybuchową mieszankę. Powietrze w pomieszczeniu wypełniało się napięciem, które miało bardzo negatywny wydźwięk jeśli chodzi o ich stan psychiczny.
- Niech to! Ile to może trwać!
- Jeżeli tam jest mój brat, to usiądź wygodnie, bo jeszcze sobie poczekasz.

***

- Ja tego nie włożę!
- Włożysz i to w tej chwili. - jeszcze nigdy nie słyszała w jego głosie takiej powagi, ale ona raziła determinacją – Musisz znacząco wyróżniać się wśród tylu ludzi. A poza tym, sama chciałaś tam iść, więc musisz teraz ponosić konsekwencje swoich czynów. - i to był argument, którego w żaden sposób nie mogła przebić. Miał rację i z tego tytułu musiała być pokorna jak baranek. Chwyciła za torbę i podążyła za duży, czarny parawan ozdobiony białymi ilustracjami instrumentów, za którym już stał manekin z suknią. Spojrzała na swoje zmęczone odbicie w lustrze myśląc „Do dzieła” i zaczęła się długa walka pomiędzy nią, a tym wszystkim co miała mieć na sobie.

- Żyjesz tam jeszcze? - zawołała zniecierpliwiona Kim
- Chcesz się zamienić i sprawdzić jak trudno zakłada się taki stanik? - z tonie przepełnionym goryczą przeplatała się wyraźna nuta zniecierpliwienia
- To ja tu lepiej sobie postoję i poczekam. - odparła szybko
- Mądry wybór.
- A może ci pomogę? Mając pomoc pójdzie to dwa razy szybciej. - tym pytaniem zaskoczył ją nie na żarty
- Wiesz, że większość dziewczyn jest dosyć wstydliwa jeśli chodzi o pokazywanie takiej ilości swojego ciała mężczyznom?
- Ale przecież dobrze wiesz, że w moim przypadku nie będzie tu żadnego podtekstu seksualnego.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że wciąż jesteś facetem. Więc wybacz, ale poradzę sobie sama.
    Czekali wspólnie krążąc z coraz większą niecierpliwością po pokoju. Grube obcasy dziewczyny odbijały się od drewnianej podłogi, a słuchawki zawieszone na szyi chłopaka co raz to odbijały się od siebie cicho postukując. Jednak ich uwaga w jednej chwili skupiła się w jednym punkcie, gdy odgłos stawianych kroków na wysokich szpilkach wydobył się zza parawanu.
    Stanęła przed przyjaciółmi gładząc jeszcze powierzchnię sukni i spojrzała na ich twarze. Twarze, które emanowały zachwytem na jej widok. Długie, blond włosy opadły na jej plecy tworząc idealnie prostą taflę, elastyczny materiał przylegał do jej ciała dając wrażenie drugiej skóry. Wyćwiczone ciało tylko podkreślało jej piękno. Od czubków butów, które jedynie w niewielkim kawałku wystawały spod sukni, odbijało się światło kamieni. Jej wygląd sprawił, że oboje zaniemówili, a to jeszcze nie był koniec przygotowywać.
- No no. Muszę ci powiedzieć, że nie spodziewałem się, że tak dobrze wyjdzie mi ta sukienka.
- No wiesz. Gdyby nie piękna modelka, to i sukienka straciłaby na swoim wdzięku. - uśmiechnęła się dumnie strącając kosmyk włosów z czoła. Spojrzała kątem oka na zegarek wiszący na ścianie a oczy rozszerzyły się na wielkość monety – To już ta godzina? Musimy się pośpieszyć!
- Gdybyś dała sobie pomóc...
- Zamknij się i rób ten makijaż! - wrzasnęła Kim podając mu kuferek ze wszystkim czego aktualnie potrzebował.
   Lily czuła na swojej skórze miły dotyk pędzli i gąbek. Grzecznie wykonywała każde polecenie chłopaka – zamknij oczy, otwórz, broda do góry, głowa na lewo, wciągnij policzki. A po pół godzinie jej twarz nabrała całkowicie nowego wyrazu. Na jej powiekach – zarówno górnej jak i dolnej - pojawiło się mocne smoky eye, które rozjaśniał biały, matowy cień na środku powieki. Ramę dla oka stanowiła lekka, ledwo zauważalna przez ilość czarnego cienia, kreska. Całość zwieńczała gęsta zasłona, fakt faktem sztucznych, ale zawsze rzęs. Brwi delikatnie podkreślone ciemniejszą kredką, a na policzkach zebrał się cały komplet kosmetyków. Zarówno bronzer, jak i róż, i rozświetlacz. Wszystko ze sobą połączone w odpowiednich proporcjach pięknie modelowało jej twarz. Usta jedynie lekko muśnięte bezbarwnym błyszczykiem, który dodawał jej dziewczęcego wdzięku. Wszystko było gotowe po szybkim pofalowaniu końcówek włosów.
    Stanęła na równe nogi i ponownie spojrzała im w oczy. Podziw jaki od nich bił był zaskakujący. Dopiero gdy spojrzała w lustro umieszczone na ścianie zrozumiała ich zachowanie. Wyglądała pięknie. Jak nie ona. Gdyby ktokolwiek spojrzał na jej zdjęcie w „stanie” normalnym i teraz, miałby trudności, aby uwierzyć, że to ta sama osoba.
- No no. Muszę przyznać, że nigdy bym nie powiedziała, że zrobisz z niej taką sex bombę.
- Ma się te talenty. - dumny uśmiech aż garnął się na jego wiecznie roześmianą twarz
- Alexy, jesteś geniuszem w swojej dziedzinie. - stwierdziła blondynka wciąż wpatrując się w swoje odbicie
- Już nie przesadzajcie. Wiem, że jestem wielki, ale teraz chodźmy bo mnie reszta zaraz zje, że tak długo to trwało. - już przechodząc przez próg przypomniał sobie jeszcze o dwóch ważnych rzeczach, które musiały być, aby wypełnić cały wizerunek. Podbiegł do szafy z ubraniami i wyjął z niej zgrabną kopertówkę wyszywaną cekinami oraz kremową narzutkę na ramiona.
- Mam nadzieję, że to nie jest prawdziwe futro. - powiedziały obie praktycznie równocześnie, mając ten sam błagający ton głosu
- Nie jestem sadystą. Wyluzować moje panie. - zbulwersowany ruszył do przody, jednak kącik ust wciąż lekko unosił mu się ku górze
    Cicho. Bardzo cicho. W tle jedynie szybkie stukanie paznokciem o drewnianą poręcz schodów. Jeden okupował kanapę, inny skulił się na podłodze, opierając swoje plecy o kolumnę, a jeszcze jeden wpatrywał się w migoczące iskierki, skaczące w wielu kierunkach sprawiając, że ciemność pomieszczenia co raz zanikała, wraz z każdą kolejną ich falą. Gabriel jak zawsze zasiadł wygodnie w swoim skórzanym fotelu, jednak jego splecione palce, wzrok wpatrzony w drzwi wejściowe oraz powaga jaka z nich biła sprawiały, że jego spokój, który był jego znakiem rozpoznawczym w całym nadnaturalnym świecie, zniknął jak za pomocą magicznej różdżki.
    I w ten drzwi otworzyły się na roścież. Stanęła w nich w pełnej klasie. Uniosła głowę do góry, ramiona do tyłu, plecy proste. Spokojnie, krok za krokiem szła do przodu. Pierwszy stopień, potem drugi, i tak aż do samego końca. Kiedy znalazła się już na samym dole zerknęła na twarze wszystkich zgromadzonych i starała się samodzielnie odczytać swoją zieloną głębią, co myślą.
- No i jak wyglądam? - przełamała niezręczną ciszę jaka zapadła wraz w momentem jej wejścia
- Jak puszczalska panienka z nieco lepszego domu, która czeka na szaloną noc w łazience jakiegoś ekskluzywnego baru, na który jej w życiu nie będzie stać. - cieniutki głosik wypełniony śmiercionośnym jadem. Jej szpilki słychać było tuż po tym jak wyszła ze swojego pokoju. Szkaradny uśmiech widniał na twarzy wypełnionej nadmiarem makijażu. Kentin wraz z Arminem już wstawali, aby w nieco mocniejszych słowach odpowiedzieć na taki atak ze strony szatynki, jednak kiedy delikatnym, acz znaczącym ruchem ręki Lily poprosiła o spokój, wiedziano, że to ona teraz zabierze głos.
- Wiesz co Debra. Kiedyś mój znajomy pochodzący z Chin zacytował mi ich tradycyjne przysłowie. Co też uczynię i tobie. Nie podchodź do byka od przodu, do konia od tyłu, a to idioty w ogóle. Tak więc wybacz, ale mam ważniejsze rzeczy do roboty niż przesiadywanie w takim towarzystwie jak twoje. - podeszła do biurka zostawiając samotną dziewczynę, która nie mogła liczyć w tej chwili na czyjąkolwiek pomoc. Spojrzała łagodnym wzrokiem na mężczyznę za biurkiem, a wraz z jej lekkim uśmiechem całe ciśnienie, które w nim zalegało, opadło. Poczuł się znacznie lepiej. Pstryknął palcami wskazując na Armina, który chwytając za srebrną walizkę, znalazł się tuż obok nich.
- To wkładasz do ucha. Dzięki temu będziesz słyszeć wszystko to co do ciebie mówimy. - podał jej maleńki kawałek plastiku w kolorze skóry. Miał kształt zaokrąglonego stożka. - Dzięki temu – wskazał na maleńki kryształek – my będziemy wszystko słyszeć i widzieć. - zamontował go pośród wielu innych na powierzchni sukienki – I w ten sposób jesteś już gotowa.
- Nadal jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - stanowczy lecz łagodny ton Gabriela tylko pogłębiał jej chęć wyjścia z tego podziemia, które od jakiegoś czasu mogła nazywać domem
- Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam tak pewna swojej decyzji.
    Zachowując pełnię klasy i elegancji, stawiała delikatnie kroki, wspinając się po kamiennych schodach wyłożonych czerwonym, perskim dywanem z zielonym ornamentem. Wkoło plątało się wielu ludzi. Mężczyźni w drogich smokingach, kobiety starsze i młodsze w bogatych sukniach i kostiumach. Przed wejściem stało dwóch mężczyzn w garniturach z kaszmiru z granatowymi muszkami. Spokojnie podeszła do jednego z nich, wpatrując się mu prosto w oczy.
- Poproszę zaproszenie. - sięgnęła do kopertówki i wyjmując wizytówkowy papier z czarnym atramentem na jego wierzchu, podała do zgrabnym ruchem wprost w jego dłoń. Spojrzał na zgłoski wypisane eleganckim pismem po czym oddał zaproszenie dziewczynie – Proszę pani Traynor. Życzę udanej zabawy.
- Dziękuję. - odparła z lekkim uśmiechem wciąż wpatrując się w jego oczy, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej speszone
    Weszła spokojnie do pomieszczenia, które wręcz tonęło od nadmiaru złota. Ściany pokryte idealnie wypolerowanym drewnem jaśminowym z miodowym odcieniu, a szczeliny pomiędzy deskami wypełnione złoceniem. Podłoga oraz kolumny, które ustawione były wzdłuż korytarza z jasnożółtego marmuru, który dzięki światłu, jakie padało ze szklanych żyrandoli, większych niż nie jeden pokój, faktycznie przybierał barwę szlachetnego kruszcu. Po bokach długie, ciągnące się daleko zza obszar wzroku, recepcje, gdyż kasyno od niedawna sprawowało rolę również ekskluzywnego hotelu. Oczywiście gdzie złoto, tam nie może zabraknąć również królewskiej czerwieni w postaci kuszących swoją intensywną barwą dywanów. Sprawiały wrażenie, jakby była to rzeka świeżej krwi, po której chodzi się jakby była to chmura wypełniona najdroższym pierzem.
    Wewnątrz było jeszcze więcej ludzi. Tiule, pióra, krawaty, brokaty, żele i wysmakowane chusteczki. Wszystko mieszało się ze sobą tworząc jedną, wielką, kolorową plamę. A wokół nich krążyli młodzi mężczyźni w białych koszulach, czarnych kamizelkach z dzianiny i idealnie białych rękawiczkach, którzy zabierali wierzchnie odzienie i kierowali się w stronę recepcji.
    Również ją dopadł jeden z nich. Po uprzejmym skinieniu tułowia i zapytaniu czy może, odebrał od niej futro i odniósł, tak jak robił to z setką innych. W tym samym czasie znaczna liczba osób przebywających w holu zwróciła uwagę na jej osobę. Nie wiedziała czy to za sprawą tego, że jest tu pierwszy raz, czy też jej wyglądu. Jednak według niej, niczym szczególnym nie wyróżniała się spośród dziesiątek innych kobiet w tym kasynie.
    Kiedy stanęła na chwilę, aby rozejrzeć się wokół poczuła za sobą delikatny świst powietrza, czuła każdy jego ruch. Dzięki temu czuła się pewniej. Alexy czuwał tuż przy jej boku i dzięki temu nie musiała przed niczym się hamować.
    Dochodząc do końca korytarza napotkała schody na dół, a przed nią ukazał się obraz, który mogła wcześniej zobaczyć tylko w filmach o Jamsie Bondzie.
    Całość podzielona była jakby na trzy części. W pierwszej tuż przy schodach odbywały się standardowe rozgrywki karciane. Pokera, blackjacka, brydża, bakarata. W drugiej ustawione były stoły do gry w ruletkę czy koło fortuny. Ale również wprowadzono bardziej nowoczesne technologie jak automaty. Również wygląd obu sal różnił się od siebie. Pierwsza była niezwykle dostojna. Sufit w kształcie kopuły z kryształowym sklepieniem z kamienia. Dzięki temu pomieszczenie zyskiwało na większości. Z niego zwisały lampy na czerwonych wstęgach z zielonymi i białymi kryształami. Na środku stała fontanna, na której wyryte były symbole rodziny Vargas. Po obu stronach rozciągających się dywanów stały ogromne dębowe stoły do gry a wokół nich ustawione krzesła z naturalnej skóry w kolorze beżu. Przy każdym ze stołów stał krupier ubrany tak samo jak mężczyźni w holu. Było to bardzo jasne pomieszczenie oraz wypełnione zielenią. Gdzie nie spojrzeć stała jakaś bogato zdobiona lampa albo dorodny kwiat.
    Obok jednak był zupełnie inny świat. Gdy sklepienia się skończyły, sufit powoli zaczął się obniżać. W końcu doszedł po linii prostopadłej ze ścianą co wyglądało dosyć odważnie. Tutaj zastosowano już podwieszany sufit w kształcie koła, w środku którego zawieszono rozległe acz płaskie oświetlenie. W koło stały białe i czarne kanapy z pikowaną tapicerką. Na podłodze szara mozaika. W centralnej części skupiały się stoły do ruletki, jedno koło fortuny, a po zewnętrznej stronie, tuż przy ścianie, kilka automatów.
    W trzeciej części, która była wyglądem bardzo zbliżona do poprzedniej, stał długi bar z kilkoma barmanami oraz parkiet do tańczenia. Tutaj również gościły wygodne kanapy, ale także stołki barowe oraz w dalszej części, bardziej odseparowanej od reszty, stoły gdzie można było spożyć posiłek.
    Dopiero kiedy Lily spojrzała na parkiet dostrzegła, że wokół rozbrzmiewa muzyka. Jednak takiej melodii jeszcze nigdy nie słyszała. Spokojna, pełna klasy, jednak miała coś w sobie, coś co sprawiało, że chciała tam jak najszybciej pójść i skorzystać z jednej z tych rozrywek.
Już by się tak stało, gdyby nie dostrzeżenie przez Lily jej celu. Tak. Pablo Vargas. Siedział rozłożony na wielkiej kanapie, na podwyższeniu w środkowej części. Po obu jego stronach siedziały dwie dziewczyny w nieco skąpych strojach i przymilały mu się na wszystkie możliwe sposoby. Lecz ten zachowywał się jakby ich w ogóle nie było. W lewej jak i z prawej strony stali ochroniarze, którzy zdecydowanie przesadzili z siłownią i sterydami.
- Lily. To on. Spróbuj zwrócić na siebie jego uwagę. - usłyszała w słuchawce poddenerwowany głos Armina
    Nie odpowiedziała nie chcąc, aby ktoś to zauważył. Zeszła powoli po schodach i skierowała się w stronę baru, jednak szła jak najbliżej podwyższenia, na którym znajdował się Vargas. Kiedy była już w jednej linii w nim, zwolniła kroku i odwróciła głowę w jego stronę. Spojrzała prosto na niego. Zauważył to. Zauważył jej przeciągłe spojrzenie a potem lekki uśmiech na twarzy. Teraz wiedziałam, że pójdzie już z górki.
    Zamówiła sobie szklankę martini z lodem i powróciła do pierwszej sali tą samą drogą, jednak tym razem bez spoglądania na mężczyznę. Nie był tym faktem zadowolony. To była jego zdobycz tego wieczoru. Ona była już jego własnością.
- No to co panowie. W co dzisiaj sobie zagramy? - powiedziała szeptem zasłaniając usta szklanką
- Poker rzecz jasna. Będziesz miała idealne miejsce do obserwacji z tego miejsca.
    Podeszła do stołu gdzie właśnie zakończyła się poprzednia rozgrywka i zaczynała kolejna. Usiadła na krześle tak, że teraz miała wzrok Pabla w linii prostej po tym jak podniosła głowę. Wraz z nią było tam również trzech innych graczy. Jeden Chińczyk, Afrykańczyk oraz jedna kobieta najprawdopodobniej ze Stanów, która usiadła naprzeciwko niej. Uniosła lewą rękę, wzywając tym samym kobietę z czerwonym, obcisłym kombinezonie, która zajmowała się rozdawaniem żetonów pieniężnych. Podała jej kartkę i wyszeptała do ucha słowo „wszystko”. Spojrzała na kobietę siedząco naprzeciwko. Starsza, około pięćdziesiątki, w eleganckiej, czarnej sukni z dekoltem w serek. Włosy nieco posiwiałe, spięte w sztywnego koka. Patrzyła na dziewczynę jakby była jej śmiertelnym wrogiem. Robiła to z taką goryczą i dezaprobatą, że aż miło było pomyśleć, co by się stało gdyby tego wieczora wygrała.
    Kiedy jej pieniądze pojawiły się na stole, a była to kwota równa pięćdziesiąt milionów, dopiero podniosła wzrok spoglądając na swój cel. Udawał, że spogląda gdzieś w głąb sali, lecz jego wzrok co chwile plątał się wokół jej osoby. Uśmiechnęła się w duchu, nie chcąc dać po sobie poznać jakichkolwiek emocji.
- Panie i panowie. Rozpoczynamy grę. Odmiana Hold'em bez limitu. Pięć kart na stole, po dwie dla graczy. Pan Ho pięć tysięcy mała w ciemno, pan Kalari dziesięć tysięcy duża w ciemno. - oboje mężczyźni rzucili żetony na stół i można było zacząć rozgrywkę – Dziękuję. Miłej gry i życzę powodzenia. - Lily ponownie rzuciła okiem na kobietę, ponieważ wiedziała, że to będzie jej główny przeciwnik w tym momencie. A ona jakby nie zwracała na nią uwagi. Zachowywała się, jakby Lily była jedynie niewielką przeszkodą do osiągnięcia kolejnego zwycięstwa. Karty zostały rzucone i każdy spojrzał jakie przypadły mu w udziale. Lily pozostawała w dalszym ciągu z tą samą mimiką, jednak kobieta jakby się zamyśliła. Czyżby los się od niej uśmiechnął? Pomyślała. - Czworo grających. - trzy karty pojawiły się na stole. Piątka, ósemka i dziewiątka kier. - Pan Ho rozpoczyna.
- Czekam.
- Czekam. - odparł również siedzący obok
- Pięćdziesiąt tysięcy. - odparła kobieta i położyła dwa żetony.
- Podstawienie. - spojrzały sobie prosto w oczy. Obie były niezwykle zdeterminowane. Jednak starsza zacisnęła lekko wargi i poruszyła nimi w obu kierunkach. Czyżby ktoś tu blefował? Lily rzuciła również dwa żetony i czekała na rozwój wydarzeń.
- Wyrównanie. - jego wzrok ponownie powędrował na mężczyzn, którzy jeden po drugim rzucili mu karty – Pas. - zebrał żetony i dołożył jeszcze jedną kartę, dziewiątkę trefl. - Pani McCall. - po dłuższym zastanowieniu i spojrzeniu kilkukrotnie na blondynkę rzuciła kolejne pieniądze.
- Przebicie sto tysięcy. - jednak ponownie zagryzła wargę jakby niepewnie
- Hmm. No niech będzie. - i kolejne pieniądze padły na stole
- Wyrównanie.
- Ona blefuje. Na pewno nie ma dobrych kart. - usłyszała prosto w swoim uchu. Niezbyt podniosła ją to na duchu. Była niezwykle zdeterminowana, ale wiedziała, że to może nie wystarczyć. Krople niepewności co chwilę w nią uderzały. Czuła ogarniające ją ciepło ludzkich ciał. Perfumy łączyły się ze sobą tworząc nieestetyczną plamę. Zapach alkoholu do tego potęgował gorzkie odczucia.
I kolejna karta powędrowała na stół. Dwójka kier.
- Pani McCall. - czarno-białe żetony padły na blat a zaraz potem przyłączyła się Lily z lekkim uśmiechem – Wyrównanie. Pani McCall, proszę pokazać karty. Full. Dwójki na dziewiątkach. Pani Traynor. - odsunęła od siebie karty nie odkręcając ich, co oznaczało, że tym razem pasuje.
- Co ty wyprawiasz? Miałaś taką okazję! - głos Kentina jeszcze bardziej wzbudził z niej chęć wygranej, a wiedziała, że w niedalekiej przyszłości to się wydarzy
    Kolejne karty padały na stole, coraz to wyższe kwoty wypowiadano. W kolejnych partiach to dwaj mężczyźni co raz wygrywali, lecz ani jedna ani druga zbytnio nie włączały się do gry. Czekały na swoje pięć minut.
    Gra toczyła się już ponad godzinę. Następne cztery karty zostało wyłożonych i kolejne dwie dla każdego gracza. Chińczyk czekał, drugi dał trzysta tysięcy ze swojej puli.
- Wyrównanie. - po ruchu Lily – Również. - nie dawała za wygraną – Trzech grających. - kolejna karta doszła to reszty. Mężczyzna stuknął w stół co oznaczało czekanie. Lily spojrzała głęboko w oczy kobiecie i sprawdziła swoje karty – Pani Traynor. - ponownie spojrzenie na panią McCall i delikatnym ruchem przejechała po kartach gdzie były wyższe nominały. Chwyciła jedną i z gracją położyła na powierzchni. - Przebicie. Pięćset tysięcy. - kobieta ponownie zagryzła lekko wargę i wpatrywała się z czerwoną tabliczkę. Ze skupieniem na twarzy rzuciła dwie czerwone tabliczki. - Przebicie. Milion.
- To raczej nie mój dzień. - mężczyzna rzucił karty i odszedł od stołu
- Pas. Dwóch grających. Pani kolej. - spojrzał na Lily, która krążyła swoim głębokim spojrzeniem po twarzy rywalki. Obserwowała każdą zmianę w mimice, każdy ruch najmniejszej zmarszczki, krążenie oczami.
- Dwa. - i dwie niebieski karty trafiły na stół
- Stawka dwa miliony. Pani kolej. - założyła rękę na rękę i lekko przymrużyła oczy
- Wszystko. - szybkim ruchem posunęła wszystkie pieniądze zebrane w małych, drewnianych krążkach i kartach, i ponownie spojrzała na blondynkę, z dziwną pewnością siebie i wyczekiwaniem na jej ruch
- Wchodzę. - bez chwili zastanowienia również rzuciła się w grę, z której nie było już odwrotu i rzuciła okiem w stronę Pabla. Podparł brodę ręką i wpatrywał się w rozgrywkę z nie mniejszym zainteresowaniem jak sami grający
- Panie, odkrywany karty. - Lily rzuciła jako pierwsza. Król i as kier. Znów rzut oka na kobietę.
- Full. Króle na asach. Pani kolej. - z miną zbitą jakby z tropu, zdziwioną i bezradną położyła dwie karty na stole, jedna pod drugą.
- Cóż. Takie życie. - opadły jej ramiona i delikatnie przeciągnęła jedną na bok. - Ups. Chyba wygrałam. - gdyby ktoś teraz mógł podstawić dziewczynie lustro, aby zobaczyła swoją minę. Zszokowanie, niedowierzanie. Jakby straciła z rąk coś, co należało tylko do niej. A McCall? Taki szyderczy uśmiech mogła przebić tylko Debra. Pstryknęła palcami uniesionej ręki, aby wezwać kelnera. - Poproszę kieliszek szampana. Też chcesz? - ironiczna chęć była miłą i uczucie bycia panią świata, tego dla blondynki było za wiele.
- Szanowni państwo. Gramy już dwie godziny. Ogłaszam pół godziny przerwy. - Lily momentalnie zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę holu.
- Dajcie mi więcej pieniędzy. Wiem, że mogę ją pokonać. - mówiła do przyjaciół znajdujących się na zewnątrz, ustawiając się tak, aby nikt nie widział ani nie słyszał co robi
- Nie. Znajdź inny sposób.
- Wiem, że to moja wina. Chciałam zrobić to zbyt szybko. Ale...
- Nie mogę. Przegrałaś. Teraz wykombinuj jak...
- Przepraszam. - niski głos mężczyzny rozbrzmiał zza plecami Lily. Ze strachu przed zdemaskowaniem aż podskoczyła. Usłyszała w jego głosie tą dziwną aurę, która pozwalała jej rozróżniać gatunki. Szorstka i ostra. Wilkołak. - Proszę mi wybaczyć. Nie chciałem pani przestraszyć. Moje nazwisko Tillie. - był to około pięćdziesięcioletni mężczyzna z francuskim akcentem. Coś co niezwykle przykuwało uwagę to blizna, która przecinała jego lewe oko. Głęboka. Brzydko się zagoiła.
- Czy my się znamy? - przez odgłosy muzyki i rozmów toczących się wokół tej dwójki, jej głos sprawiał wrażenie przydymionego. Jednak jej wizerunek aż błyszczał. Z wielkich żyrandoli padało światło, dzięki któremu jej włosy stawały się złote, a suknia uwydatniała jej desperację, ale jednocześnie chęć dalszej walki. I wygranej. On natomiast miał twarz szarą i ponurą. Ale było w niej coś, co dawało mu atut akceptacji u otoczenia.
- Nie. Ale wiem, że gdzieś tu, w pobliżu znajduje się mój stary przyjaciel Gabriel. Nieprawdaż?
- Nie. Myli się pan. - stanowczo, acz sprawiała wrażenie niezwykle delikatnej
- Och proszę cię. Czuję na tobie jego zapach już na drugim końcu sali.
- Dobrze Lily. Mówi prawdę. Znamy się. - usłyszała w słuchawce uspokajający ton
- Czego pan chce?
- Jestem pod wrażeniem twojej gry. Możesz to wygrać, a ja ci w tym pomogę. Pięć milionów. - oddychała powoli i spokojnie obserwując jego zachowanie, czy przypadkiem nie ma zamiaru wciągnąć ją w coś czego nie chce
- Gabriel, co o tym myślisz? - i długo nic. Słychać było jedynie szmer przesuwanego palca po blacie obok komputera
- Dobrze. - odparł żwawo – Wisi mi z dawnych lat przysługę, więc niech teraz się odpłaci.
- Jaki werdykt?
- Niech będzie. Pięć milionów.  


Cześć wszystkim. Oj nie było mnie tu trochę. Ale sporo się pozmieniało ostatnio i wydarzyło więc musiałam poświęcić czas na coś innego niż pisanie. Trochę mi tego brakowało. Ale mam nadzieję, że już wszystko wróci do starego rytmu. Tak więc już zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału. 
Pozdrawiam Was i do następnego :) 

3 komentarze:

  1. Jestem pierwsza??? Taaak!!!
    Chyba nie jestem w stanie napisać czegoś sensownego. Powiem tylko, że kocham twoje opisy, a w dzisiejszym rozdziale naprawdę czułam się jak w Bondzie ( xD ). Wszystkiego dobrego i do zobaczenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stęskniłam się za twoi opowiadaniem ^^ Dwa miesiące! Już myślałam że przepadłaś na wieki ;-;
    A rozdzialik jak najbardziej na poziomie poprzednich ^^
    Naprawdę mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejjo !

    Powiem ci że masz nową czytelniczkę czyli mnie xD
    Strasznie wciągnął mnie twój blog i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^^
    Nie zbyt wiem co ci tutaj napisać więc powiem tylko tyle że świetnie opisujesz to wszytko,tak zrozumiale i mile dla oka , fabuła świetna ...uhh dobra nie będę ci aż tak komplementować mam nadzieję że w najbliższym czasie napiszesz kolejny rozdział a nie będziesz robiła dość długie przerwy jak wcześniej widziałam...
    No cóż czekam niecierpliwie ,życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń